czwartek, 3 czerwca 2021

Na 50 ławce ...

 W zeszłą sobotę jechaliśmy w Górach Sanocko-Turczańskich szutrową drogą za Ropienką Górną. Obok wybudowano nowe zbiorniki retencyjne, trochę dalej za zakrętem podmokła łąka, w oddali pasły się krowy, a ze stawu rozlegało się kumkanie żab. Jak dawno ich nie słyszałam ... ale uwagę moją zwróciły różowo fioletowe kłosy kukułek, storczyków zwanych inaczej stoplamkami, mam nadzieję, że dobrze rozpoznałam:-)




Dziś poszłam na Kopystańkę, w towarzystwie Mimy. 
Ależ to była wyprawa, każda kałuża jej ... żeby to kałuża, to były głębokie koleiny z zastoiskami wodnymi, z gliniastym błockiem, a także z kumakami górskimi. Jej to nie przeszkadzało, kładła się, chłodziła brzuszek, a po wyjściu otrzepywała się na moje spodnie:-) Właściwie nie przeszkadzało mi, że ona taka oblepiona gliną, przeschnie, wykruszy się, a na dodatek na powrocie wykąpie się w potoku:-)
Łąki kwitną, unosi się świeży zapach zieleni, a na dodatek wszędzie kwitnące głogi, wędrowałam w ich słodkim zapachu przez cały czas, bo wszędzie zarośla tarninowo-głogowe.



Widoki wokół oszałamiające, brzęk pszczół na kwieciu, jakiś ptak pit-pilit nawoływał, derkacze terkotały, a pod samym Kopyśnem tak ogromny drapol wystartował tuż przed nami z wysokiej trawy, że aż przysiadłam.





Przed nami Kopystańka, wyłoniła się zza drzew, zza wypukłości łąk, a my z Mimą raz suchym szutrem, raz drogą z głębokimi koleinami wypełnionymi wodą parłyśmy dzielnie naprzód.


Przez Kopyśno, właściwie bezludną wieś-widmo było bardzo błotniście na zacienionej przez stare drzewa drodze. Z jednego domu wybiegł pies-staruszek bez złych zamiarów, powąchał się z Mimą, tuż za nim wyszła bardzo starsza pani, pozdrowiłyśmy się, zawołała Gucia, ale on szedł za nami krok w krok, za którymś zakrętem został. Szlak wyprowadził nas na łąki ...


Ze szczytu schodziły pierwsze turystki, a ja zauważyłam między rozjeżdżonymi koleinami kolejnego, mizernego storczyka:-)


Z samego szczytu Kopystańki przepyszne widoki dookoła ...





Na Kopystańce znajduje się 50-ta, ostatnia ławka z tych wielu  rozrzuconych po okolicznych górach. 
Niestety, nie mam zdjęcia na niej, jeszcze nie rozgryzłam, jak ustawić aparat z samowyzwalaczem, zatem mam tylko sama ławkę:-)



Poza tym zainteresowały mnie łany storczyka męskiego, kwitnącego trochę poniżej szczytu, tam zabawiłam dłużej z aparatem. Jeszcze niżej wśród typowych jaśniutki, prawie albinosik ...





Wracałam przez łąki, chciałam ominąć błoto na szlaku. Tuż przy zaroślach coś białego, to narcyzy, pozostałość po dawnych mieszkańcach, ale jakie urodziwe, pełne.


Powrót tą samą trasa, przez łąki, wydaje mi się, że nawet o wiele ładniejszą, niż jak prowadzi szlak do Rybotycz. Przestrzeń, widoki ... zawsze wracam w dolinę potoku trasą gazociągu, tam niższa trawa, wysącza się źródełko, i kwitną krzyżownice. 


Mima nałapała w sierść masę kleszczy, była niespokojna, obrałam ją z nich, dosłownie dziesiątki, jest zaopatrzona środkiem na kleszcze. Po powrocie do chatki wydyszała zmęczenie, potem zjadła miskę i śpi ... pachnie wodą, mułem, trawą, ale tak przyjemnie:-)
Nie myślcie, że jest już bardzo czerwcowo, letnio i ciepło, palimy jeszcze w piecu. A jak pali się w piecu, to i proziaki można upiec na blasze:-)


Przy okazji odwiedzin u babci przyuważyłam przy leśnej drodze taką roślinę, delikatne kwiatostany jak na świeczniku, bardzo ładna i ciekawa, nigdy takiej nie widziałam, może zachwycam się pospolitymi roślinami, ale są takie ładne:-)



Znalazłam też niedaleko mostu na Wiarze w Nowych Sadach kolejny żeliwny reper, a tak mi się rzucił w oko po marcowym wpisie zaprzyjaźnionego blogera:-)


Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za odwiedziny, udanego weekendu życzę, pa!




29 komentarzy:

Zielonapirania pisze...

Prosiaki z masłem.i gorącym mlekiem, wspomnienie dzieciństwa i Mamy... nie do powtórzenia ten smak i ten zapach.
Z Kopystanki piękne widoki, można by kontemplować na tej ławeczce godzinami, eh... Cudownie!

Zielonapirania pisze...

Proziaki:)

grazyna pisze...

Już tchnie latem, takie łąki to już letnie...jeszcze zieleń jest intensywma, taka wiosenna. Cudny spacer, ciekawe ile Ci to zajeło czasu.
Ale urodzaj storczyków!
Swietny jest ten pomysł z 50 ławkami.
JA ciagle nie mam aparatu więc i entuzjazm do spacerów mniejszy. Wczoraj jednak wyszłąm do lasu kabackiego, cała Warszawa tam była..
Ciebie nie napadają kleszcze? ja wczoraj wróciłam z jednym, na szczęscie złapałam go , jeszcze sie nie wbił. Potem sie prysznicowałam dlugo, mam obsesje, bo kuż miałam boreliozę.
te narcyziki śliczne..ile jeszcze jest mieszkańców w tej wioseczce Kopysne?
pozdrawian serdecznie

Aleksandra I. pisze...

Wspaniała wędrówka, a te widoki na wzniesienia, na przestrzeń zieloną w niesamowitych odmianach zieleni robi wrażenie. Można zmęczyć się ale ile szczęścia w sercu. Lubię przyglądać się tym polnym kwiatkom, a szczególnie fotografować je. Serdecznie pozdrawiam

jotka pisze...

Oj, poszłabym z wami na te łąki!
U nas czytam na stronie internetowej miasta pretensje mieszkańców, że trawy na trawnikach za wysokie, a to właśnie piękne jest, bo i kwiatów mnóstwo.

ikroopka pisze...

Piękne widoki, ale na samą myśl, że mam iść trawiastymi łąkami, robi mi się słabo, przez te kleszcze :( Ławeczki mi się bardzo podobają:)

kobieta w pewnym wieku pisze...

A ja mam weekend w ogrodzie. Oczywiście pracowity. W ten sposób odpoczywam. Haha.

wkraj pisze...

Czytając Twojego posta przypomniał mi się film o Rumunii, gdzie pokazywano polanę cała zarośniętą przez narcyze właśnie. Wytyczone były ścieżki aby ich nie deptać i nie niszczyć. Coś jak nasze krokusy w Tatrach. Przyroda jest niesamowita i w dzikich miejscach można spotkać narcyze lub jak blisko nas las rododendronów. Pozdrawiam serdecznie :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Piranio, próbowałam kiedyś proziaki upiec w piekarniku, potem na patelni ... nie ten smak, musi być blacha na kuchni; nasza mała połoninka, widoki dookólne, kiedyś widać było bieszczadzkie połoniny, teraz drzewa urosły i przysłoniły; można, widoki cudne; pozdrawiam.

Grażyno, zapach na łąkach nie do opisania słowami, świeżość połączona z nutką kwiatową, jakby papranie przyniesione do domu ze sznurka na powietrzu:-) było niezbyt upalnie, zefirek chłodził delikatnie, coś koło 4 godzin byłam w drodze. Kopystańka w zasięgu wzroku, niby niedaleko, ale w sumie w terenie droga w obie strony rozwija się do 12 km, niby niedużo, ale najbardziej daje w kość podejście na łąki i potem powrót do chatki z obniżenia potoku:-) ładny dzień, wolny od pracy, to i ludzie wyszli; napadają mnie kleszcze, wędrują po mnie, ale jakoś do tej pory ustrzegłam się, choć bywam pogryziona; chyba tylko ta babcia mieszka we wsi, inni na letnisko przyjeżdżają; pozdrawiam.

Ola, tak, to bardzo ładna trasa, widokowa, bardzo zielona, no i poza szlakiem, taka nasza:-) zmęczyłam się, ale zadowolona byłam bardzo, dałam radę, swoim tempem, w samotności, do woli pasłam oczy i duszę; jeszcze nie zakwitły rumiany, to dopiero będzie widok, za parę dni pójdę na łąki; pozdrawiam.

Jotka, idzie się grzbietem wzgórza wśród falujących traw, towarzyszy śpiew ptaków, przeważnie skowronków i nic nie zakłóca spokoju, bo nie ma tam ludzi; kiedy patrzę, jak pracownicy utrzymania zieleni w mieście maltretują te biedne trawniki kosząc je do gołej ziemi, to mam ochotę na nich nakrzyczeć, całe łany koniczyny czy innych kwitnących bezdusznie mielą kosami, po co? niech dokwitną w spokoju, potem kosić; pozdrawiam.

Ikroopka, ależ kleszcze od razu nie atakują, można je strzepnąć ze spodni, wyprysznicować się po przyjściu do domu, zmienić odzież i będzie dobrze:-) mam kontakt z tymi dokucznikami od dzieciństwa, nie reaguję panicznie; mamy dwie ławeczki, na Kopystańce i na Połoninkach Arłamowskich, bardzo akuratne miejsca, godzinami można siedzieć, ale inni czekają w kolejce:-) pozdrawiam.

Ela, to tylko wyprawa w święto, moja procesja wśród natury, a wczoraj i dziś kosa spalinowa w ruch i koszenie, bo trawa prawie
w sadzie już prawie po pas; nie za długo, po kawałku i w przyszłym tygodniu może skończę, a tu już grządki warzywne czekają do oplewienia, zielsko nie czeka; pozdrawiam.

Wkraju, te narcyzowe polany były w naszych planach, ale jeszcze nie doszły do skutku:-) na Ukrainie udało się zajechać do Doliny Narcyzowej, w górach rumuńskich jeszcze czekają na nas; na przełęczy Prislop krokusy oglądaliśmy, to coś niezwykłego, całe zbocza fioletowe, był plan na dzikie piwonie w środku Transylwanii, ale covid przeszkodził; właśnie takie miejsca mnie fascynują, znane rośliny w naturze, w ogrodzie to żadna atrakcja:-) las rododendronów? pisałeś gdzieś o nim? widziałam las z lilaków czyli bzów, też w Rumunii:-) pozdrawiam.

BasiaW pisze...

Wasze łąki to bogactwo Marysiu, ale miałabym raj plotąc wianek na zakończenie oktawy...a u nas mizerniutko...

wkraj pisze...

Pytałaś o las rododendronów, opisywałem go kiedyś na moim blogu, podaję linka
https://fotowycieczki.blogspot.com/2008/06/rowerem-woko-lublinca.html
Pozdrawiam serdecznie :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Basia, oj tak! wybór kwiecia przeróżnego prawie nieograniczony:-) u nas, w rodzinnej wsi mama plotła wianki malutkie, każdy z innego zioła, a potem nizała je wstążkę; pozdrawiam.

Wkraju, 2008 rok:-) wtedy jeszcze nie istniały dla mnie blogi, swój zaczęłam pisać w 2011; zajrzałam do tego wpisu, coś niezwykłego; pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

A ja nie znam proziaków. Jak się je robi, wyglądają pysznie. I tyle informacji. Uwielbiam polne kwiatki, też zawsze obfocę co ciekawsze :) Na szczęście u nas kleszczy jak na lekarstwo. Pozdrawiam, Tymotka

mania pisze...

Taki to czerwiec dziwny, że trzeba w piecu palic a rano jadąc do pracy włączać ogrzewanie, bo ledwie 5-7 stopni. Dobrze, ze przyroda nadrabia zaległości, storczyki w tym roku wyjątkowo liczne, zauważyłam też zbierając pędy sosny na syrop, że wyjątkowo soczyste w tym roku, przesypane cukrem od razu puściły sok.
Podobno na kleszcze pomaga czystek, są specjalne preparaty dla psów, widziałam reklamę w jakimś czasopiśmie. Florkowi aplikuję psikacz z olejkiem eukaliptusowym, zazwyczaj działa.
A co do ławeczek - zamierzasz odwiedzić wszystkie? :)
Pozdrawiam serdecznie

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Tymotka, to najprostsze placuszki pod słońcem, ciasto zagniecione z sodą i kefirem, upieczone na blasze kuchennej; smakują najlepiej ciepłe, posmarowane masłem, a masło roztapia się i trzeba je szybciutko zlizywać:-)
moc kleszcz u nas, Mima w tamtym roku dwa razy chorowała na babeszjozę, wczesną wiosną i późną jesienią; pozdrawiam.

Mania, nie ma co narzekać, jest coraz cieplej, idzie ku dobremu; wody rośliny mają dosyć, są soczyste, dorodne, tak samo pędy sosny, wszystko buja, a mnie już ręce opadają przy tej trawie; czystek piję ja, a kleszcze nic sobie nie robią z tego, skłaniałabym się bardziej ku olejku z drzewa herbacianego, on bardziej wonny, podobnie jak eukaliptusowy; środki przeciw kleszczom dziwnie drogie, na siebie tyle nie wydaję pieniędzy:-) podoba mi się rajd pt. "50 ławek":-) pozdrawiam.

Monika Olga pisze...

Kojące widoki!

AgataZinkiewicz pisze...

Prozwkow dawno nie robiłam... W piecu nie palimy dopiero od kilku dni... Od kilku a jak widać jeszcze nie wszędzie przestali palić... Nosz tą pogoda. Co zrobić. Ciepło w domku też musi być... My mamy zimno bo na dworze skwar... Cudnie. Piękne widoki. Pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Monika, żebyś wiedziała:-) samotna wycieczka, tylko z psem bardzo poprawia samopoczucie; pozdrawiam.

Agata, zimne noce były, moje ogórki, pomidory stały jak zaklęte, dopiero w ostatnich dniach ruszyły; chyba wreszcie zaczyna się lato, te skoki temperatur dają mi w kość; widoki z góry dalekie, aż na Ukrainę; pozdrawiam.

Krzysztof Gdula pisze...

Można powiedzieć, że była to babska wyprawa na Kopystańkę :-)
Mario, jak się nazywa roślina widoczna na ostatnim zdjęciu? Pytam, bo takie, albo bardzo podobne, widziałem na Roztoczu. Wczoraj tam byłem, spóźniony, bo głogi już przekwitły.
Ale za to na łąkach dużo kwiatów, co i tutaj widzę. Czerwiec jest chyba najładniejszym miesiącem na łąkach.

don't blink pisze...

Po raz pierwszy od 14 lat nie pojechałam wiosną w góry. Trochę mi smutno, ale niestety nie mogę dojść do ładu ze swoim biodrem. Wielkie błoto kojarzy mi się z wędrowaniem po Bieszczadach. Piękny spacer odbyłyście:). Dzikie łąki czerwcowe chyba wszędzie są przepiękne.

Anonimowy pisze...

Niezwykłe i przecudnej urody widoki nam serwujesz Mario, jak zwykle. Do tego te cudne kwiaty, zwłaszcza storczyki i te cudnie niebieskie krzyżownice, nie spotkałam ich jeszcze. A tego kremowego już zidentyfikowałaś, bo też go nie znam? W ogóle to okolice zachwycające i bogate w historię, którą dzięki Tobie po trosze poznaję. I na koniec coś dla ciała - placuszki, palce lizać. To jest to! Pozdrawiam, Alik

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krzysztof, tak, babska, dobrze czułyśmy się w swoim towarzystwie:-) To jest kuklik zwisły, niepozorne kwiatuszki, a przeurocze, zawsze zwracam na nią uwagę na łąkach. Już poszedłeś na wędrówkę? a jak Twoje zdrowie po usunięciu woreczka żółciowego? Tak, głogi przekwitają, a przygotowuje się dereń świdwa, miejscowi mówią na niego krótko- świd. Łąki kwitną, pachną, jak wiatr powieje, niesie świeży aromat, nie do podrobienia. Szkoda, że za chwilę cała ta krasa polegnie pod kosą; pozdrawiam.

Don,blink, cykliczne wyjazdy dokądkolwiek stają się swoistą tradycją, a kiedy coś zaburzy ten rytm, odczuwamy wielki brak; Tobie na wyjazd nie pozwoliło zdrowie, oby bioderko szybko wróciło do formy; błota w górach sa swoiste, oblepiające, plastyczne, wciągające, gliniasta maź. Mima lubi te spacery, bardzo się uspokoiła, odkąd nie ma Amika, trzyma się mnie jak rzep, przedtem psy chodziły same, bo wokół nas pustki. Łąki przecudne, aż żal kosić; pozdrawiam.

Alik, zieleń, wszędzie zieleń, poduchy różnych odcieni; storczyki w tym roku nad wyraz dorodne, wykosiłam swój sad, omijając swoje okazy, w trawie było im dobrze, cieniście, na słońcu zaczynają schnąć; krzyżownice na murawach kserotermicznych, też różne odcienie, od różowego po fioletowe, niewielkie to roślinki, acz zachwycające; niestety, nie wiem, co to za roślinka z kremowymi kwiatami, zawsze liczyłam na zaprzyjaźnionego botanika, Staszka, ale może nie zaglądał tutaj:-) proziaki zawsze smakują, unosi się zapach przypieczonej mąki, zawsze ściągnie męża do kuchni:-) pozdrawiam.

Lidka pisze...

pospolite ponoć rośliny są najładniejsze :) moje ulubione to łubiny i malwy:)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Lidka, najładniejsze, bo rodzime, tak teraz zachwycam się wielosiłem, choć go wysiewałam; miałam kiedyś przecudowne malwy pod domem na wsi, w którym mieszkaliśmy, bordowe, pełne, krasawice; pozdrawiam.

Krzysztof Gdula pisze...

Zdrowie dobre, dziękuję.
Uznałem, że skoro nie będzie wstrząsów, podskoków, ani wspinania się po skałach, mogę iść na wędrówkę po Roztoczu. Mario, tak się układa, że rzadko jeżdżę. Jeśli mam wolne dni (bo dorywczo pracuję u zięcia), to pada deszcz, a jeśli jest pogoda, to albo jestem w pracy, albo u „dochtorów”. A wydawało mi się, że na emeryturze będę panem swojego czasu...

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krzysztof, niby tak, ale wysiłek jest, rana świeża; jak to w życiu, są różne zajęcia, a przecież nie musisz bez przerwy chodzić po Roztoczu, choć pewnie zdawało Ci się, że jak skończysz z pracą, to będzie dużo czasu, budzisz się rano i wybierasz odpowiednią opcję:-) czasami i poleniuchować trzeba; pozdrawiam.

pytu pisze...

To byłby drugi reper na Pogórzu Przemyskim , ale jakiś trochę inny , czy był na nim jakiś napis , pewnie też wiarowy . Może jest ich więcej .

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Piotrek, reper jest pomazany farbą, ale da się odczytać chyba "1930", są jakieś inne znaki, może gdyby zdrapać farbę, łatwiej byłoby odczytać; jest taka okrągła jakby tarczka, i na niej też jakieś cyfry; będziesz przejeżdżać przez most na Wiarze, to zerknij, tuż obok; pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Czyli oznacza on coś innego trzeba by sprawdzić .