poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Sen ...

.... to nie był dobry sen.
W piątkowy poranek obudziłam się z przeświadczeniem, że coś złego się wydarzy.
Mój Boże! co może złego wydarzyć się? jest wiosna, piękna pogoda, grzebię sobie na grządkach, Maks bawi się różnymi patykami ...
Potem przyszłam na skalny taras ziołowy, szumiał mocny wiatr w gałęziach, za późno ich usłyszałam ...
Z górnego końca wsi zjeżdżał ciągnik ... i ten pies, który mocno pogryzł mojego Bigosa ... wyskoczył zza nasypu ... uderzył tylko raz ... pędziłam na przepadło, przez grządki, odskoczył ... Maksio z piskiem uciekł do domu, ja za nim ... położył się na swoim legowisku i skonał ...
Miał tylko 8 miesięcy ...


Został tam, pod tymi rozkwitłymi pierwiosnkami, pod starą, pochyloną jabłonią ...
Czy nad moimi psami krąży jakieś złowrogie fatum?
Nie winię tego psa, tylko właściciela, wychował go na zabójcę, najpierw zabija, a potem może powącha, że to było tylko psie dziecko ... bez smyczy, bez kagańca ... łzy moje nie miały końca ...
Zaszłam temu człowiekowi drogę na powrocie, nie wiem, czy ta rozmowa odniesie jakiś skutek ...


Jaka pustka w chatce, siedzieliśmy wieczorem na tarasie ze łzami w oczach i dojmującym smutkiem w sercu ... jak tu nie mieć psa? nikt nie zabiera pantofli, nie podgryza za palce, nie wynosi rękawic roboczych ...

Pracowaliśmy ciężko przez całą sobotę, wkopaliśmy przywiezione słupki i zrobiliśmy ogrodzenie z siatki leśnej  ...


Pod chatką też rośnie zielenina na "podręcznej" grządce ...


Dla osłody dla zbolałych serc pojechaliśmy po południu do Krównik pod Przemyślem, na łąkach kwitnie szachownica w stanie dzikim, w tamtym roku pojechaliśmy za późno, a w tym ... zobaczcie sami ...



Zobaczyliśmy też "albinosika" ...


... a tuż obok prześliczną "krzyżówkę" ...


Szkoda tylko, że padał deszcz, zostalibyśmy na tym uroczysku o wiele dłużej ...



Na jesień łąka jest specjalnie koszona, sprzyja to rozsiewaniu się szachownicy, kiedyś teren rezerwatu był zostawiony na dziko i zauważono, że zmniejsza się liczba roślin ... widok jeszcze piękniejszy w naturze, zdjęcia nie oddają w pełni urody tych zjawiskowych piękności ...


Po drodze do nas, w dębowym zagajniku łany kokoryczy, nie sposób przejechać obojętnie ...


A dziś, po powrocie do domu, tylko porozumieliśmy się z mężem wzrokiem, wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy tam, skąd był Maksio ... coś nam mówiło, że może został jakiś piesek, nie zawsze przecież mioty wysprzedają się do końca ...
Nie, nie mają szczeniaczków, ale zostały im 2 suczki z poprzednich miotów, a jedna z nich, pięknie wystrzyżona Sisi, już zabrana z kojca do domu, udomowiona ... ale mamy jeszcze czarną, w klacie, tam na końcu ... ale ona nie ostrzyżona ...
W gęstwinie sierści tylko błyszczały czarne oczka, okazało się, że to siostra Maksia, z tego samego miotu, nie było zainteresowania suczką, poszła w odstawkę ... zamknięta w kojcu, przeżyła tam tę surową zimę... sama ... znała tylko właściciela, który przynosił jej jeść ...
Nie zastanawiałam się ... chcę ją ... niech tam już nie wraca do tego piekła ...
Nie zna rąk, przytulania, głaskania, nie zna domu, drapanie tylko pod bródkę, na głaskanie z góry reaguje
przysiadaniem i kuleniem się, nie słyszałam jeszcze jej głosu, ale już widać, że oswaja się ze wszystkim ..
Gutek zjeżył się na jej widok, uciekł, ale potem, kiedy chodziłam z nią po ogrodzie, przyniósł mysz ... położył na trawie, tak jak Maksiowi ... ona podeszła ostrożnie, powąchali się, Gutek otarł się o nią ... zabrał mysz i uciekł ... myślę, że pierwsze lody zostały przełamane ...
Nie wiem, czy zrobiliśmy dobrze, myślałam, żeby dać już sobie spokój, ale jak tu żyć bez psa? nigdy nie mieliśmy suczki, czeka nas sterylizacja, niech oswoi się na razie z nami, domem, otoczeniem ... dużo pracy przed nami ...
I tak sobie myślę, czy to może Maksio skierował tam nasze kroki, żebyśmy ją zabrali z tego miejsca?


Pozdrawiam wszystkich serdecznie, dzięki za dobre słowa, pa.






50 komentarzy:

Ataner pisze...

Oj, zycie! Takie nieszczescie, Marys placze razem z Toba - Maksio jest juz po drugiej stronie teczy i macha do was ogonkiem.
Ja nie wierze w przypadki! Cos was skierowalo do jego siostrzyczki, bedzie miala u was dobrze.
Przytulam, bedzie dobrze:)

Pieknie u ciebie, a u nas przymrozki i boje sie o kwiatki wsadzone w ziemnie, mam nadzieje, ze nie przemarzna.

Anonimowy pisze...

ech...

Joanna pisze...

współczuję ... bradzo

grazyna pisze...

Okropna historia, biedny Maksio!
A szachownica niezwykla, niewiedzialam ,ze istnieje taki kwiatek w przyrodzie.
Mam nadzieje,ze pokazesz siostre Maksia na zdjeciach ...usciski

NieTylkoMeble pisze...

Szczerze współczuję, ciężko się przezywa stratę członka rodziny, bo Maksio przecież nim był, tak jak Gutek i teraz będzie sunia. A jak będzie miała na imię?
Wierzę, że wszystko będzie dobrze.
pozdrawiam ciepło

Magda Spokostanka pisze...

Boże kochany co się to dzieje ...
Czytałam dwa razy, bo na początku myślałam, że śmierć Maksia wydarzyła się we śnie. Ale nie ...
Może suczka przerwie wreszcie ten ciąg? Wyraźnie na Was czekała.
Marysiu, niech się już dobrze dzieje!
Trzymaj się!
Kwietne łąki macie niezwykłe! U nas takich nie ma niestety. Nawet nie wiedziałam o istnieniu szachownicy.
Ściskam mocno!
Marzę o takim ogrodzeniu.

weszynoska pisze...

Oj Mario...poryczałam się z rana. Smutne i straszne za razem Twoje opowiadanie. Ogromnie współczujemy, ale i cieszymy się, że siostra Maksia jest z Wami. Suczki też są fajne a nawet bardziej przytulaśne.

Powrót do tradycji pisze...

Bardzo mi przykro taka smutna wiadomość z rana :(

Nasza Polana pisze...

Wiele przeżyliście przez ostatnie dni i jesteście bardzo bardzo dzielnymi ludźmi. Myślę, że choć nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny to jednak w tej sytuacji trudno aż tak mocno tłumaczyć, że śmierć Maksia była po coś... Ale historia jego siostrzyczki tłumaczy wiele i trzymam kciuki, żeby była Wam wierną przyjaciółką i radością każdego dnia. Pozdrowienia i uściski

*gooocha* pisze...

Piękne zdjęcia w tym smutnym poście. Wysyłam maila.

Agni pisze...

Boje sie snow piatkowych- niestety spelniaja sie !
Och te nasze zwierzece pociechy...tyle milosci , a potem tyle bolu... Na moim blogu pojawiaja sie na bocznym pasku, a potem po cichutku znikaja..Kiko, Magi, Fiona, Psipsinel, Petrulis...az sie pisac nie chce. Zawsze wtedy sobie obiecujemy , ze nigdy wiecej nie wezmiemy i....jak sie znajdzie zwierze w potrzebie- historia sie powtarza.
Mam nadzieje, ze ta nowiutka panienka bedzie szczesliwsza !!!
Sciskam-Ag

Riannon z Dworu Feillów pisze...

Serce kruszy się w kawałki, kiedy takie młode życie zostaje przerwane. Maksio był z Wami krótko, ale były to szczęśliwe miesiące.
Ręce mi opadły, kiedy przeczytałam historię suczki. Nie mogę zrozumieć takiego braku odpowiedzialności, żeby nie dopilnować suczki, a potem szczenięta traktować z takim okrucieństwem. Niestety, jest to jeden z tysięcy takich psich dramatów i długo się to nie zmieni, póki ludzka mentalność nie ulegnie zmianie. Mam nadzieję, że mimo traumy, suczka zaadoptuje się i da Wam sporo radości.

ankaskakanka pisze...

I popłakałam sobie z rana, an wieść o Twoim piesku. Ale może tak miało być aby kolejne nieszczęście trafiło w Twoje dobre ręce. ja mam suczkę i to dużą. Jest trochę zaborcza, pilnuje domu, ale po sterylizacji mam spokój z psami kręcącymi się wokół.W sumie to nie mam porównania, bo to mój pierwszy pies.

Będzie dobrze. Pozdrawiam

Tupaja pisze...

Zawsze smutno, kidy odchodzi kochane zwierzę, nie ważne jak długo z nami było...
A sny? Oj, ja zawsze boję się kiedy mi się zdarzają...Niekiedy bowiem rzeczywiście zwiastuję problemy czy łzy.Sunia troszkę wypełni pustkę, ale wiem sama po sobie, ze każde zwierzę jest wyjątkowe. Oby Wam się zdrowo chowała!
Łąki cudowne, a szachownice- "palce lizać". Pozdrawiam i dużo szczęścia życzę!

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

Najgorsze jest to, że to bezsensowna śmierć... Nie zdążył się jeszcze nażyć, nacieszyć... Był młodziutki. Nie zabiła go choroba...
Bardzo współczuję, bo wiem, że pies jest jak członek rodziny...
Obok naszego domu na szczęście nie prowadzi żadna droga...
Trzymajcie się...

danawarsaw pisze...

Nawet nie wiem jak to skomentować,w miescie jest trochę łatwiej bo można zgłosić taki fakt na policję (skoro pies agresywny powinien być w kagańcu i na smyczy)ale na wsi?
Bardzo wam współczuję i może jednak ogrodzić posiadłość aby uniknąć takich wypadków (wiem to kosztuje).
Nie bójcie się mieć suczki,owszem trzeba je sterylizować (aby nie powiększać biedy snującej sie po naszych ulicach).Wiem,że niektóre gminy dopłacają do 50% do kosztów sterylizacji.Dowiedzcie się jak to jest u was.Pozdrawiam serdecznie Dana

domowa kurka pisze...

och...wzruszyłam się...

megimoher pisze...

straszne, popłakałam się, jak dawno nie... nie rozumiem, nie rozumiem, nie rozumiem, jak można tak nie wychować psa... jak można tak traktować zwierzęta, jak siostrzyczkę w tej pseudohodwli... a czy Bigos też miał taki wypadek, bo przecież też nagle i młodo umarł, a nie doczytałam się, dlaczego?
Kokorycze, widzę, u was w białym głównie wydaniu. A te szachownicowe łąki zawsze chciałam zobaczyć, kiedyś się specjalnie wybiorę, chociaż zawsze myślałam, że to w maju jest ich pora... wykaszać je trzeba, bo zarastają krzakami i szachownice nie mają miejsca. Jako i zimowity. Pozdrawiam, życzę szczęścia:-/

Anonimowy pisze...

Marysiu, popłakałam się razem z Tobą, Maksio tak króciutko żył...bardzo Wam współczuję...historia suczki okrutna, ale z Wami wreszcie pozna cóż to takiego dobre i szczęśliwe życie:)Życzę Wam z całego serca aby Wasza sunia odnalazła wreszcie miłość i zaufanie do człowieka...ciepło bijące z Waszych serduszek na pewno jej to ułatwi:)
Pozdrawiam Was cieplutko :) zapłakana psiara!

kyja pisze...

też dwa razy przeczytałam, bo nie wierzyłam...okropne! a swoją drogą,jeśli ten pies morderca jest taki agresywny, to czy nie stanowi zagrożenia również dla dzieci?oby większa tragedia się nie wydarzyła!właściciel jest kompletnie nieodpowiedzialny nie trzymając psa na smyczy czy choćby w kagańcu.
Co do tzw profesjonalnych hodowli - kiedyś moja siostra na własne życzenia dostała pieska z hodowli, owczarka niemieckiego, suczka urodziła się z wadami wykluczającymi ją z hodowli (była karłem i miała cofniętą szczękę), zazwyczaj hodowcy takie" odpady" hodowlane usypiają, ale tę suczkę udało się uratować od takiego losu.Miała z siostrą bardzo dobrze :)
Mario, pozdrawiam!
p.s. pięknie u Was!

mania pisze...

Marysiu, bardzo Wam współczuję, Maksio był taki fajny!
Pocieszające jest to, że ta biedna sunia znalazła dobry dom.
Pozdrawiam serdecznie

Izydor z Sewilli pisze...

Oj jak mi jest niewymownie przykro. Łzy same napływają do oczu. Nie mogę nic więcej napisać...
Dobrze, że mieliście tyle siły, że by wziąć do siebie sunię i dać jej nowe życie. Czasem po stracie trudno się pozbierać i dać dom innemu psiakowi. Serdecznie pozdrawiam

Mażena pisze...

Poryczałam się, to nie może być. Ściskam Was mocno, trzymajcie się, ja do swojego zwierzaka mówię Przyjacielu...
Po odejściu jednego przyjaciela szukamy jak najszybciej następnego, pamiętamy, nie zapominamy!

Inkwizycja pisze...

Och, Marysiu...
Łzy same płyną, to takie niesprawiedliwe, niepotrzebne... Trudno się pogodzić z kolejną śmiercią przyjaciela.
Dobrze, że na koniec coś optymistycznego, promyk nadziei, mimo całego dramatyzmu sytuacji.
Niech ta sunia przełamie złą passę, tak jak Wy przerwaliście jej udrękę.
Ściskam mocno

Kasia K. pisze...

Marysiu, przykro mi bardzo
Czytałam dwa razy zalana łzami, mając nadzieję, ze to tylko sen był...
Tak mi szkoda Twojej psiny i Ciebie kochana. Ale, tak jak pisały moje poprzedniczki - nic nie dzieje się bez przyczyny - Waszym zadaniem była odmiana innego psiego życia. Wierzę, że sunia będzie waszą radością i będzie przekochana. Sterylizacją się nie martw - nasza Tosia przeszła ją szybko i teraz mamy spokój - swobodnie i bezpiecznie mieszka pod jednym dachem z drugim psem.
Bardzo mocno Cię ściskam, a sunię całuje w nosio
Kasia K.

Antonina pisze...

Zdębiałam, kiedy przeczytałam historię o Maksiu. Żal mi niewymownie. Tak krótko z Wami był ten piesek...
Ale dobrze, że wzięliście jego siostrę, odmieni się jej życie -będzie dobrze. Sterylizacja nie taka straszna. Przeżyłam ją z moim dziwadłem (Ifą), przeżyjecie i Wy. A suczki są jakby wierniejsze. Zawsze wcześniej tez miałam tylko psich chłopców. Po Guciu zdecydowaliśmy się na suczkę - tak się pilnuje, że nigdy bym jej nie zgubiła (zawsze musi mieć swoich ludzi w zasięgu wzroku).

Tenia pisze...

Witaj Mario.
Szkoda,wielka szkoda.
Dobrze ,że odnalazłaś siostrę Maksia.
Będzie jej u was dobrze.
Pozdrawiam serdecznie.
PS.Szachownice przepiękne:))

jolanda pisze...

Marysiu - też nie mogłam się połapać czy Ci się to śniło czy działo naprawdę.
Żal, żal, żal.
Buziaki, wyściskaj siostrę Maksia
jolanda

PS. Szachownica boska.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ataner, i ja mam takie odczucia; a już były upały u Ciebie, pewnie od Kanady zawiało, serdeczności.

Anonimowy, dzięki.

Dzięki, Joanno.

Grażyno, i mnie napływają łzy do oczu na wspomnienie; pokażę Misię, na razie ją trochę ostrzygłam, zaczyna być ją widać, jest czarniutka, tylko biały krawacik; pozdrawiam.

Aneto, wołamy na nią Misia, bo ma taki tyłeczek jak miś polarny, będzie miała oczywiście jeszcze wiele innych zawołań, tak jak inne nasze psy, chciałabym, żeby było dobrze; serdeczności.

Magdo, i ja życzyłabym sobie tego z całego serca; jak to możliwe? w ciągu pół roku straciliśmy 3 psy, dwa pierwsze z choroby, ale ta ostatnia śmierć taka niepotrzebna; Misia bardzo łagodzi smutek; prawda, jaki to przepiękny kwiatek? z liliowatych, tam są wilgotne, torfowe tereny, szachownica upodobała te miejsca; ta siatka leśna jest super, prawie jej nie widać, na dole gęstsza na zające; dziś leje z nieba cieplutkim, wiosennym deszczykiem, wszystko rośnie w oczach; pozdrawiam Cię, Magdo, serdecznie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Oj, Węszynosko, do dziś dławi żal w gardle za Maksiem; boję się trochę tej sterylizacji, że ją będzie boleć, Misia tyle przeszła; pobiega trochę i cały czas sprawdza, czy jesteśmy, a jak wykłada się po trawie, skubie ją; to promyczek w tym smutku, i już z Gutkiem w dobrej komitywie; pozdrawiam Cię serdecznie.

Powrót do tradycji, dzięki wielkie, pozdrawiam cieplutko.

Nasza Polano, i ja tak zapytałam męża w niedzielę wieczorem, jak psinka była już u nas, że może Maks po to zginął, żeby ją stamtąd wyciągnąć? przyzwyczajamy się do siebie, Misia poznaje odgłosy domu, pralki, wiesza ze mną pranie, wszystko wącha, nie umie nic wziąć z ręki, bawi się dywanikami ściąganymi w jedno miejsce, pewnie tak jak w tym kojcu, samiutka; i ja pozdrawiam serdecznie.

Gooocha, ze ściśniętym sercem przeczytałam Twojego maila, przyzwyczajamy się do naszych stworzeń, każde odejście sprawia ból; i moja koleżanka przygarnęła psiaczka z hodowli, spisanego już na straty, przednie łapki w gipsie, teraz to takie wdzięczne stworzenie; dzięki Ci, pozdrawiam serdecznie.

Agni, i mnie zostaje po niektórych snach jakieś przeczucie, oczekiwanie na niewiadome, złe; czasami mąż mówi: nie opowiadaj! bo wiele razy sprawdziło się;
od zawsze są z nami psy, ich odejścia opłakane, nie mieliśmy oporów przed przygarnięciem następnego stworzenia; co prawda nigdy nie mieliśmy suczki, ale nie miałam serca zostawić jej tam; myślę, że jakoś przeżyjemy tę sterylizację; Misia coraz lepiej zadomowiona, sprawdza tylko, czy jestem, jak wraca z ogrodu, chyba jej dobrze; pozdrawiam serdecznie.

Riannon, byłam jak ogłuszona, dopiero szczęśliwy, wesoły, zdrowy psiak biegał, i w sekundę go nie ma; bardzo to przeżyłam, w nocy koszmary, albo nie mogłam spać, i teraz budzę się i rozmyślam, wyrzucam sobie, że gdyby mnie tam nie było ... wszystko za późno;
Misia coraz bardziej otwiera się na świat, ostrzygłam ją, wygląda już jak pies, jeszcze jest nie wykąpana, bo nie chcę jej stresować, zapaszek ma, nie powiem; ale wszystko po kolei; serce mi się rozleciało, jak usłyszałam, że ona tam, w tym kojcu, samiutka tyle miesięcy, w te mrozy, nie zna pogłaskania, przytulenia, nie zastanawiałam się ni chwili; ona już przynosi nam radość, pozdrawiam Cię serdecznie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

AnkoSkakanko, może rzeczywiście tak miało być? jaki byłby jej los? uczymy się siebie, plącze się pod nogami, nie umie chodzić obok, wczoraj, po ostrzyżeniu dostała obróżkę; dziś, jak przestanie padać, spróbujemy na smyczy; chcę, żeby było dobrze; serdeczności.

Tupajo, to prawda, każde zwierzę ma specjalne miejsce w moim sercu; sny miewam czasami takie przepowiadające nieszczęście, sama się ich boję, a jednocześnie podświadomie czekam na to "coś"; dzięki za dobre słowo, pozdrawiam Cię serdecznie.

Natalio z WW, sama nie wierzyłam, że nie oddycha, nie krwawił, musiał to być jakiś okropny, wewnętrzny uraz; zawsze cieszyłam się, że mamy bezludzie i wystarczył ten jeden raz; do dziś zastanawiam się, czy mogłam zapobiec nieszczęściu? cieplutko pozdrawiam.

Danawarsaw, człowiek został uprzedzony, że jeśli zobaczymy tego psa gdziekolwiek luzem, niekoniecznie koło nas, od razu wzywamy policję; to nasz sąsiad z działki poniżej, mieszka wysoko, we wsi, nie chciałabym jakoś tak "na noże", zawsze to przyjemniej zamienić słowo; może weźmie sobie to do serca? a jeśli nie, to trzeba będzie ostrzej; rozważaliśmy ogrodzenie działki, sporo tego, ale chociaż część przy domu, i tak pewnie zrobimy; dzięki wielkie, serdeczności.

Kurko Domowa, najgorsze w tym wszystkim jest to, że człowiek w pewnych momentach jest bezsilny, nie zdążyłam Maksia ochronić, pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Megi, ten pies jest wychowany na zabójcę, chodzi na kłusowanie; już słyszałam, że we wsi, na górze też ludzie mają go już dość, ale nikt nie chce zadzierać; my będziemy pierwsi; nie mogłam Misi tam zostawić, ona nawet biegać nie umiała, tylko z brzuchem przy ziemi, lubi teraz wylegiwać się na trawie, wącha każdy kwiatek, zagląda za każde drzwi, uczy się dźwięków domowych. A Bigos? pogryzł go ten sam pies, był operowany, przeżył; być może, że następstwem tego była ostra niewydolność nerek, z której nie wyszedł.
W zeszłym roku pojechaliśmy na szachownicowe łąki na weekend majowy, to za późno, połowa kwietnia jest dobrym terminem, pozdrawiam serdecznie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Guga, Maksio był z nami tylko 5 miesięcy, krótko, ale to wystarczyło, żeby zajął całe nasze serca; Misia odnajduje się u nas coraz lepiej, jeszcze jednak sporo przed nami, ale damy radę; pozdrawiam Was serdecznie.

Kyjo, dla mnie to był szok, oddechu mi zabrakło; dzieci są odprowadzane przez mamę, bo boją się przejść przez wieś, niejeden z wioski też narzeka, ale w tej społeczności nikt nie chce zadzierać; jeśli ta rozmowa nic nie da, znajdzie się jakiś sposób, żeby ten pies nie włóczył się luzem; i moja koleżanka przygarnęła takiego psiaka, gips na obie nóżki, bo coś było nie w porządku z nimi, a teraz sama radość;
pozdrawiam Cię serdecznie.

Maniu, ja sama nie mogłam uwierzyć, że nie oddycha, dotykałam go, nasłuchiwałam, może to tylko chwilowe; nie było to chwilowe, miałam zamiar pojechać do weterynarza, nie zdążyłam;
sunia oswaja się, zaprzyjaźniła się z Gutkiem, ale jeszcze nie słyszałam jej głosu, wszystko po kolei; i ja pozdrawiam serdecznie.

Owieczko, to było straszne przeżycie, na moich oczach i nic nie mogłam zrobić; nigdy nie miałam oporów przed wzięciem następnego stworzenia, tyle psich nieszczęść czeka na odrobinę serca, nie wyobrażam sobie swojego domu bez psa. Misia ma swój punkt dowodzenia na baraniej skórze, znosi tam wszystkie dywaniki, szmatki, galązki, pewnie jak na legowisko w kojcu, tym się bawi; wraca z ogrodu i sprawdza, czy jesteśmy; pozdrawiam Cię cieplutko.

Mażeno, dzięki serdeczne, i my też bierzemy psa po odejściu poprzednika; staram się zapewnić im opiekę, serce, ale nie mam wpływu na pewne wypadki, człowiek nie przewidzi wszystkiego; serdeczności.

Bozena pisze...

Wczoraj , przed wyjściem do pracy napisałam szybko komentarz.Nie wiem, co się stało, że nie znalazł się na Twoim blogu. Piszę więc jeszcze raz.Zrobiło mi się bardzo przykro, że utraciliście swojego psiaka...
Dotykają nas w życiu różne straty, z którymi tak trudno się pogodzić. Mam nadzieję, że siostra Maksia będzie z Wami bardzo długo. I to jest pozytywna rzecz, która z tej tragedii wynikła. Jeden piesek znalazł kochających ludzi i przestał cierpieć. Pozdrawiam serdecznie

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Inkwizycjo, on był jeszcze malutki, dopiero poznawał świat, to takie niesprawiedliwe; Misia ma się dobrze, wszystko poznaje wokół i przynosi nam radość, chociaż serce jeszcze boli, pozdrawiam cieplutko.

Kasiu, sama sobie nie wierzyłam, że Maksio nie ddycha, jakiś straszny uraz wewnętrzny; cieszę się, że skierowaliśmy nasze kroki do tego okropnego miejsca, że zabraliśmy Misię, i jeszcze, że to siostra Maksia; trochę boję się tej sterylizacji, ale przejdziemy i przez to; pozdrawiam Cię, Kasiu, serdecznie.

Antonino, trochę przeraża mnie ta sterylizacja, chociaż przeżyłam już psie operacje, usypianie, ale to jedyne wyjście, nie oddałabym potem szczeniaków; mam ciężko w sercu, żal mi Maksia, ale życie idzie dalej; chciałabym, żeby Misia tak nas pilnowałą i nie oddalała się; pozdrawiam serdecznie.

Teniu, cieszę się również, że trafiliśmy na sunię, że zabraliśmy ją stamtąd, nie znała trawy, bała się wejść do domu, ale dziś już radzi sobie doskonale i myślę, że z każdym dniem będzie coraz lepiej, serdeczności.

Jolando, te słowa były pisane w takiej żałości, że może niejasno wyraziłam się; i ja mam żal w sercu wielki, chociaż Misia sprawia nam wiele radości,
odnajduje się u nas coraz lepiej; pozdrawiam serdecznie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Bożeno, czasami bloger płata nam różne psikusy, ta nowa szata graficzna pulpitu też mi nieźle namąciła; każda śmierć mnie dotyka bardzo, ale nigdy nie pomyślałam, że nie wezmę następnego psiaka, bo potem rozpaczam; oby Twoje słowa się spełniły, czego sobie mocno życzę, serdeczności.

Ania z Siedliska pisze...

O, jak mi przykro ! Nie mogłam uwierzyć, że po prostu go zagryzł. Dobrze, że wzięliście tę suczkę, ale tych "hodowców" należałoby napiętnować ( prawo jest już z nami)- to paskudni producenci psich nieszczęść, a ich proceder ohydny.
Ściskam Cię, Marysiu ! Jak nazwaliście suczkę ?

Ania z Siedliska pisze...

Wszystkie moje zwierzęta są wysterylizowane. To nie jest straszne. Zróbcie to w dobrej klinice, u dobrego weterynarza-chirurga, a na pewno wszystko będzie OK.
Co do sąsiada - to na pewno i leśniczy wie, że on kłusuje i ma psa - zabójcę. Dlaczego on nic nie robi ?

Dorota Narwojsz-Szal pisze...

Mario, przez to co napisałaś, uwolniłaś mnie od tak głębokiego żalu, jaki mnie ostatnio wypełniał po brzegi. I jak tu nie mówić, że wszystko jest poukładane... i radosne zdarzenia i te tragiczne, po których ciężko się podnieść. W niedzielę pojechaliśmy na obiad do Bachórza do karczmy... a, że nie chcieliśmy wracać tą samą drogą, wybrałam Dąbrówkę Starzeńską. Przemknęliśmy tylko przez Dynów, trochę się porozglądałam w miasteczku... na cmentarz po obu stronach drogi... na dwór murowany z 1900 roku w kompletnej ruinie... potem most i zaraz ruiny na wzniesieniu spoglądające na San. Z daleka wypatrzyłam szczyty kaplicy grobowej Starzeńskich w starym parku. Potem zajrzałam do ruin... fotografowałam. W domu chciałam przypomnieć sobie historię zamku w Dąbrówce i trafiłam na pamiętniki Kini z domu Trzecieskiej Moysowej. Nie ma już tych ludzi honoru sprzed I wojny światowej... Wszystko spodlone, jakby nadal bolszewicy wśród nas. Może zbyt ostre słowa, ale... ludzie w perfidny sposób wykorzystują innych, zabijają słowem, chamstwem.

Przez ostatnie dni nasz kot zaczął bardzo kuleć na przednią łapę. Obserwowałam go, czasem obie rozciągał, więc dałam mu dzień, dwa, na dojście do siebie i na szczęście minęło. A już wyobrażałam sobie, że będzie trzeba kolejnej operacji kociej łapy. Hm... Teraz jak mówię do niego: Jaki to chory kotek! A on podkula przednią łapkę, pokazując, jaki był cierpiący.

Niech sunia odgoni wszelkie Twoje smutki. Skoro tak długo wyczekała podczas tej srogiej zimy, to teraz zazna z Wami raju.

Magdalena pisze...

Ja też mam mokre oczy. My też dwa psy straciliśmy (wiek i choroby zrobiły swoje) i teraz po podwórku biega szczeniak. Psoci jeszcze, uczy się, ale jest milutki. No bo jak bez psa...

A zdjęcia szachownicy wspaniałe. Mieliśmy to cudeńko kiedyś w ogródku, ale nigdy nie widziałam jej "na dziko". I te wiklinowe wariacje na temat strojów z poprzedniego postu też rewelacyjne.

Serdeczności.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Aniu, i ja nie mogłam uwierzyć, nie zranił go, nie było krwi, musiał być wewnętrzny uraz jakiś okropny; sunia ma na imię Misia, bo miała taki tyłeczek jak miś polarny, teraz jest ostrzyżona, wykąpana, przypomina psa; serce mi się pokroiło u tych hodowców, nie chciałam tej zadbanej, wolałam Misię, bo co z nią?
minęło kilka dni, a ona jest już jak u siebie, uczy się bawić; na pewno leśniczy wie o wszystkim, i ludzie wiedzą, nikt nie chce z nim zadzierać, bo to maleńka społeczność; my zadrzemy;
tak sobie pomyślałam, za chwilę sarny, łanie będą rodzić, teraz na pewno są ociężałe, z łatwością taką zagoni na śmierć, niepojęte jest dla mnie takie świadome okrucieństwo; pozdrawiam serdecznie.

Doroto, uwierz mi, ja wolę towarzystwo swoich zwierząt, ciszę, przyrodę niż ten podły świat; mąż obraca się wśród ludzi i mówi mi, że nie wytrzymałabym; bezczelność, hałaśliwość i chamstwo pokrywa niewiedzę, dużo pustych słów, które nic nie znaczą, dlatego uciekamy na Pogórze w każdej wolnej chwili; od wczoraj czytam ten pamiętnik Kingi Trzecieskiej, dzięki za wskazówkę; zwierzęta są bardzo mądre, i szybko uczą się, jeśli tylko przynosi to im korzyści; podsadziłam wczoraj Misię na fotel, teraz dopomina się o to, stając przednimi łapkami na siedzisko, chyba już poznała wszystkie kąty, dopomina się o głaskanie i pilnuje naszej obecności; jak wyjeżdżam, to po powrocie zastaję ją śpiącą na hałdzie dywaników, kocyków, szmatek, co zdoła przyciągnąć; cieszy nas bardzo; pozdrawiam Cię serdecznie.

Magdaleno, każde zwierzę opłakuję, bo ja jestem płaksa, a żal za nim noszę w sobie na zawsze; rozumiem chorobę, wiek u zwierzaka, łatwiej mi się pogodzić, ale taka bezsensowna śmierć, szczeniaczka jeszcze, ciężko to przyjąć;
podoba mi się ta szachownica również, ale ona musi mieć dużo wilgoci, odpowiednią glebę; pozdrawiam Cię serdecznie.

Joanna Wilgucka-Drymajło pisze...

Pamiętam jak dawniej, jako dzieci wypatrywaliśmy kwiatów po zimie... Wspomnienia wracają, gdy oglądam Twoje zdjęcia. Pozdrawiam:)

jola pisze...

Marysiu, ja też czytałam dwa razy, a może i trzy. Straszne to wszystko..Dobrze zrobiłaś zabierając suczkę z tego kojca, suczki są kochane, nie bój się sterylizacji, będziesz miała wierną towarzyszkę, a Maksio - brak mi słów. Przesyłam uściski...

Go i Rado Barłowscy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Go i Rado Barłowscy pisze...

Straszliwa tragedia!

Akurat szukamy Domów dla dwóch małych, uratowanych i podrośniętych już u nas suczek - kundelków i jesteśmy z nimi w Kosztowej.
Suczki mają naszą gwarancję jakości! To znaczy, że po takim kundelku Człowiek nie ma pojęcia po co miałby wydawać pieniądze na szczeniaka z rodowodem!

Jakbyś coś, gdzieś usłyszała o fajnym domku, napisz maila, prosimy.

Pozdrawiamy serdecznie.

Sunniva pisze...

Mario droga ! Żal straszliwy mnie ogarnął gdy przeczytałam Twój post... Szkoda, bardzo bardzo Maksia :((( Trzymajcie się mocno ! Pozdrawiam ciepło. S.

Anonimowy pisze...

Tak bywa, ktoś odchodzi by przyjść mógł ktoś ale wiem, że to oczywiście nie koi bólu. Tylko czas a i to nie zawsze. Szachownice cudne, jak latarenki, ja ich jeszcze nigdy w naturze nie widziałam. Krystynka w podróży

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Joanno, po zimie to każdy zielony kiełek cieszy, prawda? pozdrawiam serdecznie.

Jolu, dzięki za wsparcie, już odczuwam jej wierność; kiedy spojrzę pod te stare jabłonie, to łzy same napływają do oczu, on tam leży, pozdrawiam cieplutko.

Go i Rado, zawsze bałam się suczki, pamiętam z domu rodzinnego te watahy koczujących psów, ale dobrze, że jest na to rada, nie będzie niechcianego potomstwa, mniej psiego nieszczęścia; zupełnie nie są dla mnie ważne jakieś papiery, oryginalny wygląd, to ma być przyjaciel; chciałabym bardzo usłyszeć, że ktoś potrzebuje psa i dać Wam znać, ale to problem, i jeszcze żeby to byli dobrzy ludzie, chciałabym ...
Pozdrawiam serdecznie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Sunnivo, Misia wynagradza nam nieobecność Maksia, ale jak spojrzę na kamień, pod którym on leży, to bardzo mi żal; pozdrawiam Cię serdecznie.

Krystyno, minął ponad tydzień od tego okropnego zdarzenia, a mnie ciągle łzy napływają do oczu; Misia jest bardzo grzeczna, kochana, ale każdy psiak jest inny; czasami siedzimy i wspominamy nasze psy, ten robił to, ten uciekł nam spod Tarnicy, ten gryzł pranie ze złości, jak go zostawiliśmy; a tak w ogóle to moja mama zawsze mówiła, że ja jestem "psia mama"; Krystyno, to są łany
odwróconych dzwoneczków na łące, szachownica jest taka egzotyczna, urokliwa; idziesz i patrzysz, a co jedna to, wydaje się, ładniejsza; pozdrawiam Cię serdecznie.

Ewa - Margarytka pisze...

Nie było mnie sporo czasu i od razu taka smutna wiadomość. teraz i ja siedzę i płacze, bo pamiętam jak wzięliście Maksia. Nie mogę w to uwierzyć, że już go nie ma :(.