... z aniołami w bieszczadzkiej brodzić rosie
- prowadźcie mnie moje stopy bose ... tak ładnie śpiewa Ola Kiełb z zespołem Do Góry Dnem.
Nasze stopy zaprowadziły nas do Starego Sioła w Wetlinie, to stamtąd prowadzi szlak na Przełęcz Orłowicza, a potem na Smerek, tak, jak sobie ukartowaliśmy przy smażonym karpiku ...
Podjechaliśmy "czołgiem" na parking przy szlaku, kiedy tylko wysiedliśmy z samochodu, uroczy parkingowy zakrzyknął: Ależ oni was nie wpuszczą z psem!
- Jak to nie wpuszczą? z naszą Miśką? na smyczy?
Niestety, to prawda, reglamin parku mówi wyraźnie o zakazie wprowadzania psów, a strażnik na bramie z całą surowością i powagą egzekwuje prawo. Dopiero dziś, w domu, zajrzałam na forum, czytałam różne opinie, wypowiedzi ukaranych mandatami - park stoi na stanowisku, że psy mogą roznosić różne choroby, a co z tymi wsiowymi, które włóczą się, gdzie chcą? Tuż za granicą wszędzie można wejść z psem, i na Słowacji, i na Ukrainie, a u nas bardzo ortodoksyjnie podchodzi się do tego przepisu, strażnicy parku potrafią przez lornetkę obserwować szlaki i przekazywać sobie, kto przemknął się ze swoim czworonożnym pupilem przez ten sanitarny kordon. Czemu to służy?
Przecież każdy, kto trzyma psa w domu, dba o szczepienia na różne choróbska, choćby dla własnego bezpieczeństwa.
Człowiek w barze tłumaczył, że orzeł może porwać yorka jakiejś pani, albo jamnika przebiegający ścieżką wilk, trochę humorystycznie.
A my z naszym Maksiem-pudlem zeszliśmy całe Bieszczady wzdłuż i wszerz, nikomu to nie przeszkadzało, większą szkodę czynią w górach ludzie, wysypujące się z autokarów hałaśliwe wycieczki, sypiące wokół plastikowymi butelkami i papierkami, tysięczne stopy rozdeptujące Tarnicę na przedwiośniu.
Byłam mocno rozżalona, mąż tylko powiedział: Nie martw się, Maryś, pojedziemy w Sudety, tam nikt nie zabrania psom chodzenia po górach, nawet kolejką wywiozą na górę.
Hnatowe Berdo zaplątało się jeszcze w obiektyw, Go i Rado, czy ważne będą pozdrowienia dla Bieszczadu, rzucone u stóp gór?
Z tej żałości pojechaliśmy na Sine Wiry na Wetlince, wszędzie mnóstwo ludzi, nawet przyczepiona kartka odstraszała: Zdarzają się włamania do samochodów pozostawionych przy drodze - no tak, trzeba koniecznie na parking i tu zapłacić dolę, bo inaczej włamią się ... zawróciliśmy ...
Pomoczyliśmy się w wodzie ...
... Miśka, uszczęśliwiona, chłodziła się w Wetlince ...
Tylko smażalnia ryb w Przysłupiu nas nie zawiodła, jesteśmy jej wiernymi fanami od lat, przyjechaliśmy tu pierwszy raz, kiedy nasi synowie byli w wieku szkolnym, a teraz to dorośli ludzie ... ta smażalnia jest na prawo, niezbyt efektowna, zrobiłam to zdjęcie u wjazdu, bo Anioł mnie fascynuje, z kawałków kory, nieregularnego pnia ...
Jechaliśmy potem obwodnicą bieszczadzką, była dobra widoczność, Chatka Puchatka na Wetlińskiej doskonale widoczna ...
... Caryńska w całej okazałości ...
... a u jej stóp pasące się krowy ... myślicie, że krowy nie przenoszą chorób?
Cudne widoki za szybą samochodu ...
Nic nas tu już nie zatrzymywało, pędziliśmy do siebie, po kilku godzinach przebywania w przeogromnym
ruchu zatęskniliśmy gwałtownie za spokojem naszego Pogórza ...
Jeszcze tylko rzut okiem na panoramę Bieszczadów znad Lutowisk ... chyba nieprędko tu wrócimy, jeśli już, to poza park ...władze parku chyba nie lubią ludzi, może za lat kilka stanie się enklawą niedostępną dla zwykłego śmiertelnika?
Kiedy z głównej drogi skręciliśmy na Grąziową, byliśmy sami na drodze, to już Pogórze ... byliśmy tu dawno, zauważyliśmy tabliczki kierujące na stary cmentarz ... jest jeszcze mnóstwo miejsc do zwiedzania u nas, przyjedziemy tu.
Usiedliśmy na tarasie chatki, mąż przyniósł chłodne piwo z lodówki, i padło pytanie, czego my dziś szukaliśmy?
zobacz tam! ... nikt nie zabrania ...
...i świerszcze cykają, kozy meczą powyżej, Miśka leży w spokoju na chłodnych kamieniach ...
Mamy tu wszystko!
Do wieczora jeszcze kawałek, poszliśmy do lasu, Miśka oblepiła się różnymi, czepliwymi nasionkami, a my znależliśmy prawie cały kosz grzybów ...
Wieczorem posiedzieliśmy z naszymi "powyższymi" sąsiadami, mają dwie urocze, mądre córki, degustowaliśmy chleb z serem, smakowe zrobiłam tym razem, jeden z cząbrem i czosnkiem, drugi z koperkiem i czosnkiem, obydwa smaczne, do tego szarlotka z jabłkami, pozbieranymi w sadzie ... i było nam dobrze ...
Magdo, to było "dobre spotkanie z ludźmi" ...
Wracaliśmy do domu z przyczepką pełną drzewa, a po drodze zawsze ta cerkiewka przykuwała mój wzrok ...
dziś zrobiłam jej zdjęcie, łamany kamień cudnie połączony z gładkim tynkiem ... to Olszany ...a cerkiew p.w. Michała Archanioła, teraz kościół katolicki.
Po południu pojechaliśmy do pałacu Czartoryskich w Pełkiniach, właciciele odzyskali posiadłość, utraconą w 1944 roku, udostępnili ją do zwiedzania, teraz jest to obraz nędzy i rozpaczy, pozostałość po Domu Pomocy Społecznej ... ale o tym następny post.
Pozdrawiam Was serdecznie, cieplutko, deszczowo, właśnie przechodzi malutka burza, grzmi, ciapie deszcz na tarasie, komary tną, Gutek przyniósł świeżutką mysz, a Miśka pochrapuje w fotelu obok.
Dzięki wielkie za odwiedziny, Wasze dobre słowa, uwagę, wiele dobrego życzę, pa!
I wcale nie jestem pewna, czy chcę, aby i u nas powstał park narodowy!
29 komentarzy:
Maryś - trzeba doszukiwać się pozytywów - zawsze to wejściówki (tylko dla ludzi)mogłyby być za okazaniem aktualnych badań lekarskich, hahahaha
Gna Was włóczykijowska natura :) A swój kawałek raju macie taki piękny :)
Dlatego tak nieczęsto jedziemy na teren Bieszczadzkiego Parku Narodowego, bo psa nie możemy ze sobą zabrać na szlak, a nie mamy z kim Ifki zostawić. A trudno zwierzę zamykać na cały dzień w domu... Szkoda, bo po prostu trzeba wybierać, albo góry, albo pies, albo opiekun dla psa...
Jest coś duchowego w uczuciu przywiązania do porośniętych starym lasem wzgórz, do przecinających ich zimnych strumieni. Jest coś nieopisanego przy spoglądaniu w szarość wschodzącego dnia przy śpiewnie ptaków, lub przemyśleń o swoim miejscu na ziemi gdy stojąc na progu domu poranek wita nas deszczem lub śniegiem. Wielką dumą a zarazem pokorą napawa nas świadomość, że ziemia po której codziennie kroczymy jest przesiąknięta nie tylko szczęściem, ale również krwią naszych przodków.
To jest moja kraina szczęścia - ciężki krzyż. Ale zawsze musimy zachować dobry porządek, nigdy nie możemy nosić go z opuszczoną głową. Śpiewają "Łagodne sny?" Nie, to pobożne życzenia.
Tak mnie coś poniosło po przeczytaniu, czasem tak mam ;) Pozdrawiam.
Marys, rozumiem Twoje rozgoryczenie, kurcze, przeciez to Park Narodowy dostepny dla wszystkich.
Dziwne te przepisy, i czasami takie nieludzkie!
Pieknie u Was, pozdrawiam serdecznie:)
Jeszcze tylko w PN Gór Stołowych nie było zakazu wprowadzania psów..może teraz też już jest..
Piękna relacja i zdjęcia- niecierpliwie czekam na dalszy ciąg:)
Znów się powtarzam chyba:)
uwielbiam czytać Twoje posty , to jak dobra książka, może napiszesz kiedyś...pozdrawiam
Po prostu pięknie. Super reklama dla regionu. Zauroczyła mnie ta cerkiew i strumyki. Szkoda, że nie pozwalają chodzić z pieskiem po parku. Pozdrawiam
Bo wiesz, Mario - u nas ludzie łatwo zgadzają się na różne ograniczenia. I tak naprawdę coraz mniej mamy wolności w przestrzeni publicznej. I ludziom z tym dobrze, bo daje im to - nie wiem - poczucie bezpieczeństwa, że " władza czuwa?". Dlatego najlepiej nam w naszym kawałku świata, który oswajamy i kształtujemy tak, żeby i nam i naszym zwierzakom było dobrze. Ściskam Was mocno
Asia
PS. Już wiem, w jakie góry pojedziemy w przyszłym roku, i bynajmniej nie będą to Bieszczady, choć też je pokochałam podczas naszych wizyt tam.
Ja znam te przepisy dlatego Kasta została na czas wczasów u babci. W Sudetach nie dość że można z psami to na dodatek wiele gór jest za darmo. Na Śnieżkę Kasta wchodziła czerwonym szlakiem na Śnieżniku państwo z Wrocławia mieli yorka i nie było żadnych kas.Ale Bieszczady to legenda góry dzikie gęste lasy inne niż te tutaj. Pozdrawiam Piszę to wszystkim ale wysiadł mi przecinek w klawiaturze i głupio mi się pisze. Pa
Dzięki! Hnat cwałujący w bezgwiezdne noce po grzbiecie Wetlińskiej przekaże nasz ukłon niski, do ziemi dalej, a wilki rozgłoszą po całym Bieszczadzie.
Co do naszych, bieszczadzkich połonin to wiesz Maryjko, na Bukowe Berdo chyba już nigdy nie pójdziemy od kiedy postawiono na Nim barierki dla Matołów.
Wolimy pamiętać je takim jakim było kiedyś - NIE DLA KAŻDEGO!
Pozdrowienia serdeczne.
Marysiu, tuz obok macie piękny Beskid Niski z urokliwymi dolinami po dawnych wsiach, tu nikomu nie będzie przeszkadzała Misia :)
Dobrego tygodnia!
Witaj,
Ale mi się wszystko przypomniało!
A przepisy w Polsce są nie wszystkie logiczne!
A jeszcze mniej logiczni są Ci, którzy je ślepo wykonują.
Na szczęście w Bieszczadach jest wiele pięknych miejsc - niekoniecznie leżących w samym parku narodowym!
Pozdrawiam! Kordian
Kochana,
przykro mi, że Bieszczady Cię rozczarowały.
Być może trafiliście na nieodpowiedni czas. Teraz jest mnóstwo turystów i tych drugich czyli pseudoturystów, którzy faktycznie sieją spustoszenia na szlakach.
Z początkiem września wszystkie trasy pustoszeją, ba nawet biletu do parku już nie trzeba kupować, bo wszystkie kasy są nieczynne;)
Myślę, że wtedy bez problemu moglibyście ruszyć na Połoniny z pieskiem.
Powtarzam to wszystkim znajomym, jeśli w Bieszczady to nigdy czerwiec-sierpień!
Mam nadzieję, że jeszcze tutaj zawitacie. Może się wtedy spotkamy? Byłaś tak blisko nas;)
Ściskam i pozdrawiam ciepło.
d.
Jak Dakola uważam, że jak Bieszczady to tylko wrzesień albo nawet bardziej październik. Żadnych tłumów, śmieci, pełnych parkingów, kolejek, strażników i zakazów prawnych tylko te zdroworozsadkowe. I spokój i cisza. Byłam tam tydzień temu w upalny weekend więc wiem co piszę
Co do tych wszystkich, skądinąd bardzo sensownych rad dotyczących Bieszczadu, podejrzewam, że kto, jak kto, ale akurat Maria (mimo niewielu wiosen życia)może dobrze pamiętać czasy, kiedy w Ustrzykach Górnych było pięć chałup, jeden sklep, czynny przez kilka godzin dwa razy w tygodniu, pole namiotowe i... nic więcej! :D
Pozdrawiamy wszystkich zakochanych w Bieszczadzie!
Ha, ha! wejście do parku z okazaniem badań lekarskich, obyś nie wypowiedziała w złą godzinę, Gooocha; oj gna; pozdrawiam serdecznie.
Antonino, ostatnio nawiedzaliśmy najczęściej Kamień Dwernik, który jest poza; nawet przez głowę mi nie przeszło, że nie wpuszczą nas do parku, tym bardziej, że Miśka na smyczy, ale jest tyle miejsc poza, że świat nie kończy się na parku; i jaki on jest narodowy? pozdrawiam ciepło.
Fallar, to zbrzmiało jak najpiękniejsza poezja, ej! nie poniosło, wielu z nas tak myśli, dzięki i pozdrawiam najserdeczniej.
Ataner, jeszcze nie tak dawno wszystkie nasze psy były z nami w górach, kilka lat temu wszedł przepis, że psy na uwięzi i w kagańcu, a teraz już wcale; no właśnie, jaki on narodowy; serdeczności ślę za wielką wodę.
Grey, w Karkonoszach nikt nam złego słowa nie powiedział, żadnej opłaty za psa, chętnie wpuścili na kolejkę, w każdej knajpce na wolnym powietrzu Miśka była z nami, spokojnie leżała pod nogami; i owszem, czasami zdarzyło się, że musiałam po niej sprzątnąć na ulicy, ale zawsze byłam na to przygotowana i nie było żadnego problemu; powiem Ci, że nie widzę za bardzo zasadności tego przepisu; pozdrawiam.
Olqo, tylko żal, że nie było nam dane tam wyjść, a potem to już odechciało się wszystkiego, pozdrawiam Cię.
Ciche marzenia, cieszę się, że zaglądasz chętnie do nas, a gdzież mi tam do książki; serdeczności.
Arku, pogórzańskie cerkiewki są bardzo urokliwe, na wzgórzu, w otoczeniu starych drzew, i spokój; i właśnie, dlaczego nie wolno; pozdrawiam serdecznie.
Asiu i Wojtku, tak sobie czasami rozmawiamy z mężem, że tylu pilnujących służb jeszcze nie było, różnych straży, nadzorów, a każdy szarogęsi się na moim poletku; i wcale nie czuję się bezpieczniejsza od tej wielości władzy; najlepiej nam na Pogórzu, uciekamy tam od tej miejskiej nerwówki; długo chodzimy po Bieszczadach i podwójnie nam przykro, że zamknęły przed nami podwoje; serdecznie pozdrawiam.
AnkoSkakanko, no widzisz, Ty z tak daleka i przygotowałaś się na wyjazd w Bieszczady, a my nie spodziewaliśmy się zupełnie takiego obrotu sprawy; a jaka tam legenda, góry jak każde, może bardziej dziko; pozdrawiam serdecznie.
Go i Rado, ano tak, osiatkowane, obarierowane, wybiegi dla ludzi, nie podoba mi się to zupełnie; chociaż lat temu kilka widziałam zbieraczy jagód, czeszących grzebieniami zbocza Krzemienia, nic nie zmieniło się w tym względzie, może tubylcy nie dają się, bo jak usłyszałam ostatnio - to park przyszedł tutaj, na ich miejsca; serdeczności posyłam.
Maniu, też tak sobie pomyślałam, że jest jeszcze wiele miejsc, gdzie nikomu nie będziemy wadzić, a szczególnie Miśka, pozdrawiam Cię serdecznie, Maniu.
Kordianie, nie piszesz już?
Jakoś nie widzę zbytnio logicznego uzasadnienia dla tego przepisu, może się mylę; i my też wychodzimy z tego założenia, że na parku świat się nie kończy; i ja pozdrawiam Was serdecznie.
Dakola, nie chciałabym przemykać cichcem po szlaku i patrzeć na każdego przechodzącego, że to może strażnik; mogłabym wykupić bilet, okazać książeczkę zdrowia psa, spokojnie wejść do schroniska, to przecież nie tak wiele; pewnie, że zawitamy, ale nie do parku, bo tam nas nie chcą, szkoda; pozdrawiam Cię serdecznie.
Pellegrino, to wszystko prawda, ale i tak wrzesień czy nawet październik nie rozwiązuje nam sprawy z Miśką, nie wolno i już, przecież nie będziemy się ukrywać; jest wiele innych miejsc, czekających na nas; serdeczności posyłam.
Go i Rado, hm! niewielu wiosen! ale pamiętam, a jakże! i przypomniałam sobie o przekopaniu pudła czarnobiałych zdjęć, już zupełnie starożytnych, bo tylko góry te same, a reszty nie poznasz; drewniane schronisko w Ustrzykach Górnych, Nadopta pod Pulpitem, Ula w chatce na Wetlińskiej, ojoj! ależ wspomnienia obudziliście, trochę przesłania mgła niepamięci; to szmat czasu; i ja pozdrawiam.
Piękna wycieczka i jak nie spędzić jej razem z psem. Zły zakaz, za którym stoi człowiek, który uwielbia zakazy. A drugi bezmyślny człowiek przez własną bezmyślność nieodpowiednim zachowaniem spowodował, że inni odpowiedzialni nie mogą razem maszerować. Smutne, to przecież nie Muzeum.
Urocze te Wasze okolice. Mąż ma rację, po co się pchać tak daleko, gdy tyle piękna pod nosem. No, ale człowieka zawsze niesie gdzieś, bo a nóż, odnajdzie widok, jakiego szuka oczami wyobraźni, gdy wieczorem kładzie się spać. Szkoda, że Wasza wycieczka nie do końca się udała.
Pozdrawiam
Mażeno, Miśka jest tak niekłopotliwa w naszych wyjazdach, że nie mowy o pozostawieniu jej w domu, a poza tym nie chcemy; bezduszny zakaz i tyle; pozdrawiam cieplutko.
Wkraju, też wychodzimy z tego założenia, ale czasami mamy taki zryw: w Bieszczady, bo to znowu nie tak daleko od nas; i tam! nie będziemy rozpaczać, pojedziemy gdzie indziej; serdecznie pozdrawiam.
Mario!
Przykro mi, że nie mogłaś wejść ze swoim pieskiem do parku.
Nie śmiej się jednak z jamnika porwanego przez wilka na szlaku. Wysłuchałem kiedyś konkretu z pierwszej ręki: państwo z pieskiem w towarzystwie pracownika Parku Bieszczadzkiego, szli sobie drogą asfaltową od dyrekcji w Ustrzykach Górnych w kierunku parkingu w dolinie Terebowca. Środek lata i środek dnia. Piesek niewielki, biegał sobie w krzakach przydrożnych. Nagle skowyt pieska i gwałtowna rejterada w kierunku ludzi. Na tyłku pieska rana po wilczych zębach. Oczywiście weterynarz itd. Środek lata, środek dnia, środek Ustrzyk Górnych. Zapytajcie zresztą ile osób w Wysokich Bieszczadach ma psy. Wilki załatwią każdego podwórkowca, a nawet salonowca jeśli ma zwyczaj wychodzić za potrzebą „na pole”.
Nie miej jednak pretensji do wilków i niedźwiedzi, to w końcu ich dom. My jesteśmy tam gośćmi , a park jest NARODOWY w takim sensie, że ma zachować i prezentować narodowe skarby przyrody, czyli właśnie te wilki i niedźwiedzie. Wybacz porównanie, ale to jest trochę tak jak z Muzeum Narodowym, z pieskiem też nie wpuszczą, chociaż nieco z innych względów. Oczywiście jest to miejsce dla zwiedzających, ale muszą oni zaakceptować obowiązujący regulamin. Zresztą nie każdy strażnik w BdPN to taki służbista - http://wloczylapki.blog.pl/2012/08/19/dzien-48/
Co do sensowności zakazu, to owszem wiele przepisów w konkretnym, osobistym przypadku wydaje bezsensownych, krzywdzących. W tym przypadku w szczególności piesek malutki, zdrowy i spokojny. Tyle, że przepis tak ten jak i każdy inny patrzy często ze statystycznego punktu widzenia. Jeśli pozwolić jednemu to czemu nie wszystkim? Jeśli tych piesków na wąskich szlakach pojawiło by się kilkadziesiąt dziennie (bo turystów na Tarnicę wchodzi dziennie w słoneczne dni nawet 2 tysiące, a spora cześć z nich psy posiada) to szczekanie mijających się psów, zapach czworonogów, ilość psich odchodów przy ścieżkach z pewnością miałaby znaczenie dla zwierzyny, w tym także wilków. Owszem turystów na szlakach jest mnóstwo i nie jest to bez znaczenia dla przyrody, ale potencjalne dziesiątki czy setki piesków na szlakach to dodatkowy, obcy element dla dzikich zwierząt. Dlatego też te parki narodowe, które mają duże drapieżniki i duże ilości turystów, zakazują pieskom wędrówek po szlakach (decyduje o tym nie dyrektor tylko plan ochrony parku).
Park jest tworzony przez ludzi i dla ludzi, ale po to - aby była szansa zobaczyć kawałek dzikiej przyrody (ha, ha – dzika przyroda przy szlaku do Chatki Puchatka). Dlatego wolę jechać na Pogórze Przemyskie i wcale nie wiem czy chcę, aby powstał tam park narodowy, bo pewnie szlaki się zapełnią (magia nazwy - chociaż z drugiej strony może niekoniecznie patrz Magurski P.N.). A w Bieszczady to owszem, ale tylko jesienią na rykowisko, pod złote buczyny.
Witaj
Z przyjemnością mi się czyta Twojego bloga gdyż mogę powędrować po tych pięknych widokach których nie mogę oglądać na co dzień i dowiedzieć się różnych ciekawostek których u Was nie brakuje , będę wpadać jeśli można .
Pozdrawiam Ilona
To przykre przeżycie dla Was, szczególnie że Misia jest tak spokojna i niekłopotliwa... Ale tak, jak mówisz - jest tyle cudownych miejsc, gdzie możecie pojechać, nie narażając się na kłopoty, a może i w Bieszczady, ale poza granicami Parku?
My nie ruszamy się nigdzie bez naszych panienek, choć nie są takie bezproblemowe, jak Wasza Misia ;-) i musimy ich mocno pilnować. Ma się psa (albo i dwa) to ma się ograniczenia - dawno się z tym pogodziliśmy. Mimo to trochę zdrowego rozsądku przydałoby się Panom Strażnikom... toż nawet w środkach komunikacji rozróżnia się psy duże i te mniejsze, które można trzymać na rękach.
Dobrze, że macie swoje Pogórze - swój cudny azyl ;-) Ściskam!
hehe, a ja pisałam ostatnio o przepisach w Niemczech dotyczących biwakowania... a jednak Niemcy pod względem zwierząt są liberalni... Tutaj z psem to restauracji można wejść, baaaa... nawet do apteki. No wszędzie. Ech co kraj to obyczaj... ale właśnie, żeby to był obyczaj a nie zakaz... pozdrowienia i dzięki za maila. Może nawet już dziś wieczorem napiszę :-)
Pellargina,
właśnie to miałam na myśli!
Jak na szlak to tylko od września!
Wcześniej nie ma co tracić sobie nerwów...
pozdrawiam.
Krzyśku, z wielkim szacunkiem podchodzę do przyrody, wiem, że to my włazimy zwierzętom na ich terytoria jako intruzi, ale po tych uczęszczanych szlakach i przy tym natężeniu ruchu nie sądzę, żeby jakiś drapieżca czatował na psa na smyczy; zabierając psa w góry bierzemy na siebie obowiązek, nie każdy to lubi, idzie się "pod psa", i wielu na to nie decyduje się, trzeba lubić bardzo swego pupila, bo to po prostu utrudnienie; no tak, zakaz jest zakazem, i trzeba to respektować, chociaż człowiek burzy się; jelenie nam ryczą za potokiem, i złota buczyna za drogą; pozdrawiam serdecznie.
Witaj, Ilono, w naszym świecie, wpadaj do nas, kiedy tylko zechcesz, a widoki w naszym zakątku też nas zauroczyły, już wiele lat temu, podrowienia ślę.
Inkwizycjo, było nam bardzo przykro, ale co tam, na Bieszczadach świat nie kończy się, już oglądamy mapy Rumunii, czytamy opisy wyjazdów, magicznie nas tam ciągnie; nie wyobrażamy sobie, żeby Miśkę zostawić w domu, jeździ z nami wszędzie, a ja już szykuję się do wyjazdu na Pogórze, tam świat łagodnieje; pozdrawiam Cię serdecznie.
Nasza Polano, "zgroza", na co Niemcy pozwalają psom; każdy, kto trzyma psa w domu, dba o jego zdrowie, w trosce o niego i o siebie; pozdrawiam serdecznie.
Dakola, niestety, to prawda stara jak świat, serdeczności.
Prześlij komentarz