Przeżyliśmy małe remonty w domu, trzeba było wymienić stare, rozlatujące się orynnowanie, a także wymianę pieca centralnego, który po największych, tegorocznych mrozach odmówił posługi.
Brygada młodych chłopaków od dachu sprawiła się błyskawicznie.
Gorzej z tymi od gazu ... łazili za sobą, szwendali się, pięć razy wyjeżdżali po brakujące części ... to, co miało być zrobione w dzień, im zajęło dwa.
Obserwowałam ich z rozbawieniem ... w typie "Sąsiadów", tych z bajki dla dzieci, co to psuli wszystko ... łokieć, łokieć .. idziemy dalej ... nie, brakuje coś tam, marsz z powrotem we dwójkę ... orzekliśmy, że brakuje im tylko berecików z antenką.
No, ale zrobione, działa ... zima może przychodzić.
Piątkowa pogoda była przecudna, po porannym szronie nie został nawet ślad ... jednak został, mróz zwarzył wszystkie delikatne rośliny ... za chatką urosły mi opieńki, rozłożyłam je na blaszanych tackach do suszenia ... doszły także podgrzybki, przywiezione z Roztocza - nie trafiliśmy na wysyp, bardzo mizerne to były plony ...
Popielica w chatce po staremu spała w czapkach i szalikach na półce wieszaka, inna drzemała w starym zegarze na szafie, a jeszcze inna, czymś wystraszona, wyszła z legowiska na poddaszu tarasowym, zaspana, że aż strach ...
Chwytne łapki pozwalają jej chodzić po belkach do góry nogami, tu była dodatkowo obróbka blacharska, myślałam, że odpadnie, ale nie, dała radę ... jakie ma długie, błyszczące wąsiska ...
Szykowałam się na sobotnie pieczenie chleba, a "po chlebie" pójdą jeszcze jakieś mięsa do brytfanny ... starłam marchewki, do tego pokrojona cebula, liście selera, przyprawy i trochę soli ... wygniotłam to wszystko, aż puściło sok, potem trochę oleju i ponacierałam tą marynatą kawał karkówki i dwie ćwiartki kurczaka ... macerowało się wszystko przez noc i kawałek dnia.
Słychać było odlatujące żurawie ... wybiegam zawsze z chatki, kiedy słyszę ich nawoływania ... leciało kilka kluczy ...
Pewnie nie widać tego klucza ... leciały prosto w zachodzące słońce ... a słońce zachodzi już coraz bliżej lasu ... kiedy schowa się za las, przyjdzie zima.
W sobotę padał deszcz, co nam wcale nie przeszkadzało ... paliło się pod płytą w kuchni, było cieplutko ...
... a w piecu piekł się chleb, placek z jabłkami i kartoflaki ... a po nich mięsa, które przeszły zapachem marynaty warzywnej ... powolutku, nieśpiesznie, wytopił się smakowity tłuszczyk ... a jeszcze potem suszyły się jabłka.
Po raz pierwszy zobaczyłam, jak właściwie działa taki piec chlebowy ... było bardzo chłodno na zewnątrz, kiedy otworzyłam drzwiczki, buchnął gęsty, biały opar ... przestraszyłam się nie na żarty ... o matko! placki się palą ... nie, to była para wodna, to ona właśnie powoduje, że wypieki nie są wysuszone ...nie trzeba psikać wodą, jak przy pieczeniu chleba w piekarniku gazowym.
Za to niedzielny poranek przywitał nas bajecznymi mgłami ...
... tym razem mgły zeszły w doliny, a wierzchołki były w słońcu ... prawie w słońcu ...
... no i Kopystańka ...
... a jeśli już tu przyjechaliśmy dla tych mgieł, to jeszcze widok spod kapliczki ...
Z inicjatywy pani Sołtys kapliczka została odświeżona ... kamienne schodki, kamienna opaska dookoła, wybielone ściany, wnętrze, nowy krzyż pątniczy, a wszystko to praca rąk mieszkańców ... bardzo wspieramy takie dzieła.
Wzgórze kalwaryjskie, wyłaniające się z morza mgieł, a poniżej nasza droga ...
... i my w tej mgle.
Czeka mnie sporo pracy z jabłkami, od poniedzieli biorę się ostro za wyciskanie soków, butelkowanie ...prawie wszystkie jabłka spadły w trawę ...
Ostrzygłam Miśce cztery kończynki, miała w sierści kołtuny pewnie jeszcze niemowlęce, do tego rzepy i kulki przytulii, pozbierane w lesie i na łące ... wygląda, jak baleron na rabarbarowatych nóżkach, zdecydowanie nieatrakcyjnie ... syn powiedział, że teraz wie, dlaczego sznaucerom zostawia się sierść na łapkach ... przez zimę porośnie i będzie piękna.
Z górnej wsi sąsiad opowiadał, że widział rysia ... z okien domu ... przechodził tuż obok ... ryś.
Dziki żerują na łąkach niesamowicie, zostawiając po sobie przewaloną ziemię i trawę ... a w nocy w naszym sadzie słychać głośne chrupanie i mlaskanie.
Zanim wyjechaliśmy z chatki, rozpadał się deszcz, a kiedy dojechaliśmy do domu - wypogodziło się ... taka przeplatanka pogodowa.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowa, ciepłe słowa, wszystkiego dobrego, pa!
32 komentarze:
Fotka 3 od dołu bajkowo-październikowa. Pięknie. A żurawie widać całkiem dobrze ;-)
Tez wlasnie wrocilam z lasku mazowieckiego, i od razu przeczytalam Twoje weekendowe impresje, jak zwykle rozmarzylam sie , a mgly i widoki z nimi bardzo lubie, wchodza mi w dusze...no i ta biala kapliczka, ktora juz tyle razy widzialam u Ciebie i zawsze mnie zachwyca. A popielice sympatyczne ale mam wrazenie ,ze zwieksza sie ich ilosc w Twoim domku!? sciskam serdecznie
ja też się rozmarzyłam ...
zwłaszcza przy widoku pieczoneg chleba ... jak dawno taki jadłam... nie dosyć, że pieca takiego nie mam to i nauczyciela brak ... ech
miłego wypoczynku
śliczne zdjęcia , jak zawsze:)
nie boisz się tego zwierzątka:)hihi
chlebek aż tu mi zapachniał...pozdrawiam cieplutko.
i smacznie i pięknie i nastrojowo-delicje!:)
U Ciebie popielice, a u mnie myszki... garną się do domu przed zimą... czy Twoje tez tak wszystko gryzą, niszczą? Trudno mi wytłumaczyć je przed Padre, który się złości... niszczą nam nawet lekarstwa.
Zapach pieczonego chleba jest wyjątkowy, ale mnie brak takiego wspaniałego pieca :)
Futerko Misi odrośnie i będzie piękna, myśmy też wystrzygli Krimę na lato i pomału się włos wyrównuje, a na pewno było jej lżej ;)
Ściskam czule :)
Ach te zwierzaki ;) aktualnie mam nietoperza w domu,tylko nie wiem gdzie ;)
śliczne widoczki :)
U mnie myszy i ogromny nienamierzalny za dnia, grasujący nocą pomrów w piwnicy. Ano, jesień, pcha się gadzina do domów.
Ta popielica jest nadzwyczajna - pozuje jak zawodowa modelka :)
W takiej malowniczej mgle wracaliśmy wczoraj z Biesów, na dodatek wlókł się przed nami samochód z żaglówką na lawecie i nijak nie można go było wyminąć.
Kudłate łapy sznaucerów to zmora dla właścicieli, szczególnie zimą, jak się do na sierści robią lodowe kulki. Też przycinam Florkowi, wygląda żałośnie ale innej rady nie ma.
Pozdrawiam serdecznie :)
Ja za Krzyśkiem obstawiam to samo zdjęcie i bezpośrednio po popielicach, ale chyba to podobny kadr tego samego miejsca. Jak obraz impresjonistyczny.
Post za woalem mgły zwać się powinien.
Uwielbiam zasiedzieć się u Ciebie Marysiu, chociaż wirtualnie.
Pozdrawiam serdecznie
Zachwycające krajobrazy - czy to w słońcu czy we mgle. A popielice - cudo - nigdy ich nie widziałam. Śliczne macie lokatorki ! Marysiu, a co to są kartoflaki ? Widziałam suszące się opieńki - ja przeważnie robię je w occie - pycha ! U nas podgrzybków tez mało - taki widać rok. Serdecznie Cię pozdrawiam, kobieto piecząca !
Mgły pięknie tworza nastrój, bardzo je lubię, a twoje posty czytam z wirtualna przyjemnością.... są takie ciepłe, domowe....
jakbym siedziała w twojej chatce, czuła zapach pieczonego chleba,
ciepło bijące od pieca....
tak po prostu po domowemu, bezpiecznie.....
My tez się powoli wyciszamy, coraz krótsze dni, mgły, zimno z rana...jesiennie. Fajna pora roku, zapasy na zimę i ogólnie przyroda kładąca się spać....tych podstrzyżyn nie skomentuję ;)
Bajecznie :) tylko tyle mogę napisać bo aż dech zaparło w piersi :D
przepiękne zdjęcia...
Znów nasyciłem oczy pięknem jesiennych krajobrazów. Strasznie lubię do Was zaglądać i uwielbiam Twój styl pisania na blogu. Krótkie zdania, a tworzą wspaniałą atmosferę jaka u Was panuje.
Pozdrawiam serdecznie i jesiennie.
Ja te zapachy poczulam nawet przez wielka wode:)
Marys, cudnie pokazujesz to Twoje Pogorze.
Zawsze z wielka przyjemnoscia do Ciebie zagladam. Kazde zdjecie cudnie odzwierciedla to co nam przekazujesz.
Pozdrawiam serdecznie:)
Morze mgieł - to, co najpiękniejsze w jesieni :]
Przypomniałaś mi o rześkich poranka na wsi. Piękne wspomnienie. Cudowne zdjęcia. i jakie pyszne jedzonko. Pozdrawiam
Zasada numer 1 - najpierw coś zjeść, później odwiedzać Marysię. Udało się!
Mgły uwielbiam. Piękne zdjęcia!
Szkoda tylko, że w takie przesiąknięte wodą dni, bolą stawy.
U nas też zatrzęsienie jabłek. Szare i złote renety i inne, o nieznanych mi nazwach. Zapraszamy sąsiadów i kogo się da, żeby brali, ile są w stanie. Ubyło może ze 100 kg, ale nie widać żadnej różnicy. Kozy już pękają od jabłek i dają jabłkowe mleko:)
Uściski!
Śliczne widoki.
U Ciebie jak zawsze same pyszności!
A ja mam jakąś melancholię, nie nadążam z wieloma zadaniami, które się piętrzą przede mną, jak góry, głowa mi pęka, serce kołacze. I myślę sobie, zajrzę do Ciebie, może pomoże?. Pomogło. Dziękuję. Tak podobnie nam się jesiennie plecie. Bo i panowie na dachu, i żyjątka w zakamarkach, chleby w piecu, i krajobrazy prześwietlone słońcem. Tylko spokoju mi brak...Pozdrawiam serdecznie
Niesamowite to jesienne słońce przedzierające się przez rośliny..piękne zdjęcia i takie apetyczne :) popielica niesamowita. Pięknie tam u Ciebie i w dodatku dziko - ryś. Ciekawe czy ryś jest groźny dla człowieka i tak w ogóle, chyba tak?
Krzyśku, tak zachodzące słońce prześwietla drzewa, do tego jakieś muszki, pajęczyny; pozdrawiam serdecznie.
Grażyno, no cóż! popielice też się rozmnażają, ale potem gdzieś się przenoszą, pewnie mają swoje terytoria; przy tej kapliczce śpiewane są majówki, i widać ją wysoko, z mojego pola, a widoki stąd zabójcze; pozdrawiam cieplutko; a co słychać w lesie mazowieckim?
Joanno, a ten chlebek trochę mi przerósł ponad koszyczek, myślałam, że nic z niego nie będzie, ale jest wyjątkowo smaczny; serdeczności.
Ciche marzenia, nie boję się, a zresztą ona jest prawie jak oswojona, nie ucieka w popłochu, tylko patrzy i strzyże uszkami, nasłuchuje, dopiero kiedy jestem za blisko - ucieka; pozdrowienia ślę.
Olqo, bo to jesień tak nastraja; nic tylko siedzieć i patrzeć; pozdrawiam.
Inkwizycjo, tak, muszę wszystko chować do szafek; myszy w zeszłym roku weszły do szafki z przyprawami, bo nie zamknęłam, nie straszny był im pieprz, cynamon, wszystko ścięły; troszkę mi się chlebek przypiekł za mocno, bo piec za ostry, ale za to ma chrupiącą skórkę;
musiałam przystrzyc Miśkę, bo aż do skóry ochodziły te kołtuny, teraz wygładziła się i trzeba będzie już czesać na bieżąco; serdeczności ślę.
Kamo, nietoperz szuka lokum na zimę, a ulokował się na pewno gdzieś za karniszem; pozdrawiam serdecznie.
Gaju, ostatnio pomrów wszedł mi do gumiaka, oślizgły, ale nieszkodliwy, wręcz pożyteczny, ślady śluzowe zostawia jednak wszędzie; Gutek koło domu poluje na myszy, ale najazd na chatkę już jest; serdeczności.
Maniu, i zupełnie niebojąca, tylko nasłuchuje; mgła zeszła w doliny, ciężko się jeździ w takiej gęstej, a żaglówka zjeżdżała do domu, koniec urlopowania; u poprzednich psów po spacerze w śniegu, tylko ciepły prysznic na łapki w wannie i powycierać, bo te kulki śniegowe wytapiały się godzinami, i kałuże na podłodze; pozdrawiam Cię serdecznie.
Jolando, tak jest, to to samo miejsce na zdjęciu, tylko słońce inaczej przeświecało przez gałęzie; bardzo ładnie, za woalem mgły, coraz częściej tak będzie; mnie miło w Twoim towarzystwie; pozdrawiam cieplutko.
Aniu, kartoflaki to po naszemu pierogi z nadzieniem z gotowanych kartofli, kaszy gryczanej, twarogu i smażonej cebuli, wszystko przyprawione solidnie solą i pieprzem; mogą to być bułeczki albo jeden duży pieróg, taki na blachę; jakoś nie przepadam za grzybkami w occie, za to suszone dodaję chętnie do wszystkiego; las pewnie musi odpocząć po poprzednich, urodzajnych latach; pozdrawiam serdecznie.
Leptir, pachnie chlebem, kiedy stygnie na kratce, przykryty ściereczką, nawet potem, kiedy leży w chlebaku; jednak jest lepszy od sklepowego, a kiedy siedzi w piecu, pachnie nim całe podwórze; pozdrawiam serdecznie.
Węszynosko, wiedziałam, wiedziałam, że Twój zmysł estetyczny zostanie poruszony, ale tak trzeba było, nie mogłam tego rozczesać, a jak zaczęłam wycinać, to zostawały pojedyncze włosięta, jeszcze gorzej; wyrówna się za jakiś czas; a wiesz, jej to wcale nie przeszkadza; pozdrawiam Cię.
Tradycjo, kóz mi tylko brakuje, bo miałyby się gdzie paść, ale nie ruszyłabym się już nigdzie; serdeczności.
Dzięki, Agato, i z okna mamy widoki, i jak wyspinamy się na górkę, o! tam to są najpiękniejsze; pozdrawiam.
Wkraju, hm! aż nie wiem, co Ci odpisać; posyłam w świat chociaż cząstkę urody tych ziem, wiele osób pewnie nawet nie wiedziało, że istnieje takie pogórze; pozdrawiam serdecznie.
Ataner, a ja jestem mile podbudowana, że i za wielką wodą ktoś mnie czyta, i to z przyjemnością; pozdrawiam serdecznie Ciebie i Niedźwiedzia.
Karola, zwłaszcza w górach ta mgła jest malownicza, chociaż czasami nie wiadomo, czy to mgła jeszcze czy już chmura; serdeczności.
Ankoskakanko, powiem Ci szczerze, że jak jedziemy do chatki, to śmieją nam się gęby, a jak mamy wracać, to z wielką niechęcią; pozdrawiam.
Magdo, pewnie część tych jabłek pójdzie na zmarnowanie, może nie - tylko zwierzyna je zje, i dobrze; a szara i złota reneta to szlachetne jabłko, i poleży w zimie; a gdzieżeś to nadwyrężyła stawy? pewnie przy pracy przy koniach; serdeczne pozdrowienia nad Drawę ślę.
Dakola, bo jak rozpalam w piecu, to trzeba wykorzystać pełny wsad, i tak kombinuję; pozdrawiam cieplutko.
Owieczko, może wzięłaś na siebie za dużo obowiązków, strzyżesz, przędziesz, warsztaty różne, pieczenie chleba, ale powiedz mi; wróciłabyś do dawnego życia?
spokoju życzę i pozdrawiam.
Mażeno, to zachód słońca daje takie efekty; mam nadzieję, że ja też kiedyś zobaczę rysia, włóczę się sporo po okolicy; dzikie zwierzęta uciekają na widok człowieka, no chyba, że nie mają wyjścia, zapędzone w jakiś kąt; pozdrawiam Cię serdecznie.
Ten chleb pachnie moim dzieciństwem. Stale zaglądam do Ciebie, wracam do starszych postów, czytam kolejny raz, podziwiam i poznaje ten cudowny świat a góra do prasowania rośnie... niech rośnie, a ja jeszcze chwilkę pobędę na Pogórzu.
Pozdrawiam.
Dorota
Piękne to Wasze pogórze...Bardzo mi się podobają zdjęcia popielic i zastanawiam się czy one się nie boją ludzi że udało Ci się zrobić takie świetne zdjęcia? A grzybki ładniutkie ale to chyba jeszcze przed suszeniem?
Doroto, czy któraś z nas lubi naprawdę prasowanie? dziękuję Ci za te słowa, to one napędzają do dalszego pisania; powiem Ci, że od kiedy stoi piec chlebowy, bardzo rzadko kupujemy ten z półki sklepowej; pozdrawiam z podziwem i serdecznie Niestrudzonych Wędrowników.
Sukienko, popielice, to dziwne stworzonka, można podejść je bardzo blisko, nie wykonując gwałtownych ruchów, można dotknąć ogonka zza belki. spokojnie obserwują człowieka z góry, tylko uszka chodzą i nasłuchują; tak, grzybki przyd suszeniem, po wysuszeniu zrobiła się z nich garstka; pozdrawiam serdecznie.
Pięknie! :D
Przyznamy Ci się, że w ostatnią niedzielę bardzo mocno głowkowaliśmy, na temat zwalenia się Wam na kilka godzin do chatki! :D
W Kosztowej, od 11 do 18, jakiś Pan Rajdowiec urządzał trening na drodze do UchoDyni, a pogoda była bardzo średnia.
Niestety, jak zwykle, pomysł wpadł o wiele za późno, żeby go zrealizować.
Cium serdeczne.
cudne zdjęcia i miły, swojski klimacik. Te mgły cudowne. Kiedyś jako nastolatka wstawałam rano i jeżdziłam fotografować mgły.
Tak lekko i łatwo piszesz o remontach - dla mnie to apokalipsa - może dlatego, że mena przy mnie nie ma.
Jak na mizerne plony to grzybków u Ciebie dostatek, ja suszę prawie wszystkie których nie dam rady zjeść bo w occie nie lubię.
W piecu też masz obfitość, gdybym tyle upiekła jadłabym miesiąc a Wy jecie i wyglądasz smukło, wiotko i szczupło.
W sprawie pieca popytam Cię wiosną bo wtedy planuję postawienie komina
Go i Rado, w niedziele koło południa już wyjeżdżamy z chatki, bo jeszcze babcię musimy nawiedzić, ale w soboty, jakby co, to jesteśmy; zawsze znajdzie się jakiś umilacz, czy to w postaci ryczącego motoru czy quada, u nas na szczęście rzadko, bo droga szutrowa, która kończy się na ostatnim osadniku; ale ostatnio sąsiadka opowiadała, że zapędził się w naszą drogę bus, a poniżej już błotko na stromiźnie, musiał go ciągnik holować za ogonek do góry, bo zawrócić nie było jak; pozdrowienia serdeczne ślę za San.
Natalio, nie mogę oprzeć się tym mgłom, pewnie milion zdjęć zrobiłam, bo każde ujęcie wydaje się wyjątkowe, potem widać, że prawie takie same; serdeczności.
Krystyno, nie jest łatwo, czasami aż żołądkiem skręca, jakem człowiek spokojny; zdecydowanie poprawił się stan grzybowy w lesie, pojawiły się rydze i opieńki, tudzież kilka prawdziwinków się najdzie, może być! i też suszę, bo nie lubię marynowanych, ewentualnie w słonej wodzie zagotowanych jako baza sosów grzybowych;
trochę wypieków zawożę babci, a resztę zjadamy my, taki jeden bochen chleba wystarcza na tydzień i zachowuje świeżość; będziesz budować piec chlebowy? ekstra pomysł; pozdrawiam serdecznie.
Prześlij komentarz