poniedziałek, 8 października 2012

Na kanie ...

Pojawiły się na pogórzańskich łąkach kanie.
W lesie pusto, kilka rydzów, z czego połowa robaczna, prawdziwki mizerne takoż, a opieńki już się zestarzały.
W piątek, późnym popołudniem zajechaliśmy do chatki, przywitały nas popielice, bo kiedy nas nie ma, urzędują sobie wewnątrz, jak u siebie ...


Ta siedziała na szafie, z orzechem w pyszczku, kiedy mnie zobaczyła, upuściła go na podłogę ... podniosła go sobie z powrotem, bo potem długo słyszałam, jak piłowała zębiskami skorupkę.
Tak się zastanawialiśmy z mężem, którędy one wchodzą, aż wypatrzyliśmy.
W podsufitce z drewnianej boazerii jest dziura po sęku ... ta gruba klucha podskakuje, chwyta się brzegów łapkami i wciska się na siłę w ten otwór ... do wysokości brzuszka jeszcze jakoś idzie, a potem z trudem podciąga się dalej, na końcu dyndają tylko nóżki, które kolejno nikną w otworze ... i tamtędy wychodzą.
Siedzieliśmy z zapartym tchem i obserwowaliśmy, co też wyczynia to stworzenie, po jakiejś większej uczcie już chyba nie zmieści się ... za chwilę idą spać na zimę, w ocieplenie poddasza.

W sobotę, po południu wybraliśmy się na rybotyckie łąki, chcieliśmy sprawdzić, czy przypadkiem nie ma rydzów w lesie, tuż przy żółtym szlaku na Kanasin ... parę lat temu było tam pomarańczowo ...


Niestety, rydzów nie było, za to na łąkach znaleźliśmy kanie ...



.... i to całkiem sporo ... zebraliśmy pół koszyka.
Za zakrętem drogi zobaczyliśmy lisa, polował na myszy ... był tak zajęty, że wcale nas nie spostrzegł ... obawialiśmy się, czy przypadkiem nie wściekły, bo podeszliśmy zupełnie blisko ...


... ale potem potężnymi susami uciekł w zarośla ...


Podeszliśmy spory kawał do góry, pierwsza to Zapust, dopiero za nią jest Kanasin ... i widoki stąd  niezłe ...


W dolinie widać dachy rybotyckich domów ...


... przed nami południowe stoki Kopystańki.
Za chwilę słońce będzie zachodzić, my już idziemy po zacienionej stronie ...


Pora wracać do chatki, jeszcze tylko małe zakupy w wiejskim sklepiku.
Solidnie wiało przez cały wieczór, okna trzaskały w nocy i było niezwykle ciepło ... na zachodnim niebie już było widać gromadzące się chmury, co wróżyło rychły deszcz.
I to on powitał nas w niedzielny poranek, chmury zeszły nisko, zawadzały o wierzchołki wzgórz ...




Wokół chatki jeszcze zielono, wszystko kwitnie ...


... tuż za drogą pasą się sąsiedzkie konie, grzbiety błyszczą od deszczu ... zebrały się w jednym miejscu i patrzą, co ja robię ...


Trzeba wracać do domu, tak szybko czas tutaj mija, nie lubię wyjeżdżać stąd.
Kiedy wyjechaliśmy do góry, mgły zupełnie zasłoniły świat ... to nie mgły, w chmurę wjechaliśmy, bo niżej było już lepiej ...


A po drodze, kiedy wracaliśmy z odwiedzin u babci, wstąpiliśmy w młodnik sosnowy, czy przypadkiem nie pokazały się maślaki ... zdjęłam buty, ubrałam gumiaczki ...brr! coś śliskiego i zimnego w kaloszku ... to ogromny ślimak pomrów zamieszkał w nim ... dobrze, że nie jestem zbytnio strachliwa.
W lesie pełno czerwonych muchomorów, mój ojciec zawsze mówił, że jak one są, to będą i inne grzyby, więc trwam w oczekiwaniu ...


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, za pozostawione dobre słowa, dobrego tygodnia życzę, pa!








34 komentarze:

Ewa pisze...

Piękne widoczki :)

Aga Agra pisze...

dużą przyjemność mi sprawiłaś zamieszczając te zdjęcia..bardzo tęsknię do gór a tak dawno nie byłam...pozdrawiam

Tupaja pisze...

Kanie uwielbiam w postaci rwanych na cząstki kapeluszy, maczanych w lekkim cieście naleśnikowym...Mmmniam!

Unknown pisze...

Zawsze się uśmiecham na widok Waszych prześlicznych, szarych współlokatorek. Bo to niezwykłe - taka zgodna koegzystencja:-))0
Uściski ślę!
Asia

ciche marzenia...ciii... pisze...

Oj jak lubię zaglądać do Ciebie, tak mi wtedy miło na sercu i duszy... czekam znów...pozdrawiam

Inkwizycja pisze...

Wokół już jesień, tylko u Ciebie w ogrodzie jeszcze nie zagościła ;) Popielice są słodziutkie, ale myślę, że niewiele osób zgodziłoby się na taką koegzystencję. My mamy myszy w spiżarni i Padre bardzo na nie psioczy ;-)
Za kaniami przepadam! Nie jadłam wcale w tym roku. Ani nie byłam na grzybach. Zbieraj za mnie, Marysiu! Ściskam czule ;)

Kasia K. pisze...


Marysiu, dzięki piękne za te wszystkie wycieczki i podróże - i te dalsze i te wokół Twojego domu. Bardzo lubię tu zaglądać i chłonąć na odległość, sycić się obrazami - to najfajniejsze reportaże :)
Mam bardzo przyjemne wspomnienia z pewnych wakacji, gdzie wynajmowaliśmy domek wraz z popielicami. Pewnej nocy, najgrubszy przedstawiciel rodu - bardzo kochający jedzonko (ochrzciliśmy go Alcest), spadł z belki pod sufitem prosto do... mojego łóżka :)Nie wiem, dla kogo było to większe przeżycie - dla mnie czy dla niego :))Popielice są śliczne, a przy tym prawdziwe z nich rozbójniki- tłukły się nam w nocy po garach, wyjadały co się dało i bardzo intensywnie ze sobą rozmawiały w godzinach nocnych, nie majac litości dla śpiących dwunożnych :)
Pozdrawiam cieplutko
Pięknie dziękuję
Kasia K.

Mażena pisze...

Piękne u Ciebie jak zwykle.
Kanie wyglądają sympatycznie, pamiętam też ich smak choć od lat ich nie zbieram, boję się pomylić z muchomorem. W Warszawie w sobotę wiało, dobrze, że syn lądował w piątek. Kiedyś lubiłam słuchać deszczu i wiatru, teraz gdy słyszy się o tylu zniszczeniach, gdzieś tli się obawa o bezpieczeństwo.
A popielice, są w zasadzie u siebie, myślą o zimie... pozdrawiam cieplutko!

mania pisze...

Może sublokatorka - popielica przyniosła Ci orzeszek zamiast czynszu :)
Pozdrawiam serdecznie :)

ankaskakanka pisze...

Śliczna ta popielica. Da się ją udomowić? Dobra z Ciebie kobieta, nie przepędzasz zwierzątek, a żyjesz w zgodzie z nimi. Widoczki piękne. U mnie w lasach grzybków jak na lekarstwo. Nie wiem, czy coś jeszcze urośnie. Dziękuję za wizytę na moim blogu i jak zwykle bardzo ciepły komentarz. Pozdrawiam

kyja pisze...

fajnie jest wyjechać na weekend do swojego domku!Wasze popielice są rozkoszne,w pierwszej chwili myślałam,że to szynszyla:) U nas w obejściu rządzi czarny kocur sąsiadów, czmycha obrażony gdy przyjeżdżamy:)
u nas grzybów mało,wszyscy liczą jeszcze na wysyp :)

Aleksandra Stolarczyk pisze...

jakie piękne te popielice:)

jolanda pisze...

Marysiu wokół chatki rzeczywiście lato w pełni, u mnie na Mazurach też kwiaty w pełnym rozkwicie, nawet maciejka wieczorem pachnie, ale aura już nie sprzyja biesiadowaniu.
Z grzybami cieniutko w naszych lasach, nawet opieniek nie widać. Kanie zapewne smakowite, co?
Klimatyczne to Twoje Pogórze, tajemnicze jesienią.
Pozdrowienia serdeczne

sukienka w kropki pisze...

Ja i Marta tez kopnęłyśmy się na grzybobranie w stronę Szczytna gdzie są naprawdę piękne lasy ale wróciłyśmy z połowa koszyka po czterech godzinach łazęgi. Popieklica śliczna! Jak sobie pomyślę ile takich cudnych i zmyślnych stworzonek ubijano na jedno futro dla jakiejś paniusi, to brr...skóra cierpnie. Pozdrawiam!

sukienka w kropki pisze...

To znowu ja przepraszam za literówki, jakoś na dodatek zamiast "popielicy" wyszła mi mi "popieklica" buuu....

wkraj pisze...

U nas też sobota była ciepła i wiał wiatr , a w niedzielę to już dość mocno padało. Fajnie wam, że macie te góry na wyciągnięcie ręki, ja po kilku dniach braku ich widoku zaczynam mocno tęsknić. Niestety , nie zawsze jest możliwość wyjazdu. U was piękne widoki, tak gdy słońce jak i gdy deszcz.
Pozdrawiam.

Łucja Anna pisze...

Jak zwykle nastrojowo i piękne okoliczności przyrody :), kanie u nas w tym roku obrodziły :)
pozdrawiam

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ewo, trochę w słońcu, trochę w deszczu, jak to jesienią; serdeczności.

Agato, to przyjemność dla mnie, szczególnie, że Ci się podobają; pozdrawiam.

Tupajo, a moje były w jajku i w bułce; tak się zastanawiałam, czy może by w cieście; niektóre były w całości smażone, prawie na cały talerz; serdeczności posyłam.

Asiu, one nam nie przeszkadzają, żeby tylko nie zostawiały po sobie bobków, i jeszcze śpią do wiosny; są bardzo łagodne, ciekawskie; pozdrawiam.

Marzenia, dzięki wielkie; serdeczności.

Inkwizycjo, ja też psioczę, kiedy zrzucają mi z półek różne rzeczy, zostawiają po sobie bobki, nie daj Boże zostawić coś do jedzenia, wszędzie zajrzą, ale nie robię im krzywdy; może dziś zajrzę do lasu, po południu; pozdrowienia ślę.

Kasiu, taką samą historię opowiadali mi moi sąsiedzi, Sylwester na Obnodze, nad Mucznem w Bieszczadach; tego schronu już nie ma, spłonął; ale obudzone popielice biegały po nich całą noc; tak, prowadzą nocny tryb życia, biegają, tupią, nawołują się i bez przerwy siedzą w kuchni; pozdrowienia serdeczne ślę.

Mażeno, ja też do kań podchodzę z rezerwą, jeśli mam tylko cień wątpliwości, nie zrywam; to czekają Cię miłe chwile z synem; serdeczności.

Maniu, a być może; i poradziła sobie z twardą skorupą; pozdrawiam cieplutko.

AnkoSkakanko, kto wie, czy nie, jest bardzo łagodna, nie boi się zbytnio, a ta nasza - to prawie udomowiona; bardziej lubię grzyby zbierać niż potem przerabiać; pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Kyja, spotyka się w literaturze "futro z popielic", ile tych stworzeń straciło życie dla jednego futra; niech kocur rządzi, nie będzie myszy w obejściu; a ja myślałam, że na Dolnym grzyby są bez przerwy; pozdrawiam serdecznie.

Olqo, ona jest ciut mniejsza od wiewiórki, a ozdobą jest puszysty ogon, a jak siedzi na belce i nasłuchuje, to uszka chodzą jej jak radary; pozdrawiam.

Jolando, jest chłodno, dziś rano wieszałam pranie na sznurach i zmarzły mi palce; kanie pyszne, chrupiące, mięsiste; jakoś tak jaśniej u nas na podwórzu, śliwki potraciły prawie liście; serdeczności posyłam.

Sukienko, aż musiałam sprawdzić, gdzie leży Szczytno, bo miałam tylko mgliste pojęcie; jeśli u Was nie ma grzybów, to gdzie? tak, smutny los gronostajów, szynszyli czy popielic, ładne futro to przekleństwo, ku zaspokojeniu ludzkiej próżności; że "popieklica", nie szkodzi, k jest tuż przy l, i pewnie dlatego; pozdrowienia ślę.

Wkraju, chcemy wykorzystać bezdeszczową pogodę do cna, bo za chwilę dzień bardzo krótki, i przy ciepłym piecu będziemy siedzieć, a na spacer wystarczy wspiąć się na łąkę za sadem i widoki roztaczają się dookoła, szukaliśmy długo tego miejsca; pozdrawiam serdecznie.

Lusiu, to jesień tak nastraja; pewnie zrobimy powtórkę z wyprawą na kanie; i ja pozdrawiam.

ilona lisiecka pisze...

Wspaniałe masz widoki znalazłaś swoje miejsce na ziemi wszyscy go szukamy lecz tylko nieliczni znajdują :)
Serdeczności Ilona

Go i Rado Barłowscy pisze...

Opieńki się kończą?! Jejciu jej! Tu się dopiero zaczynają. Grzybów zatrzęsienie. Wszelakich. I wszystkie zdrowe! ;D

Pozdrowienia grzybowe.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Mario jak zawsze balsam lejesz mi na duszę swoimi widoczkami. Dzięki

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ilona, święte słowa; widoki piękne o każdej porze, serdeczności.

Go i Rado, pewnie co las, to inaczej; a na piaskach zaczęły się maślaki, zobaczymy znowu, czy nie ma rydzów; i zazdroszczę Wam cichutko tej obfitości grzybowej; pozdrawiam.

Krzyśku, tak się zastanawialiśmy kiedyś z mężem, czy ludzie, mieszkający tu od zawsze widzą to piękno, czy dla nich to zwyczajność; bo my za każdym razem wzdychamy; pozdrawiam serdecznie.

Magda Spokostanka pisze...

Nie jest to szczególnie grzybny rok. Nawet pobliska "polska stolica grzybów" nie poraża ilością prawdziwków i podgrzybków. Bo cóż to jest 18 kg w jeden dzień? - mówią ...
Rydze ... mmmm ... kto raz spróbował, ten już innymi z patelni, się nie zachwyci. Nawet kanie im nie dorównują.
Popielica-popieklica naprawdę cudna, ale w kuchni, sypialni, nie, jednak dziękuję, nie. Na strychu, razem z zamieszkującym tam ptaszyńcem, to ja serdecznie zapraszam i nawet orzechy przyniosę :)
Często prosimy, mieszkańców okolic, o wskazanie najpiękniejszych, ich zdaniem miejsc. Najczęściej wskazują miejsca uporządkowane przez człowieka lub przez niego stworzone. Ładnie zrobione (bo naprawdę można to zrobić ładnie) tzw. czyszczenia lasu, ławeczki nad jeziorem, wydarte trzcinom mini plaże, ścieżki przyrodnicze, itp. Są z nich dumni i ja to rozumiem. My szukamy zupełnie innego piękna i oni kiwają głowami, że też rozumieją. Ot takie nieszkodliwe dziwactwa ...
Serdeczne rozgrzewające uściski!

Magda Spokostanka pisze...

Zapomniałam! Jaki superowy wianuszek z piórem! Indiańsko-pogórski łapacz snów?
Nie mogę się powstrzymać przed zbieraniem piórek i oglądaniem tych cudów na kurach. Biorę sobie taką na kolana i oglądam oglądam.

Dom Rozalii pisze...

Witaj Mario!
cóż tam moje łączki w zestawieniu z twoimi widokami zapierającymi dech w piersi:)
Z grzybami w tym roku baaardzo cienko :)Zastanawiam się, czy to nie jest już za póżno na grzyby, czy jeszcze mogą się, pokazać.Jeszcze będzie tak, że na Wigilię będę musiała kupić!a tego jeszcze nie było:)
Twój pasztecik wygląda smakowicie:)
Prawdą jest,że pasztet nie może być chudy, bo wyjdzie taki trociniasty.Gałkę dodaję zawsze, ale następnym razem dodam przyprawy do piernika, bo zabrzmiało ciekawie. Zebym tylko nie przegięła, hihihi:)
Patrzę na drzewa na Twoich zdjęciach i też mam wrażenie,że i u Ciebie mało żółtych liści.
czy też zwróciłas na to uwagę, czy tylko ja mam takie wrażenie, że liście są w tym roku długo zielone?
Pozdrawiam:)

Kalina pisze...

Wspaniały reportaż, a może raczej grzyportaż;-)

Mona pisze...

Kanie są pyszne i jedyne w swoim rodzaju ..i jak tu nie lubić jesieni , nawet gdy wieje , pada..:)

Piękne zdjęcia..Pozdrawiam

dakola pisze...

Nie znam się niestety na grzybach. Jak jakiegoś znajdę od razu sprawdzam w przewodniku a i tak później boję się go zjeść, bo może jednak podobny jest jakiś trujący...

Poprzednim postem o pasztecie strasznie mi narobiłaś smaka na niego! Chyba spróbuję taki upiec.
Mam nadzieję, że się uda!
Pozdrawiam ciepło.

Krystynka w podróży pisze...

Zaczyna być w górach melancholijnie i nastrojowo, ja kocham jesień, tę polską - nie tylko złotą

Ananda pisze...

Mario przyszłam się przywitać po półrocznej przerwie :) Bardzo dziękuję za wskazówki, jak piec chleb w piecu chlebowym, przyznam Ci się, że jeszcze nie próbowałam (za mało mam wprawy), ale teraz jak jesień przyszła to poeksperymentuję i dam ci znać o efektach. Pozdrawiam serdecznie :)

ciche marzenia...ciii... pisze...

Zapraszam po wyróżnienie:)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Magdo, a jak się zowie ta stolica grzybów? 18 kg w dniu, to chyba żart? to prawda, dziwią się też, że można założyć plecak i iść, po co? skoro jest samochód? zbieram piórka po łąkach, najczęściej te od orlików, i sójek, bo ładne, i wpinam potem, gdzie popadnie; pozdrowienia serdeczne ślę; nad Drawę.

Rozalio, u nas prawdopodobnie pojawiły się rydze, sprawdzę w połowie tygodnia; rzeczywiście jest zielono, pewnie trzeba solidnego przymrozku; nie przeginaj z przyprawianiem pasztetu, ot! pół łyżeczki wystarczy; serdeczności.

Kalino, bo ja tak lubię chodzić na grzyby, gorzej potem z przerabianiem tego wszystkiego; pozdrawiam Cię.

Mona, znowu dowiozłam następną partię kań, nie ustępują w smaku schabowym; pozdrawiam.

Dakola, ja też nie zbieram grzybów, których nie znam lub mam jakieś podejrzenie, co do wyglądu; musiałby ktoś sprawdzić Ci zawartość koszyka, bo taki sosik jednak to pychota; pasztet nie jest trudny, tylko odważ się, a jedzenia dobrego na długo; pozdrowienia ślę.

Krystyno, przede wszystkim nie ma upałów, a świat taki cudny; siedziałam sobie ostatnio na pniu przechylonej śliwki, czyściłam grzybki, słońce łagodnie grzało w twarz, a Miśka spała w trawie u stóp, i było tak dobrze; serdeczności posyłam.

Witaj, Anando, na pewno czas spędzasz pracowicie; odwagi przy pieczeniu chleba, na pewno uda się, tylko piec musi być dobrze nagrzany, żeby skórka chleba była przyrumieniona; czekam na sprawozdanie; pozdrawiam serdecznie.

Ciche marzenia, bardzo dziękuję za wyróżnienie, to dla mnie wielki zaszczyt, że ktoś docenia moje pisanie; troszkę jestem w niedoczasie, przejazdy do chatki, a tam nie mam łączności ze światem, dzięki wielkie i pozdrawiam.

Magda Spokostanka pisze...

Stolica grzybów - to Miały (i okoliczne osady) w Puszczy Noteckiej. 18 kg to prawdziwy "urobek", wytrawnego, miejscowego zbieracza. Oni nie szukają grzybów. Oni idą po grzyby.