Na początku zeszłego tygodnia było całkim znośnie, tylko mgła ścieliła się gęsto.
Pod koniec dnia uniosła się do góry i niemal dotykała pogórzańskich wierzchołków.
Leciały żurawie, klucz za kluczem ...jakby chciały uciec przed nadciągającą od północy, przepowiadaną w każdej prognozie zimą.
Było już ciemno, a one jeszcze ciągnęły ... nisko, tuż pod chmurami, nawet na tle nocnego nieba były widoczne ... krążyły nad lasem, zawróciły z doliny Wiaru i mam wrażenie, że zanocowały na łące za potokiem.
Jeszcze długo w noc słyszałam ich głosy, może niepokoił je lis albo jakiś inny drapieżnik?
Wstałam, kiedy było jeszcze szaro, nic nie widać ... a później wyszłam z chatki na żurawie wołanie.
Niestety, to był tylko jeden ptak ... jakby się odłączył od stada ... jak on ich szukał i nawoływał, latał tam i z powrotem ... nad Kopystańkę, wrócił ... za las, nad Wiar - wrócił ... okrążył wieś, znowu wrócił ... nie mogłam na to patrzeć i słuchać.
Po dwóch godzinach wyszłam, a on dalej szukał ...co to będzie?
Odetchnęłam z ulgą, kiedy koło południa pojawiły się następne ptaki, też jakieś pojedyncze, po 9 sztuk, po 3, jakby ktoś je rozpędził ... i chyba ten zagubiony dołączył do nich, bo już potem go nie widziałam.
I to były ostatnie ptaki, które leciały nad nami.
A po południu wyjście do lasu, bo rydzów by się zjadło.
Miało być tylko kilka, żeby zmieścić na patelnię, a nie mogłam wyjść z lasu ... młodziutkie, jędrne, no jak tu je zostawić? uzbierało się cały kosz ...
I jakby było mało, znowu znalazłam borowika ... ogromnego, ważył pewnie ponad kilo ...
Postawiłam go do zdjęcia przy moich kamaszach, żeby można było porównać, jaki duży ... i okazał się być zdrowym.
Skończył na sznurku do suszenia ...
... w towarzystwie równie ładniutkich opieniek.
A rydze zajęły mi mnóstwo czasu ... najpierw ściereczką obetrzeć kapelusze z liści i igieł, potem wypłukać ...
... część na masło z cebulką ...
... a reszta obgotowana w słonej wodzie i zapakowana do słoików w słonej zalewie.
Potem, zimą, tylko odsączyć, odsmażyć lub wykorzystać inaczej ... i gotowe.
I jeszcze ta pomarańczowa tonacja ... znalazłam w trawie, pod starym orzechem, takie cudeńka ...
No niech ktoś prześcignie naturę w kolorach, kształtach i pomysłowości.
W zeszłym tygodniu nasza dzika czereśnia przebarwiła się również płomieniście, a w tym ...
...zrzuciła całe listowie. Jabłka leżą w trawie, otulone liśćmi, jeszcze im mrozy niestraszne ...
A to jest, w dużym garze, nastawiona baza wyjściowa do owocowego destylatu ... zadałam tu drożdży gorzelniczych ... hm! myślałam, że banior wyskoczy, aż wrzało w nim ... w ciągo 5 dni wszystko zostanie przetworzone ... i powstanie najlepsza rzecz do domowych nalewek.
Wykorzystuję ten urodzaj jabłek na różne sposoby, bo w przyszłym roku ich nie będzie, te stare jabłonie rodzą co drugi rok, a szkoda zmarnować ... reszta zostanie dla zwierząt.
Przyszła sąsiadka z córką, nazbierały sobie również jabłek, potem wypiłyśmy herbatę ...jeszcze trzeba zapakować owoce do "czołgu" i podwiozę je na górę ... wyszłyśmy z chatki, o ludzie, co to? dzik zmykał spod jabłoni w sąsiedzkie krzaki.
Kiedy wróciłam z powrotem, było już ciemno ... wysiadłam, a tu przywitało mnie fukanie ... jak w świńskiej zagrodzie ... urzędowało tu "dzikowe" towarzystwo w jabłkach.
A ja Miśkę pod pachę i w nogi, do chatki.
Zmieniło się nasze Pogórze od zeszłego tygodnia, pojaśniało, spadły liście, jakoś tak przejrzyściej wkoło ... niestraszna nam ta pogoda ... palimy w piecu, pijemy herbatkę o smaku grzańca ... i na grzyby jeszcze planujemy wypad.
Niedzielnym porankiem, kiedy zjeżdżaliśmy z kalwaryjskiego wzgórza, z drogi poderwało się ogromne ptaszysko ... zakrzywiony dziób, nogi ze szponami, jak rozłożył skrzydła, to na całą szerokość drogi.
Czytałam kiedyś, że na Pogórzu ma siedlisko para orłów ... ze względu na spokój ptaków, nie ujawniono tego miejsca ... może to był orzeł?
Zanim sięgnęłam po aparat, ptaszysko odleciało dalej ... tylko takie zdjęcia mam ... Fallar to się pewnie tylko uśmiechnie ...
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, za Wasze wolne chwile, za pozostawione słowa, dobrego życzę, pa!
31 komentarzy:
wstyd przyznać, ale ja tylko prawdziwki i podgrzybki zbieram, wydaje mi się, że te rydze zostawiałam w lesie, a teraz ciekawa jestem smaku ;)
No, kochana - ani chybi orzeł stanął na Twojej drodze! Gratuluję:-))) A rydzów to leciutko pozazdraszczam:-)))
Asia
Maryś, Ty sumienia nie masz... jak ja bym takiego rydza zjadła... ostatni raz miałam okazję wieki temu i już prawie ich smak zapomniałam ;-) Ale wiem, że był wyjątkowy!
Dziki mają używanie w Twoich jabłkach, dobrze że nie stanęłaś z nimi oko w oko (i Miśka też ) ;-)
Ściskam czule ;)
Ale bym zjadła rydze na maśle lub takie na płycie kuchennej przypieczone z solą. Ja w tym roku żadnych grzybów nie zebrałam, ale przyznać muszę, że nie chciało mi się chodzić na grzyby. Nawet u mnie maślaki podziubały kury i ponadgryzały owce. Tylko im fotki zrobiłam, aby dowód mieć, że jednak rosły. Pozdrawiam serdecznie
Marysiu a zimy u Was nie było?????
taki sliczny jesienny post....i smakowity mniam, mniam....sama bym zjadła rydzyka :)
Marysiu, ależ okaz Ci się trafił!
Z takimi pysznościami zima nie straszna :)
Pozdrawiam serdecznie
Oh WOW!
What a fantastic bounty of fresh mushrooms.
Great post.
No a gdzie ta zima!? w Warszawie jest a u Was nie? slinka leci na rydze a ten prawdziwek to prawdziwy? taki duzy?i mnsotwo tam u Ciebie zwierza dzikiego. Pozdrawiam cieplo
bardzo tu ciekawie i te rydze...a u mnie już zima
Rydzy w zapasie nie mam, i chyba nawet nie wiem jak smakują:)
Ostatnio pisząc do Ciebie pomyliłam się troszkę i napisałam, że mieszkam na Pogórzu Przemyskim, a to tymczasem Pogórze Dynowskie (blisko stąd do Ogarzego Pogórza). Nie widziałam u nas w tym roku wcale rydzów (albo może nie umiałam ich rozpoznać na tyle dobrze, by ryzykować i rwać coś, czego nie byłam pewna). Twoje rydze wyglądają imponująco i smakowicie. A borowik cudny! Szczęściara!
Zasyłam wieczorne pozdrowienia z obsypanego świeżym śniegiem domku pod lasem i zapraszam na swojego bloga:
wewanderers.blogspot.com
Grzybkowo się u Ciebie zrobiło. Będziesz miała zapasy na zimę. Widoczki piękne. Całuję gorąco. pa
Kosz z rydzami przepiękny...my też zbieramy, smażymy i marynujemy. Rydze wolę od prawdziwków...ich ostry smak i w ogóle :) Zima od dziś i u nas, pełno małych rydzyków zostało w lesie, może mróz im nic nie zrobił, trzeba jutro zaglądnąć :) nasze jabłka na ranczo sarenki będą podjadać, dzików akurat nie ma tej jesieni.
Ja niestety nie pomogę, za mało widać jak dla mnie :( Ale dziękuję za wiarę we mnie ;)
oj, to przecież ,,zbrodnia w biały dzień" tyle rydzy na zbierać..! Miło popatrzeć na kolorową jesień , gdy za oknem biało..u nas już po grzybach..Pozdrawiam
U mnie już zimowo, rydze i ich smak przypomniały mi Babcię :) U Ciebie pięknie ale i niebezpiecznie - troszeczkę. Amatorzy jabłek się znaleźli.
Marys, Ty kusicielko TY:)))) Pieknie i smacznie!
Moc usciskow przesylam na Pogorze:)
Rydze, borowik, orła cień, dziki, piękna przyroda i jeszcze koniki, a i jeszcze klucze żurawi. To wszystko w jednym poście. Pięknie tam u ciebie Marysiu, całkiem niedzisiejsze klimaty. Jakbym czytał jakąś książkę z dawnych lat. Pozdrawiam serdecznie.
wszystko pięknie ale TE RYDZE!!!! i to w takiej ilości! Po stokroć mniam!:)
Raz jadłam rydze, kilka lat temu, uzbierane w Bieszczadzie, smażone na blasze, z solą tylko. Pyszny specjał. A dziki u nas też w tym roku pod ogrodzenie podchodzą, trochę się ich boję bom teraz na skraju lasu
Dobrze zajrzeć do Ciebie, bo czuję się, jakbym była w naszej chacie. Widzę, że doskonale znasz zwyczaje ptaków i z przyrodą jesteś za pan brat.Pięknie o niej piszesz. Ja dopiero się jej uczę i to w odcinkach. A tak nawiasem mówiąc trochę wakacji uszczknęłam również na chatę. Był tego cały tydzień. I chyba mimo wszystko był to najlepszy mój tydzień wakacji. Uściski!
Ja tylko miałem czas na zebranie grzybków w ogródku i przy drodze :)..jabłka dla koników..widzę, że koło Was też ładne się pasą :)
Witaj Mario.
Myślałam , że grzybów już dawno nie ma a tu proszę jakie okazy:))
Twoje pogórze piękne o każdej porze roku.Kolory na ostatnim zdjęciu fascynujące.
Pozdrawiam serdecznie:))
Jo, tak najbezpieczniej, zbierać, to co się zna, a do rydzów też są podobne grzybki, tylko bardzo gorzkie w smaku, sama kiedyś zepsułam takim osobnikiem całą patelnię smakowitości; pozdrawiam.
Asiu, też tak myślę, że to rzeł; zamurowało nas w pierwszej chwili, a potem mąż krzyknął: Rób mu zdjęcie, niestety odfrunął, zanim wymotałam się z aparatem, tylko z daleka zdążyłam; a u was, na północy nie ma rydzów? pozdrowienia ślę.
Inkwizycjo, smak rydzów oryginalny, nie każdy go lubi; ja też pierwszy raz jadłam je tu, na Pogórzu, kiedy budowała się chatka, a poczęstowała nas Haneczka z "góry"; posmakowały nam i od tej pory zbieramy je również; Miśka to takie przyjazne stworzenie, pewnie pobiegłaby do nich, trzeba myśleć z nią; serdeczności posyłam.
Owieczko, o tak, wystarczy, że zmiękną, puszczą delikatną rosę, trochę soli i już; oj! nie chciało Ci się babrać w tych śliskich maślakach, z nimi sporo zajęcia, bo trzeba obrać każdego ze skórki, a Ty obłożona różnymi zajęciami; czy może jakiś post się szykuje? długo Cię nie ma; pozdrawiam serdecznie.
Leptir, jakoś nas oszczędziło, trochę poprószyło w jeden dzień, nie to, co u Was; pewnie jeszcze będzie ciepło i kolorków zostanie, i grzybów poszukamy pod listowiem; serdeczności.
Maniu, ogromny był, dźwigał jeszcze na grzbiecie sporą gałązkę, zanim go zebrałam; jakoś nie przepadam za marynowanymi, a te w zalewie czy suszone przydają się zawsze; pozdrawiam Cię, Maniu.
Rick, czekał na mnie ten grzyb długo, bo urósł taki wielki; dziękuję za odwiedziny; pozdrawiam.
Grażyno, dokuczyło Polsce po przekątnej, nam się śliznęło, bo tylko troszeczkę posypało mokrym śniegiem, który szybko stopniał; borowik najprawdziwszy pod słońcem; zwierz dziki wychodzi coraz częściej z ukrycia, jabłka w sadzie go nęcą; serdeczności.
Agato, myślę, że dziś już po śniegu nie ma śladu, zima tylko postraszyła; pozdrawiam.
Ciche marzenia, smakują inaczej niż pozostałe grzyby, nie sposób opisać; moja sąsiadka jadła je pierwszy raz i orzekła, że są dziwne, i niezbyt dobre, a my się nimi zajadamy; pozdrawiam.
Olgo, to chyba takie pogranicze między Pogórzami; kiedy przeczytałam u Ciebie, że mieszkacie w Kosztowej, od razu pomyślałam, że to tam, gdzie Go i Rado;
rydze są teraz najlepsze, bez robaków, jędrne, nie takie mizeraki, jak w lecie; łatwo je poznać, świecą pomarańczowo pomiędzy liśćmi, po przekrojeniu wypływa mleczko; pozdrawiam ciepło, bo spod kominka, w którym jęczy wiatr.
AnkoSkakanko, lubię mieć zapasy, tak w razie czego, a czego? sama nie wiem; jesień pięknie maluje, chyba najpiękniej; serdeczności.
Węszynosko, prawdziwki nieliczne są zdrowe, prawie zawsze mają robaczywą nóżkę, albo i więcej, choć wyglądają ładnie; myślę, że jeszcze pozbieramy grzyby, bo mróz do lasu, do poszycia nie dotrze; jak ja lubię łazić po lesie; pozdrowienia ślę.
Fallar, pamiętam tego orła u Ciebie, takie ładne zdjęcia, ja nie zdążyłam, tylko z daleka; pozdrawiam.
Mona, musiałam bronić się w tym lesie przed naporem rydzów, nie mogłam przejść dalej, bo ciągle odkrywałam nowe; taki wczesny mróz jest niedobry; pozdrowienia ślę.
Mażeno, ile ty masz wspomnienień, związanych z Babcią, musiałaś ją bardzo kochać, tak często ją wspominasz; dzikie zwierzęta uciekają, nie atakują, a przed zimą muszą się solidnie posilić, choćby na jabłkach; serdeczności.
Ataner, tak mi leci, trochę na grzybach, trochę na jabłkach, trochę na czytaniu, a wielki świat gdzieś daleko; pozdrowienia ślę za wielką wodę.
Wkraju, hm! to taki trochę groch z kapustą, nie sądzisz? ale jak tu nie napisać o zabłąkanym żurawiu, o dzikach na jabłkach, o spotkaniu z ptaszyskiem na drodze, i nie napisałam jeszcze o salamandrach w wilgotnym lesie; niezmiennie zachwycają mnie te rzeczy i pewnie dalej tak będę "mieszać", bo tyle wokół tych różności, a ja czuję się ich częścią; serdecznie pozdrawiam.
Olqo, broniłam się, jak mogłam, przed ich atakiem, ale poległam, i stąd ten pełny kosz; pozdrawiam, mniam!
Krystyno, Tyś odgrodzona od nich, a u mnie chodzą swobodnie; nigdy nie wiem, czy przypadkiem nie zastanę zaoranego podwórka, co dosyć często się zdarza; albo wieczorem nie spotkam się z takim oko w oko, dlatego podśpiewuję i świecę latarką, jak wychodzę; serdeczności.
Bożeno, tydzień pod Arniołami to na pewno za mało, ale w Belgii też było pięknie; obserwuję przyrodę, lubię to, pewnie czas zaopatrzyć się w ziarno słonecznika, bo zima za pasem; pozdrawiam Cię serdecznie.
Grey, a to Ci pewnie wyrosły opieńki, one lubią tak blisko domu; są chyba rydze niedaleko Ciebie, pamiętam z wpisów z poprzednich lat, wystarczy godzina w lesie; koniki sąsiedzkie, pasą się za drogą, czasami zostają na noc, jak cieplej; latem były jeszcze źrebaki, teraz chyba sprzedane; podrawiam.
Teniu, tak myślę, że jeszcze powinny być, teraz grzyby zdrowe, bez lokatorów; liście już opadają, wiatr je niesie, znowu będzie inaczej; serdeczności.
Orzeł to już rzadkość - dobrze, że osiedliły się u Was. Rydze, rydze....u nas ich jak na lekarstwo. Takie ilości jak w Twoim koszyku to marzenie - u nas są tylko opieńki w wielkiej masie. Czytałam, że rydzów nie myje się na patelnię, tylko ociera. Widać jest to przesada, bo Twoje pewnie przesmaczne. Zasypało Was śniegiem ? Bo nas i owszem :-))).
Pozdrowienia !
Marysiu piękny jest ten Twój świat...Patrząc na rydze poczułam wściekłą chęć zjedzenia takiego rydza ale niestety, o pójściu na grzyby mogę zapomieć z powodu nadmiaru zajęć. Pozdrawiam!
Mario, zapraszam do siebie po wyróżnienie za twój piękny blog :)
Istny najazd grzybów!
Wszystko cudne i do gór tęskno ...
I znowu czujemy się u Ciebie, jak u siebie! :D W tle cichutko śpiewa Jaromir Nohawica, pada deszcz, a jabłkowy zacier bulgoce głośno, wywołując bulgotami mimowolne uśmiechy zadowolenia u Rado i dając Mu błogie poczucie bezpieczeństwa. :DDDDD
Cium.
Aniu, zarzuciło nas w tym roku rydzami, muszę bronić się przed nimi, kiedy wchodzę do lasu, a dziś rano przyrzekłam sobie, że już dość! ... a one tam w lesie jeszcze są ... myję rydze, a właściwie opłukuję, bo potem piasek zgrzyta w zębach, tudzież igiełka świerkowa pałęta się; zima nas oszczędziła, pobieliło z lekka i znikło; serdeczności ślę.
Sukienko, lubię łazić po lesie, zbierać grzyby, ale najgorsze to to, że potem trzeba je przerobić, a z tym gorzej' pozdrawiam.
Lusiu, dziękuję Ci serdecznie, dla mnie to wielka radość, że ktoś docenia to moje pisanie; wielkie dzięki; pozdrowienia ślę.
Magdo, a Ty? chodzisz na grzyby?
nie ma u nas już innych grzybów niż rydze; przykryte warstwą liści rosną sobie bezpiecznie, błyskając mi w oczy rąbkiem pomarańczowego kapelusza, a ja nie potrafię im się oprzeć; serdeczności nad Drawę ślę.
Go i Rado, śpiewa Wam ten sympatyczny brzydal? na zimę takie jabłkowe zabezpieczenie to mus; pewnie zrobię jeszcze jeden nastaw, bo jabłka dalej leżą; pozdrawiam serdecznie.
Prześlij komentarz