... takie słowa usłyszałam wczoraj w telefonie.
Pewnie, że wracam, bo przyszła odwilż, temperatura powyżej zera, pada deszcz ... albo świeci słońce ...
I ja też zatęskniłam za domem.
Mama mojego męża, a moja teściowa, zawsze dziwi się: Jak ona może tam, tak sama? I bez ludzi?
Ano może ...
Chatynka moja na tle budzącego się dnia.
Miśka na porannym spacerze, a ja przygotowuję jedzenie dla ptaków, ale przedtem rozpalam w piecu.
Ostatnio było jeszcze ciemnawo, jeszcze puszczyk pohukiwał ponuro, a u sąsiada lis szczekał na Miśkę, a ona na niego ... nie zwracam wtedy na nią uwagi, bo czuje się odważna i goni, nie wiadomo gdzie.
Te kilka dni, spędzone samotnie w chatce, przy piecu, z książkami, na spacerze w polach, w słońcu, albo w mgle, albo w padającym śniegu ... bo Janek, ten z góry, śmieje się do męża, że przywiózł mnie do sanatorium ... tak, to jak sanatorium.
Siły wróciły, już nie łapię zadyszki, rąbię drewno, łażę z Miśką po polach ...
W pełnym słońcu oblodzone drzewa skrzą się jak srebrne, słońce roztapia lód i kapie woda ...
... do czasu ... potem zaczynają spadać spore kawałki lodu, a jak zawieje wiatr, to trzeba uciekać na wolną przestrzeń, bo można solidnie oberwać po głowie ...
Pod drutami sieci elektrycznej lepiej nie chodzić, spadają kilkumetrowe listwy lodowe, nadtopione przez słońce ... a z lasu dobiega trzask łamanych gałęzi, czasami wali się drzewo, które nie wytrzymało ciężaru.
Ze spacerów przynoszę nowe zdjęcia, właściwie to nie są one nowe, krajobraz ciągle ten sam ... tylko te mgły, albo słońce inaczej świeci, albo drzewa przygięte ciężarem do ziemi.
Odeszły gdzieś łanie z łąk za potokiem, tylko lisy przemierzają bezkresną biel ... chociaż wczoraj, późnym popołudniem przyuważyłam ogromnego odyńca, który powolnym krokiem przechodził z zagajnika do lasu ... myślałam, że może wyjdzie za nim stado ... jednak był sam.
Oprócz książek z biblioteki /czasami przynoszę niemiłosierne romansidła/ czytuję również te, które sąsiad mi podrzuca, prawie lokalne opracowania ...
... a wędrują sobie w 1880 roku po czarnohorskich połoninach, a potem idą na Pietrosa w Alpach Rodniańskich, który teraz jest w Rumunii, a przedtem był na Węgrzech, przy okazji zbierają rośliny i nocują w stajach pasterskich ... spore odległości i wszystko na piechotę po górach ... bez przejść granicznych, odpraw celnych i paszportowych, przeszukiwań bagaży ...
To z kolei dzienniki opracowane na podstawie zeszytów znalezionych na strychach kamienic ... życie codzienne w oblężonej twierdzy Przemyśl ... oryginały w Muzeum Przemyskim ... sąsiad z córką opiekują się grobem pani Heleny na przemyskim cmentarzu.
I tu jeszcze rarytasik, przynajmniej dla mnie, bo wcale nie znam historii powojennej Warmii i Mazur ...na przykładzie Drwęcka, gdzie posiada dom Andrew Tarnowski ...
Pani z biblioteki ma mi zostawić część pierwszą, która opisuje dzieje rodu przed wojną, w Rudniku i Dzikowie ...
A w piątek ciekawe spotkanie-wykład: Szlakiem Frontu Wschodniego Wielkiej Wojny 1914-1918, a w sobotę kulig na Roztoczu ... pewnie po wodzie.
Dziś już nie ma śladu po tych pięknych ozdobach lodowych, pada deszcz, mokro ... przygięte drzewa podniosły się, uwolnione od ciężaru lodu, niektóre nie wytrzymały naporu ... elektrycy wkopują nowe słupy na polach ...
I to zdjęcie ... czyż nie budujące? ... nasłoneczniona skarpa drogi u wjazdu do nas ... zieleń ...
Pozdrawiam serdecznie wszystkich, przeczytałam z radością Wasze komentarze, dziękuję za odwiedziny, dobre słowa, jutro postaram się Was odwiedzić, pa!
26 komentarzy:
Z niecierpliwością czekam na twe zdjęcia gdy natura zacznie się budzić na nowo do życia na przedwiośniu. U nas na razie ciepło, nawet w Brukseli, ze już nie wspomnę o naszej Południowej Arkadii gdzie dziś było słonecznie i 19° w cieniu... Ale to przejściowe, bo w przyszłym tygodniu zapowiadają śnieg na nowo:)
Rzeczywiście takie książki to jak perełki z innej epoki. Bardzo lubię takie klimaty.
Pozdrawiam Nika
Z niecierpliwością czekam na twe zdjęcia gdy natura zacznie się budzić na nowo do życia na przedwiośniu. U nas na razie ciepło, nawet w Brukseli, ze już nie wspomnę o naszej Południowej Arkadii gdzie dziś było słonecznie i 19° w cieniu... Ale to przejściowe, bo w przyszłym tygodniu zapowiadają śnieg na nowo:)
Rzeczywiście takie książki to jak perełki z innej epoki. Bardzo lubię takie klimaty.
Pozdrawiam Nika
Marysiu, jak dobrze, ze siły Ci wracają :)
Czytałam wspomnienia pana Tarnowskiego "Ostatni mazur", za które podobno rodzina się go wyrzekła. Mimo wszystko ciekawe i bardzo szczere, polecam.
Udanego kuligu :)
A ja rozumiem takie swoje własne chwile, z książką, z wlasnymi myślami. To wspaniały czas ! Do tego spacery i takie widoki .Wspaniałe, naprawde mamy niesamowicie piękny kraj !
Zazdroszczę, ja mam obowiązki, nie mogę pozostawić rodziny bez opieki.
Miałam ogromną ochotę na Alpy Rodniańskie w tym roku, ale nic z tego nie wyjdzie. Żal, ale wybiorę się na Ruś Zakarpacką. W tamtym roku nie udało się, ale mam nadzieję, że w tym zdrowie dopisze.
Ksiażki jakby dla mnie.No cóż -zazdraszczam. Pozdrawiam.Dobrze, że zdrowie znowu dopisuje.
Piękne zdjęcia.
Jak tam u Ciebie pięknie...
Gdzie ja byłam? Tyle zaległości mi się porobiło:) Jak wpadam do Cibie, to zawsze przepadam i wszyscy już chrapią w łóżkach, a ja na Pogórzu. Latam po śniegu, ptaki podglądam i tropy zwierząt na śniegu. Dziękuję za cudowną wycieczkę. Pozdrawiam. Dorota
Ślicznie jest u Ciebie. Ja też bym tak mogła sama z naturą. Najpierw musiałabym się przyzwyczaić, do przyrody, ciemności, ludzi...A tak to ja rozumiem Twoje zamiłowanie do tej ziemi. Pozdrawiam
Kiedy ja nauczę się rąbać drzewo? Nie wychodzi mi wcale ;) dla mnie już zima może odejść, chcę zielonej trawki, kwiatów, śpiewających ptaków...
Pani Mario sama nie wiem jak trafiłam na Pani blog, ale muszę powiedzieć, że była to najlepsza chwila w moim życiu. Teraz zaglądam tu regularnie. Mieszkam niedaleko Pani chatki,tu gdzie rozpoczyna się pogórze, przy samej granicy z Ukrainą.Często przejeżdżam obok Pani domu-i kto by pomyślał, że będę wiedziała kto tam mieszka :) Uwielbiam poznawać nowe-stare tereny pogórza. Interesuję się historią Bieszczad małych jak i dużych. Tego jak ludzie kiedyś żyli, co robili, jak wyglądały tamte czasy. Dużo nas łączy, a dzięki Pani jeszcze wiele się dowiedziałam. Pozdrawiam Panią i życzę wszystkiego co najlepsze :) P.S. Chciałabym jeszcze się dowiedzieć, gdzie jest ten sklep z klamociarnią, do którego tak często Pani zagląda.Muszę i ja się tam przejść :)
Cudowne to Twoje Mario " sanatorium ". Urokliwe miejsce.
Marysiu ... to chyba niesamowite być samą... w chatce... i oddać się lekturze i nie tylko
Mario jak wyglądzsz
umieść swoje zdjęcie
Jan
Nie wiem czy zmrużyła bym oko na chwilę będąc sama. Ale chciałabym...
Lubię być z ludźmi, uwielbiam być sama i czytać..
Ostatnio czytam może nie bardzo poważną "Cukiernię pod Amorem" _ trzy tomy i kontynuację /jakby/ Podróż do miasta świateł - i co mnie przygnębia, wiem, że ludzie nie są z kamienia, ale znikają też ich siedziby domy..powstania, wojny robią swoje...
Zdjęcia- cudowne, a że ktoś tęskni to wspaniale i oczywiste a może nie?
Uwielbiam twoją chatkę :)
Tak, sanatorium to chyba najcelniejsze sformułowanie naszych chat wiejskich, sanatorium dla ciała i duszy. Wcześnie wstajesz Mario jak skowronek, dzień długi masz i zajęć wiele. Tęskni się za oboma siedzibami, w każdej inne czekają radości.
To się wyczuwa z tego postu, że ożyłaś, że znów z radością zaczynasz dzień.
Piękną zimę pokazujesz, pozdrawiam serdecznie
Widoki zapierające dech! Ale powiem Ci Mario, że ja nie kocham samotności. Tak wiem, że człowiek inteligentny sam sobie wystarcza - jak mawiały siostry Kossakówny - ale ja jednak potrzebuję towarzystwa. Żeby pogadać, albo jakimś zachwytem się podzielić:-)))
Ściskam serdecznie
Asia
Niko, 19 stopni? toż to niechrześcijańskie temperatury o tej porze roku; przedwiośnie ... tylko słońce odrobinę ociepli ziemię, a już zakwitną żółciutkie podbiały, a to niechybny znak, że zima już nie wróci, to już tak niedaleko; serdeczności ślę.
Maniu, o właśnie, Ostatni mazur, mam nadzieję, że będzie na mnie czekać w bibliotece; i ja cieszę się, że sił więcej, tak po prawdzie, to obawiałam się, żeby jakichś powikłań nie było, utajonego zapalenia płuc albo co innego; syn śmieje się, że co to za kulig będzie, bez śniegu; pozdrawiam Cię serdecznie.
Adelko, ja to jestem taki typ samotnika, co dla innych jest nie do przyjęcia; pewnie, czasami już tęsknię za ludźmi, wtedy pogaduchy z sąsiadką; terenów do spaceru dużo, i z widokami, tylko korzystać; pozdrawiam cieplutko.
Zofijanno, korzystamy mocno z tego, że dzieci usamodzielniły się, a babcia sprawna, oby jak najdłużej; pewnie nas wywieje gdzieś wiosną, bo już mapy porozkładane, czytam recenzje z wypraw, da Bóg, ruszymy; jakoś mało wiedziałam o czasach I-wojennych, tym chętniej sięgam do wspomnień, a to tereny bliskie nam; serdeczności ślę.
Violu, bo jak wokół ładnie, to pewnie nie sposób zepsuć zdjęcia; pozdrawiam.
Kalino, tereny rzeczywiście piękne, dzikawe, trochę bezludne; pozdrawiam cieplutko.
Doroto, jak to gdzie? śmigasz po stokach, raz tu, raz tu, ciężko za Tobą nadążyć; i takie strome, odważne trasy;
pozdrawiam serdecznie.
Aniu, w chatce dzień kończy się szybko, po zapadnięciu zmroku już tylko wewnątrz, z książką, i przy okazji jakaś drzemka się trafi, nie dziwne, że zrywa mnie przed świtem; serdeczności.
Kama, to bardzo proste, trzeba obejrzeć pieniek, on jest spękany w miejscu cięcia, i dopiero wtedy walnąć siekierą w miejsce pęknięcia, lekko łupie się, bo inaczej można zakleszczyć siekierę, albo napracować się bezproduktywnie; wiosna nadejdzie zupełnie niepostrzeżenie, jak co roku; pozdrowienia ślę.
Madziu, czy zdajesz sobie sprawę, jaka to nieziemska przyjemność usłyszeć takie słowa; cieszę się bardzo, że blog przyciąga ludzi, którzy interesują się historią tych terenów, nie są obojętni na sprawy regionu, gdzie wcale niełatwo żyć; i ja pozdrawiam serdecznie.
A klamociarnie odwiedzam tylko dwie, i to wcale nie w pobliżu, w Ujeznej i w Nowosielcach, obie pod Przeworskiem, może uda Ci się przy okazji jakiegoś wyjazdu.
Moniko, no jasne, powietrze jak krzyształ, las za drogą, tylko korzystać; pozdrawiam cieplutko.
Joanno, trzeba się przyzwyczaić, bo jeśli się drży na każdy dźwięk, i ogląda za sobą, to nie ma to sensu, lepiej czuć się bezpiecznym w domu; a dźwięki są różne, a to śnieg zsunie z dachu z takim rumorem, że Miśka wieje w ciemny kąt, albo lisy pod chatką szczekają, sowy huczą pod oknem, popielice łażą po nocy, myszy skrobią, ale to przecież nie straszne; serdeczności.
Janie, e tam! wstydzę się; pozdrawiam.
Mażeno, a czego bałabyś się, że nie zmrużyłabyś oka? zwierzęta Ci nie grożą, jeśli już, to bardziej ze strony człowieka; kiedyś czytałam, coś zaskrobało, myszka usiadła na brzegu łóżka i przypatrywała mi się, wystarczyło ruszyć ręką i już jej nie ma, a może w nocy chodzi mi po głowie? kto to wie; czytuję różne książki, lepsze, gorsze, tylko romansidła jakoś mnie zmęczyły, nic nie pozostawiają po sobie; cieplutko pozdrawiam.
Krystyno, to prawda, dzień jest długi, gdy wstaje się przed świtem; trzeba sobie dawkować te tęsknoty, bo można odzwyczaić się od domu i nawet przez sekundę poczuć się w nim obco, równowaga i tą razą musi być; pozdrowienia serdeczne ślę.
Wkraju, a może to wiosna już idzie i w człowieku budzi się życie? a ta zima, dziwna jakaś, już prawie śladu po niej nie ma; pozdrawiam serdecznie.
Asiu, no właśnie, nie każdy ją lubi; a zazwyczaj słyszę, co ty sama robisz tam, w tych krzaczorach? nie boisz się?, nawet Haneczka z góry często mnie pyta o to, tubyłka; i może nazwałabym to inaczej, bywam sama, bo lubię, ale nie samotna; serdeczności ślę.
Bardzo ciekawe książki ! Zima to świetny czas na lekturę, a samotność w chatce jeszcze jej sprzyja. Czy śnieg jeszcze jest u Was ? U nas juz buro-zielono. Uściski !
Piękne krajobrazy. Zainteresowałaś mnie historia Przemyśla i okolic. Chyba poszperam trochę w okolicznej bibliotece:-)
Pozdrawiam Iza
No właśnie. Nie raz słyszałam, że mężczyźnie ciężej, gdy kobieta wyjedzie, niż odwrotnie. To chyba prawda. I nie chodzi o obiad i wyprane skarpetki (no może troszeczkę:)) tylko o jakieś dziwne "pogubienie się" ...
Uwielbiam być sama! Nie boję się dużych zwierząt ani okolicznych kradzieji. Parę razy, niechcący, po ciemku, przeszłam przez stado dzików, które rozpierzchło się na boki. Z agresywnymi końmi, też jakoś, lepiej lub gorzej dawałam sobie radę.
Ale myszką chodzącą po głowie, załatwiłaś mnie całkowicie! Muszę do wieczora zapomnieć, żeby zasnąć ...
Uściski!
eh..piękna taka samotnia..ja też tak lubię..nuda ? a co to jest ? Ktoś ma pasje nie nudzi się .Twoje lektury bardzo ciekawe choć ,,archaiczne " :)Pozdrawiam :))
Aniu nadrabiam czas, kiedy nie miałam kiedy czytać, a to uwielbiam, i jakoś bardzo ciagnie mnie w stronę historii regionu; właśnie niedawno wróciliśmy z bardzo przyjemnej pogadanki o Wielkiej Wojnie, przechodzących frontach, pozostałych cmentarzach, chociaż to prawie sto lat temu ... śniegu na równinach śladowo, wyżej trochę leży; pozdrawiam Cię serdecznie.
Babaludo, Izo, historia miasta fascynująca, chociaż to już prawie 100 lat temu; czytuję opracowania na ten temat, ale nie za bardzo interesują mnie wywody militarne, statystyki, bardziej zwykłe życie codzienne; szukaj, szukaj w bibliotece; pozdrawiam serdecznie.
Magdo, my zawsze razem, kiedy jednego nie ma, tęsknimy za sobą; i ja lubię być sama, nie musieć gadać o byle czym, byle gadać; czasami mąż mówi do mnie: Aleś ty rozmowna; no cóż! gadułą nigdy nie byłam ... no wiesz, z rozszalałymi końmi dawałaś sobie radę, a myszy się boisz? niech sobie chodzą po głowie... serdeczności posyłam nad Drawę.
Mona, nigdy nie nudzę się, wręcz przeciwnie, ciągle coś przede mną; fascynuje mnie historia regionu, i nie tylko ... mało wiem o Dolnym Śląsku, o Prusach, a ciekawi mnie to ogromnie; pozdrawiam.
Prześlij komentarz