... i nawet nie wiem, czy dobre! dlaczego nie piszesz nic nowego? - takimi słowami powitał mnie Irek, kiedy spotkaliśmy się z bracią turystyczną w piątek. Po rozmowach pooglądalismy film "Polskie Himalaje" - największe tragedie w tych górach ... niekończąca się lista nazwisk, wypowiedzi himalaistów ... Maciej Berbeka, Artur Hajzer ... ich też już nie ma ...
Ten film wywarł na mnie ogromne wrażenie, z jednej strony majestat gór, z drugiej strony samotna walka, morderczy wysiłek, wieczny niepokój ich rodzin, czy wrócą ... bo żaden planujący wyprawę nie bierze pod uwagę tego, że może nie wrócić.
Potem pojechaliśmy na Pogórze, wszechobecna odwilż, z góry spływają szemrzące strumyczki, śnieg na drodze rozmiękły, na podwórzu prawie go nie ma.
Sarenki ogryzły leżące gałęzie jabłoniowe z jemioły, a także z młodych odrostów, i już ich prawie nie widać, co najwyżej skubią trawę na łące zapotocznej.
W chatce ciepło, psy rozbiegły się radośnie, a my ... błogie lenistwo, bo w sobotę padał deszcz, trochę drzemki, czytanie książek, oglądanie map, planowanie wędrówek ... a na dworze wiosennie, wilgotny opar ciągnie od Wiaru, przeciska się dolinkami, zasłania widoki ...
Nawet ptaków mało w karmniku, sójek nie widać wcale, ale dokładamy jeszcze ziaren słonecznika, wklejamy smalec, niech mają ... z lasu słychać wołanie czarnego dzięcioła, bardzo charakterystyczne, sikorki podzwaniają całkiem wiosennie, nawet dzwoniec siada na czubku czereśni i wyśpiewuje coś godowego ...
Poszliśmy w pola, psy mokre, zziajane, Miśka usiłuje dopędzić Amika, gdzież jej do niego? turla się parówka na krótkich nóżkach ...
Potem w chatce odsypiają psy polne harce ... jak one lubią tu być, tak samo, jak my ...
Amik na dzierganej poduszce w różyczki, okryty pledzikiem, to mąż go tak zaopiekował ...
... a miłości moja na kolanach, a jakże! tak będzie łazić wkoło, zaczepiać, skrobać w krzesło, aż wezmę ją na ręce ... w cieple zasypia od razu.
W niedzielę pojechaliśmy na wzgórze kalwaryjskie, zewsząd unosi się mgielny opar, słońce nagrzewa ziemię ...
... wody Wiaru płyną po skorupie lodowej, bo lód jeszcze nie puścił, a roztopy i deszcz muszą się gdzieś pomieścić ...
Jak zawsze jeszcze rzut oka na stronę ukraińską, jakże lubię widok poszczególnych pasm, nakładających się na siebie, jaśniejących w miarę odległości ... z pola kempingowego najrozleglejszy widok ...
Bardzo mi już wiosennie, zaglądałam na moje grządki, czosnek zdążył wypuścić zielone kiełki, bo przecież tak długo było ciepło, resztę dosadzę za jakiś czas ...
Tunel foliowy przetrwał w dobrej kondycji różne nawałnice wiatrowe, mąż tylko umocował drzwi drutem, bo otwierały się w przeciągu ... kupiłam już trochę nasion, będę robić rozsadę za chwilkę, tylko "Ogrody Maryli" coś nie chcą mi odpisać, pewnie jeszcze śpią snem zimowym ...
Moja ulubiona cebula rumuńska wypuściła pędy, podrośnie trochę, a potem wysadzę ją na grządkę, niech zakwitnie i dojrzewa jak najdłużej, bo chcę wyhodować sobie własne nasiona ... jest delikatna, słodka ... może mi się uda.
Przy ciepłym kaloryferze fermentuje następna porcja kapusty kiszonej ...
... bo pierwszy garnek zjedliśmy w postaci surówki, zdrowa i dobra.
Trzeba wracać do domu, już niedzielne południe, a wyszukaliśmy sobie bardzo interesującą drogę, o której napiszę następnym razem.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, zdrowia życzę, pa!
25 komentarzy:
" Polskie Himalaje"...sam nie wiem co o tym sądzić. Kocham góry ale mam do nich respekt, zdobyłem wiele szczytów, pewnie mało ambitnych dla himalaistów czy alpinistów, ale dla mnie sam fakt przebywania w górach jest czymś niesamowitym. Czasem się zastanawiam czy zdobywanie tych najwyższych to zwykła brawura czy sensowna pasja, a może komuś takiemu w podświadomości nie zależy na niczym...? Z racji tego że kocham górskie wędrówki, nie będę krytykował, ale chciałbym mieć wpływ na decyzję ludzi zmagających się za wszelką cenę z tą brawurą która niestety nie zawsze jest prawdziwą odwagą. Wiem że ktoś napisze: chodzisz po górach to zrozum że to jest dla tych ludzi, cały ich świat, ok rozumiem ale szkoda że nie zawsze rozsądek bierze górę. Przepraszam że się tak rozpisałem...piękne widoki na Ukrainę Mario
A ja dziś żoneczkę wywlokłem na wycieczkę. Miło było słoneczko i ciepło. Tylko błoto straszne. I niestety, małżonka ono błocko "zaliczyła" i trza było wracać się suszyć...
A mnie przygnębia ta pogoda, musiałam odwołać narty i jest bardzo wątpliwe, czy uda mi się wreszcie odbyć lekcję nr 1 w tym sezonie.
Psiaki rozkoszne! Florek też się zaokrąglił ale to nic dziwnego, apetyt ma za dwóch.
Dobrego tygodnia Marysiu :)
Piękne widoki, zwłaszcza ten na ukraińską stronę. Ja też uparcie planuje wiosenne grządki i kupuję nasionka.
Słonecznego tygodnia życzę Marysiu :)
Dla takich widoków warto wybrać się za miasto. Piękne te zdjęcia Wiaru oraz wzgórz w oddali. Są jak tęsknota za wiosna i porą wycieczek. Chociaż w tym roku aura sprzyja, to jeszcze nie zaliczyłem żadnego wypadu. Chyba się starzeję.
Pozdrawiam serdecznie.
Rozczulają mnie Wasze psiaki, takie "zaopiekowane" na podusiach i kolankach ;) Już sezon na wysiewy? A może jeszcze zima wróci? Widoki na ukraińską stronę naprawdę piękne. Wiosna się do Was skrada powoli... u nas już ją czuć!
Ściskam czule;)
Teraz trwa wyprawa zimowa na Nanga Parbat. Śledzę chłopaków, niezwykle dzielni, bez wielkiego sprzętu i zadęcia, za małe pieniadze. Trzymam kciuki za nich. Marysiu, bardzo zainteresowała mnie ta cebulka. Nie znam "Ogrodów Maryli" ale zaraz poznam :-). Fajnie, że i u Was zima w odwrocie. Byle do wiosny, ściskam Cię serdecznie !
Bardzo lubię takie siedzenie nad mapą i planowanie wycieczek, nawet, jeśli miałyby się odbyć dopiero za pół roku :D Miło było poczytać i pooglądać zdjęcia, jak zawsze przyjemnie tu u Was :) Pozdrawiam :)
też mi się bardzo podoba widok na stronę ukraińską...
nie lubię takiej aury jak jest teraz czyli roztopów...
cały syf widoczny...
a ptaszków i u mnie ostatnimi dniami mniej niż jak było mroźnie
pozdrawiam serdecznie
Marysiu, własne wyroby bardzo ważne w dzisiejszych unijnych czasach, dlatego pisz o nich, no i zaproś kolegów na degustację niech nie marudzą.
Bardzo Ci zazdroszczę tego wspólnego planowania wycieczek, bo u mnie ta druga połówka opornie nastawiona na chociażby krótkie wypady. Serdeczności, Bogusia.
Tomasz, wypowiadam się tylko w swoim imieniu, nie poszłabym tam, gdzie istnieje takie ryzyko; co niektórzy umierali w namiotach, nie pomagały lekarstwa, czy warta jest ta chwila na szczycie utraty zdrowia czy życia? jeśli ktoś jest wolny, nikt nie umiera z trwogi o niego, to może inaczej, ale zostawić rodzinę, swoje dzieci i nie być pewnym powrotu, tego nie zrozumiem; pozdrawiam.
Krzysiek, błoto wszędzie okropne, mijaliśmy po drodze dwójkę turystów, też ubłoceni jak nieboskie stworzenia; najgorsze w tym jest to, że obeschnie sobie ziemia, będzie już fajnie, i znowu może nam zasypać białym, przecież to luty; pozdrawiam.
Mania, też nie byliśmy na nartach, plany były, ale nie wyszło, a po takim mokrym śniegu ciężko się jeździ; może będzie jeszcze zima? choć osobiście wolałabym, żeby nie, nawet kosztem tych nart; psy odzyskają sylwetkę, jak przyjdzie lato i gorąco, nie chcą wtedy za bardzo jeść; serdeczności ślę.
Artambrozjo, przy dobrej pogodzie to nawet chyba Pikuja można od nas dostrzec, najwyższy szczyt ukraińskich Bieszczadów; lada dzień będę wysiewać nasionka do skiełkowania, już się cieszę na tę przyjemną robotkę; i wzajemnie, pozdrawiam serdecznie.
Wkraju, do słońca było takie błogie ciepełko, ptaki śpiewały całkiem wiosennie, powędrujemy, niech no tylko błota trochę obeschną; no coś Ty, gdzież się starzejesz, młodym nie chce się tyle wędrować, co nam; i ja pozdrawiam serdecznie.
Inkwizycjo, to takie przytulichy kochane; powolutku już przygotowuję się, może jeszcze nie w tym tygodniu, ale w następnym na pewno; bo tam jest naprawdę pięknie, widzieliśmy, tylko teraz mąż nie chce ani słyszeć o wyjeździe na drugą stronę; serdeczności ślę.
Ania, trzeba mieć odwagę i wiele sił, i żelazne zdrowie; wstrząsnęła mną opowieść jednego człowieka, którego na Evereście zmiotła z towarzyszami lawina, ocalał tylko on, i samotnie w tej burzy śnieżnej, bez orientacji, gdzie schodzić, zmagał się z potęgą gór, stracił okulary, oślepł od bieli śnieżnej; ... ta cebula we Wspaniałych Ogrodach Maryli nazywa się florencka, zamówiłam sobie jeszcze różne nasionka w mieszankach, bo przecież nie potrzebuję całych torebek; tylko to okropne błoto na psich łapkach; serdeczności ślę.
Iza, czasami otwieram mapę i siedzę, patrzę, gdzie byliśmy, gdzie jeszcze można, to takie przyjemne, sięgam do internetowych map archiwalnych, prównuję, gdzie kiedyś tętniło życie, a teraz cisza; pozdrawiam cieplutko.
Joanno, najgorsze to wszechobecne błoto, i psy upaprane jak nieboskie stworzenia, i te śmieci przy drodze, przecież chwilę temu jeszcze ich nie było; przeżyjemy i to; pozdrawiam.
Bogusiu, tak pewnie trzeba będzie zrobić, bo marudy są; właściwie to nie wyobrażam sobie, jak to będzie, tylko malowane wędliny w sklepie? ja się nie dam; może druga połówka nie chce wędrować, ale za to ma wiele innych zalet, tak na pewno jest; i ja pozdrawiam cieplutko.
Czytałaś "Czekając na Joe" ? Wstrząsajaca lektura, doskonała. Był też film. Kolejna, górska tragedia ale z happy endem.
Buziaki !
Jak to nic się nie dzieje- szlaki wędrówek wyznaczone, spacery z psami odbyte, karmniki uzupełnione, zdjęcia cudnej Ukrainy i mgieł, zalegających w dolinach zrobione ?
Tak pięknie się z nami dzielisz tym swoim światem, że czuję, jakbym była jego częścią. Psinki urocze, takie ludzkie, oj znam takie zwierzaki.
Zdjęcia pokazują, że zima, nie trzyma.
Góry są piękne ale i niebezpieczne. Ta ostatnia tragiczna wyprawa, pozostawiła u mnie wiele pytań. Nie jestem w stanie zrozumieć, że to nie był zespół, że każdy odpowiadał tylko za siebie, powinni byli wracać razem. Tkwię w przekonaniu, ze wtedy Ci dwaj by nie zgineli...
Aniu, nie czytałam, ale wczoraj przeczytałam małe streszczenie, poszukam w bibliotece; dzięki.
Zofijanno, bo to wszystko tak przy okazji, bez specjalnych zamierzeń, bo zazwyczaj wykonujemy jakieś roboty przy chatce, a tu deszcz sprowokował lenistwo; serdeczności ślę.
Marzeno, czuje się tchnienie ciepła, śnieg niknie w oczach, z drugiej strony przydałyby się opady w jakiejkolwiek postaci, bo Pogórze cierpi na niedostatek wody; no właśnie, coś jakby "każdy sobie rzepkę skrobie", dla mnie nie do przyjęcia w takich ekstremalnych warunkach, i nie ma rozsądku, żeby wycofać się w odpowiedniej chwili, bo to może kosztować życie; a może zmysły są przytępione morderczą walką i idzie się na przepadło, uda się albo nie? pozdrawiam serdecznie.
Najbardziej podoba mi się przedostatnie zdjęcie i oczywiście kapusta kiszona
Zawsze zaczynam dzien od wizyty u ciebie, widoki ,które nam serwujesz (a mnie na śniadanie) nastrajają optymistycznie na dalszy ciąg dnia nie zawsze przyjemnego. Dziękuję ci!
ps.Będę miała kolejną skrzynię posagową tak samo malowaną jak twoje!
Cieszę się bardzo, bo będe miała co robić i dam biedaczce drugie życie.
Pozdrawiam serdecznie zazdroszcząc widoków za "milion dolarów"! Danka
A propos kapusty kiszonej, to może wiesz Marysiu, co zrobić by się nie psuła? Mam wielkie wiadro takiej pysznej kapusty i chociaz jemy ją często w róznej postaci, to chyba nie nadązamy i widze, że na wierzchu zaczyna pojawiac sie biały nalot i dziwny zapach.
Widoki na ukraińską stron zapieraja dech w piersiach!
Wilgoć i u nas króluje. Od wczoraj pada i pada. Po sniegu już prawie sladu nie zostało. Błoto straszliwe! Zuzia wszystko znaczy swymi upapranymi łapkami!
Serdecznie Cię pozdrawiam Sąsiadko miła!:-))
Arek Cin, to jest droga na wzgórze kalwaryjskie, piękna o każdej porze, tu akuratnie wyjechaliśmy z dolinnych mgieł i słońce oświetliło drzewa; a kapusta już pzreniesiona do chłodnej spiżarni, wzmocni nas na przednówku; pozdrawiam.
Dana, to cieszy, że uratujesz kolejną rzecz; i że sprawia Ci to przyjemność; widoki, tak, spoglądam też w każdej chwili; serdecznie pozdrawiam.
Olu, kiszoną kapustę trzeba pielęgnować, najlepiej położyć na wierzch kawałek płótna, gazy, co jakiś czas zdejmować i płukać powstającą pleśń, bo to nieuniknione; chyba, żebyś co kilka dni wyjmowała kapustę, to wtedy nie zdąży powstać; a teraz zdejmij jakoś ten biały nalot, przepłucz kapustę z wierzchu i zalej świeżą solanką, trochę pomoże; albo kapustę można zapakować do słoików, zapasteryzować, i taką spożytkować; mokro, błotko, a co w domu, to nie chcę mówić, nie pomaga wycieranie łapek; może trochę obeschnie, ma być ciepło; przetrwamy; i ja pozdrawiam serdecznie.
Wszędzie wszyscy o wiośnie, a ja boję się jeszcze o niej pisać. Chociaż aż mnie kusi,żeby to już było naprawdę!
Bardzo podoba mi się to zdjęcie z drabiną.
Pozdrowienia!
Marysiu! Jesteś nieoceniona!Bardzo dziękuję za cenne rady. Zdjęłam to, co na wierzchu. Teraz studzę wodę na nową solanke. Zaleje i przykryję płótnem. No i postaram sie pamiętać o kapuścianej pielęgnacji.
Całusy serdeczne zasyłam!:-))
A mnie tam nigdy dość Twoich wędzonek i widoków.
Właśnie czytam "Trzy filiżanki herbaty", zaczyna się od nieudanej wyprawy na K2 a potem to już tylko w górę. Fascynujący himalaista, facet i człowiek. Oczy się szklą przy czytaniu.
Cieplutko u Was w chacie, fizycznie, psychicznie i intelektualnie. Pozdrawiam gorąco.
Od jakiegoś czasu czytam Pani blog i z wielką niecierpliwością zaglądam za nowymi wpisami.
Bardzo tu u Pani ciepło (bez względu na porę roku), swojsko i serdecznie. (Nawet nie wspomnę, że i apetycznie, bo pewnie każdy Czytelnik sądzi podobnie.)
Bliskie mi są klimaty Biesów (i okolic, choć z lubelskiego jestem), więc z tym większą ochotą podczytuję.
Serdecznie życzę dużo entuzjazmu, weny, czasu wolnego, czy czego tam jeszcze potrzeba, żeby zachęcić Panią do częstszego, codziennego nawet, dzielenia się z nami swoimi wrażeniami, przeżyciami. Wszystkim, co tak miło jest tutaj podglądać.
Ciepłe pozdrowienia ślę z Biłgoraja.
Olga
Nie bój się, Natalio, i tak przyjdzie, kiedy zechce, nie mamy na to wpływu; a co? myślisz, że grozi nam ubiegłoroczny marzec? prawdę mówiąc, to błoto daje w kość, a raczej psim łapkom; pozdrawiam serdecznie.
Olu, właśnie, trzeba pamiętać o przemywaniu, uzupełnianiu wyparowanej solanki, a nawet jak zapomnisz, to zdejmiesz wierzchnią warstwę, a pod spodem kapusta jest dobra; pozdrawiam Cię o mglistym świcie.
Krystyno, a bo Irek mówi, że czeka na nowe wpisy, i co zajrzy, to wędzone; Ania z Siedliska podrzuciła mi z kolei "Czekając na Joe" to film nakręcony na podstawie książki Joe Simpsona - Dotknięcie pustki; poszukam w bibliotece obydwu tytułów, i Twojego, i Ani, bo ciekawe; serdeczności ślę.
Witaj, Olgo, jak to miło dowiedzieć się, że ktoś czyta moje pisanie, i jeszcze czeka na nowe wpisy, bo dla takich słów warto pisać; ojejku, codziennego pisania to chyba nie, nie ma nic gorszego, niż taki przymus, piszę, jak wydarzy się coś wartego uwagi, albo mi się coś przypomni czy wyjedziemy gdzieś; dziękuję, że wpadasz tu z miłą wizytą; pozdrawiam Cię serdecznie.
Prześlij komentarz