wtorek, 6 maja 2014

Różne oblicza Rumunii ... cz. II ...

Kiedy obmyślam trasę po Rumunii, to czytam wiele relacjii, patrzę na mapę, mijane miejscowości, skąd można dotrzeć, a także na mapę satelitarną i przejeżdżam całą trasę strzałkami, widzę lasy, białe skałki, i co najważniejsze, wyznaczoną drogę.
Jednak nie zawsze co na mapie, to i w terenie.


Asfalt zmienił sie w szutrówkę, co nam wcale nie przeszkadzało, "czołg" da radę ... co jakiś czas zatrzymywaliśmy się w okolicach Ramet, żeby sfotografować niezwykłe chatynki, kryte stromymi strzechami, których wysokość dwukrotnie przekraczała część mieszkalną ... ze szczytu sterczały ostre szpikulce żerdzi ...


Chatynki zamieszkałe, przeważnie przez starszych ludzi, niektóre miały doprowadzony prąd, ot! kabel rzucony ponad drogą, płotem, a czasami nawet błysnął talerz anteny satelitarnej ... maleńkie zagródki dla zwierząt domowych, ciut większe mieszkalne, z małym tarasikiem, gdzie często wietrzyła się odzież ...


Same dachy przedstawiały sobą misterną robotę, słoma przepleciona z gałęziami, w rogach poutykane jeszcze kamienie, także na połaci ... z północnej strony zazwyczaj porośnięte zielonym mchem ...





Wiele zagród stoi opuszczonych, pewnie ich właściciele już poumierali, a młodzi robią karierę w mieście ... zerknęliśmy z drogi do jednej z szop, ile tam narzędzi, drewnianych, wygładzonych pracą rąk, leżą i pewnie rozlecą się kiedyś w próchno ... niejeden skansen miałby wspaniały eksponat ...


Na stromiznach zbocza zakładane maleńkie poletka, gdzie rosną jarzyny na własny użytek, na pastwiskach pasie się bydło ... ci ludzie tutaj muszą być samowystarczalni przez dłuższy czas, a co zimą? jesteśmy pełni podziwu dla ich trudnego życia, ciężkiej pracy ...w jednej dolinie spotkaliśmy tylko jedną starą kobietę, za plecionym z gałęzi płotem pracowała sobie na grządkach ... wszyscy szczupli, żylaści, nie mają czasu przytyć i zawsze mają pod górę ...


Tu spotkało się stare z nowym, za zagrodą wybudowali im betonowy budynek, obsługujący pewnie te dwa przekaźniki ...


Szlak wyznaczają kamienne stareńkie krzyże, z zatartymi napisami, pojawiają się przy drodze co jakiś czas ...


Na jednym z przystanków, po małej przerwie, mąż przekręca kluczyk w stacyjce ... nic, cisza, dobrze, że staczamy się w dół, zapalił ... dla sprawdzenia zatrzymaliśmy się znowu na próbę, oczywiście z górki, nic, znowu cisza ... wskaźniki nie pokazują, że nie ma ładowania akumulator, co się dzieje? my w sercu gór, do ludzi nie wiadomo gdzie, a zwłaszcza jakiegoś mechanika ...



Zatrzymaliśmy się znowu, znowu próba i nic ... jeśli coś się nie naprawi, to trzeba będzie wracać ... maska do góry, mąż posprawdzał coś tam, aha! jakaś klema puściła na tych dołkach, bo wytrzęsło nas jak licho ...
Przekręcił kluczyk, "czołg" zapalił ... o, dzięki Boże! spróbowaliśmy jeszcze raz, no, pali ... to jedziemy dalej ... a dalej to już droga zrobiła się jakby bardziej leśna, wczoraj przeszedł tu deszcz, z gór spływały strumyki wody, błotniście ...
- Co tak zaniemówiłaś, Maryś? -
Mąż wie, że jak przestaję mówić, wciska mnie w fotel i oczy robią się na pół twarzy, to jest to oznaka największego strachu ... tak, byłam przestraszona, dokąd nas zaprowadzi ta droga ... zawsze naszukam jakichś "extreme", matko, nie można jeździć po normalnych drogach? tylko tłucze nas po końcach świata?
- Nie bój się, jak będzie całkiem źle, zawrócimy! - na jakimś rozdrożu stareńki zardzewiały drogowskaz:
MOGOS 22 km. To spora odległość, jeszcze takim bezdrożem, ale skoro jest, to znaczy że może ktoś tędy przejeżdża ... może chociaż jakaś stara Praga z drzewem ... Starej Pragi nie spotkaliśmy, nie minęliśmy nikogo, to co wyspinaliśmy się do góry, teraz zjeżdżaliśmy w dół, dobrze, że pod błotem twardo, kamienie ... nie polecam wybierać się tu osobówką ...


Wieś w dolinie, nad rwącą rzeką, wiele domów opuszczonych, zrujnowany budynek szkoły, ale w niektórych domach ktoś mieszka ... ukoronowaniem naszych trudów i mojego strachu był widok tej pasieki ...


Chodził tam starszy człowiek, myślałam, że może coś rzeźbi z tych pieńków, cofnęłiśmy się, a to ule, polepione pewnie na plecionkach, z otworu wylatywały pszczoły ...


Widzieliście kiedyś takie ule?
Przecież tam nie ma żadnych ramek, warunki jak w leśnych barciach ... mąż był pod wielkim wrażeniem, bo jako świeżoupieczony pszczelarz, naładowany nowoczesną wiedzą o gospodarce pasiecznej, patrzył jak zaczarowany na taki relikt z przeszłości, i to działało ... kto tu słyszał o warozie czy innych zagrożeniach?
Długo jechaliśmy tą doliną, zaczęły pojawiać się samochody w obejściach, widocznie jest dojazd z drugiej strony, a co najgorsze, już za nami ...


Z jednej strony odetchnęłam z ulgą, a z drugiej pozostał jakby żal, że to już, że znowu wracamy do świata ...
W planie mieliśmy jeszcze miejscowość Rosia Montana, gdzie jest kopalnia odkrywkowa złota i srebra, można zwiedzić kopalniane muzeum ... kolorowe stawy z wodą, która wypłukuje różne związki z ziemi i barwi ją ... dojechaliśmy tylko nad jeden staw, powstały z zastawionego potoku ...


... wokół kolorowe ściany skalne, może to odkrywki ...


Lunęło z nieba, pod nogami grząsko, zrobiło się diabelnie zimno, znad gór Apuseni nadciąga czarne niebo ... chyba koniec tego dobrego ... uciekamy od tego deszczu jak najdalej, ale nic nie pomaga, leje wszędzie ...


Nad Jeziorem Fantanele taka mgła, że świata nie widać, i śnieg na poboczach, i świerk zwalony na całą szerokość drogi ... ani skrawka jasnego nieba, trzeba wracać powoli do domu ...Przyjechaliśmy do chatki rano, lało całą drogę, ale dzięki temu zdążyliśmy na koncerty Podkarpackiego Jarmarku Turystycznego, który też, ze względu na pogodę, został przeniesiony spod Kopca na Rynek ...

BIEGUNI
ROBERT KASPRZYCKI
ORKIESTRA DNI NASZYCH
Porządku pilnowało wojsko CK, jak na prawdziwą twierdzę Przemyśl przystało ...


Zmarzliśmy sakramencko, ale chociaż przestało lać.
A w drodze do domu, na składzie drzewa przed Brylińcami, w środku lasu zobaczyliśmy wilka ...


... a trochę dalej, nad starymi stawami, stadko dzików, które żerowało po deszczu ...


... wśród warchlaków jeden biały, albinos chyba...


Przecież nikt nie wypuściłby prosiaka między dziki, prawda?
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!





15 komentarzy:

grazyna pisze...

Oj!!! Mario!! jaki to zywy skansen zjechaliscie...Rumunia ma jeszcze takie autentyki z przeszlych wiekow!Czytam wlasnie powiesci Yasara Kemala, y bardzo mi pasuja te Twoje zdjecia do jego opisow wiejskiej Turcji, co prawda to jest Rumunia, ale chyba bylo podobnie. bardzo ciekawy post..sciskam serdecznie

Mażena pisze...

Niesamowite miejsca!
Tak pomyślałam o tych chatynkach i starych ludziach, smutne ale lepiej im pewnie u siebie niż w "wygodach" pod nadzorem w jakimś domu starości...Jesteście dla mnie takimi odkrywcami Rumunii.

Pellegrina pisze...

Te chaty Mario, zauroczyły mnie, ten cudny, połatany dach, ta urokliwa, koślawa werandka. Chciałoby się utulić każdą, wyremontować i zamieszkać.

Aleksandra Stolarczyk pisze...

pięknie, ale jakże trudno mieszkaja

ankaskakanka pisze...

Ale miałaś wrażeń i dziękuję, że się z nami nimi dzielisz. Chatki są niesamowite, raczej należą do biednych ludzi, w życiu takich nie widziałam. Drogi też "fajne". I pomyśleć, że ludzie nadal mieszkają w takich warunkach.
A koncerty w Waszym stylu. Dużo się u Was dzieje. Wszak to prawie góry. Tu nie słyszałam, oprócz Stachuriady o tego typu wydarzeniach.

Zofijanna pisze...

Maryś czy to basior był ?
Świat, który pokazujesz już umiera i odchodzi bezpowrotnie- trzeba się nam spieszyć.
Ule fantastyczne...szkoda, że tak szybko odchodzi tamten świat.
Poniosło Was, poniosło, szkoda, że pogoda się zepsuła..
Tamtejsze chatki z antenami satelitarnymi.....twierdza Przemyśl moje klimaty...
Ściskam Cię mocno.
Moja wyprawa wkrótce.....

Anna Kruczkowska pisze...

Czytałam i przechodziły mnie ciarki... przepiękny tekst, cudnie napisany i te zdjęcia niesamowite,i refleksja, że to tuż za rogiem, że to wciaż Europa...

wkraj pisze...

Jestem pod wrażeniem opisu Waszej wyprawy po Rumunii. Cofnęliście się w czasie o dobre pięćdziesiąt lat. Można zazdrościć widoków, wrażeń, kontaktu z dziewiczą przyrodą. Niesamowite są te tereny, gdzie nawet diabeł Ci nie powie dobranoc. Nie do wiary, że tamk jeszcze egzystują ludzie, zdani tylko na siebie, na to co posieją i zbiorą.
Wspaniała relacja.
Pozdrawiam.

mania pisze...

Podróż pełna przygód :) Ciekawe, czy pod tymi wysokimi dachami chatynek skladowano siano? Niesamowity taki żywy skansen.
Pozdrawiam serdecznie

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

Zdjęcie tej chaty w zieleni - fenomenalne!
U Was jak zwykle cudne podróże.

Ania pisze...

To piękny kraj. Już chyba ostatni w Europie, gdzie można takie widoki zobaczyć. Ściskam Cie serdecznie, niestrudzona Wędrowniczko !

Magda Spokostanka pisze...

Nasze wnuki już pewnie nie doświadczą takiego świata.
Jak dobrze, że dokumentujesz te niezwykłe miejsca!
Uściski!

Grażyna pisze...

Zal, że takich miejsc coraz mniej. Ale piękne te Wasze wyprawy i dobrze że robisz zdjęcia.
Ciekawe, jak się wyciąga miód z takich uli? :)
Serdeczności :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Grażyno, od naszego szlaku odchodziły jeszcze boczne drogi do osad, głębiej w góry, tam to dopiero musi być klimat; może kiedyś powtórzymy tę trasę; serdeczności ślę.

Mażeno, na pewno lepiej, w swoim środowisku, uprawiają ziemię, wysiadują pod chatkami; widziałam jedną babulkę, jak niosła w rękach haftowaną koszulę; ech, tam to musi być kopalnia folkloru; odkrywamy ją również dla siebie; pozdrawiam cieplutko.

Krystynko, czy wiesz, że miałam ochotę zatrzymać się, przysiąść tam, popatrzeć na góry, zobaczyć, jak mieszkają; nie śmiem zakłócać ich spokoju; a przecież człowiek potrzebuje tak mało przestrzeni mieszkalnej do życia; serdeczności ślę.

Olqo, trudne to życie, ale podejrzewam, że nie znają innego, myślę, że wielu nie ruszyło się poza obręb swojej doliny; są chyba szczęśliwsi bez tych wszystkich zdobyczy nowoczesności; pozdrawiam.

Ankoskakanko, to są wrażenia niezapomniane, a już mówimy sobie w cichości, że chętnie wrócilibyśmy tam, tak z biegu; są biedni, to prawda, ale może tyle im wystarcza, by być szczęśliwymi; koncerty uwielbiamy, staramy się być w najbliższej okolicy; pozdrawiam.

Zofijanno, nie mam pojęcia, czy to basior; zakręcił się, spojrzał i uciekł w krzaki; mimo obaw o drogę patrzyłam na ten świat z zachwytem, świadoma tego, że trafił nam się rzadki rarytas widokowy; żal, że rozpadało się, mieliśmy jeszcze w planie odwiedzić Rosia Montana z ogromną dziurą w ziemi, i z kolorowymi jeziorami, a także w drodze powrotnej ogrody w Jibou, w kosmicznej scenerii, ale co się odwlecze, to nie uciecze; serdeczności ślę.

Ruda, to podobna odległość jak na Dolny Śląsk, jakieś 600 km, a jaki odmienny świat; jesteśmy pełni podziwu dla tych mieszkańców, ich ciężkiego życia, a jak w zimie? kto twardszy, przetrwa; pozdrawiam serdecznie.

Wkraju, ja myślę, że i Ty dojrzejesz w końcu do wyprawy do Rumunii; to bardzo ciekawy kraj, stare miasta pełne zabytków, każdy znajdzie coś dla siebie, ale nie wolno patrzeć na nich przez pryzmat żebrzących Romów, to złe uprzedzenia, ale trzeba przekonać się na własnej skórze; nas zakręciło 3 lata temu i tak trwa; serdeczności ślę.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maniu, wysokie dachy to może też i ze względu na śnieg, żeby nie obciążał za bardzo, a w środku być może siano, i dla ocieplenia też pewnie; przeżycie rzeczywiście niesamowite, z zapartym tchem patrzyliśmy na mijane osady, i jakże odmienny świat; i ja pozdrawiam serdecznie.

Natalio, niektóre doliny głębokie, jakbyś z drogi w przepaść patrzyła; męczące są takie krótkie wyjazdy, towarzyszy nam pośpiech, ale chcemy zobaczyć jak najwięcej; pozdrawiam.

Aniu, samych nas zaskoczyły te widoki, ale bardzo pozytywnie; tego przy głównych trasach nie uświadczy, trzeba odjechać kawałek od cywilizacji, by zobaczyć prawdziwą Rumunię; woły zaprzężone w jarzma, ciągnące wozy, osiołki z ładunkiem; i ja pozdrawiam serdecznie.

Magdo, z pierwszym wyjazdem pokonywałam wszelkie uprzedzenia, których wcale nie byłam pozbawiona, jak każdy zresztą; a teraz jedziemy z wielką przyjemnością, bo sama nie wiem, co ten kraj ma w sobie, że tak przyciąga; my nie szukamy wygód, miejsc nowoczesnych, a raczej skłaniamy się ku naturze i tam ją znajdujemy, wszędzie można namiot rozbić, nikt nie ściga za to, co prawda, pełno śmieci, ale dalej od głównych traktów można znaleźć miejsca nieskażone; i jeśli swoimi zdjęciami i pisaniem przekonam choć jedną osobę, to już jest dobrze; serdeczności ślę nad jezioro.

Grażyno-M, na pewno ciężko im się żyje, ale spokojniej; tak myślę, że pewnie odnalazłabym się tam; pewnie plastry wyjmuje się, odwracając ul do góry nogami, bo pewnie nie ma dna, a może jakieś drzwiczki z tyłu ma; jako, że jesteśmy na etapie fascynacji pszczołami, obserwowaliśmy ichnie pasieki; ze względu na szczupłość miejsca, ule stoją w ścianie, bo miejsc płaskich mało, a jeden facet oporządzał pszczoły, rozebrany do pasa, tylko odymiał je, już opalony na heban; pozdrawiam serdecznie.