Przyciągają go psie miski, nie gardzi chrupkami, może być karma mokra, albo jakieś kostki.
Tak było też ostatnio, rozleniwione psiska wylegiwały się w chatce, bo padał deszcz, a ja na chwilkę otworzyłam drzwi ... coś mi smyrgnęło, zauważyłam tylko rudy ogon.
Oho, znowu Paździoch przyszedł w odwiedziny, bo on też podchodzi do nas, taki rudy piesek z góry.
Cofnęłam się, zerknęłam przez okno ...
... to nie Paździoch, to rudasek ... widocznie smakowało mu, bo pracowicie oblizywał się, mokry jak szczur, a potem pobiegł do lasu ... w środku dnia przecież też chce się jeść.
Zdążyłam przed deszczami nazbierać kwiatu czarnego bzu, bo bardzo posmakował nam syrop z niego, jako dodatek do wody, albo kropelka do herbaty, nawet niesmacznej, daje jej smaku.
Potem pracowicie obrałam z zielonych gałązek, zalałam gorącym syropem z cukru, i dodałam cytrynę. Przemacerowało się to wszystko ze 3 dni, i już stoi, zapasteryzowane w butelkach po frugo, bo mają nakrętki jak twisty. Zaczęła też kwitnąć róża, zbieram ją co roku, ucieram z cukrem i do pączków ...
Ale cóż, deszcz otrzepał płatki, zmoczył, ale mam nadzieję, że jeszcze zdążę, bo dopiero zaczęła kwitnąć.
Zaczyna nas natura obdarzać swymi skarbami, trzeba je wykorzystać, bo w zimie, jak znalazł ...
Pod chatką dwie "podręczne" grządki z zieleniną, a reszta na końcu sadu ... zarasta wszystko aż miło, przecież nie tak dawno wyplewiłam je do czysta. A więc znowu, i koszenie, i plewienie ... tylko deszcz przeszkadza ... bo na początku przychodziły burze, pogrzmiało, polało obficie z nieba, nawet w słońcu, i szło dalej.
Pod koniec tygodnia zaciągnęło się na amen, ochłodziło, to sobie trochę poczytałam.
Deszcz w słońcu ... taki letni, ciepły ...
... w przerwach zdążyłam wyplewić ziołowy taras ... szkoda, że nie można przesyłać na odległość zapachów ... pachniało tymiankiem, macierzanką, trącona ręką mięta płożąca woniała odświeżająco, a oprócz tego kwitnie jaśmin, a za chatką kalina ... zresztą po deszczu pachnie wszystko, nawet wyrywane zielsko ...
Murarki jakby straciły swoją aktywność, zresztą może przeniosły się gdzieś dalej, zamurowały wszystko, co się dało ...
... ba, nawet dziurkę w stole tarasowym wykorzystały, spryciule ... zakleiły ją dokładnie ...
Czasami, przez zapomnienie, położyłam tam jakieś naczynie albo ścierkę, od razu pszczółka krążyła gniewnie wokół tego miejsca, a ja też wiedziałam, że coś nie tak i usuwałam przeszkodę.
Wieczorami zaczynał swoje koncerty derkacz, gdzieś za sadem ... monotonne derr, derr, bez przerwy ... budziłam się w nocy, dalej go słyszałam ... wczesnym rankiem również, jest niezmordowany.
Pokąsały mnie kleszcze, meszki, dobrze, że komarów na Pogórzu nie widać ... czekamy na słońce, i nie tylko ...
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!
29 komentarzy:
A to cwaniak z tego rudaska
Wolałabym, żeby do mnie nie zachodził ;)
Zazdroszczę ziół. U mnie co wysiałam- nie wzeszło. Tylko szałwia i lawenda od Mamy wsadzone, no i dzis wsadziłam macierzankę, którą wysiałam.
Może w przyszłym roku się uda :)
Pozdrawiam!
Też nazbierałam kwiatów czarnego bzu. Na przeziębienia i kaszel jest nieoceniony. A lis - jak w bajce - chytrusek. Po co się wysilać, skoro jedzenie stoi gotowe.
Też nazbierałam kwiatów czarnego bzu. Na przeziębienia i kaszel jest nieoceniony. A lis - jak w bajce - chytrusek. Po co się wysilać, skoro jedzenie stoi gotowe.
Ale piekna zielen na zdjeciach. Pilam dzisiaj herbate z nazbieranych kwiatow czarnego bzu i herbate z lisci orzecha wloskiego...
J.
Czarny bez to wspomnienie Babci...
Chodzi lisek koło drogi...czyli przyszedł na gotowe, może to i lepiej, choć przecież nie można nakarmić całego lasu :)bo psiaki byłyby głodne...oj fajnie tam masz.
Aż czuję te wszystkie Twoje zapachy... Przymierzam się do zbiorów czarnego bzu, u nas dopiero zaczął kwitnienie. Masz prawdziwą obfitość w warzywniku i cudne te płotki - leszczynowe? Uściski ;)
Czyżby to ten sam lis co u Mariusza Obszarnego? ;-)
Przemawiający do zmysłów taras masz Marysiu, nic tylko usiąść i wąchać : )
Przemawiający do zmysłów taras masz Marysiu, nic tylko usiąść i wąchać : )
Bardzo zielono dziś u Ciebie na blogu. Świeżo omyta deszczem zyskała na intensywności. Gdy pisałaś o tych zapachach, to prawie je poczułem. Zdjęcie lisa wyszło świetnie. Mieszkając w takim miejscu musisz się pogodzić z tymi wszystkimi odgłosami z sadu i śpiewem ptaków. Zresztą, czyż nie jest to cudowna muzyka ?
Pozdrawiam.
Marysiu - taras z ziołami i tym murkiem po prostu bajeczny.
Serdeczności
u nas tez bywał lisek ,a raczej spodobali mu sie panowie z sąsiedniej budowy,dokarmiali go kanapkami,a potem okazało sie ze lisek to liszka i ma maleństwo ,fajni panowie,nie zrobili krzywdy a dokarmiali oboje głodomorów a potem liski sobie powedrowały dalej i tak to u mnie z liskami było
i u mnie kwiaty zalane syropem.
Uwielbiam Te Twoje piękno :)
buziolki
jaśmin cudo
Syrop mam już gotowy. Dzisiaj pasteryzacja. Bogactwo ziół u Ciebie budzi mój zachwyt i zazdrosc, bo u mnie nie wszystko posiane wzeszło. A w sprawie liska, to dobrze, że nie masz kurek. Oj, nie byłyby Ci wówczas tak miłe jego odwiedziny.
Pozdrawiam ciepło!:-))
Agata, widuję go w trawach nie jeden raz, ale tak blisko jeszcze nie; pozdrawiam.
Tupaja, tak, wybrałby Ci kury co do jednej; moje zioła już chwilę rosną, zmężniały, na początku też były mizerne; pozdrawiam.
Antonino, zdążyłyśmy z bzem przed deszczami; a lisek to taki prawie oswojony, widuję go gdzieś zawsze, w zasięgu wzroku; przemyka cichcem przez podwórze, a że przy okazji zwęszył karmę ... serdeczności ślę.
Judyto, herbata z orzecha włoskiego - to musi być gorzkie, sam jego zapach jest gorzki i cierpki; zieleń buja w tych deszczach, nie do opanowania; serdeczności ślę.
Mażeno, w dzieciństwie mówiliśmy, że czarny bez jest trujący, a okazuje się, że to takie dobrodziejstwo natury;
dobrze, że lisek czyści miski, bo często zdarza się, że psy zostawiają jedzenie; pozdrawiam serdecznie.
Inkwizycjo, żniwa kwiatowe dopiero zaczynają się; w zeszłym roku nastawiłam wino z czarnego bzu, nie zdążyłam go spróbować, bo nadal stoi w butlu pod schodami; płotki leszczynowe, powstały z podkrzesania leszczyn nad drogą; pozdrawiam.
Krzyśku, coś w tym jest, tylko że Mariusza taki suchutki, a nasz przemoczony pewnie do skóry; pozdrawiam.
Łucja, często korzystam z ziół, za chwilę pewnie będą żniwa, bo rosną przy tych deszczach bardzo; pozdrowienia ślę.
Wkraju, oj, pachnie, pachnie wszystko, czasami nawet nie umiem nazwać tych zapachów; z tym derkaczem to jak z cykadami, na początku człowiek zachwyca się, ale na dłuższą metę bywają bardzo męczące, wręcz przeszkadzają spać; ale wieczorne koncerty ptasie, czy też poranne to i owszem; pozdrawiam.
Jolando, to najbardziej pachnąca część obejścia, chociaż jeszcze mamy lipę przy wjeździe, ona też potrafi pachnieć; pozdrowienia ślę.
Joanno, czyli na budowie byli ludzcy budowlańcy, skoro dokarmiali liski i nie robili im krzywdy; czasami obserwuję na łąkach, jak polują na myszy, robi naskok i czeka, przecież młode trzeba nakarmić; pozdrawiam.
CarpeDiem, zastanawiam się nad jeszcze jedną porcją, bo specjał smakowity, ale to pewnie aż po deszczach, bo wszystko nasiąknięte wodą; pozdrawiam.
Myibali, jaśmin jest odmiany aurea, czyli ma jasnozielone listki, prawie złote, wygląda, jakby cały czas świeciło na niego słońce; serdeczności ślę.
Olu, bo moje zioła już chwilę rosną, a ten kamienny taras wyjątkowo im służy, bo zbytnio nie bujają jak na grządce, trochę cięższe warunki mają, ale zioła tak lubią, są bardziej aromatyczne; kwitną, rozsiewają nasionka, zajmują nowe tereny, ale i zielsko też rośnie, trzeba plewić; wiem, zawsze myślę o tym, że inaczej patrzyłabym na lisa, skoro wyniósłby mi i pomordował ptactwo, tyle pracy nadarmo, i żal stworzeń; pozdrowienia ślę serdeczne.
U nas lisy podchodziły zimą. Jednemu udało się uciec z kogutem sąsiada w pysku. :) Nocował, gapa, poza kurnikiem.
A jakie, mniej więcej, są proporcje do syropu z bzu?
Gdzieś czytałam, że jest trujący, ale szkodliwe substancje ulegają rozpadowi podczas np. gotowania, lub smażenia.
Serdeczności :)
Ziołowy ogródek masz wspaniały ! Mój syrop z bzu tez gotowy, dodaję do niego, oprócz cytryn, pomarańcze. Pychotka ! Lisów jest sporo, niestety ma to fatalny wpływ na ilość zajęcy. Ściskam Cię serdecznie, wspaniała Gospodyni !
Marysiu, a jadłaś może te baldachy czarnego bzu panierowane i smażone? Podobno bardzo dobre. Ja nie jadłam, ale wiem od sąsiadki i muszę w tym roku spróbować, jak jeszcze kwiaty nie przekwitły. Sok z dojrzałych owoców też bardzo dobry i zdrowy. A takiego syropu nigdy nie robiłam.
Pozdrawiam serdecznie :)
Całkiem niedawno pewien rudzielec szedł sobie niespiesznie przez ulicę w biały dzień w środku miasta :) Jednym słowem - las bliżej nas :)
Pozdrawiam serdecznie
Odnośnie mojego komentarza to smaży się w cieście naleśnikowym, a przepis jest tu http://mojepasjekrakow.blogspot.com/2012/06/smazone-kwiaty-czarnego-bzu-w-ciescie.html
Serdeczności śle :)
No tak- bez jest wyśmienity w przetworach... Zwykle robię z niego nalewkę...lub suszę..
Boje się, że mi przekwitnie, bo teraz nie mam czasu wziąć się za niego...
Serdeczności Marysiu
A to sobie rudzielec jadłodajnię zalazł :)
Słyszałam, że kwiaty czarnego bzu - podobnie jak kwiaty akacji - są pyszne smażone w cieście, takim trochę gęściejszym niż naleśnikowe. Nie miałam okazji jeszcze nigdy spróbować.
Grażyno-M, gdyby lisy nie robiły takiego spustoszenia w kurniku, to może bardziej lubilibyśmy je? syrop z netu
40 baldachów kwiatu bzu
1 kg cukru
1,5 l wody
2 cytryny
Pozdrawiam.
Aniu, wykorzystam Twój pomysł z pomarańczami, utoczę jeszcze jedną porcyjkę syropu; ponoć tyle lisów jest od czasu, kiedy zaczęli je leczyć, bo przedtem wścieklizna to był ich naturalny wróg, gdzieś czytałam; pozdrawiam serdecznie.
Anulko, wiele dobrego słyszałam o smażonych kwiatach w cieście, ale nigdy nie próbowałam, najwyższy czas skosztować; syropek pyszny, w zeszłym roku robiłam pierwszy raz i bardzo nam posmakował; i ja pozdrawiam.
Maniu, skoro dziki zawłaszczają miasta, to może i lisy wzięły z nich przykład; myślę, że buszują koszach na śmieci, może znajdują tam jakieś resztki; serdeczności ślę.
Zofijanno, znam tę nalewkę, w mojej kantyczce występuje pod nazwą "Łzy chrabąszcza"; zdążysz, nie przekwitnie, kwiaty rozwijają się stopniowo; pozdrowienia ślę.
Gooocha, nie próbowałam tego specjału, ale mam szczery zamiar skosztować; to co? próbujemy, Gooocha? pozdrawiam.
Ale u Ciebie jeszcze piękne odcienie wiosennej zieleni, u mnie już bardziej letnie i jednostajne. Może to dlatego, że słońca mało. I takie wielkie krzaki róży jadalnej! Chociaż ile to trzeba płatków nazbierać na słoiczek konfitury.
Trawa i chwasty rosną jak szalone, wyłażą zza słomy. Zapachy po deszczu - bezcenne.
oprócz cytryn proponuję dać jeszcze pomarańcze i zapach lepszy i smak wyborny i dzieciom lepiej smakuje jak wiedzą że to sok z pomarańczy lub lemoniada. Uwielbiam w lecie z wodą gazowaną CELESTYNKą z Rymanowa lub inną wodą mineralną lekko gazowana . Wybornie smakuje i gasi pragnienie. Aga-ta
Krystynko, jakoś umknął mi Twój komentarz, że nie odpowiedziałam; krzak róży rósł od maleńkich sadzonek, przywiezionych przez koleżankę; płatków trzeba sporo, bez białych części, ale słoiczek na sezon wystarczy, w końcu pączków z różą nie robi się za często; serdeczności ślę.
Aga-ta, już ktoś mi wspominał o pomarańczach, nawet chciałam zrobić jeszcze jedną porcję, ale znowu czas jakoś przyśpieszył; dzięki i pozdrawiam.
Prześlij komentarz