I przyszedł weekend, a my, jak zwykle, na Pogórze.
Przyczepka zadzierzgnięta do "czołgu", felerne koło wymienione, bo w zeszłym tygodniu i ona nas zawiodła, rozwaliła nam się po drodze do domu. Coś zaczęło dziwnie warkotać, klapać, samolot leci czy co? a to pękła opona, już dawno należało wymienić obie, i w końcu przyszła "kryska na matyska". Zostawiliśmy przyczepkę u gospodarza, zdobyliśmy dwa nowe koła i można było po wymianie zjechać do domu z ładunkiem drewna opałowego.
Tak, tak, park maszynowy nam się sypie, a zazwyczaj nie tak sobie, pojedynczo, tylko działa prawo serii.
Załapaliśmy się jeszcze na letnią pogodę, wieczorem słuchaliśmy pohukujących puszczyków w niedalekim lesie, jeleni gdzieś dalej na rykowisku, a w krzakach, jak zwykle, pochrząkiwały dziki.
Przychodzą do sadu na spadłe jabłka, przewracają ryjami murawę wokół, kiedyś zdarzyło im się podejść pod samą chatkę, bo tuż przed schodami były rozryte miejsca.
Pracowałam sobie na grządkach, jeszcze wyrywałam zielsko, wykopywałam, co nie zdążyłam wcześniej, a psy towarzyszyły mi nieodłącznie ...
Niektóre warzywa udane, niektóre zupełny niewypał, a w każdym roku inaczej ... już zrezygnowałam z bobu i kukurydzy, teraz przychodzi czas na kapustne ... a buraki ćwikłowe do jednego wyjadła mi łania, kiedy onegdaj przesadziła siatkę leśną.
Mąż czasami zachodzi tam do mnie i pyta ... A co to ci, Maryś, tu urosło? - To brokuły zakwitły, i kalafior ... Aha, a nie mogłabyś czegoś normalnego tu posadzić? Nie dla niego te wszystkie nowinki, szpinaki, roszponki, kolendry, czarne pomidory czy paskowane ... A te co? zgniły? - no, nie poznaje się na tych nowościach, że to Czarny Książę, a nie zwykła malinówka ...
Cieszą bardzo wyhodowane przez siebie warzywa, pomidory pod folią dają jeszcze ładny plon, choć te pod dachem chatki już dawno obeschły ... zbieram zielony koper, wysiany z wcześniejszych roślin, chrupiący szczypior siedmiolatki służy nam przez cały czas, jeszcze zbieram fasolkę szparagową ... może to wszystko nie tak piękne jak na straganie, ale swoje, bez deka nawozu ...
W wolnej chwili robimy sobie przerwy, posiadujemy na tarasie, coś tam planujemy, bo w domu nie ma czasu ... a psy cały czas z nami ...
... Miśka ma swój fotel, obok mnie, a Amik leży na wiklinowym siedzisku, to jego punkt obserwacyjny, wyżej i widzi całe wejście. Ależ to psisko się uspokoiło, nawet jak sarny pokażą się w sadzie, to przegania je tylko do granicy, nawet nie myśli pobiec gdzieś za nimi ... a rano, kiedy zniosę go na dół z poddasza, i kiedy otworzę drzwi, najpierw wystawia głowę, sprawdza, czy można wyjść, potem dopiero ja lekko wypycham go za drzwi ... A idźże, skoro pobudkę zrobiłeś mi o 6-tej!
Czy już zapomniał o swoim poprzednim życiu? widzę, że czuje się przy nas bezpiecznie, i pilnuje nas.
Latoś obrodziły nam jabłka, i tak sobie myślę, że trzeba mi spróbować zrobić cydr, i zwykły i musujący ... chociaż jak czytałam komentarze na forum winiarzy, to przyznawali, że niewiele posmakowali tego ostatniego, bo butelki strzelały pod wpływem fermentacji, i było więcej roboty ze sprzątaniem niż degustacji ...
Mąż jeszcze wykonuje ostatnie przeglądy w ulach, ścieśnia ramki, żeby pszczoły spokojnie przezimowały, daje im poduszki dla ocieplenia, pewnie jeszcze dokarmianie będzie ... a ja zrobiłam sobie takie ozdobne słoiczki z miodem, są tam zalane słodkością różne orzeszki, rodzynki, suszone morele, daktyle czy śliwki ...
... na oknie moczy się dereń w destylacie, to jedna z najsmakowitszych nalewek owocowych ... owoce z własnego drzewka ...
Deszcz zostawił po sobie nieprzeniknioną mgłę, nie widać było drzew u sąsiada, a w naszym sadzie tajemniczo ...
... bardzo to dziwne zjawisko, u nas biało, a na górze świeci słońce, a za Wiarem porozciągane pasma oddzielają każdy pagór ...
Za półtora tygodnia, na wzgórzu kalwaryjskim, zamknięcie podkarpackiego sezonu motocyklowego ... dopiero tak niedawno dudniły dołem potężne motory, jechały całe kawalkady "smoków" na otwarcie, a tu już zamknięcie, jak ten czas leci ...
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za poświęcony czas i pozostawione słowo, dobrego życzę, pa!
17 komentarzy:
zdjecie jabloni cudne, mgly zalegajace gdzies tam miedzy wzgorzami tez sliczne, a cydr pilam szklankami w Lublinie w zeszla sobote, i ten musujacy tez...oj jaki byl dobry, Pozdrawiam serdecznie
ten pomysł z miodem znakomity!
Jaka szkoda, że blog dźwięku nie ma , tak bym z chęcią posłuchała tych puszczyków, jelenia, a nawet dzika. Za to zdjęcia jak zwykle cudne, i opisy takie plastyczne, piękne słowa, Mario.
Dobrego życzę również, Beata
Słoiczki z miodem rewelacyjne. Aż by się chciało paluszki zamoczyć ... uwielbiam taki miód spływający po palcach. Czas jesieni, czas słoików... Jelenie tez u nas porykują na pobliskich bagnach, ciekawe to odgłosy, zwłaszcza, że przecież w mieście mieszkam ;)
Pięknie tam żyjesz z porami roku. Widzisz zmiany i je podsumowujesz słoiczkami i warzywami. Najwięcej czasu spędzam w komunikacji miejskiej a tak ładnie robi się dookoła. Lubię jesienne stragany ale zawsze zastanawiam się ile tam wartości a ile nawozu? jakże inne jest życie, gdy ma się swój kawałek ziemi. Psiaki fantastyczne a buraczki pewnie smakowały łani :).
Z panami - mężczyznami faktycznie tak jest, raczej tradycyjnie, bez ryzyka smaku .
Piękne to Twoje Pogórze i mgły piękne i taki spokój i cisza emanuje z Twojego posta, cudnie tu...
Czas nalewek - piękny to czas :)
Niesamowite te Twoje przetwory. Z takimi kolorami i smakami w szkle jesienne szarugi niestraszne :-)
Przyszedł czas na plony. Pięknie Ci wszystko obrodziło. Te słoiki przypominają mi czasy dzieciństwa, gdy rodzice mając swoją działkę również marynowali warzywa, głównie ogórki, ale tez kompoty z owoców, groszek, fasolka , buraczki. Gdzie dzisiejszym sklepowym do tamtych smaków?
Pięknie tam u Was na Pogórzu, jesień już prawie na całego. A czas rzeczywiście szybko leci, niedługo znów wszystko zszarzeje na kilka miesięcy. I tak musi być :)
Pozdrawiam.
Smakowicie wyglądają te wszystkie przetwory :) A mgły? Zawsze tworzą tajemniczy klimat, lubię go nawet :) Pozdrowienia :)
Ja też powoli ograniczam asortyment na grządkach, bez namiotu foliowego to nie ma sensu. Zostanie fasolka szparagowa, groszek, słoneczniki, cukinie. Naciowe czyli seler, pietruszka, siedmiolatka, czosnek i zioła. Pięknie odpoczywacie, tak zielono jeszcze u Was. A te słoiczki z owockami zatopionymi w złocistym miodzie to lato złapane w szkle. Ależ będzie radość w śnieżny wieczór.
Może to nalewka Kowieńska ?
Ze wszystkich Waszych zajęć najbardziej podoba mi się przesiadywanie w fotelu.......
Z nowości najlepsze są te o tradycyjnym kolorze, może z wyjątkiem cukinii. Najważniejszy jest smak !!!!
Posiałam rok temu fioletową marchew, nie przypadła mi do gustu.
Może siatka była za niska !
Pozdrawiam serdecznie
Marysiu - jak zwykle napasłam się u Ciebie, no i napiłam :)
Z mgłą zdjęcia mają w sobie tajemniczość, bardzo piękne, nastrojowe.
I ja w tym sezonie pomidorów miałam zatrzęsienie.
I warzywnik z roku na rok się rozrasta, a sił mamy coraz mniej.
Uwielbiam te swoje warzywka. Ostatni hicior to swoja vegeta z suszonych warzyw. Soloną też zrobiłam.
Także doskonale Cię rozumiem z tą miłością do ziemi, jaka radość z plonów. Piękna papryka, cukinia, marchewka, no i słoiczki z miodem.
Uściski
Orzeszki i te inne w miodzie to świetny pomysł.
Lubię ten "chomiczy" czas. :) Tylko mam maleńką piwniczkę i muszę ograniczać ilość słoików. :)
Mnie się na kompostowniku jakaś dynia wysiała. Owoc na razie widziałam jeden, wielkości grejpfruta, żółty, w delikatne, słabo widoczne paski. Nawet nie wiem co to i skąd. :)
Serdeczności :)
Grażyno, jabłoń starej odmiany, mądra, późno kwitnie i rodzi owoce co dwa lata; słyszałam o tej cydrowej imprezie w Lublinie, ja będę mieć tylko namiastkę, i nie wiadomo, czy musujący cydr nie ucieknie mi z butelek; serdeczności ślę.
Klarko, widziałam takie słoiczki z bakaliami w Czarnogórze, bardzo mi się spodobały; wykorzystałam ich pomysł na bazie swojego miodu; pozdrawiam.
Beata, a szkoda; bo cisza nocna jest absolutna, żaden dźwięk cywilizacji nie przebija, tylko zwierzęta, głos w takiej ciszy niesie podwójnie; jeleni na rykowisku można się przestraszyć, nie wiedząc, co to, jak ten turysta w Bieszczadach; pozdrowienia ślę.
Ruda, myślę, że miększy susz owocowy napije się miodem, a orzeszki zyskają na smaku; opowiem, jak skosztuję w zimie; jelenie jak oczadziałe zbliżają się do ludzkich sadyb w czasie godów, szkoda, że wtedy można na nie polować, bo to ostatnie draństwo; pozdrawiam.
Mażena, korzystaj z wolnych weekendów, tak wrażliwa dusza, jak Ty, nie może przeoczyć szczególnie pięknych zmian w przyrodzie; ten swój kawałek ziemi wymaga wysiłku, to prawda, ale i daje satysfakcję wielką, warto się potrudzić; serdeczności ślę.
Basia, w mglisty dzień, jak ten, nawet głosy docierają jakieś przytłumione; czekam teraz na żurawie, ponoć już lecą z północy; pozdrowienia zasyłam.
Mania, głogi i tarniny w obfitości wielkiej, i może skuszę się na dziką różę, tylko nie z wyjmowanymi nasionkami i włoskami, a tylko nakłuwaną; bo przy poprzedniej myślałam, że mnie "śmierć zagryzie"; pozdrawiam serdecznie.
Krzysiek, mhm! na bolące gardło napój z miodu i cytryny, tudzież lecznicze zioła w maceracie; ale i bez chorobowych przyczyn można je śmiało zażywać w zimowe, długie wieczory, na pojaśnienie myśli, i rozgrzanie zimnych stóp, po kusztyczku; pozdrawiam serdecznie.
Wkraju, bo jak już coś urosło, to trzeba spożytkować, grzech zostawiać na zmarnowanie; no jasne, ze sklepowej półki nie umywają się do domowych; jesień troszkę mi umyka, pogórzańskie wyjazdy tylko weekendowe, zajęcia przy domu sporo; mam wewnętrzne przyzwolenie na zmiany pór roku i upływający czas, bo jak by to było bez zimy i śniegu, i tylko lato i lato? pozdrawiam Cię.
Iza, mgły czasami tworzą klimat jak z horroru, bo tam zazwyczaj nocami i w mgle budzą się koszmary; przetwory lekko uspokojone, w tym roku nie robiłam dużo, tylko podstawowe; i ja pozdrawiam.
Krystyno, moje grządki nie są w dobrym miejscu, zawiewa tam od północy chłodem, poniżej dolinka z zastoiskiem mrozu, chyba muszę obsadzić ją właśnie z tamtej strony pożytecznymi krzakami; nawet słoneczniki w tym roku marne były; ale to może wina deszczy i chłodu, lato nie rozpieszczało; pogryzane bakalie z miodem, to może być dobre; pozdrawiam serdecznie.
Zofijanno, pewnie kowieńska, owoce nacinane, zalewane destylatem, a potem zasypywane cukrem, i w końcu mieszanie do do odstania; co by tu nie mówić, pyszna jest ta nalewka, w sam słodkości i cierpkości; też mnie skusiło w tym roku na osobliwości przyrodnicze; ot! kolejny bajer i tyle; siatka w sam raz, taka jak w lesie, ale łania dała radę; pozdrawiam Cię.
Jolando, o, i widzisz, u Ciebie pomidory, a u nas na wolnym powietrzu wszystko zmarnowało się, tylko pod folią urosły, ale też nie tak obficie, jak zeszłego roku, one nie lubią chłodu i wilgoci; taka vegeta to majątek, może i ja dojrzeję jeszcze do podobnej, bo warzywa i zieloności jeszcze są; pozdrawiam serdecznie.
Grażyno-M, a ja nie mam piwniczki wcale, czego mi bardzo brakuje, nie mam gdzie przechowywać warzyw; ale ponoć plany są, może jeszcze tej jesieni uda się, jeśli deszcze nie przeszkodzą; blisko chatki; u nas dynie bardzo słabo rosną, nie służą im pogórzańskie chłody; pozdrawiam serdecznie.
Przepiękne zdjęcia! Miody z dodatkami wyglądają cudnie, a nalewka jeszcze pyszniej. U nas też jeszcze zbieramy fasolkę szparagową, ale chyba czas zakończyć zbiory i przygotować warzywnik do stanu spoczynku. Pozdrawiam ciepło.
Spokój i cisza u Was, jak na wsi. Pęknie. Swojskie warzywka są na wagę złota. Pozdrawiam
Prześlij komentarz