poniedziałek, 23 marca 2015

Szukaliśmy wiosny na Pogórzu ...

A zanim ją znaleźliśmy, umówiłam się z moimi turystycznymi przyjaciółmi na wiosenną wędrówkę, czerwonym szlakiem, z Przemyśla aż do naszej chatki. Chciałam ich przywitać w naszych progach ciepłym posiłkiem, bo droga daleka, dosyć chłodno, więc co? tradycyjnie bigos, a do tego pieczone na blasze kuchennej proziaki. Pojechałam do chatki ździebko wcześniej, żeby mieć czas na uwarzenie potraw, aż z tego wszystkiego przegapiłam zaćmienie słońca. Stoję sobie przy kuchennym blacie, siekam kapustę, mieszam w garach, wyglądam przez okno na północną stronę ... co jest, u licha? niebo niebiesiutkie a jakoś ciemnawo się robi ... pewnie od południa nachodzą chmury i już zasłaniają słońce, a do północnej strony jeszcze nie dotarły ... żeby tylko jutro nie padało, bo rajd idzie. Potem znowu robiło się jasno, ja dalej w kuchni i przyjechał mąż, on zawsze słucha trójki, akuratnie były wiadomości, coś mówią o zaćmieniu słońca. To kiedy to zaćmienie? - pytam, a już było, do południa! - śmieje się mąż, słuchaj, babo, trochę radia, bo nawet nie wiesz, co się na świecie dzieje! A więc to dopołudniowe niby-zachmurzenie słońca, jak mi się zdawało, to było zaćmienie, taki rarytasik mnie ominął! Ale może dożyję do następnego i już nie przegapię.


Proziaki pięknie się upiekły, bigos wypyrkotał swoje w wielkim garze, można witać wędrowców, a my tymczasem ruszyliśmy na piątkowy wieczór do Przemyśla, na Zamek, bo tam koncert Andrzeja Koryckiego i Dominiki Żukowskiej ... i szanty były, i piosenki Bułata Okudżawy, i dumki rosyjskie ...


Ze sceny usłyszeliśmy tez smutną wiadomość, odszedł na niebieskie połoniny Andrzej Koczewski, twórca piosenek turystycznych, śpiewanych przy ogniskach ... jeszcze nie czas swe marzenia do walizek kłaść ... gdy włożą cię w dębową skrzynkę, niech włożą razem z gitarą, niech w niebie ci grają struny srebrzyste melodię tę ukochaną ... jeszcze nie czas ...


Z bracią turystyczną umówiłam się  już na miejscu, w Przemyślu, w sobotni poranek. Po drodze jeszcze spotkanie z bogatą historią miasta - zwiedzanie katedry, odrestaurowanych podziemi, tyle ciekawostek ... tej katedrze należy się osobny wpis, człowiek nie zdaje sobie sprawy, ile historii tkwi w tych murach  ...



... I zaczynamy od czerwonej kropki ... ruszamy spod PTTK-u ...



... wspinamy się stromymi uliczkami na zamkowe wzgórze, ścieżkami parku coraz wyżej, aż pod przekaźnik ... w dole zostaje miasto z licznymi wieżami, lekko przymglone poranną mgiełką ... pogoda dopisuje, nawet nie przeszkadza chłodny wiatr. Zostawiamy miasto za plecami, przed nami ostępy leśne Pogórza Przemyskiego ...

 

Idzie się bardzo przyjemnie, szlak prowadzi leśną drogą, dobrze, że zdążyły obeschnąć błota ... na mijanych poskładanych przy drodze metrach drzewa widać, jak są schlapane i jak tu było jeszcze niedawno. Na ścieżkach ruch, krzyżują się szlaki, przebiegają w jedną stronę aktywni sportowo, w drugą mkną na rowerach też aktywni ... a my wędrujemy dalej. Całe łany śnieżyczek, przylaszczek, żywiec gruczołowaty też zaczyna kwitnąć, miodunka nie zostaje w tyle  ... zatrzymujemy się jeszcze w miejscu straceń ...


O! te dwie sikorki, Weronika i Magda, przewodniczki ... jak one przyjemnie przekazują wiedzę, a mają jej nieprzebrane zasoby ... czas nam szybko płynie, a i na mały odpoczynek trzeba się zatrzymać od czasu do czasu, przekąsić coś, i płyny uzupełnić ...


Idzie też z nami suczka husky, Mika ... troszkę miałam obawy o nasze psy, czy dogadają się z nią, bo ponoć suki walczą ze sobą, nie wiedziałam też, jak Amik ją potraktuje ... okazało się, że nie było większych spięć, Amik "uśmiechał się", znaczy szczerzył do niej zęby, czasami psy warczały na siebie, ale niegroźnie ...
Zeszliśmy do Bryliniec. W planie było jeszcze przejście do Kopyśna i stamtąd, łąkami, do naszej chatki, ale okazało się, że czas płynie nieubłaganie, a tu jeszcze zwiedzanie cmentarza I-wojennego, i przytopienie Marzanki ... więc pierwszy etap szlaku czerwonego zakończymy tutaj, i w kwietniu ruszymy stąd dalej. Pod górę, polami, łąkami, wspięliśmy się na cerkiewne wzgórze ... cerkiew pw. Wasyla Wielkiego ...


To tutaj, na przycerkiewnym cmentarzu, znaleźli miejsce wiecznego spoczynku żołnierze, tak daleko od ojczyzny ...


W pogórzańskiej scenerii, w świszczącym wietrze słuchaliśmy snującej się historii ... w 2002 roku cmentarz został odrestaurowany, postawiono pomnik, jest też nieduża kaplica, upamiętniająca poległych, na ścianie spisane ważne wydarzenia ...


Na jednej z mogił znalazłam w nagrobnej inskrypcji wyrażenie, pisane cyrylicą "propowidnyk", a że mam kolegę obeznanego w temacie, od razu zapytałam co to za funkcja ... nie wiedział, ale ma kolegę, więc ... "telefon do przyjaciela" ... po jakimś czasie dowiadujemy się od tego właśnie kolegi, który odnalazł gdzieś znaczenie tego słowa, że to funkcja przewodnika duchowego w grecko-katolickim kościele metodystów. Zresztą zawsze budziła zdumienie u przechodzących wielka budowla na skraju wsi, słuchy chodziły, że to dom modlitw "zielonoświątkowców", a to znowu jakieś inne mity krążyły ... czy odłam wiary obrządku metodystów czy zielonoświątkowców, ponoć bardzo podobne, niewiele się różnią ... nie znam się na tym, ale kiedy wyświetliłam sobie taką stronę kościołów chrześcijańskich, to dopiero zobaczyłam, jak bardzo jesteśmy wszyscy wierzący podzieleni, choć wierzymy w tego samego Boga.
Teraz odbiliśmy w leśną drogę, która łączy z doliną Wiaru, ciągle wznosząca się, rozjeżdżoną przez leśne pojazdy ... tutaj przyszedł czas na podtopienie Marzanny. Dziewczyny były przygotowane, kwieciste kiecki, słoneczny kapelusz ...



... i Marzanka siup! do wody ...


Płyń, zimo, do morza! ... nie za bardzo, bo trochę dalej leżał spory pieniek, może to bobrowy zaczątek tamy, które zostały zniszczone przez zeszłoroczną wielką, wodę ... jeszcze do teraz leżą wszędzie zwały patyków. Obrzęd spełniony, a my ruszamy dalej, ciągle do góry, do góry, aż wreszcie prześwit, wypłaszczyło się i doszliśmy do drogi, która jeździmy do naszej chatki ... jeszcze trochę przez las, po prawej widać w oddali zarys Kopystańki ... przyszliśmy na sam zachód słońca ...


Już nie wchodziliśmy do wsi, tylko na skróty, przez łąki, teraz z kolei w dół, i już jesteśmy u nas. Psy witały, jakby mnie 5 lat nie było, tyle skakania i radości ... to teraz możemy odpocząć, pojeść, wypić gorącą herbatę i pośpiewać. Mała chatka pomieściła prawie 30 osób, każdy przysiadał, gdzie tylko wolne miejsce, a i psy jeszcze kręciły się pod nogami ...





A mnie dostał się prezent od turystycznej braci, z którego jestem bardzo zadowolona ...


... cudowne potrawy naszych babek, mam, z różnych gmin Podkarpacia, przeróżne "lokalności", a jakie nazwy, do tego przepisy ... oj! będzie co wypróbowywać! Ale to jeszcze nie wszystko, do tego napitek, coś jakby "lekarstwo", skosztujemy na następnym rajdzie!


To był bardzo miło spędzony czas, chociaż przyznam, że ciężko mi było zasnąć, zastałe przez zimę nogi bolały jak licho, ale "pierwsze koty za płoty" już za mną, teraz tylko kontynuować.


Pozdrawiam wszystkich serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, dobrej pogody życzę, pa!



34 komentarze:

Beata Bartoszewicz pisze...

Mario Miła, podziwiam...
Ile serca wkładasz w ( tu się zawiesiłam i przyszło mi do głowy , to)w to co kochasz. W swojskie gotowanie, w śpiewanie i słuchanie, w te wędrówki po szlakach i bezdrożach. I w gościnę miłą - na 30 osób to już małe wesele można by wyprawiać:) Widać radość i zmęczenie wędrowców - a tu czym chata bogata :)
Jakie apetyczne te bułko-placki na "p". Pewnie to się z drożdżami robi...
Serdeczności Ci zostawiam.
P.S. A zaćmienie było piękne - oglądałam przez ten środek z dyskietki wyjęty :)

Stanisław Kucharzyk pisze...

Super wycieczka. Zazdrość zżera do kości. "funkcja przewodnika duchowego w grecko-katolickim kościele metodystów". Tu chyba Ci się coś za dużo napisało ;-) chyba, że miało być u grekokatolików jak i u metodystów. проповідник to chyba po prostu kaznodzieja po ukraińsku niezależnie od obrządku http://sum.in.ua/s/propovidnyk

ankaskakanka pisze...

Pochodziłabym po Twoich okolicach, poznałabym historię, pooddychała Twoim powietrzem. ciekawe, czy wrażenia byłyby podobne do twoich. jak zwykle u Ciebie dużo sie dzieje. Podziwiam i pozdrawiam.

sojka pisze...

Marysiu zagladam prawie dzien w dzien na twojego bloga,spijam wszystko jak dobra naleweczke.Jestes FANTASTYCZNA w tym co robisz.Zazdraszczam,znam tych ludzi i powinnam byc z Wami.Brakuje mi tego bardzo.Pozdrawiam zycze zdrowia nie przestawaj pisac.ps moje marzenie sie spelnilo mamy 40 arow i domek
czek.��

t pisze...

Witam.
Jak zwykle ciekawa relacja przyozdobiona pięknymi fotografiami. A do tego te proziaki na blasze piczone. Mniam.
Pozdrawiam ciepło w ten chłodny wiosny początek.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Swoją drogą my katolicy nawet sobie sprawy nie zdajemy, że w oczach cerkwi prawosławnej jesteśmy po prostu suchą gałęzią. Dość popularny obrazek w cerkwiach prawosławnych http://markiz.ucoz.ru/_ld/0/60_0Xh.jpg

Ania pisze...

Piękny początek sezonu ! Twoja sława jako gospodyni rozniesie się szeroko i tych prozaków trzeba będzie piec po kilka blach :-)))- chętnych wędrowców nie zabraknie.
Ściskam Cię serdecznie, miła wędrowniczko !

Olga Jawor pisze...

Z przyjemnościa przeczytałam opis wędrówki a potem wspólnego biesiadowania. Jak dobrze mieć fajne zainteresowania i ludzi, z którymi mozna je dzielić.
A ja wczoraj smazyłam proziaki 9bo my wolimy smazone na oleju niż z blachy). Też wyszły pyszne.
Pięknej wiosny Marysiu!:-))

claire pisze...

"Propovidnyk" trochę brzmi jak przepowiednik, przepowiadający, można domyślać się że chodzi o proroka w szerszym znaczeniu tego słowa. Zgadzam się z opinią że prawosławni nas nie uważają za idealnych, ale to raczej głównie rosyjskie prawosławie podkreśla to straszliwe "zepsucie" Watykanu i moim zdaniem sporo w tym polityki i sponsorowanych klimatów. W prawosławiu bardziej śródziemnomorskim jest chyba więcej ekumenizmu, więc patriarcha jeden nie zgadza się z drugim co onas mysleć. Nie uogólniałabym tego na cały obszar prawosławia, bo oni są o wiele mniej scentralizowani niż my.
Ja marzę o wyprawie do Karelii do monastyru Valaam www.valaam.ru ( po angielsku)... Prawosławni uważają unitów za swoich i chcieliby ich znowu do prawosławia :)
Topienia kukły nie lubię, a suczka husky piękna:D

grazyna pisze...

Mario...bardzo mi sie podoba ta wedrowka...ciekawa jestem ile kilometrow zrobiliscie? wyobrazam sobie zadowolenie Twoich towarzyszy wedrowki, kiedy dotarliscie do chatki, i taki zachod go okrasil na dodatek! pozdrawiam serdecznie

Grażyna-M pisze...

Czyli sezon rozpoczęty, przyjście wiosny uczczone. :)) Piękne świętowanie mieliście. :)
Serdeczności :)

mania pisze...

Pięknie powitaliście wiosnę, może przestanie się ociągać i troszkę ciepła przyniesie :)
Dobrego tygodnia!

jolanda pisze...

Maryś - kochana z Ciebie dusza :)Serdeczna.

Wycieczka wiosenna musiała być, nogi pobolą i przestaną, natomiast wrażenia pozostaną długo, długo.

Miłego tygodnia

BasiaW pisze...

Z radością czytam Marysiu Twoje posty, jesteś taka aktywna i taka głodna życia i piękna...nie marnujesz żadnej chwili- cudownie!

Bozena pisze...

Z dużą ciekawością czytałam relację z Twojego rajdu. W Przemyślu byłam tylko jeden raz i to przejazdem. Zaciekawiłaś mnie. Muszę koniecznie zakupić jakiś przewodnik po tym mieście. Mam nadzieję, że w czasie wakacji uda mi się pooglądać miejsca, o których piszesz. Pozdrawiam serdecznie:)

Dorota pisze...

Po takiej wędrówce goście musieli być zachwyceni ciepłem Twojego domu I pysznych potraw. Jak się poznaje historię odwiedzanych miejsc, to często ma się inne spojrzenie, inaczej się je odbiera mając świadomość co kryje się głębiej. Dziękuję za tę podróż, w którą nas dziś zabrałaś. Pozdrawiam

Anna Kruczkowska pisze...

Świetnie pożegnaliście zimę i powitali wiosnę. My słuchaliśmy koncertu "Ciszy jak ta" i przez chwilę myślałam o Tobie i o tym, jak pięknie piszesz o swoich muzycznych fascynacjach.

wkraj pisze...

Dużo radości w Twoim poście. Tego wspólnego wędrowania i przywitania wiosny. Gościnna z Ciebie kobieta, impreza jak widać bardzo udana. Wszyscy zadowoleni, najedzeni to i ze śpiewem pewnie nie było problemu.
Pozdrawiam.

Zofijanna pisze...

Ja naskrobię komentarz poprzez e-maila.......

Grey Wolf pisze...

No niezła wycieczka..to ile km wyszło?..fajna hasiorka..a to mnie ominęło topienie marzanny ;)..u mnie leciało z 60 żurawi i 1 trzmiel :)

Grey Wolf pisze...

a zaćmienie oglądałem przez okulary przeciwsłoneczne :D

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Beata, bo lubimy z mężem obydwoje, i wędrówki, i muzyczne klimaty, a takich gości można od czasu do czasu przyjąć, ku własnej radości; bułeczki to proziaki, a środkiem spulchniającym jest soda, stąd ich specyficzny smak; pyszne na ciepło z roztapiającym się masłem; pozdrowienia ślę.

Staszek, a być może, być może, jak pisałam, nie znam się na tych sprawach wyznaniowych; tak na pierwszy rzut oka skojarzyło mi się z przepowiadaniem, jasnowidztwem; nie twierdzę, że nasza religia jest najlepsza, czasami wstyd mi za obłudę i zakłamanie, naginanie zasad, bo tak wygodniej; ważne, co nosimy w sercu, a Ten w niebiesiech i tak widzi wszystko, każdą niegodziwość; pozdrawiam.

Aniu, na pewno podobałoby Ci się, bo lubisz naturę, tylko nie wiem, czy standardy zagospodarowania turystycznego by Ci odpowiadały; pozdrawiam.

Oj, Sójko, Sójko, a gdzie to Cię wywiało za morza na tak długo, widzisz, ile Cie omija? cieszę się, że i Ty znalazłaś swoje miejsce, i dziękuję za dobre słowo; pozdrawiam - Słowik /chyba dobrze odczytałam osobę, która kryje się za Sójką?/

Aniu, to w końcu nic takiego, proziaki robi się szybko i łatwo, i chyba każdy je lubi; chociaż kto wie? gdyby szlak przechodził koło mojej chatki, i turyści byliby chętni na nie, to piekłabym dla nich:-) pozdrawiam.

Olu, właśnie, to są ludzie, którzy nadają na podobnych falach jak my, lubią łazęgowanie, są weseli, dobrze nam z nimi; i okazuje się, że te znajomości sięgają głębiej, byłabyś zaskoczona; już przeczuwam następne spotkania; nigdy nie robiłam proziaków smażonych, aż jestem ciekawa i wypróbuję; pozdrawiam Sąsiadów.

Claire, normalnie mnie zaskoczyłaś tym fachowym wywodem, ja to nie znam się na sprawach wyznaniowych, dla mnie ważne, aby człowiek był dobry, a jego religia nie ma znaczenia; pozdrawiam.

Grażyno, na pewno było sporo ponad 20 km, czuło się to w nogach, a może to tylko po zimie niezbyt ruchawej tak ciężko wdrożyć się do długiego marszu; na finiszu dobrze jest schronić się pod ciepły dach, wypić herbatę, chwilę odpocząć, w kwietniu może już będzie ciepło, wtedy zakończenie rajdu będzie pewnie przy ognisku; pozdrawiam.

Grażyno, zaczęło się dosyć intensywnie, tylko czy zajęcia pozwolą kontynuować wędrówkę, bo jak na razie nie wiadomo w co ręce włożyć; i dom, i chatka, wszystko czeka aby się nimi zająć; pozdrawiam.

Maniu, o, dziś było całkiem przyjemnie, otworzyłam dom na przestrzał i nie odczuwałam zimna; idzie dobry czas, a z nim nawet koszenie trawy nie jest straszne; pozdrawiam.

Jolando, po bólu nóg nie pozostał ślad, a wspomnienia mile łechcą duszę; teraz dobra pora, nie ma liści, widać dużo, szykujemy się z mężem na sobotnie łazęgowanie, jak pogoda pozwoli, i psy zabierzemy; pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Basiu, mam świadomość, że moje życie toczy się już po równi pochyłej, a jeszcze tyle chciałabym zrobić, zobaczyć; szkoda czasu na jego marnotrawienie:-) pozdrawiam.

Bożeno, warto przyjechać do Przemyśla, powłóczyć się po urokliwych uliczkach, a przy okazji można odwiedzić pobliskie arboretum; wcale nie trzeba chodzić po muzeach; i rzeczywiście, kiedy przyjedziesz do chaty pod Arniołami, i znajdziesz wolny dzień, miej na uwadze Przemyśl; pozdrawiam.

Dorota, oczy otwierają się ze zdumienia, ile np, w takiej katedrze historii, ciekawostek, a jaki wiek odkopanych murów w podziemiach; to budzi szacunek i podziw; a Wy, dotarliście do Przemyśla? pozdrawiam.

Ruda, czytałam u Ciebie o koncercie Ciszy, tylko nie miałam czasu napisać jakiś komentarz; my słuchaliśmy ich w grudniu, a wiesz, że ja też czasami myślę o moich blogowych znajomych? pozdrawiam.

Wkraju, impreza udana ze wszech miar, i pogoda dopisała, bo już w niedzielę śniegiem zaczęło posypywać; dobrze jest tak czasami zostawić wszystko, i zmęczyć się; pozdrawiam.

Zofijanko, odpiszę:-) mały ten świat, prawda?

Gresy, myślę, że sporo ponad 20 km; kolega przyjął tę sunię Mikę, bo właściciele znudzili się nią, bo pies nie chciał bawić się z ich rozwydrzonym dzieckiem; jeszcze wczoraj słyszałam żurawie, bo byliśmy po południu sadzić różne lipy, derenie jadalne i różową robinię, dla pszczół; a ja przegapiłam zaćmienie:-( pozdrawiam.

Dorota pisze...

Mario, podziwiam, ze mimo tylu obowiazkow zawsze masz czas wszystkim odpisac! W Przemyslu bywalam nie raz, bardzo lubie to miasto. Zachecilas mnie, zeby glebiej zapoznac sie z historia jego zabytkow. Pozdrawiam

Zyfertowy Młyn pisze...

Wspaniała wyprawa!
Gratuluję zapału do TEGO wszystkiego: chatkowania, kucharzenia, wędrowania, koncertowaia, blogowaia...
SUPER!
Pozdrawiam Kordian

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

Po takiej wędrówce po rześkim powietrzu Twoje jedzonko musiało smakować wyjątkowo. Bardzo lubię słuchać Dominiki i Andrzeja, też byłam na kilku ich koncertach, cudnie dobrane głosy.
Wycieczka jak zawsze przeurocza :)

Dorota pisze...

Marysiu, cos takiego mi sie trafiło-może się przyda jako ciekawostka:
https://www.youtube.com/watch?v=SZYiE5NmwpE

Mażena pisze...

Tak pieknie i radosnie!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Dorota, staram się odpisywać, raz wcześniej, raz później, w zależności od dostępu do netu, a i od czasu też; wydaje mi się, że skoro ktoś chce czytać to moje pisanie, napisać parę słów, to czuję się w obowiązku odpowiedzieć; to jakby swoisty dialog, a także, wiem to po sobie, że cieszę się, kiedy ktoś zauważy mój komentarz i odpowie; pozdrawiam.

Kordianie, zapał jest, a jakże, tylko czasu trochę brakuje, ale staram się:-) rajd jest bardzo miłym wspomnieniem; pozdrawiam.

Natalio, smakowało, nogi domagały się odpoczynku, a spragnione usta herbatki; nabraliśmy sił, to i pośpiewać można było; koncert Andrzeja i Domini przedni, oni nie gwiazdorzą, tylko dają z siebie wszystko; pozdrawiam.

Dorota, dzięki, obejrzę w niedzielę, po powrocie, bo to trzeba ze zrozumieniem, a za chwilkę ruszamy na Pogórze; pozdrawiam.

Mażena, bardzo miły czas spędziłam z turystami, mimo zmęczenia, no i pogoda dopisała; serdeczności ślę.

Anonimowy pisze...

Jak ja kocham takie spotkania, takie wędrowania
Pozdrawiam wiosennie
I Kolorowych, cudnych Świąt zyczę:):)

Grey Wolf pisze...

Ja robię zakupki w Przemyślu :)..robinia różowa ma bardzo delikatne gałązki, byle ptak usiądzie i się łamią..wierzba iwa miododajna wczesną wiosną, całe drzewo bzyczy od pszczół :)

Pellegrina pisze...

Proziaki zawsze u nas broziakami, najprostsze ale zawsze zachwycają gości. A zaćmienia nie przegapiłam, lubię takie znaki, zwłaszcza w dniu równonocy.
Przemyśl dopiero poznaję, taki turystyczny z przewodnikiem, chociaż narazie wolę arboretum niż budowle. Ale to może zależy od przewodnika i wycieczki.
Wypatrywałam w tłumie Twojego warkocza i nie znalazłam. Czyżby grzeczność gospodarki?
A prezenty zacne bardzo, butelka po wypitce będzie ku ozdobie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Różowa chmurko, wśród przyjaznych i odbierających podobnie świat ludzi wędruje się przyjemnie; odwzajemniam pozdrowienia i życzenia świąteczne; serdeczności ślę.

Grey, mam taką robinię w przydomowym ogrodzie, tak, łamie się, ale potem odbija; mamy wierzby u siebie, pszczoły bardzo ją lubią; pozdrawiam.

Krystynko, kiedyś mieszkałam troszkę w Przemyślu, ale młodego człowieka za bardzo nie interesowała historia tylko randki; dopiero teraz dorosłam do poznawania; nie ma mnie na zdjęciach, przecież stałam z drugiej strony obiektywu; w książce też potrawy z Twojej gminy, i z mojej wsi rodzinnej, i leżajskie, i ... długo by wymieniać; butelka na nalewkę będzie; pozdrawiam.

Natalia Zimniewicz pisze...

Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.