Melduję, że zakończyłam wreszcie dziś koszenie całego sadu, zostały co prawda nieduże "mijanki", a to tylko dlatego, że w pobliżu pasieki. Tam pójdzie mąż, ubrany w te swoje woalki przy kapeluszu:-)
Z kolei praca na grządkach wiązała się z pewnymi emocjami.
Spokojnie wyrywam sobie zielsko, wyszukuję wśród chwastów świeżo wzeszłe ogórki, i nagle dochodzi mnie złowrogie i trochę za głośne buczenie. Nad pasieką, między starym orzechem a jabłonią, unosi się ruchomy słup z pszczół ... nie jest dobrze, a droga ucieczki jakby odcięta. W niemałym strachu schowałam się do tunelu foliowego, pozamykałam drzwi, wystawiłam jedno oko i patrzę, co będzie dalej się działo ... ale ileż można wytrzymać w takim upale?
Uchyliłam lekko drzwi i dalej obserwuję ... pszczoły "słupkują", nie oddalają się z tamtego miejsca, może uda mi się przemknąć do chatki. Narzuciłam na siebie obszerną, białą koszulę, którą mam przy pracach w rejonach pszczelich /mąż mówi, że najlepsze białe rzeczy, bo ciemne pszczoły odbierają jako zagrożenie/ i biegiem skrajem krzaków do chatki. Uff! udało się!
Ale niepokoi mnie, dokąd one polecą ... z lornetką w ręce obserwowałam je z bezpiecznej odległości, a pszczółki usiadły z powrotem na ulu ...
Orzekliśmy z mężem, że pewnie matka nie mogła wydostać się z nimi z ula, one poczekały, poczekały i wróciły z powrotem do domu.
Z kolei wczoraj, kosząc w pobliżu, znowu zaobserwowałam jakiś wzmożony ruch, tym razem z innego ula ... te z kolei usiadły w pobliżu na małej śliwce i czekały grzecznie ...
Mąż akuratnie wrócił z pracy i cóż, trzeba było zebrać rój i włożyć do ula ... ale jak się zabrać do tego, kiedy to pierwszy raz? Telefon do zaprzyjaźnionego pszczelarza pomógł bardzo ... przygotowałam koszyk na drewno, wyścielony prześcieradłem, mąż zabrał obowiązkowo spryskiwacz z wodą i udało się. Mokre pszczoły strząsnął do kosza, tylko w emocjach pomylił ule ... zamiast do wcześniej przygotowanego, włożył je do innego, i trzeba było ul przezbrajać. Dziś pszczółki już zaopatrzone w jedzenie, żeby matka zaczęła czerwić, ładnie pracują i tak, ni z gruszki, ni z pietruszki, mamy następną rodzinę pszczelą i zagospodarowany następny ul.
Kilka razy udało mi się przemycić tutaj takie zdjęcie ...
Dziś już trawa wykoszona, a dzika czereśnia daje miły cień.
- Maryś, tu będzie nasza emerycka ławeczka. -
Tak ... jak będziemy na emeryturze, będziemy tu latem siedzieć i patrzeć w dolinę, bo zimą mamy do tego "widokowe " okno ... ale latem jest zupełnie inaczej ...
Widzicie te łany szałwii łąkowej? u sąsiada szaleje, a u nas nie ma ani jednej ... już przymierzam się do zebrania nasion, a nawet wykopania jednego krzaczka i przeniesienia do nas.
Na łąkach po raz pierwszy zobaczyłam derkacza, śmignął mi prawie spod nóg ... od razu patrzyłam pod nogi, żeby przypadkiem na gniazdo nie nadepnąć, a przy okazji wypatrzyłam kwitnące już podkolany, następne rodzime storczyki ... jak pachną ...
Derkacze słychać zewsząd, jeden nawet niedaleko za chatką nawoływał, także na łące za drogą.
Różane żniwa trwają nadal, zbieram pieczołowicie płatki, składam do torebki i do lodówki, żeby nie zwiędły ...
... a kiedy zbierze się ich sporo, ucieram i do słoiczków.
Teraz uzbieram trochę płatków i zasypię cukrem w całości, tak samo płatki jaśminu ... będą czekać do momentu, kiedy zakwitną lipy ... zmieszam potem wszystkie kwiaty, zaleję destylatem i po jakimś czasie powstanie najpyszniejsza pod słońcem "nastojanka", na zimowe chłody.
Wielką radość sprawiają proste posiłki, przygotowane z pierwszych warzyw działkowych. Zamówiłam sobie także u sąsiadki mleko, zebrałam z wierzchu śmietankę, a z reszty powstał twaróg. Oczywiście mały dzbanek kwaśnego mleka stoi w lodówce, ostatnio były młode ziemniaki z koperkiem i do tego kubek tegoż mleka ... smaki domu rodzinnego.
Z następnych 10 litrów zrobiłam bunc ... nic więcej nie potrzeba.
Czekamy na jutro, bo jutro jedziemy na wycieczkę kolejką wąskotorową "Pogórzanin" do Dynowa.
Kiedyś jechałam nią, na rajd "wiankowy" ... miłe wspomnienia.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, za pozostawione ciepłe słowa, wszystkiego dobrego, pa!
21 komentarzy:
Witam ;) czyżbyscie matecznikow nie wycinali ze roja sie hehe w czwartek mialem pierwsze miodobranie w życiu. 3 uli zebralem 26 l miodu :D pozdrawiam z Darowic ;)
Niesamowite te z pszczołami przygody. Ale warto, dla słodyczy otrzymanego od nich miodu :)
Pozdrawiam ciepło z nizin.
Możesz i o pszczołach i o psach. Bardzo lubię tu u Ciebie "być" i czytać i oglądać! Lubię miodek i wierzę w moce miodku! Ale piękne miejsce na ławeczce tylko jakoś w Waszą emerycką'stagnację" nie wierzę. Zawsze znajdziesz sobie coś do zrobienia albo miejsce do zobaczenia:) Serdecznie pozdrawiam!
Mąż co tydzień przegląda ule, niby dba o wszystko, wycina te mateczniki, może faktycznie coś przegapił, nie było jego zamiarem zasiedlanie następnego ula, ale skoro trafiło się:-) tak, ładnie dają ule, sami jesteśmy zdziwieni obfitością miodu; u nas nie ma rzepaków, same łąki i lasy, ale i tak nieźle; nasz miód jest chyba z przewagą mniszka, bo ładnie krzepnie; pozdrawiam niedalekiego sąsiada.
T, takie zdarzenia przytrafiają mi się zazwyczaj, kiedy jestem sama, i cóż mogę? rozpaczliwy telefon do męża, co robić? nic, czekać:-) emocje są, nie powiem, zwłaszcza dla mnie, bojącej się pszczół, chyba nie przemogę strachu:-) pozdrawiam.
Mażena, dzięki za dobre słowo; kiedyś nie przepadałam za miodem specjalnie, ale teraz, kiedy jest taki świeży, pachnący, używam go przeważnie do słodzenia zamiast cukru, używam też propolisu, rozpuszczonego w spirytusie; przysiądziemy na ławeczce, może kiedyś przyjdzie taki czas, kiedy wreszcie nie będzie nic do zrobienia, bo ciągle więcej przed nami, niż "za"; pozdrawiam.
No pewno, że możesz. :))) Pisz, pisz, bo bardzo pięknie i ciekawie to robisz. :)
Mam swoją różę na podwórku, niezbyt duża, ale trochę konfitury utrę. :)
Myślałam jeszcze o nalewce, ale Twój sposób mnie nęci. Masz jakiś przepis? Tylko że jaśminy w pąkach, a lipy zaczynają już kwitnąć.
Serdeczności:)
Mario, uwielbiam czytac Twoje posty, to tak jakbym sie tam do Ciebie na chwilke przeniosla, uwielbiam Twoje klimaty. Pozdrawiam i zycze mielj wycieczki:)
Beautiful. :)
Cudne miejsce na ławeczkę z widokiem, zainstalujcie ją tam już, zawsze się znajdzie chwila by przysiąść i się zachwycać. Cudne pagórki i łąki. Tez boję się pszczół w takich ilościach i czuję Twój strach. I przytomnie aparat miałaś przy sobie. Nastojankę robię z owoców ale to dobry pomysł by użyć płatków i kwiatów. Miłej wycieczki dla Was a dla nas Twojej relacji.
Proste potrawy, proste życie, prosta chałupka i natura dookoła. Marzę o takim życiu. Masz wszystko na wyciągnięcie ręki. Mnie się to podoba.
O jej masz stalowe nerwy na takie przygody, ja już bym jak nic padła na zawał;-)
Z alkoholowych przepisów skorzystam w przyszłym roku, w tym zbieram przepisy:-)
słonecznie pozdrawiam i życzę miłej wycieczki:-)
Zajrzałam do Ciebie i przypomniało mi się, że najwyższy czas zebrać płatki róży.Chcę utrzeć z cukrem, aby było do drożdżowego ciasta.A swoją drogą, ciekawa jestem smaku nalewki na tych pachnidłach. Może też powinnam spróbować nastawić? Pozdrawiam z daleka. Niestety!
Tez boje sie pszczol ale lubie miod. Juz pachnie latem w chatce, laki wokol pelne kwiecia, pozdrawiam serdecznie
fajnie jest ciepłą porą... wszystko ma się w zasięgu ręki;
mnie to by zjadły pszczoły... hihi
Bardzo to ciekawe, więc pisz śmiało co tam się u Was dzieje :)
Serdeczności
Dzięki za szałowe szałwiowe zdjęcia ;-)
Mam nadzieję że podróż kolejką się udała. Weekend był piękny. Wracałem dziś do domu przez Pogórze Przemyskie, atmosfera magiczna
Pozdrawiam
Emerycka ławeczka... marzenie :)))
Zdawało mi się, że napisałam komentarz. Szukam, ale ani śladu.. Widocznie nie napisałam.
Z pszczołami to mnóstwo pracy jest, dobrze, że nisko były i bez większych problemów udało się je sprowadzić do ula.
Odkąd nie mamy pszczół jest bezpieczniej, choć pszczółki pracują w ogrodzie.
Miód pyszny jest, ale uważaj na siebie Marysiu.
Podkolany. Może warto wybrać się gdzieś w las lub na łąkę ?
No, to masz przygody z tymi pszczołami. Tych prostych potraw to Ci bardzo zazdroszczę. No i widoków na doliny.
Miło było wpaść, pozdrawiam :)
Grażyna-M, mam wrażenie, że czasami przesadzam z tymi pszczołami, ale i one mnie cieszą:-) przepis na nalewkę znalazłam w necie, właśnie pisali o tym miksie płatków róży, jaśminu i lipy; próbowałam tylko lipy z różą, bo jaśminu nie zdążyłam zebrać, ale i tak smak wyśmienity, rzekłabym szlachetny; a teraz jaśmin już zasypany cukrem, skosztujemy i tego; u nas z kolei lipy jeszcze czekają; pozdrawiam.
Kamillo, takie ciepłe słowa radują mnie bardzo, dzięki; wycieczka udana, właśnie zaraz zabieram się za pisanie postu o wrażeniach; pozdrawiam.
Linda, dziękuję i pozdrawiam serdecznie.
Krystynko, to miejsce pod czereśnią już od lat zarezerwowane przez męża, właśnie na ławeczkę; a mówi, że jeszcze sobie tam cichy barek zrobi, na napoje chłodzące, albo rozgrzewające, w zależności od potrzeby chwili:-) aparat leży w chatce, tuż przy drzwiach, latam po niego co chwilę, bo zawsze coś zobaczę; a to padalca, który zdąży mi uciec, kiedy chcę zrobić zdjęcie, a to motylka, kwiatek sarenkę; pszczoły siadły i były spokojne, miałam czas na zdjęcie; spróbuj z płatków, chociażby z samej lipy, smak niespotykany; pozdrawiam.
Ania, może co niektórzy z otoczenia patrzą na nas jak na nieszkodliwych dziwaków, ale mnie to odpowiada; i lubię takich dziwaków nam podobnych; pozdrawiam.
CzarnyKocie, właśnie nie, nie mam stalowych nerwów, bardzo boję się, uciekałam do chatki jak się patrzy, w koszuli na głowie, dopiero tam odetchnęłam z ulgą; korzystaj z darów natury, dają ciekawe kombinacje smakowe; pozdrawiam.
Bożena, tak, tak, już najwyższy czas; ja obcinam białe końcówki, bo ponoć gorzkie, ale słyszałam, że niektórzy nie i utarte płatki są dobre; zaręczam, nalewka pyszna, smakowałam swoją własną w bacówce na Jamnej i z dumą zbierałam pochwały od innych; pozdrawiam.
Grażyna, chyba nie przekonam się do pszczół, strach nie pozwoli, tylko z daleka; ale żeby przy nich pracować, to nie, reaguję wręcz panicznie, jeszcze po tym wypadku, kiedy weszła mi do ucha:-) pozdrawiam.
Joanna, jest upalnie, pachnąco, ćwierkająco ... cudna pora; nie, nie zjadłyby, najwyżej z lekka pożądliły:-) pozdrawiam.
Mania, dzięki za dobre słowo, czasami mam wrażenie, że głupoty wypisuję:-) pozdrawiam.
Staszek, żebyś wiedział, rzeczywiście szałowa ta szałwia, nie mogę przejść obojętnie obok sąsiedzkiej, patrzę i podziwiam, te odcienie fioletu, niebieskości, a jak pszczoły w nich urzędują, trzmiele i inne owady; byłam wczoraj chwilkę na wiadomej górze, ależ pięknie, choć to jeszcze nie pełny rozkwit; dobrze mieć znajomych wśród miłośników botaniki, otwierają oczy na ten ciekawy i fascynujący świat:-) jak można było tyle lat przejeżdżać obojętnie obok takiego fenomenu:-) pozdrawiam.
Tomasz, udała się znakomicie, choć było bardzo gorąco, zaraz spiszę wrażenia w osobny post:-) prawda, że Pogórze jest niezwykłe? dużo ludzi zaczyna się pojawiać; pozdrawiam.
Beata, mój znajomy wykorzystał jakąś furteczkę i poszedł ku wolności, na zasiłek przedemerytalny; i mówi, że nie ma czasu, bo tyle różnych zajęć czekało na tę wolność i swobodę w dysponowaniu czasem:-) pozdrawiam.
Zofijanko, a może to był sms:-) gdyby męża nie było, uleciałyby sobie w świat, przecież ja nie podeszłabym do nich; byłam na łące, najpiękniejszej na świecie, ale tylko chwilkę, przy okazji karmienia kota; złotogłowe kwitną, omany też, i inne, których nie znam; bajeczne miejsce; pozdrawiam.
Wkraju, rzeczywiście coś mi się zawsze przydarza z tymi pszczołami, ale to pewnie dlatego, że przebywam w ich pobliżu najczęściej; w przyszłym tygodniu powtórka serowarzenia, ja cię! jakie to wszystko dobre; a mnie miło było gościć Cię; pozdrawiam.
Prześlij komentarz