niedziela, 7 lutego 2016

Do trzech razy sztuka ...

W sobotę spotkała mnie miła niespodzianka.
Amik obszczekał przy drodze jakiś samochód, który o, dziwo, zajechał na nasze podwórze ... a potem machając ogonem, przyprowadził do chatki gościa. To był Staszek, poznany oczywiście przez bloga, kolejny miłośnik Pogórza. Dwa poprzednie spotkania nie doszły do skutku, bo najzwyczajniej w świecie nie było nas, kiedy Staszek przyjechał, a jakoś specjalnie nie umawialiśmy się. Więc doszliśmy do wniosku, że do trzech razy sztuka, no i wreszcie udało się :-)
Gawędziliśmy sobie w najlepsze, kiedy na "zapotoczne" łąki wyszło ogromne stado jeleni, a było tego pewnie ze trzydzieści sztuk ... niektóre z ogromnym porożem, za chwilę zaczną je zrzucać ... zacznie się ruch w interesie, pojawią się zbieracze, przeczesujący łąki wzdłuż i wszerz ...


Kiedyś podeszły niedaleko chatki, a google+ taki kolażyk zrobił mi z moich zdjęć:-) to i wykorzystuję go teraz ... oczopląsu można dostać:-)



Tymczasem słońce już prawie zaszło, trzeba rozpalić ogień pod płytą. Przez cały dzień było tak ciepło, że wystarczyło poranne palenie, a potem była przerwa.
Kiedy wyszłam po drewno, Amik pogonił ze szczekaniem w dół ... przystanęłam na chwilę, a z doliny potoku niosły się aż ku nam jakieś okropne wrzaski, wycia, i to przez długą chwilę ... zawołałam męża ... może to dziki - orzekł. Z drugiej strony niosło się zaniepokojone szczekanie jelonka ... może jakieś zwierzaki mają w tym czasie gody, i walczą tam teraz samce o względy wybranki, pomyślałam o lisach. Zresztą przed chwila sprawdziłam w necie, właśnie o tej porze to one mają zaloty ... może rzeczywiście one ... ale nie wygoniłby mnie tam nikt, żeby sprawdzić, co się dzieje ...
W nocy przyszedł wiatr, to ciepły halny rozhulał się na całego.
Kiedy wyszłam dziś przed szóstą na podwórze, już dniało, znaczy dzień jest już o wiele dłuższy.
Na niebie spektakl, zza góry niebo prześwietlone różowo ...


... mała kawa ... i słońce oświetliło pierwszymi promieniami łąki na Horodżennem ...


... jeszcze chwila, i już Kopystańka w słońcu ...


A my zbieramy się do wyjazdu na kalwaryjskie wzgórze ... najpierw przez Wiar, potem nową drogą wspinamy się wysoko. Lubimy tę świątynię, kalwaryjskie sanktuarium, właśnie o tej wczesnej porze, kiedy ludzi maleńko ... jeszcze chwila czasu, to rzut oka na ukraińskie szczyty w pierwszym słońcu ...



I kiedy po powrocie do chatki usiedliśmy przy naszym oknie do śniadania, znowu pokazały się jakieś zwierzęta na "zapotocznych" łąkach, tam, gdzie wczoraj te jelenie ... nawiasem mówiąc, od razu przyuważyliśmy wczesnoporanną aktywność myśliwych, już wracali z łowów. Widać, nie tylko my obserwowaliśmy to wielkie stado jeleni:-(
A wracając do obrazka, kiedy to znowu wyszły zza góry zwierzęta przy śniadaniu, 5-6 sztuk, ... toczyła się miedzy nami taka rozmowa ...
- Zobacz, to chyba nie sarny, może dziki? - z daleka za bardzo nie można rozpoznać na spłowiałej łące ...
- Ale za nimi idzie chyba pies! - mówi mąż.
Nie wytrzymałam, chwyciłam za lornetkę ... zaparło mi dech z emocji ...
- Ale to wszystko są psy!!!! - wysapałam z wrażenia.
Popatrzyliśmy po sobie, opadły nam kopary ... należy domniemywać, że oto przed naszymi oczami przemaszerowała wataha wilków.
I tak sobie wspominamy wczorajsze odgłosy z lasu ... może to wilki ucztowały?


Zaczyna pylić leszczyna, przy ciepłych dniach to pierwszy pożytek dla pszczół. Co prawda, leszczyny są wiatropylne, ale bogactwo żółtego pyłku służy owadom za pokarm. Więc mąż-pszczelarz, uzbrojony w lekarska słuchawkę, poszedł do pasieki osłuchać ule ... chyba w dobrej kondycji przetrwały, ładnie i zdrowo buczą. Zaopatrzył się już w cukier puder, będzie lepić "ciasto" z dodatkiem zmielonego pyłku kwiatowego, i czegoś tam jeszcze ... potem takie gały ciasta daje do ula na dokarmianie pszczół:-)
Czekam czasu, kiedy będzie przywoził ciężkie, złociste plastry, i będziemy wirować słodziutki, pachnący miód ... ale to dopiero w lecie, a tymczasem domek gospodarczy przy pasiece jeszcze nie zbudowany:-)


Pisałam latem, że bardzo obficie obrodziły dzikie czereśnie. Ptaki miały używanie, my też, ale reszta owoców opadła na ziemię ... jesienią pod drzewami było biało od pestek. Teraz wszystkie pestki rozgniecione ... stawiam na grubodzioby, bo to one przylatywały tu stadami ... zresztą sam nacisk dzioba /70kg/ mówi chyba sam za siebie:-)


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!

29 komentarzy:

agatek pisze...

Piękne widoki :)))

Rick Forrestal pisze...

Wow, what a sky.
I love the last hour of daylight.

AgataZinkiewicz pisze...

Spotkać takie stadko to super przeżycie :) w naszych stronach takie stada spotkałam 2razy przyznam że sece mi waliło troche ze strachu:) :) :)

Mażena pisze...

Słońce czerwone, na wiatr czy zimno a może na pogodę? Piękne zwierzęta, cóż boli serce jak pomyśle o strzelaniu wiem takie życie...
Niesamowite miejsce i niesamowite doznania :) pozdrawiam.

grazyna pisze...

Niezmiennie jestem zachwycona Waszym otoczeniem chatkowym, jelenie, chyba bym zwariowala, no i te widoki!!! i Twoje obserwacje..eh zazdroszcze Ci Mario!

mania pisze...

Maryniu, Nuna mówiła, że w iwonickich lasach widziano wilki w biały dzień - to mnie chwilowo zniechęciło do samotnych wędrówek. W telewizorze mówili, że ptaki przylatują, zimy nie będzie. Troszkę szkoda. Dobrego tygodnia!

Maks St pisze...

Piękne chmurki! Pozdrawiam! :)

Stanisław Kucharzyk pisze...

Oj uważajcie na Amika skoro wilki tak blisko się kręcą. Niech za daleko nie chodzi. A po tej pogoni w dół nie wrócił przypadkiem spłoszony i ze zjeżoną sierścią? Psy zazwyczaj mają wielkie respekt przez "leśnymi braćmi" to znaczy boją się się bardzo. Bardzo miło było u Was gościć. Jeszcze raz dziękuję za herbatkę i pogawędkę.

Tomasz pisze...

Witaj Marysiu. Już mogę pisać, więc nadrabiam zaległości. Patrzyłem pod jednym z poprzednich wpisów, gdzie pisałem komentarz, ale go nie ma . Widocznie napisałem, ale nie opublikowałem , co mi się często zdarza. Tym razem będę bardziej uważny. Masz szczęście do takich wspaniałych obserwacji, bo też mieszkacie w wyjątkowym miejscu, którego można tylko pozazdrościć. Zazdroszczę tez Twojemu mężowi możliwości bezpośredniego kontaktu z "dziewczynami". Ja do swojej pasieki na działce jeszcze nie wybrałem się,ale już pojutrze pójdę , by tez sprawdzić , jak się mają. Przed pójściem do szpitala śniły mi się roje, a to zawsze u mnie oznacza, że moje pszczoły mają jakiś problem. Zakarmiłem na zimę dobrze , ale co do trzech rodzin miałem pewne wątpliwości jeśli chodzi o kondycje matki i zdrowie rodziny. Czekam z niecierpliwością na wiosnę. W Googlach i na YouTubie mam 4 filmiki "Pszczoły z muru". Pozdrawiam, Tomasz

Anna Kruczkowska pisze...

Masz rację Mario, podobne te nasze wschody i zachody. U nas też obrodziła czereśnia, ajej pestki pokrywają ziemię, ciekawiej jest jednak pod Orzechem, bo łupiny znoszonych przez myszy orzechów znajdujemy w najdziwniejszych miejscach. I jeszcze jedno podobieństwo- miałam wczoraj blogowego gościa- zszedł z gór prosto na obiad.Pozdrawiam cieplutko.

Bozena pisze...

Też najbardziej lubię, jak wstający dzień koloruje świat, wydobywając coraz to nowe pasma krajobrazu.Nie ma to jak poranna kawa z widokiem jeleni i sarenek. Też udało mi się to parę razy. Pozdrawiam serdecznie :)

ankaskakanka pisze...

Wiele się u Ciebie dzieje. Spektakl jakich mało, jak na filmach przyrodniczych. Super:))

makroman pisze...

Stanisław bardzo zachwalał "zachody słońca" u Ciebie i ... nie przereklamował ani na jotę ;-)

Beata Bartoszewicz pisze...

Stada jeleni, watahy wilków. przepiękne wschody i zachody słońca. Ptaszyny, choć niektóre grubodziobe, i pszczółki niedługi będą się pożywiać. Piękna natura, piękne życie, być tak blisko tych cudów.

:*

BasiaW pisze...

Zobaczyć takie stado- to moje marzenie!
Twoja kraina jest urokliwa.

Raals pisze...

No tośmy się chyba w niedzielny ranek na kalwaryjskim wzgórzu o kroki minęli, bo zabieraliśmy się stamtąd dopiero po godzinie 9-tej rano.

Wilków w trakcie wyprawy nie widziałem (one mnie pewnie widziały) - teraz już wiem, że trzeba ich było gdzie indziej szukać :)

Pozdrawiam serdecznie i już znowu tęsknię za Pogórzem...

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

Pięknie. Już można wyczuć zbliżającą się wiosnę w powietrzu. Jak spacerowaliśmy wczoraj po lesie, to mimo lekkiego mrozu, zapach był taki inny, wiosenny. Niesamowite wrażenie musiały te wilki zrobić. W naszej wsi ponoć też były widziane, ale mi nigdy nie udało się ich zobaczyć. Pozdrawiam ciepło!

Aleksandra I. pisze...

Czytam z wielką wyobraźnią Twoje zapiski. Jest fascynujące. Kiedy ludzie w miastach nie zawsze wiedzą jak żyć. Zwierzęta powodują takie piękne sceny. Macie zapewne trudne dni i dużo pracy ale jak pięknie potrafi tam być. Często wędruje po swoich terenach i napawam się otaczającym pięknem. Pozdrawiam.

Grażyna-M. pisze...

Kawa przy takich widokach chyba lepiej smakuje.:)))
Chciałabym zobaczyć wilka...
Nie wiedziałam, że grubodziób jest taki mocny w dziobie.:)
No i jak jest w końcu z tą porą roku? Wróci jeszcze zima czy nie?
Serdeczności:)

wkraj pisze...

To się nazywa kontakt z naturą. Co tam kontakt, wy jesteście częścią tego pięknego świata, który Was otacza. Od porannej kawy z widokiem na wschodzące słońce, po dzienne obserwacje i wieczorne koncerty przyrody. Takie życie sobie wymarzyliście i takie je macie. Wspaniale, że wam się udało.
Pozdrawiam serdecznie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Agatku, te wczesne godziny świtu są bajkowe; pozdrawiam.

Rick, wschód i zachód słońca to najpiękniejsze spektakle na niebie:-) pozdrawiam.

Agata, długo patrzyłam, jak stado schodzi powoli w niższe partie, czasami nawet niewidoczne w cieniu lasu, a serce rzeczywiście bije wtedy mocniej; pozdrawiam.

Mażena, słońce zachodziło na wiatr, bo zaczynał się halny; kiedy rano przed 8 jechaliśmy na sąsiednie wzgórze kalwaryjskie, myśliwi już wracali, nie widziałam zwłok na pace auta, może im się nie udało:-) pozdrawiam.

Grażyna, nie mam odpowiedniego obiektywu, ale "ustrzelić" tyle jeleni za jednym razem to byłoby coś; nas widoki nie "stępiły" jeszcze, mimo, że pewnie już z 15 lat na nie patrzymy, oby tak zostało do końca:-) pozdrawiam.

Maniu, no właśnie, siedzi jednak w człowieku obawa; kiedyś chętniej wypuszczałam się na samotne łazęgi, a teraz ... troszkę włos mi się jeży na myśl, że czyjeś oczy mnie obserwują, no i psy; pozdrawiam.

Maks, takie podświetlone, ładne, prawda? i ja pozdrawiam.

Staszek, Amik zbyt daleko sam nie odchodzi, co najwyżej na sąsiedzkie włości, ale tam są spore zakrzaczenia, za drogą las, i utrzymaj go tu, człowieku, przy sobie; jak tu zobaczyć zjeżoną sierść na karku, kiedy to karakuła jedna wielka:-) liczę, że może wyczuje niebezpieczeństwo, i nie będzie się pchał, bo on wcale nie jest odważny, szczeka tylko; i nam było miło, herbatka zawsze czeka:-) pozdrawiam.

Tomasz, ha, ha! mogłeś nie zapisać, a czasami zdarza się, że blogger połyka komentarz:-) mąż poświęca pszczołom dużo czasu, dobrze, że tych uli nie ma za dużo; zresztą sam wiesz, że każde stworzenie potrzebuje naszej uwagi i opieki, nawet rybki w akwarium:-) może te roje śniły Ci się akuratnie na sam fakt pójścia do szpitala, wyczuły kłopoty zdrowotne swojego gospodarza; u nas jeden ul słabszy, ale to i w tamtym roku matka słabo czerwiła; przy południowej ścianie, do słońca już można pyska pogrzać, jak przyjemnie, a ptaki wcale wiosennie podśpiewują, tak lubię:-) zdrowia życzę i pozdrawiam.
Filmiki obejrzymy.

Ania, w podgórskim terenie, gdzie krajobraz urozmaicony, cienie kładą się nieregularnie, a i słońce oświetla inaczej niż na równinie, może dlatego najbardziej lubię świty:-) o, tak, łupki od orzechów nawet znajdujemy pod poskładanym drzewem, kiedy one zdążą je nanosić? bardzo długo u nas urzędowały wiewiórki, tylko te kilka dni mrozu je powstrzymało, bo znowu je widuję, wiosna ani chybi:-) miłe są takie spotkania w realnym świecie:-) pozdrawiam.

Bożena, i moja najulubieńsza to pora świtania, zresztą chyba rzadko zdarzyło się w moim życiu, żeby słońce mnie wyprzedziło;-) u nas to poranna celebra, wypuszczenie psów, nakarmienie, rozpalenie w piecu i można usiąść z kawą na ten spektakl zaokienny:-) pozdrawiam.

Ania, o, widok tych jeleni i wilków zapadnie mi na długo w sercu:-) pozdrawiam.

Makroman, Staszek wie, co mówi:-) zachody słońca mamy na wprost okna, nic nam nie umknie, a aparat leży w pogotowiu:-) pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Beata, są i skazy na tym idealnym obrazie, a choćby myśliwi, bo nigdy nie zrozumiem tej potrzeby zabijania tak pięknych zwierząt; słyszałam ostatnio takie zdanie, że to jak narkotyk, ustrzelić, reszta potem nieważna, bo ile w końcu można zawiesić trofeów na ścianie? w końcu zabraknie miejsca; cieszymy się razem na pszczółki, mąż lubi pracę w pasiece, to dla niego odskocznia od codzienności; pozdrawiam.

Basia, teraz jest pora, kiedy one zbierają się w ogromne stada, może nie tak duże, jak kiedyś; opowiadają miejscowi, że kiedy otworzono podwoje ośrodka rządowego, rozgrodzono z siatki tysiące hektarów, zwierzyna wyszła na wolność, stada liczyły wtedy ponad 50 sztuk, prawda to czy tylko legenda? pewnie prawda, bo jak teraz są takie duże, a i trzebione bezlitośnie przez myśliwych; pozdrawiam.

Raals, widziałam na podwórkach agroturystyki auta z obcymi rejestracjami, pewnie pośród nich było i Twoje:-) tak, wilki są, gdzie nas nie ma:-)
tak się zastanawiałam, czy zabrałeś ze sobą rower, ale chyba nie, rowerem to pewnie w cieplejszej porze, teraz wędrówka; postaram się "załagodzić" objawy tęsknoty, będę robić dużo zdjęć, które okolice wolisz?:-) pozdrawiam.

Natalia, przed chwila wróciłam z podwórza, wyraźne odczucie ciepła, ptaki podśpiewują inaczej, radośniej, tylko żebyśmy nie pocieszyli się za prędko, i nie przysypało nas np. w marcu, jak 3 lata temu; byliśmy bardzo zaskoczeni tym widokiem wilków, myślałam, że one tylko lasami wędrują, chociaż tam na łąkach dzicz, wyszły zza góry, może przechodziły z jednego lasu do drugiego, tego naszego przy potoku:-) pozdrawiam.

Aleksandro, mąż jest stworzeniem na wskroś miastowym, ale doskonale odnajduje się tutaj; w mieście to tylko praca i najbardziej potrzebne zakupy, i uciekamy stamtąd; nasze zajęcia zgodne z rytmem pór roku, latem więcej potu, ale lubimy to; pozdrawiam.

Grażyno-M, a żeby to jedna kawa, od 5 rano to przeplatanka z herbatą, kubek tego, potem tego, i znowu tego, wystarcza do jasnego dnia:-) mogę patrzeć na zwierzęta z bezpiecznej odległości, albo jeszcze lepiej zza okna; widzieliśmy wilka na starym składzie drzewa, odszedł i schował się za poskładane pnie, mąż zdążył mu zrobić zdjęcie, to było ze dwa lata temu; grubodziób mocny w dziobie, a tak, sama nazwa mówi, obserwuję, z jaką łatwością rozgniata pesteczki różne; mój azymut skierowany już na wiosnę:-) pozdrawiam.

Wkraju, bardzo to doceniamy, właśnie ten kontakt z naturą; tak się zastanawiam, czy tutejsi mieszkańcy, starsi, młodsi, czy oni widzą to wszystko, czy dla nich to normalność, a na nas patrzą jak na dziwaków:-) dobrze nam z tym:-) pozdrawiam.

Unknown pisze...

Wilki w zasięgu wzroku z domu...ach! No tego, to u nas nie ma. Najbliższa wilcza wataha na wysoczyźnie, w głebi lasów bardziej, najblizej widziano je koło Młynar ( jakieś 30 km od nas ). Na Żuławach nie ten typ siedliska. Choć wilk Napromek po leczeniu w Miłomłynie naszą okolicę przemiarzał i sąsiad go na polu widział. Na myśliwych nie ma rady. To świete krowy w naszym państwie. Koło nas z rzadka bywają, bo lubie popsuć im przyjemność joby posyłając, ale nie wyplenisz tego. W wielu ludziach zawsze tkwiła żądza mordu...
Pozdrawiamy serdecznie z naszego siedliska
Asia i Wojtek

Raals pisze...

Mario,
rower faktycznie nie tym razem, chociaż okolice się na rower nadają znakomicie. Mimo że trasy do najłatwiejszych jednak nie należą i wymagają sporego wysiłku, to widoki i brak intensywnego ruchu samochodowego w pełni to rekompensują. Udało mi się już kilka osób zarazić Pogórzem na rowerowo. Dali się kiedyś namówić i teraz wracają i dzwonią z relacjami :) Ja chyba jednak wolę pieszo. Na rowerze byłem na Pogórzu dwukrotnie. Pieszo - nie zliczę nawet. Co roku, albo parę razy w roku od dwudziestu lat :)
Pytasz o ulubione okolice? W zasadzie cały teren zakola Sanu aż do szosy Lesko - Krościenko, ale najczęściej jednak Dolina Wiaru i najbliższe okolice.
Dlatego śledzę bloga, chociaż nieczęsto się odzywam :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Asia, trochę strachu mieszka we mnie, ale i dumy, że widzieliśmy je, na własne oczy, bliższego spotkania nie chciałabym:-) Staszek opowiadał nam o wilczycy, zaobrożowanej w Bieszczadach i monitorowanej przez cały czas, poszła gdzieś na Podtatrze, teraz powyżej Popradu gdzieś tam zapadła; Asiu, obserwujemy często myśliwych, stojących przy drodze, a z lasu idzie nagonka, jest pośród nich wielu młodych ludzi, to mnie najbardziej martwi, bo myślałam, że młodzi może mają inne myślenie; pozdrawiam.

Raals, mnie osobiście najbardziej odpowiadałaby trasa doliną Jamninki, tam nie ma górek, można jechać, ale czasami jak patrzę, jak wspinają się na rowerach pod naszą górę, albo na Chyb, czy na Kalwarię, to jestem pełna uznania, ale sama nie zdobyłabym się na taki wysiłek, wolę na własnych nogach:-) czyli Góry Sanocko-Turczańskie też "wyhaczasz":-) pozdrawiam.

Raals pisze...

Jeździłem doliną Jamninki, ale tam też pod ośrodkiem arłamowskim trzeba się trochę wspiąć. Dwa, czy trzy lata temu widziałem mały, kilkuosobowy peletonik wspinający się od Makowej na Arłamów. Prowadził go siwiuteńki starszy pan. Podziwiałem...
Na Kalwarię się nie wspinałem, ale zdarzyło mi się stamtąd rowerem ruszać - przez Pacław, Żytne do Paportna i dalej mijając dołem Połoninki Arłamowskie do szosy i później w dół do Kwaszeniny i dalej znowu w górę leśną drogą, omijając garbem Jureczkową spadliśmy wprost na cerkiew w Liskowatem. Ciężka była wyprawa. Nie wiem, czy dziś bym powtórzył...
Góry Sanocko-Turczańskie jak najbardziej wyhaczam, tyle że to już pieszo :) Niewiele chyba pozostało w całym tym zakolu Sanu wiosek, w których mnie jeszcze nie było...

Pozdrawiam cieplutko.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Raals, dla mnie trasa tylko odwrotna, z górki na pazurki, a potem po równym, tylko na górkę ktoś musiałby mnie wywieźć:-) rowerem do Paportna, potem leśnymi drogami ... w ciężkim terenie jechaliście; piszesz, że "niewiele chyba pozostało wiosek, w których bym nie był" ... powinieneś gdzieś to opisać, pokazać, na pewno masz wiele zdjęć, wspomnień z tych wojaży; pozdrawiam serdecznie.

Raals pisze...

Eeech... życia za mało, żeby wszystko opisywać a i fotografii wartych pokazywania niewiele się znajdzie. Garść tych, których pokazać nie wstyd, można znaleźć pod linkiem:

http://plfoto.com/7788/autor.html

Kilka znajomych miejsc miłośnicy Pogórza tam znajdą :) I garść historii i historyjek w komentarzach pod zdjęciami - tylko niestety trzeba się przeklikiwać, więc zadanie dla cierpliwych - na długie zimowe wieczory, a tu wiosna przecież idzie :)

Pozdrawiam

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Raals, ja tam nie mam takich problemów, które zdjęcie pokazać, a które nie, bo po prostu nie znam się na sztuce fotografowania; coś mi się podoba, to robię zdjęcie i już, a mądry aparat za mnie odwala robotę na automacie:-) no, ale już poddawanie jakości zdjęć pod dyskusję ... ooo! to pewnie zobowiązuje:-)
zajrzałam pod podany link, autor z rowerem /bardzo mi miło/, znalazłam wiele znajomych stron, a jakie ciekawe dysputy pod nimi, bardzo!!! pozdrawiam.