Cienistym wąwozem utworzonym ze splątanych ze sobą drzew przedostałam się na malownicze pagóry, a ponieważ było po deszczu, wzułam kwieciste gumiaczki. I to był błąd, bo na suchych przestrzeniach ani śladu po deszczu, a upał wzmagał się z każdą chwilą:-)
Na samym początku przestraszył mnie jelonek, bo z trzaskiem łamanych gałęzi wyskoczył w podskokach z zarośli, a potem zatrzymał się w bezpiecznej odległości i naszczekał na mnie ...
Przyszłam tu, żeby popatrzeć na kwitnące omany ... brzęk pszczół, zapach ziół, a z dołu dochodzą odgłosy życia wsi ... zapieje kogut, ktoś odpalił kosę, będzie koszenie trawy, albo jakieś auto czy ciągnik przejedzie drogą ...
Królestwo kwitnących różności ... pachnące morze traw, przetykane kolorowymi plamami ... może uda mi się odszukać tu kiedyś modliszkę? tylko kiedy jej szukać ...
Dwie góry ... udało mi się uchwycić je na jednym zdjęciu, kiedy wdrapałam się w tym piekielnym upale na jeszcze inną górę ...
Ponoć ta mała piękniejsza od tej najwyższej pogórzańskiej, tak orzekli znawcy tematu:-)
W sobotę, ponieważ od rana kropił deszcz, wybraliśmy się w objazd znaną pętelką ... kierunek dolina Jamninki, powrót drogą arłamowską ... a przy drodze znowu kwitną omany, w towarzystwie żółtych łanów rudbekii ... trochę inne niż te wcześniejsze, okazalsze ...
Czapla wpadła mi w obiektyw ponad omanami:-)
W miejscu, gdzie regulowano koryto Jamninki i odsunięto ją od drogi, bo zagrażała podmywaniem, łany wrześni pobrzeżnej ... taka ciekawostka z rodziny tamaryszkowatych:-)
Dni na Pogórzu upływają pracowicie, zbieram pierwsze plony z grządek, smażę dżemiki, a także zbieram zioła.
To dla pszczół, bo za chwile zacznie się ich dokarmianie na zimę.
Przekwitły lipy, było być może ostatnie wirowanie miodu, jeśli nie pokaże się spadź ...
Zobaczcie, w jaki stożek układa się spływający miód ... po tym poznać prawdziwy, niepodrabiany miód:-) Nie bójmy się małych domieszek "paprochów", to drobinki pyłku, wosku, tudzież innych pszczelich dobroci, nie szukajmy krystalicznej czystości ... wszak do żywności dodajemy otręby, zioła, inne naturalne dodatki, dla jej polepszenia:-)
Dziś rano przyszedł do nas w odwiedziny mały dziczek, zbierał spadłe jabłka ... szybko zamknęłam drzwi, żeby psy go nie wyczuły, a poza tym w krzakach mogła kryć się locha z innymi młodymi ... potem głośno tupałam, kaszlałam, żeby wypłoszyć towarzystwo, ale chyba był sam ...
Kiedy wieje mocny wiatr, łąki za potokiem falują jak wzburzone morze ... są jeszcze nie koszone, puszyste, kolorowe od kwitnących traw ...
To tutaj zobaczyłam łanie z młodymi, z jednym maluchem, inna z dwoma, baraszkują w trawie, bawią się ze sobą ... rozczulający widok, godzinami mogłabym obserwować je przez lornetkę:-)
W takim wietrze najbardziej pocieszne są orliki ... ciężko im wzbić się w powietrze, a nie mogą dostojnie szybować, więc zwijają skrzydła i spadają jak kamień, gdzieś tam w upatrzone miejsce ...
Czasami usiłują usiąść w tym wietrze na bujającym się wierzchołku modrzewia ... rozkładają skrzydła, bujają się razem z nim, ale i to nie pomaga, więc zlatują niżej. Wiele jest teraz ptasiej młodzieży, orliki, myszołowy kwilą na swoich rodziców, dzięcioły uczą szukania pokarmu pod korą, sikorki wyprowadziły drugie pokolenie, a drozdy latają całymi chmarami okupując dzikie czereśnie ...
Ech, dorwałam się komputera po dłuższej nieobecności, to i muszę opisać moje pogórzańskie odczucia:-)
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, wypoczywajcie zdrowo, pa!
7 komentarzy:
Piękne fotki jak zawsze. Dzięki za Górę Filipa z Kopystańką. Dzięki też za polecenie książki im więcej czytam tym bardziej mi się podoba jednak. "Kornaga i Kornagowa kobyła podobiusieńscy byli do siebie jak bracia dwurodne albo bracia syjamczyki, które jednąż istotę składają. Poznawali ich po tym, że jak ktoś z tych dwojga siedział w izbie , to musiał być być Kornaga Anzelm". No hecarz isty :-)
Pieknie opisujesz Pogorze, Mario :-) Dziekuje. Pisz jak najczesciej, jak najwiecej.
Pozdrawiam
A
Czaplę "upolowałaś" rewelacyjnie!
Chciałabym kiedyś pochodzić po takiej łące...
Czy u Was też jest mało motyli? Bo u nas pojedyncze sztuki. Przeważnie bielinki. Kraśnik prześliczny.:)
Coś namieszałam przy komentarzu i nie wiem, czy nie pokażą się dwa.:)
Serdeczności:)
Jak zwykle z zainteresowaniem wypatrywałam Twojego kolejnego wpisu. Smakowity miód aż palce lizać. Jak fajnie składa się ja mieszkam na jednym końcu kraju, a mogę uzupełniać wiadomości o przeciwnym krańcu pięknego naszego kraju. Dziękuje za pokazanie tej ziemi. Pozdrawiam
Maryniu opisuj swoje pogórzańskie jak najczęściej, przy okazji z botaniki się podciągnę :)
Dobrego tygodnia
Uwielbiam takie opowieści podczas spacerów :) Pozdrawiam
Staszek, bo czasami z książką jak z piosenką, na pierwszy słuch nie spodoba się, dopiero po paru razach słucha się z przyjemnością, i do tego odkrywa się nowe treści:-) myślę, że z książką podobnie; widziałam, że autor korzystał z bogatej bibliografii, bo i zwyczaje, i stroje, i gusła dosyć zgrabnie wplótł, pozdrawiam.
A, dzięki za dobre słowo; pozdrawiam.
Grażyno-M, dobrze, że latają dosyć wolno, to i obiektyw dosyć ostro ją złapał, zazwyczaj wychodzą mi rozmyte plamki:-) pozdrawiam.
Aleksandro, i jak mogą co niektórzy twierdzić, że internet to zło:-) dzięki niemu poznałam tylu wspaniałych ludzi, w realu też:-) pozdrawiam.
Maniu, jakoś tak zaczęłam dostrzegać, to, co pod stopami, może z tego powodu, że moi blogowi znajomi interesują się, a ja przy nich; pozdrawiam.
Agatek, dzięki i pozdrawiam.
Prześlij komentarz