czwartek, 28 września 2017

W górach Ciucas, kościoły obronne i inne ciekawostki, czyli różne oblicza Rumunii ...

W Rumunii jest kilka miejscowości pod nazwą Cheia.
Jest Cheia w górach Trascau, w okręgu Braszow,  czy w okręgu Prahova ... o tylu wiem, może są jeszcze inne:-) Wpisałam do gps-u nazwę, ale nie zwróciłam uwagi, że nie wybrałam tej ostatniej ... do licha, pcha nas w sam środek miasta. To nie tu, to nie tu, zawracajmy ... ciężko, zjazdy, rozjazdy, ruch jak diabli ... wreszcie udało nam się wjechać w odpowiednią drogę. Wydostaliśmy się w ładniejszą okolicę, bardzo górzyście, przepaście niczym nie zabezpieczone, a miejscowości z rzadka porozrzucane i dosyć małe. Ponieważ to wspinaliśmy się, do zjeżdżaliśmy z góry, pewien odcinek drogi był wyjątkowo malowniczy.
Znalazłam w necie zdjęcie zrobione dronem ... droga DN1A ... latem i zimą ...



Na końcu tych "agrafek" jest skręt do cabany Ciucas, niedaleko, tylko 5 km.  Ale jakie to 5 km!
Najgorszy był odcinek tuż przed wyjazdem na połoniny. Ogromne nachylenie, do tego droga wyryta w zboczu, i wyłożona dla ochrony przed wymywaniem betonowymi podkładami kolejowymi ... ślisko, "czołg" z lekka usuwa się mimo napędów ... no, jakoś wyjechaliśmy.
Było mgliście, zimno, ani zdjęcia zrobić, ani wyjść gdzie, wieje, siąpi ... czy warto było tu gnać tyle kilometrów?  W nocy była straszliwa burza, w pokoju biało od piorunów, a waliło po okolicznych szczytach, aż dudniło ... Jedna burza, druga burza ... przyśniło mi się, że rano wokół leżał śnieg ... Mąż przyznał, że nie mógł w nocy spać ze zgryzoty, jak my  stąd zjedziemy?
Rankiem obudził nas spokój, świat wymyty, widać góry, idziemy chociaż kawałek przejść się ...








Nie mamy za dużo czasu, bo w dolinie kłębiła się mgła jak mleko, którą wiatr nawiewał w naszą stronę. Zanim obeszliśmy skałki, już dotarła do nas ...



Jeszcze jakieś maleńkie, liliowe kwiatuszki pod stopami, zmasakrowane nocną ulewą, i kopczyki gradu, których nie spłukała woda ... skałki wydawały się być blisko, a tu jedna góreczka, w dół, druga góreczka, w dół i tak zeszło nam sporo czasu.


Ciobani już wypędzili owce na hale ... obserwowaliśmy, jak sprawnie pomagają im psy, zataczając koła i spędzając maruderów do stada ... a to wszystko na odpowiedni gwizd, a może i komendę.
Sztuka pasienia owiec ... to też trzeba umieć:-)


Sama cabana Ciucas jest nowa, z wszelkimi wygodami, w sezonie i w weekendy jest tu mnóstwo ludzi, a ze względu na fatalny dojazd, gospodarz za odpowiednią opłatą zjeżdża w dół po turystów.
Wchodzi się przez ogromną beczkę, która otwiera się jak drzwi:-)
Pora wracać, a nie wiemy, jaka czeka nas droga i czy w ogóle da się zjechać. Na najbardziej stromym odcinku, tam gdzie te podkłady kolejowe, mamy włączony napęd, że "czołg" stacza się w dół powolutku, centymetr po centymetrze, a i tak uślizguje się na wymytych kamykach. Widać, że powaliło drzewa, które zostały już rankiem ściągnięte z drogi, dzięki Bogu! Przecież tutaj nawet nie moglibyśmy zawrócić!





Od tego miejsca, gdzie jest źródełko z pamiątkową tablicą możemy odetchnąć z ulgą:-)


Zaczynamy powolny odwrót, starając się ze wszech sił ominąć Braszów. Nadkładamy drogi przez nieciekawe, płaskie okolice kukurydzianych pól, rozgrzebanych budów, romskich slumsów ... trzeba nam się wbić w drogę łączącą z Sighisoarą. Po drodze w miejscowości Racos ciekawostka geologiczna - wulkan, a także pozostałości po kopalni bazaltu, jeziorko Szmaragdowe i ciekawe formacje skalne.


Z daleka zrobiłam tylko zdjęcie wulkanu, reszty nie zobaczyliśmy, bo z jednej i z drugiej strony nadchodziło stado owiec z psami pasterskimi, a z tymi woleliśmy się nie spotykać ... o! takie ciekawostki, zdjęcie ze strony Romanian Turism ... bazaltowe ciosy ...


Za to zatrzymaliśmy się niedaleko, na pastwiskach liliowych od kwitnących zimowitów ... w tle Racos ...




W każdej mijanej miejscowości ufortyfikowany kościół ...



Mieszkańcy Siedmiogrodu, głównie Sasi, którzy pojawili się tutaj w wyniku akcji osiedleńczych od XIII wieku, chronili się w tych kościołach przed najazdem najpierw Mongołów, potem Wołochów czy Turków.
Na rozległym wzgórzu, w Rupea wspaniała twierdza, a właściwie to doskonale odrestaurowane ruiny średniowiecznej fortecy ...


Pełniła ona rolę tzw. zamku chłopskiego, czyli w czasie zagrożenia chronili się tutaj mieszkańcy.
W XV wieku Turcy zniszczyli i splądrowali miasto oraz zamek. Nie ma tu rezydencji mieszkalnych, główna rola to tylko obrona przed najeźdźcą, głównie osmańskim.




Widoki stąd na miasteczko Rupea i kawał Siedmiogrodu przewspaniałe ...



Dosyć sprawnie przejechaliśmy przez Sighisoarę, zdołałam tylko zachwycić się panoramą zza szyby "czołgu", i jednogłośnie orzekliśmy, że tu trzeba wrócić ...




Przed nami jeszcze Biertan, a w nim perełka wśród warownych kościołów, wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO jako pierwszy, za kilka lat jeszcze sześć.



Wchodzi się doń długimi drewnianymi schodami.





Z murów obronnych doskonałe widoki ...


.. za wsią pagóry wypasane przez bydło, i odwieczne zmarszczki na ich obliczu, wydeptane wiekami przechodzących zwierząt ...


Urocza miejscowość, klimatyczny ryneczek, brukowany "kocimi łbami" ...


Jeszcze w Medias zrobiliśmy zakupy na zielonym rynku. Jakież tam bogactwo owoców i warzyw, i jak doskonale się kupuje wśród wesołych sprzedawców, czy to kobiet czy mężczyzn ... kupiliśmy słodziutkie, drobne złociste winogrona, specjalną sałatkową cebulę, a bakłażany wybrane przeze mnie wzbudziły ogromną wesołość ... ja nie wiem, co ich tak śmieszyło:-)
No i sery, te słone, i bryndzę ...




Dziś bakłażany w postaci ajwaru wylądowały w słoikach, jakaż to mozolna robota, opiekane papryki i bakłażany, potem zdjąć z każdego kawałka skórkę, a na koniec jeszcze wysmażyć, i wyszło tego 3 malutkie słoiczki ... delicje!


Wracając do podróży, to mieliśmy mieć jeszcze po drodze międzylądowanie, ale mąż tak jechał, jechał i jechał, aż na rano zajechaliśmy na nasze Pogórze:-)
No i wyszedł post-tasiemiec, bo chciałam zakończyć ten wątek rumuński, dotrwaliście do końca?
Całym sercem polecam ten kraj, z jego bogactwem historii, zabytków, wspaniałych widoków, dziką przyrodą i sympatią ludzi.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za tyle uwagi, pozostawione słowo, wszystkiego dobrego, pa!


20 komentarzy:

grazyna pisze...

Udawadniam Ci, ze jednak wstaje rano.
Rumunia neci, neci, ale to juz pisalam, wiele drog mozna przebyc tylko majac taki samochod ja Wy macie. Tez juz Ci pisalam, ze Wam zazdroszcze tej goraczki poznawania nielatawych terenow, tez bym tak mogla, ale..no wlasnie ale.
Jakie piekne i dzikie krajobrazy!
a bluzeczke sobie nie zakupilaś?
sciskam serdecznie jeszcze przed switem!

ankaskakanka pisze...

Cudowna wycieczka zachęca do zwiedzenie tego państwa. Jestem ciekawa tych dzikich dróg, lasów, miejscowości i jedzenia. Fajne, ze było dane Ci to przeżyć. Te wspomnienia zostaną z Tobą do końca.

Beata Bartoszewicz pisze...

Przepiękne widoki i zabytki ciekawe, ale Wasza odwaga, to ho, ho, ho !!! Umarłabym pewnie ze strachu na takiej drodze i w takiej burzy. Mnie wystarczy przejechanie z polskich Tart w słowackie, a serce wali jak młotem.

I te koszulki, bluzeczki haftowane cudne. Przypomniało mi się jaka była na takie moda w latach 70-tych :)

Uściśnień krocie załączam,
BB i kwa :D

Anonimowy pisze...

a toście się poszlajali, a piwko ciukas wypite????
Wczoraj właśnie w pracy opowiadałam koledze o naszym tegorocznym turnee. Na koniec rzekł: chyba się zakochałas w tej Macedonii. I co ja odpowiedziałam? Fajna jest, ale "mój" kraj to Rumunia :))
buziaki i do zobaczyska ***

krzyś pisze...

Marysiu!

My tu gadu, gadu, ... a Wy w Rumunii byliście.
Nas też ten kraj zachwycił. Jeśli tylko będziemy mieć więcej czasu...
A może razem???...
A może Lidzia z Jackiem???...
Aaa, toż planujemy Albańsko....

Całuski i do zobaczenia (?) już niebawem - g. i k.

BasiaW pisze...

Ta droga i widoki zapierają dech w piersiach.
Cudowna podróż i wspaniała relacja Marysiu.

Bylinowy Pan pisze...

Podziwiam, podziwiam kulinarny kunszt.
Ja jestem wygodna. Kupuję ajvar i pindzur Podravki w sklepie - w dwóch wersjach - ostrej i łagodnej. Ot wygodnictwo.
Wczoraj na obiad serwowałam zaś pierś indyka z rumuńską zakuską, którą przywiozłam gotową w słoiczkach..... też w dwóch wersjach....
Leniwce tak mają i Ci co są nie czasowi..., ale, ale ,ja tu o kulinariach, a Rumunia w rejonie Braszowa zamkami warownymi stoi.
Z cała pewnością warto je zobaczyć i te Saskie domy, i miasteczka.., o górach nie wspominając..

agatek pisze...

Tyle jest pięknych miejsc... dobrze, że wynaleziono internet i blogi :))))
pozdrawiam :)

Bylinowy Pan pisze...

Małe sprostowanie- Zacusca.
Bluzki ręcznie haftowane, płótno wydaje się być tez ręcznie tkane.
Oj kupiłabym taką bluzkę..

Karpatczyk pisze...

Super
Rumunia ma wiele wspaniałych perełek i cennych zabytków, a kraj po prostu Karpatami stoi. Dwa lata nie byłem już w Rumunii, może za rok.
Pozdrawiam serdecznie

mania pisze...

Maryniu, Twoje tasiemce można czytać i oglądać bez końca a rumuńskie to już szczególnie :) Planowałyśmy w tym roku wyjazd do Rumunii ale jakimś dziwnym trafem w naszym PTTKu nie było chętnych na objazdówkę. Może w przyszłym roku z innym organizatorem się uda.
Pozdrawiam serdecznie

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Grażyna, ranny ptaszek z Ciebie:-) oj, coś mi się wydaje, że to chyba ostatni nasz tak ekstremalny wyjazd wysoko w góry, za dużo zdrowia kosztuje, chociaż wciąż odczuwamy niedosyt rumuńskich klimatów; bluzeczki już mam, dwie:-) choć nęcą za każdym razem, najprawdziwsze rękodzieło; pozdrawiam.

Ania, czasami ogarnia nas z lekka strach wśród tych dzikich ostępów, gdzie do ludzi bardzo daleko ... żeby "czołg" nie zawiódł; często z mężem wspominamy nasze wypady, z każdego przywozimy niezłe przeżycia; pozdrawiam.

Beata, trochę szarżujemy, ale to raczej wynika z niewiedzy, bo wszystkiego nie przewidzi się; ha! a kto powiedział, że ja nie umieram ze strachu:-) bluzeczki prześliczne, wszystko ręczna robota; jak trafia nam się nocleg z tv, to oglądamy do snu tylko folk, tam to mają stroje, te hafty, gobeliny:-) i specyficzny śpiew; pozdrawiam.

Lidka, kilka marnych dni, wyrwanych z tygodnia, stanowczo za mało, i cały czas w drodze:-) pewnie, że wypite, a jakie smaczne; właśnie, tak nas zauroczyła ta Rumunia, a tyle obaw miałam przed pierwszym wyjazdem; polecam każdemu, a kto pojedzie, wraca też pod wrażeniem, i z obietnicą, że w następnym roku powtórka; za jednym razem nie ogarnia się, a nabiera smaku na więcej; pozdrawiam.

Krzyś, mamy to szczęście, że nawet niezbyt daleko od nas ta Rumunia:-) a pewnie, czemu nie, Padis i Glavoi na pewno do powtórki; Albańsko mgliście się rysuje, bo tam trzeba sporo czasu, a wiesz, jak my z tym czasem"-) do zobaczenia i pozdrawiam.

Basia, od zakrętów kręci się w głowie:-) ale widoki, jakie odsłaniają się, powodują, że człowiek co chwilę chwyta za aparat, ale już drzewa przysłaniają, albo zdjęcia poruszone:-) bardzo lubimy Rumunię; pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Aniu, a zapomniałam jeszcze o paście z samych bakłażanów, o której pisałaś po wyprawie rumuńskiej, i nawet przepis się znalazł gdzieś w przepastnych czeluściach netu:-) może kupię kilka u nas i spróbuję zrobić, żeby chociaż smak poznać; też kupuję te zakuski, zazwyczaj na pikant; może kiedyś uda nam się Braszow zwiedzić, tylko ... przerażają mnie te miejskie molochy; przedkładam je na spokojną prowincję; jak zwał, tak zwał, zacusca brzmi egzotyczniej:-) bluzeczki śliczne, najbardziej podobała mi sie ta pierwsza na wieszaku, tylko, że ... ja już mam taką bluzkę; pozdrawiam.

Agatek, czyżbym zrobiła Ci apetyt na Rumunię? chwalę wszędzie ten kraj; pozdrawiam.

Tomasz, już myślami krążymy przy następnej wyprawie, bo ciągle nam mało:-) szkoda tylko, że zawsze goni nas czas, wiele ciekawostek omijamy, nawet błotne wulkany znaleźliśmy bliżej:-) pozdrawiam.

Mania, bakcyl rumuński zatacza coraz szersze kręgi:-) wyprawy pttk-owskie są kilkudniowe, to generuje koszty, noclegi, wyżywienie, a także przejścia po górach są długie, może to ludzi zniechęca; i ja pozdrawiam.

makroman pisze...

Suuper!!!
Rumunia jest magiczna.

Aleksandra I. pisze...

Niesamowitą podróż odbyłam z Wami. Rumunia kraj niemal zapomniany na mapie turystycznej ma w sobie tyle wspaniałych ciekawostek. Te serpentyny dróg - to szalony zawrót głowy. Spodobały mi się pola zimowitów. Wspaniała to była wyprawa, pewne nie raz zajrzę na strony internetowe zachęcona Waszą podróżą, żeby dowiedzieć się czegoś bliższego o tym kraju.

OdnowionaJa pisze...

Wspaniała relacja. Miejsca zachwycające. Lubię takie klimaty. Kocham góry. Bardzo fajnie wszystko sfotografowane. Miło się z Wami podróżuje. Zostaję. Zobaczę, gdzie jeszcze mnie zabierzecie. ;)

Pozdrawiam serdecznie. :)

wkraj pisze...

Twoje rumuńskie opowieści nie mają sobie równych. Za każdym razem opisujesz coś nowego, co tylko wzbudza chęć zorganizowania kolejnego wypadu do tego pięknego kraju.
Dziękuję i pozdrawiam.

Leptir pisze...

PIĘKNE WIDOKI I OPIS,ZAZDROSZCZĘ CI TROCHE, ŻE TWÓJ MĄZ TEŻ KOCH TE PODRÓŻE, BO MÓJ....:(
A rUMUNIĘ KOCHAM CHOC NIGDY NIE BYŁAM, ALE CIĄGNA MNIE TE KRAOBRAZY, MOŻE KIEDYS TAM MIESZKAŁAM ?
BARDZO LUBIE WRACAC GO KSIĄŻKI sTANISŁAWA mAKOWIECKIEGO mAMAŁYGA CZYLI SŁOŃCE NA STOLE I KOLEJNE.... WYCHOWAŁ SIE NA BESARABII , A TE JEGO OPISY ...PO PROSTU CUDOWNE
I U CIEBIE ODNAJDUJE TEN KLIMAT
POZRAWIAM SERDECZNIE

Krzysztof Gdula pisze...

Mario, ta serpentyna górska wygląda niesamowicie i przypomina mi długiego węża. Mieliście odwagę tam jechać, i to nie małą. Tyle razy czytałem o czołgu, ale nie wiem, jakiej jest marki. Napiszesz?
Kusisz opisami Rumunii. Swoją kuchnią też :-)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maciej, to prawda, i przyciąga nas swą magią coraz bardziej:-) tyle gór, tyle zabytków, ciekawej historii, że nie do ogarnięcia; pozdrawiam.

Aleksandra, oj! wydaje mi się, że coraz modniejsza:-) tylko, że zorganizowane wycieczki nie wszędzie dotrą, a my tłuczemy się po bezdrożach, czasami z duszą na ramieniu, po prostu jedziemy w niewiadome, bo nie wyczyta się wszystkiego; pozdrawiam.

Agnieszko, dzięki za dobre słowo, Rumunia zauroczyła mnie kilka lat temu, nie powiem, że nie miałam wyimaginowanych uprzedzeń, ale pierwsza wyprawa skorygowała wszystko:-) ooo! teraz to najbliżej, w Bieszczady; pozdrawiam.

Wkraju, staramy się poznawać ciągle coś nowego, ale i chętnie wracamy na stare trakty; coś mi się wydaje, że po tym wyjeździe damy sobie spokój z ekstremalnymi drogami w góry, a dużo zdrowia to kosztuje, ale czy wszystko można przewidzieć; marzy mi się objazd łuku Karpat, w końcu to nic wielkiego, tylko czas; co innego wędrówka, bo i o takich czytam; pozdrawiam.

Leptir, tak nam się złożyło razem po drodze:-) dobrze czujemy się w rumuńskich klimatach, a zwłaszcza na uboczu, wielkie miasta nas nie ciągną, choć i tam ciekawie niezmiernie; ostatnio wymienialiśmy pieniądze w maleńkim miasteczku, mój Boże, jaka tam architektura, zniszczona, to prawda, ale jakie detale; pozdrawiam.

Krzysztof, serpentyny mamy i u siebie niedaleko, tuż za Przemyślem, i w Górach Słonnych zjazd do Sanoka, ale to dla męża nic strasznego, najgorsze są momenty w dzikich górach, kiedy szutrówka niepewna, i do ludzi daleko, a my sami; "czołg" to mitsubishi pajero, staruszek, ale i za traktor nam służy, i po górach daje radę, a ja dobrze czuję się za kierownicą tak wysoko, siedzę jak "leśniczyna" mawia mój syn:-) Rumunia nasza miłość:-) pozdrawiam.