- Ty wiesz, jak jest ładnie na górze pod kapliczką? Jaka szadź na drzewach? - to było w piątek po południu.
Skąd niby miałam wiedzieć, cały czas siedziałam w chatce, tylko mgła i mgła. Więc szybko wskoczyliśmy w auto i na górę. Niestety, sesji fotograficznej nie było, bo przy kapliczce ładowali drewno na przyczepę ... gdzie jeszcze może być szadź?
Na pewno w okolicach Arłamowa, tam najwyżej, na pewno przymroziło te drobinki wody z mgły.
Przejechaliśmy Wiar i już znaleźliśmy się w innej krainie geograficznej, w Górach Sanocko-Turczańskich. Poniżej ani śladu szadzi, ale w miarę, jak zaczynaliśmy się wznosić serpentynami do góry, drzewa zaczynały wyglądać baśniowo.
To cudowne zjawisko utrzymywało się tylko na samej górze, poniżej było coraz mniej, a u zjazdu w dolinę Jamninki nie było śladu po białych ozdobach.
Za to za Trójcą, w miejscu, gdzie Wiar przybliża się do drogi wyszło nam na drogę nieduże stworzenie ... patrz, patrz ... Ponieważ patrzyłam w wodę rzeki, trochę nieprzytomnie zerknęłam przed auto ... lisek?
Nie, to był żbik w najładniejszym wydaniu, cudowne, wielkie kocisko, z futrem przygotowanym do zimy, pręgowany ogon, czarno zakończony ... zatrzymał się na skarpie, spojrzał na nas ... poznałam ten pyszczek, który widziałam na zdjęciach Stefana, Łukasza ... zanim podniosłam aparat, do tego z szerokokątnym obiektywem, żbik tylko pokazał ogon. A ja dziś zobaczyłam, że zrobiłam zdjęcie gąszczowi krzaków:-)
Może jeszcze kiedyś uda nam się go spotkać, a ja będę przygotowana.
Wracaliśmy do siebie nieśpiesznie, popatrując na działalność bobrów na rzece. Było już prawie pod wieczór.
O, takiej toni to jeszcze tu nie widzieliśmy, zwalony pień ogryziony do białości, coś plusnęło, kręgi rozeszły się po wodzie ... ryba albo bóbr.
Zbliżyliśmy się cichutko do brzegu, ale nic już nie zakłócało spokoju.
Woda dosyć głęboka, ale tak czysta, że widać kamieniste dno ... no i solidna tama, z ciurkaniem spływa spiętrzona woda, a zamarzając na patykach, tworzy białe ozdoby.
Dziś rano jeszcze w ciemnościach piliśmy nasza poranną kawę. Mgła taka, że poniżej płotu biała ściana ... nagle na niebie pojaśniało, ukazał się księżyc ... przez to permanentne zachmurzenie nie wiedziałam nawet, że jest chyba pełnia. Strzępy mgły to przysłaniały tarczę, to przepływały dalej ... nagle od wschodu aż poróżowiało, to wschodzące słońce usiłowało przebić się przez ten mleczny kokon ... Potem już było coraz lepiej, wystrzeliły pierwsze promienie, a ja zobaczyłam, że modrzewie za drogą też są przystrojone w szadź ... podeszłam drogą do góry ... cudowności ...
Kopystańki jeszcze nie widać, tam doliną potoku jeszcze wali mgła od Wiaru ...
Za to z komina już zadymiło, mąż rozpalił w piecu ... to najbardziej budujący widok, dym z komina, znaczy, że tam są ludzie:-)
To pierwszy poranek od wielu dni, kiedy od rana zaświeciło słońce.
Po śniadaniu pojechaliśmy tą samą drogą, co wczoraj, po szadzi na drzewach ani śladu, tylko krople wody kapały z drzew. Za to widoki w dolinę z naszej góry przednie ...
Nawet pobielona Kopystańka się odsłoniła ...
Ponieważ kulinarnie dalej się rozwijam:-) zrobiłam inne rumuńskie placinty z nadzieniem ze słonego sera z dodatkiem czosnku niedźwiedziego w cieście drożdżowym, w kształcie takiim, jak podają w Sapancie, tej od Wesołego Cmentarza. Zresztą placinta to po rumuńsku pieróg ...
Rumuni smażą je na głębokim tłuszczu, a ja tylko obracałam swoje na patelni ... naprawdę pyszne:-)
No i jeszcze pożytkuję orzechy, tym razem zrobiłam zawijańce z masą orzechową, najprostsze ciasto kruche i mielone orzechy z dodatkiem cukru i wanilii.
Naprawdę obawiam się o swoje boczki:-)
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, wszystkiego dobrego, pa!
34 komentarze:
Och jak ja zachwyciłam się tymi zjawiskami. Ta szadź wprost bajeczna, a mgły coś pięknego. Czyż nie cudownie jest w przyrodzie? No tymi bułeczkami narobiłaś smaku, aż zgłodniałam idę robić kolację. Pozdrawiam serdecznie.
Popatrz..zima, ktorej sie boimy i oczekujemy wiosny jest taka piekna! Masz w kolo siebie tyle atrakcji, tyle przyrodniczych cudow. Jeszcze raz i znowu powtarzam, chyba Ci zazdroszcze i to bardzo. Przepiekne zdjecia!!
Wspaniała sesja fotograficzna. Piękne zdjęcia. Musiały być niesamowite widoki. Niezapomniane chwile dla fotografa.
Po
Twoje boczki przy takich przygotowaniach do zimy, jakie sobie serwujecie, są zagrożone, ale w drugą stronę: raczej będą niedługo wklęsłe. Kaloryczne żarełko to tam niezbędnik :)
Ja też sobie piję poranną kawę w ciemnosciach, we mgle... I nie mogę doczekac chwili, gdy dane będzie nam usiąść i razem popatrzeć przez szybkę w ogień :)
Szadź wygląda zjawiskowo, podobnie mgły w dolinie. A widok dymu z komina, to o zimnym poranku pewnie jeden z przyjemniejszych momentów.
I ciasto musi być!
Pięknie pozdrawiam.
Zdjęcia piękne, ale smakołyki mnie przyciągnęły jeszcze mocniej!!
Znam to z wyjazdów, w dolinach mokro i mglisto a w miarę jak wyjeżdża się w górę robi się baśniowo. Tak jak na waszej wycieczce. Piękna szadź i szron, już klimat świąteczny te choiny na biało i popielato.
Picie pierwszej porannej kawki i czekanie na wschodzące słońce to magia.
Często gdy rozpalam w piecyku, gdy drewno jeszcze wilgotne, wychodzę na zewnątrz by zobaczyć swój dym ze swojego komina ze swojej chatty. To taki ciepły, serdeczny widok, taka się czuję zaopiekowana przez Opatrzność.
Zdjęcia zjawiskowe. Tereny przecudne. Oznaka to że zima nadchodzi? Powodzenia też życzę w kulinarnych poczynaniach.
Piękne zdjęcia Mario,piękne.Dziękuję za wzruszenia.Przemyślanka z Łodzi.Pa.Pozdrawiam serdecznie.
Ola, krótki był żywot tej szadzi, dobrze, że pojechaliśmy późnym popołudniem, bo na drugi dzień nic nie pozostało; placinty najlepsze na ciepło, chrupiące i pachnące; pozdrawiam.
Grażyna, dziś jest najpaskudniejsza pogoda, pada deszcz, zimno, wiatr, nic, tylko siedzieć w domu; przyroda zasypia, łąki spłowiały, ale ciekawostki są, choćby zwierzęta, tylko że ja jestem gapa i zanim wysupłam aparat, już znikają w krzakach; pozdrawiam.
Ania, mgły przydają malowniczości każdym krajobrazom, do tego jeszcze słońce, ale jak mgła otuli szczelnie, to jest dosyć ponuro; szadź była i się zbyła, ale zima przed nami, jeszcze nie raz będzie:-) pozdrawiam.
Lidka, pracy trochę jest, ale teraz więcej siedzenia w domu, bo pogoda paskudna, a błotko niesamowite, bo rozjeździliśmy podwórze, psy ubłocone po pachy; he, he, boczki wklęsłe nie grożą, coś jakby przemiana materii mi się spowolniła; u nas jeszcze na targu w zeszłym tygodniu grzyby były na targowisku, rydze, podgrzybki, do głębi runa leśnego pewnie mróz nie dotarł:-) pozdrawiam.
Wkraju, szadź zawsze malownicza, mimo, że i tła białego było mało, tylko bardzo króciutko pozostała na drzewach; poczekamy na zimę w pełni, pewnie nie raz jeszcze będzie:-) lubię patrzeć na wioski, kiedy przejeżdżamy, na kominy dymiące pachnącym dymem; choć teraz nagonka na smog, jednak komin niezmiennie kojarzy się z dymem:-) pozdrawiam.
Basia, staram się systematycznie uszczuplać zimowe zapasy:-) robię szybkie ciasta, na wielowarstwowe przekładańce przyjdzie czas na święta; pozdrawiam.
Krystynko, w okolicach Arłamowa zawsze najładniejsza szadź, może z racji wysokości, no i widoczny z naszego okna Kanasin też bywa ładny, ale tym razem była mgła i nic nie było widać; lubię patrzeć na dym z komina, czasami po dłuższej nieobecności, kiedy komin jest wyziębiony, zadymiamy też całą chatkę:-) pozdrawiam.
Ami, Pogórze przyciąga swoją urodą, nas od dawna:-) no pewnie, że zima w blokach startowych, no bo jak bez zimy; pozdrawiam.
Przemyślanko, cieszę się, że dostarczyłam serdecznych wzruszeń; pozdrawiam.
Mniam... Placinty z Sapancy! Byłam i się nimi raczyłam - pychota :) Ożywiłaś wspomnienia... Życzę kolejnych udanych realizacji inspiracji kulinarnych z podróży.
Pozdrawiam
Małgorzata z okolic Kolbuszowej
Przepiękna ta szadź na drzewach
Co za magiczne zdjecia, bajka w naczystrzej formie. Pozdrawiam An
Małgorzata, te placinty i kawa postawiły nas na nogi po podróży przez Ukrainę; próbowałam robić burek podobny do czarnogórskiego, ale ciasto było za grube, niemniej smak dobry; z kolei muszę powtórzyć ukraińskie czeburieki, te z Sambora smakowały niebiańsko, ale co, w tym miejscu sprzedają teraz hamburgery:-) uwielbiam takie lokalności; pozdrawiam.
Basia, udało się ustrzelić parę zdjęć w ostatniej chwili, w nocy przyszedł halny i po ozdobach; pozdrawiam.
An, zdjęcia prawie zimowe, te z mgłami jesienne; dziś w nocy ma sypnąć, potem mróz, zima w natarciu; pozdrawiam.
Mario, o burkach słyszałam, że to albański przysmak, niestety jeszcze nie miałam okazji ich spróbować. W tym roku na Ukrainie jadłam przepyszne czeburieki w Jaremczu (Restauracja Krym). Udało mi się je popełnić w domu i wyszły całkiem dobre. A z rumuńskich specjałów to mici już na stałe zagościły w domowym repertuarze.
Małgorzata
Piękne widoki. A na tym ostatnim zdjęciu lisek? Bo ma taki puchaty ogon.:)
U nas tylko mgły i czasem szron. Ale krety ryją, koty jedzą, a pogodynki zapowiadają śniegi.:)
U Ciebie zawsze jakieś ciekawe pyszności.:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Och, Mario, piszesz o takich pysznościach, że od razu robię się głodny.
Pojechaliście w górę tylko dla obejrzenia szadzi. To wiele mówi o Was. Gratuluję i podziwiam, Mario. Swoją drogą wiem, że tak przybrane drzewa wyglądają bajkowo. Ta niska jasna mgiełka z słoneczny dzień też jest piękna.
Małgorzata, burek to właściwie taki bałkańsko-śródziemnomorski przysmak, z delikatnego, warstwującego się ciasta, i nadzienie ze słonego sera, albo szpinaku, albo mięsne; jeden kawałek śmiało może posłużyć za obiad; żal mi tych czeburieków z Sambora, specjalnie tam się zatrzymywaliśmy, cóż hot-dog i burger rządzi; mici to przysmak męża, choć chyba ostatnio przejadł się nimi, a raczej w kierunku ciorby skłania się:-) pozdrawiam.
Grażyna-M, tak, to lisek, zupełnie nie bał się auta, zszedł na pobocze, a potem dalej maszerował, dzika zwierzyna oswaja się:-) żbika widzieliśmy w środku lasu, ależ był cudny; prognozy wieszczą mróz, może to i lepiej, zamrożą błoto; trzeba korzystać z darów natury, orzechów jest mnóstwo; pozdrawiam.
Krzysztof, o tej porze nie jedz, będziesz miał niespokojne sny:-) tak, dla szadzi, to niezbyt daleko.do Arłamowa super drogą wśród lasów ponad 10 km, powrót pętelką troszkę więcej; no i krótki dzień nie pozwala się rozpędzić, może zrobilibyśmy spacer drogą po dawnej wsi; te mgiełki zawsze najładniej wyglądają z góry, potem na dole jakoś ich nie widać; pozdrawiam.
jeju jak ładnie i jak... smakowicie!!!!
ale
ładnie to tak chwalić się produkcją smogu ;-)
Maciej, o, tak, jeszcze trochę, a ogniska nie będzie można zapalić, żeby kiełbaskę upiec, tudzież grilla:-) najłatwiej głosić populistyczne hasła, których potem realizacji nie można sprawdzić, dziś każdy polityk walczy ze smogiem:-) przeżyliśmy dziurę ozonową, przeżyjemy smog, a dymek z komina będzie dalej leciał, i wędzonki też będą robione, nie dajmy się zwariować:-) tylko tych wielkich trucicieli powietrza nikt nie tyka, najłatwiej zwykłych ludzi, nastawić ich przeciwko sobie i niech piszą donosy jeden na drugiego; takie wielkie akcje zawsze mają drugie dno, ktoś musi na tym zarobić, a inny dostać w łapę; pozdrawiam.
P.s. Już myślę, co też z tych orzechów zrobić na niedzielę, domownicy pewnie mnie przepędzą.
W Tarnowie, JUŻ nie można ogniska zapalić!
Teoretycznie jak użyję drewnianej rozpałki do grilla to także jestem "występcą" (czyli tym co popełnia występek ;-) ).
To chore i głupie. Ja rozumiem piece węglowe, o niskiej sprawności, opalane jakimś miałem lub zgoła flotem, do tego zwarta zabudowa śródmioeścia - i faktycznie mamy problem, ale w ogródku żebym sobie nie mógł ogniska zapalić?
Bajkową krainę tworzy szadź.
Maryniu, takiego newsa dziś mi facebook wyświetlił:
http://www.libra.pl/produkt/pogorze-przemyskie,289172.html?fbclid=IwAR3OTI-6xxVBT9xW77HK0VH85kATmwn4kBB6aH__1eLr2eMjLreBk2SURDY
Znając Krycińskiego, szykuje się świetna lektura na zimowe wieczory :)
Pozdrawiam serdecznie
Maciej, dla mnie pachnące dymy, snujące się po polach to kwintesencja jesieni, a wiosną znak, że zaczęły się porządki w ogródkach; niektóre liście czy gałązki pięknie pachną, jak kadzidło; pewnie, jeśli ktoś będzie wypalał jakieś świństwo, to zasmrodzi całą okolicę; pozdrawiam.
Mania, dziś jeszcze ładniej, prawdziwy mróz:-)
coś nie chce mi się otworzyć podany link, szukałam w Librze, w nowościach, ale jakoś nie wpadło mi nic w oko o Pogórzu, tylko o łemkowszczyźnie; Krycińskiego uwielbiam:-) pozdrawiam.
Może ten link: http://www.libra.pl/produkt/pogorze-przemyskie,289172.html Albo po prostu Pogórze Przemyskie. Tajemnice Doliny Wiaru. Stanisław Kryciński :D
Otóż to! Szaleńczo "walczymy ze smogiem" przy okazji niszcząc aromaty naszego życia.
Mania, już sobie poszukałam, dzięki; jutro dzwonię do Libry, może mają w przedsprzedaży, bo właściwa rusza 13 grudnia chyba; zresztą do Rzeszowa niedaleko, można podjechać; kolejna pozycja do kolekcji wydań Krycińskiego, a zwłaszcza o Pogórzu, uwielbiam:-) pozdrawiam.
Maciej, szykuję wędzonki na święta, będę ostro zadymiać:-) pozdrawiam.
Maniu, wyświetliłam sobie zdjęcia pana Krycińskiego; znam tę twarz, posturę, spotykaliśmy go wielokrotnie na terenie Kalwarii, jak wędrował z plecaczkiem:-)
Mgły w górach! Jest to zjawisko, które mrozi krew w moich żyłach.
A te słodkości nie powinny iść w boczki, tylko trochę wyżej.
Gdzie? Tam gdzie klatka piersiowa!
Radości, Serdeczności, Miłości, Życzliwości!
Wiele Dobrego...
Wojtek
Janie, umknął mi Twój komentarz, wybacz; dlaczego mgła w górach Cię mrozi, z podziwu? a masz jakieś niemiłe wspomnienia? ajajaj! idą w boczki, idą, i tam wyżej też, mąż docenia:-) pozdrawiam.
Wojtku, dziękuję bardzo za życzenia świąteczne; i dla Ciebie spokoju, radości i wszystkiego, co najlepsze; a jeśli jesteś tym Wojtkiem z "Rumuńskich wyryp", to chce powiedzieć, że znowu od początku je czytam, po kawałku, 3/4 przede mną, delektuję się nimi:-) pozdrawiam.
Tymże Wojtkiem jestem. :)
Dziękuję bardzo, życząc przy okazji Miłej Lektury...
Mgła w górach to niesamowite zjawisko. Uwielbiam mgliste poranki w górach. Szczególnie na gorczanskich halach. Ściskam mocno
Kasia, u nas mgła najczęściej podchodzi z doliny Wiaru, piękne zjawisko; pozdrawiam.
Świetnie napisany artykuł.
Prześlij komentarz