sobota, 19 stycznia 2019

Do Łomnej nad środkowym Wiarem ... i bez jaj:-) ...

Kiedy nad równinami lał deszcz i spłukał cały śnieg, w górach sypało.
Wczoraj w nocy wypogodziło się, było jasno prawie jak w dzień, a ranek słoneczny.
Tak troszkę nie mieliśmy pomysłu na dzisiejsza wędrówkę.
Może tak nie ruszać auta i pójść na Kopystańkę prosto z chatki?
Może, tak jak tydzień temu nasi znajomi przewodnicy, pójść na Przełęcz Wecowską, zrobić kółeczko i wrócić do auta ... a może do Łomnej? tam jest zakaz wjazdu, więc tylko na piechotę ... a może przenieść się trochę wyżej Pogórza i powędrować gdzieś nad Birczą?
Jednak padło na Łomną, bo okazało się , że w sklepiku trzeba zrobić jakieś zakupy. Migiem przejedziemy przez dolinę Jamninki, odbijemy w Trójcy w lewo i pójdziemy do Łomnej.
Tak się jakoś ostatnio składa, że poruszamy się po terenach nieistniejących wsi.
Wysiedlone po wojnie nie wróciły już do życia, a na ich terenie powstał ten słynny ośrodek rządowy.
Przemknęliśmy ruchliwą drogą, bo narciarze zjeżdżali się z okolicy na stok, i trudno dziwić się, bo pogoda na szusowanie przepyszna. Nie, my nie w weekendy, dla nas pozostanie zwykły dzień, kiedy mniej ludzi:-)


Zaparkowaliśmy tuż przed zakazem, tablica głosiła, że stąd rozciągała się w dolinie środkowego Wiaru wieś Łomna ...


Szliśmy po zmrożonym śniegu, chrupało pod butami, ale i trzeba było bardzo uważać, bo pod cieniutką warstewką białego puchu był żywy lód.


Najpierw w głębokim cieniu, gdzie było mroźno ... zresztą jakżeby inaczej, skoro z lewej strony słońce przysłaniała góra Cień:-) Kiedy wyszliśmy na słońce, od śniegu promieniowało ciepło, że nic, tylko pyska wystawiać do słońca.


Z lewej strony kręcił Wiar, malutki jakiś w porównaniu z tym, jaki płynie koło nas.
Bobry zbudowały mnóstwo zapór, które kaskadowo przytrzymują wodę. Zasypane śniegiem, zamarznięte lustro spiętrzonej wody wznosi się na sporą wysokość ponad korytem.


Z tablicy wyczytaliśmy, że była tu cerkiew, jak cerkiew, to i cmentarz ... myślałam, że trafimy tam, może będą tablice. Niestety, ani śladu, choć przez chwilę miałam nadzieję, że w w tamtych starych drzewach na pewno coś jest. Nie, to tylko domki jakby letniskowe po wojsku, zagospodarowane przez Caritas WP. Wszędzie zakazy, zabronione wchodzenie, teren wojskowy, jak za dawnych czasów. Poszłam do tych starych drzew, mimo zakazu, najwyżej mnie ktoś okrzyczy, ale w końcu nic złego nie robię. Jakieś ogrodzenie, domek, ani śladu cerkwiska czy cmentarza ... poszliśmy dalej do wiaty, przygotowanej przez nadleśnictwo Bircza, bardzo fajne miejsce, zwłaszcza że prowadzi tędy zielony szlak, super przystanek na odpoczynek.


Zadaszenie, stoły, siedziska, miejsce na ognisko, a w sąsiedniej szopie poskładane drewno.
Zresztą stąd prowadzi ścieżka dydaktyczna "Łomna", zerknęłam na schemat, nic co by mnie zainteresowało na tę porę roku, a liczyłam dalej po cichu że może jednak poprowadzi przez miejsca historyczne /ciągle to cerkwisko i cmentarz mnie nurtowało/.


W końcu tak sobie mówimy z mężem, że skoro tu tyle lat teren rekultywowało wojsko, to pewnie kamień na kamieniu nie pozostał, podobnie jak w pobliskiej Trójcy.


W obrębie ogrodzenia stare, dziuplaste lipy, a także nowe nasadzenia, przy każdym tabliczka z nazwą drzewka. Ciężko chodzi się po takim zmarzniętym śniegu, chrup! i noga zapada się, już wydaje się, że może jednak utrzyma, nie, chrup! i dalej w śnieg. Bardzo męczące jest takie chodzenie, może z kilometr przeszłabym, a potem padłabym bez sił:-)


Zainteresował mnie ten kamień z tabliczką, na pewno będzie to coś pamiątkowego, coś o wsi, może konkretnie o tym miejscu ... jednak nie, to bardzo współczesna treść, oto tabliczka i posadzony cis.


Ale ja szukam dawnych śladów ... nic pewnie nie znajdę, oprócz starych drzew, pewnie nawet fundamentów chałup nie ma, ani starych cembrowin studni ... pozostały jedynie drzewa.
Nie szliśmy dalej, wracaliśmy do auta tą samą drogą, dopiero teraz zobaczyliśmy, że cały czas wspinaliśmy się z lekka do góry, teraz będzie nam lżej, bo z góry.


Minął nas samochód z panem w barwach ochronnych, obok niego dzieciak w takimż ferszalunku ... nie wszystkich obowiązują zakazy, a jeśli dzieciak brał udział w polowaniu, to na nic ustawy o zakazie zabierania dzieci na takie imprezy.


Po naszej stronie Wiaru jakby bardziej wiosennie, na stokach o wystawie południowej też brakuje śniegu, śladowe ilości. Jedno górskie pasmo, a jaka różnica.


W chatce, w wiadrze z zimną wodą, pływał już na wierzchu napowietrzony balon z ciasta "utopionego", z całego kilograma mąki je zrobiłam.  Oj, Basiu, ależ mi przypasował Twój przepis!
Co będzie, jak myślicie?
Rogaliki, rogaliki:-) ... bo tak się przyjęły w domu, że piekę je co tydzień. Zeszło mi do 17-stej z pieczeniem, a z góry dobiegało mnie tylko pochrapywanie męża. Ech, mężczyznom to dobrze!
Za to efekty przebywania w kuchni imponujące, całe pudło ciastek.


Lubię oglądać programy kulinarne, najlepiej jak jest to kuchnia regionalna.
Ostatnio wpadł mi w oko program ze Śląska, kucharz  o miłym uśmiechu i z przerwą w uzębieniu, a mówiący gwarą przygotowywał "szarlotka". Ale to nie była zwykła szarlotka, a sypana ... kiedyś słyszałam o takim cieście, ale jakoś nie przemówiło do mnie i nie robiłam.
Ponieważ w piwnicy jest dużo jabłek, i to postrącanych przez jesienną wichurą, trzeba je co jakiś czas przeglądać, a nadpsute wyrzucać. Pozbierałam te, które miały tylko ślady po obiciu, starłam całą michę i zrobiłam i ja "szarlotka".


Z tego wszystkiego pierwszą warstwę jabłek zapomniałam posypać cynamonem, nadrobiłam to na następnej, zostało mi trochę sypkich produktów, bo źle sobie wymierzyłam /będzie na następne/, ale szarlotka wyszła arcysmaczna. Sypkie warstwy urosły, ciasto jest wilgotne, pachnące, naprawdę pycha.
Ta brązowa warstwa na górze jest przyjemnie chrupka, zajadaliśmy się ciastem na ciepło, brakowało tylko lodów i bitej śmietany i byłoby królewskie danie:-)
Nie podaję przepisu, bo w necie jest ich mnóstwo, dla mnie to kolejne odkrycie, i już wiem, że na jednym razie nie poprzestanę, dopóki wystarczy jabłek w piwnicy.
A dlaczego bez jaj w tytule? no bo szarlotka jest bez jaj:-)


Po tak cudnym, słonecznym dniu musi być i cudny zachód słońca ...
Już czuje się różnicę w długości dnia, byle do wiosny.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, bywajcie w zdrowiu, pa!



P.s. Miałam poszukać uszaków w naszych przyleśnych zaroślach, ale wszystko przysypane śniegiem, więc nici z degustacji:-)



22 komentarze:

BasiaW pisze...

Bardzo mi miło Marysiu, że goszczę u Ciebie tak często:-) rogaliki są cudne! A ja dziś stworzyłam takie ciasto, że chyba je niebawem opiszę.
A z Tobą chętnie bym pospacerowała.

Stanisław Kucharzyk pisze...

To gdzie jest ta granica śnieżnej zimy na Pogórzu?

Aleksandra I. pisze...

Oj widzę, że i u Ciebie z zimą różnie. Zakończenie wpisu takie smakowite, palce lizać. I u nas w domu rodzinnym robiło się wypieki z tzw. topielca, przeważnie makowce na święta. Wtedy zjadało się wszystko, a z typowego drożdżowego skórki zostawały. A ta szarlotka wygląda tak apetycznie, że zainteresował mnie ten przepis, muszę poszukać w necie. Pozdrawiam cieplutko.

Maks St pisze...

Słodkości prezentują się przecudnie Marysiu! A zima... w ogóle u mnie pogoda płata ostatnio takie figle, że jednego dnia zima, drugiego wiosna, trzeciego jesień i każdy dzień przynosi zupełnie inną aurę i krajobraz. Pozdrawiam ciepło! :)

puch ze słów pisze...

no moja droga dziękuję że zabrałaś nas na kolejną wyprawę. nawet jeśli jest wirtualna to sprawia przyjemność. ja lubię program Okrasy kulinarny fajne jest to że podróżuje po Polsce i gotuje często na świeżym powietrzu relaksuje mnie oglądanie tego typu programów. pozdrawiam asia

Stanisław Kucharzyk pisze...

Co do śladów po cerkwi w Łomnej to trzeba szukać w takim "kwadratowym" zadrzewieniu gdzieś tutaj

Krzysztof Gdula pisze...

No nie, bez jaj, powiedz prawdę: szarlotka bez jaj? :-)
Ilekroć widzę zdjęcia Twoich wyrobów, czy to na słodko, czy na słono, budzi się we mnie wilczy apetyt. Rogaliki wyglądają bosko, a szarlotka jest moim ulubionym ciastem.
Widziałem w Bieszczadach miejsca po wsiach, widziałem stare studnie i jabłonie, zarastające cmentarze. Bardzo smutne widoki. W Sudetach z kolei wiele widać ruin. Zwykłe domy i pałace niszczeją i się zapadają. Szkoda, bo wiele z nich to niegdyś piękne budowle.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Basia, wyjątkowo przypasowało mi to ciasto,zrobię, utopię i idziemy sobie na wędrówkę:-) ciekawam Twoich kulinarnych eksperymentów, jeśli stworzyłaś, to chyba coś jeszcze niewidzianego; pięknie spaceruje się po takim zmrożonym śniegu; pozdrawiam.

Staszek, jak zwykle, na Hybie, tam zaczyna się zima, chociaż wczoraj wracaliśmy tą leśną drogą na Brylińce, to z duszą na ramieniu, bo ślizgawica jak lustro, dobrze, że z góry, bo pod nie wyjechalibyśmy; pozdrawiam.

Ola, u nas śniegu dosyć, ale poniżej, na stoku o południowej wystawie wytopiło bardzo mocno, ostatnio była wielka odwilż:-) ciasteczka cieszą się nadal wielką popularnością, zobaczymy, jak długo jeszcze, ale trzeba pożytkować przede wszystkim orzechy, bo one długo nie wytrzymają; szarlotka sypana prosta jak drut w przepisie, więcej pracy to tylko przy ścieraniu jabłek:-) polecam i pozdrawiam.

Maks, one nie tylko prezentują się, ale i tak smakują:-) trzyma mróz w dzień i w nocy, ale coraz bliżej ku wiośnie, z czego jestem niezmiernie rada; pozdrawiam.

Asia, staramy się co tydzień gdzieś wychodzić, wydłużać nasze wędrówki, bo jakoś kondycja ostatnio słabuje:-) już pisałam wcześniej, że lubię kuchnię nieudziwnioną, prostą, więc zwykłe potrawy bardzo mi odpowiadają, a takie są regionalne; Makłowicza ostatnio śledzimy, jest w Rumunii, to powtórka programów, ale dla nas wielki sentyment, bo rozpoznajemy miejsca, gdzie i my byliśmy; już jechalibyśmy tam:-) i nas relaksują te programy, Okrasa w Polsce, Makłowicz w krajach sąsiednich, ale do kolendry nadal nie mogę się przekonać:-) pozdrawiam.

Staszek, wielkie dzięki, spróbujemy, jak zejdą śniegi; szukałam bardziej w głąb, już na terenie samego ośrodka zwróciła moją uwagę kępa starych drzew, rosnących w czworobok, być może coś tam było, może dworek albo coś podobnego:-) kiedy w domu patrzyłam na starą mapę z 1938 roku, to wydawało mi się, że po drugiej stronie drogi, bardziej za Wiarem:-) pozdrawiam.

Krzysztof, a tak, zupełnie bez jaj:-) poradziłbyś sobie z przepisem śpiewająco, tylko zetrzeć jabłka, wymieszać produkty sypkie i do dzieła:-) pamiętam, jak kiedyś wyszliśmy na rozległe łąki, a tam była ruina cerkwi, kaplicy może, kamień rzucony gdzieś z boku z tablicą i napisem, być może właściciele majątku byli pochowani nie wiadomo gdzie, nie pamiętam, Hulskie to było, może Krywe, a może jeszcze gdzie indziej, bo minęło dużo ponad 30-ści lat; zrobiło to na mnie wielkie wrażenie; w Sudetach domy były murowane, stąd ruiny, w Bieszczadach, i nie tylko, po wysiedleniach drewniane domostwa przeważnie były palone przez UPA, żeby nowi osiedleńcy nie mieli gdzie zamieszkać; pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Staszek, pomyliłam się, nie za Wiarem, tylko za potokiem Łomna; Wiar przecież poszedł na Grąziową:-) pozdrawiam.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Ja też się pomyliłem - patrzyłem na wojskowe mapy austriackie i tam cerkiew była znaczona po lewej stronie potoku Łomna (czyli tej samej co droga). Jednak są dostępne zachowane mapy katastralne http://www.skany.przemysl.ap.gov.pl/show.php?zesp=126&cd=0&ser=0&syg=970M
I tutaj cerkiew jest po prawej stronie tak jak na WIGówce. Co ciekawe m wezwanie Dreyfeltigkeit (Świętej Trójcy) a tak miała mieć wezwanie cerkiew z Łodzinki https://pl.wikipedia.org/wiki/Cerkiew_%C5%9Awi%C4%99tej_Tr%C3%B3jcy_w_%C5%81odzince_Dolnej
Po tej weryfikacji poszukiwanie na lidarze dało pewny rezultat - po lewej placyk cerkiewny po prawej cmentarz
http://mapy.geoportal.gov.pl/imap/?locale=pl&gui=new&sessionID=4301774

Beskidnick pisze...

Piękny teren!
A rogaliki mniam i... "szarlotka".

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Staszek, dobrze się składa, bo tam przez potok jest przerzucony solidny most, bez niego przejście przez Łomną byłoby utrudnione, bo to całkiem, całkiem ciur wodny:-) dzięki za poświęcony czas, owocne poszukiwania; pozdrawiam serdecznie.
P.s. A gdybyś tak jeszcze w wolnym czasie przepuścił przez lidar "horodyszcze" nad Huwnikami, jak pamiętam, były tam doskonale zachowane wały, nawet archeologowie nie dobrali się jeszcze do tego miejsca, tylko tabliczka wbita w ziemię znaczyła ślad:-)

Maciej, a mamy tu sporo, a nawet rzekłabym, bardzo dużo tras do wędrowania, drogami dawnego ośrodka rządowego, latem dawnymi wiejskimi traktami, a lasy przepastne, na Ukrainie można wyjść:-) zrób "szarlotka", naprawdę poradzisz sobie, bo najtrudniejszą pracą jest starcie jabłek:-) pozdrawiam.

puch ze słów pisze...

witam w klubie ja też nie przepadam za kolendrą ! ;)

Beskidnick pisze...

Przepisu nie znam...

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Asia, to jest nas więcej:-) co roku usiłuję zaprzyjaźnić się z tą zieleniną, którą tak zachwala Okrasa, i co? i nic, dalej śmierdzi mi pluskwiakiem:-)
pozdrawiam.

Maciej, bądź kreatywny:-) :-)
żartuję oczywiście, a gdyby faktycznie zachciało Ci się zrobić "ta szarlotka", służę przepisem:
2 szklanki kaszy manny
2 szklanki mąki
1,5 szklanki cukru /można mniej/
3 łyżeczki proszku do pieczenia
Wymieszać i podzielić na 3 części.
ok. 2,5 kg jabłek zetrzeć na grubej tarce, jak ktoś lubi, można ze skórką
dodać 3 łyżki cukru
3 łyżeczki cynamonu
Wymieszać i podzielić na pół.
Na wysmarowaną blachę wysypać równo 1 część sypką, na to 1 część jabłek, znowu 1 część sypką, na to 1 część jabłek, na to 1 część sypką, a na wierzch startą 1 kostkę masła /można pokroić/
Na 1 godzinę siup! do piekarnika w 180 stopniach, pyszna na ciepło z gałką lodów. Smacznego!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Aha, zapomniałam, można zrobić na mniejszą blaszkę lub tortownicę z połowy porcji:-)

Stanisław Kucharzyk pisze...

Hmm już rozbierałem lidarowo horodyszcze nad Huwnikami - http://napogorzu.blogspot.com/2016/02/grody-czerwienskie-czy-grody-czerenskie.html

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Staszek, dziękuję bardzo za przypomnienie, umknęło mi:-) trochę czasu upłynęło, a pamięć nie ta:-)

Beskidnick pisze...

Nie znałem - spróbuję.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maciej, daj znać, czy udało się:-)

Pellegrina pisze...

Śnieg w słońcu razi w oczy, aż łzawią ale przyjemnie sie po nim chodzi. A jak jeszcze historie niesamowite da sie wyczytać z ruin i znaków to spacer owocny i ciekawy. Osobiście wolę placki niesłodkie, jakieś broziaki, burki, omlety ale kawalątek jabłecznika i owszem. Z jajem lub bez jaj.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krystynko, okulary musowo brać ze sobą, bo potem bolą mnie prześwietlone oczy; tyle u nas wysiedlonych wsi, pozostałości już niedużo, choć nagrobki na opuszczonych cmentarzach pozostały, krzyże wiejskie, gdzie indziej wojskowe spychacze zepchały cmentarze w głębokie jary, bo przeszkadzały partyjnym kacykom; jabłecznik robiłam i tym razem, z kwaśniejszych jabłek, i było ciasto jeszcze lepsze:-) pozdrawiam.