sobota, 12 stycznia 2019

Spotkanie autorskie ze Stanisławem Krycińskim ... w masywie Roztoki ...

Jako, że ukazała się nowa książka Stanisława Krycińskiego "Pogórze Przemyskie - Tajemnice doliny Wiaru", odbyło się w Przemyślu spotkanie autorskie, promujące tę książkę.
Ponieważ książkę otrzymałam jeszcze przed świętami, łyknęłam ją w jeden dzień i wieczór, ale na spotkanie pojechaliśmy, bo zawsze to żywe słowo samego autora.


Okazało się, że pana Stanisława nie raz mijaliśmy na pogórzańskich dróżkach, nie wiedząc, że to on:-) Spotkaliśmy wielu znajomych, o! ta głowa z lewej to nasz sąsiad od kóz, była Ania ze Stefanem, jej kuzynka-grzybiarka która obiecała mi nauki z rozpoznawania różnych grzybów, których nie znam. Kiedy pokazała nam zdjęcia purchawek wielkich jak pół plecaka, i do tego powiedziała, że je konsumuje i, jak widać, żyje, to chyba warto nauczyć się:-) Oprócz tego znajome twarze przewodników przemyskich, twarze gdzieś spotkane, atmosfera wielce sympatyczna, a autograf autora na stronie książki to zdobycz nie od parady:-)
Miałam parę pytań, z tego wszystkiego zapomniałam, może będzie jeszcze okazja, jak wyjdzie druga część książki.


Zima trzyma krzepko.
Pod drzewami rozgrzebane kopytkami saren wielkie ilości jabłek. Sarenki przychodzą nocą, a w dzień kwiczoły, sójki i kosy pożywiają się. Pod orzechem śmignęło mi coś futrzastego ...


Nie śpi jeszcze wiewiórka, rozgrzebuje śnieg pod orzechem, powinny tam zostać resztki, których nie zebrałam. Dziś piękny dzień, choć w nocy dosypało śniegu i wiało mocno ... właściwie to tak rano byliśmy w rozterce, iść na wędrówkę, nie iść? jak tak będziemy odkładać, to nigdy nie ruszymy się z chatki. Wcześnie zrobiłam ciasto drożdżowe na rogale i "topione" Basi, niech sobie rośnie w spokoju, a my tymczasem szybko zebraliśmy na wyjście.


Ciemne chmury nie nastrajały optymistycznie, ale w końcu co nam przeszkadza śnieg.
Pojechaliśmy w kierunku na Arłamów, aby po drodze przejść żółtym szlakiem na Suchy Obycz.
Jakaś inna tabliczka zatarasowała nam drogę, ale żeby ją odczytać, musiałam przejść jakoś przez wodę wcale nie płytką Turnicę ...


No i nie pójdziemy tędy. Jeszcze zerknęłam do malutkiego wodospadu, który odkryłam przy okazji fotografowania miesiącznicy trwałej ... rośliny już prawie wysypały nasiona, a wodospadzik w lodowej sukience ...


Woda żwawo płynie pod lodową skorupą, słychać jej bełkotanie, bo pewnie nie ma się gdzie pomieścić.

Pojechaliśmy dalej, a w odwodzie mieliśmy masyw Roztoki tuż za Kwaszeniną, skąd odchodzi koński trakt ... do Liskowatego 10 km, do Krościenka 17 ... jaka elegancka droga, nigdy nią nie szliśmy ...


Droga dziewicza, ani śladu zwierzęcego tropu po nocnym śniegu ... plecaczek z herbatą i kilka ciastek ... teraz już nie ruszamy się nigdzie bez tego zaopatrzenia.


Wzdłuż drogi płynie, to zbliżając się to oddalając, potok Wyrwa. Na jej brzegu wypatrzyłam pień drzewa, to chyba olsza, a na nim grzyby. Jak mniemam, to uszaki, jadalne, cenione w kuchni chińskiej i japońskiej ...


Ostatnio czytałam nawet czyjegoś bloga o pobycie w Bieszczadach, było zdjęcie potrawy z tymi grzybami. Gotowany ryż z pokrojonymi w paseczki grzybami ... wyglądały całkiem jak w warzywnej mieszance chińskiej na patelnię:-)
- Weźmy parę grzybów, zobaczymy jak smakują - rzuciłam do męża, ale kiedy zobaczyłam jego minę, to chyba straciłam odwagę, żeby je skosztować:-)
Szliśmy dalej w baśniowym krajobrazie, pielęgnowane stare drzewa owocowe znaczyły teren po dawnej wsi Kwaszenina. Skręciliśmy w prawo, dokąd wiódł ślad odgarniętego śniegu ...
wyszliśmy na odkryty teren, pełno drzew owocowych, stara lipa, olbrzymi świerk ... tu kiedyś tętniło życie ...






Teren wzdłuż drogi bardzo malowniczy i pozostawiony sobie, liczne pnie przewalone przez potoki, ciurkająca woda na dnie głębokich jarów, omszałe gałęzie ...




Doszliśmy do zamarzniętego zbiornika wodnego, miejsca odpoczynku dla koni, jeśli przejeżdżają tędy jeźdźcy, są ławeczki i wielkie pnie przy drodze, wywleczone z lasu.


Tam zrobiliśmy sobie i my odpoczynek, gorąca herbata czyni cuda ... jeszcze przeszliśmy kawałek do wypału węgla drzewnego i trzeba było wracać. Ciasto drożdżowe pewnie już wylazło z miski, a to "utopione" wręcz wyskoczyło z wody:-)


Spotkaliśmy też pierwsze oznaki wiosny ... maleńkie, srebrzyste bazie i fioletowe "robaczki" olchy ...



Cudo trasa na wiosnę.
Kiedy zbliżyliśmy się do rozdroża, gdzie zostawiliśmy auto, w oddali mignęły nam czerwienią dwie sylwetki ...


To chyba nasi znajomi, Andrzej i Leszek, przewodnicy ... mijaliśmy ich zaparkowane auto przed szlabanem na Suchy Obycz. Szybcy są, pewnie przeszli trasę dawnym Arłamowem, a nie chcąc wracać tą samą drogą, poszli na Wecowską Przełęcz, a potem do Arłamowa:-) ... tak myślimy:-)
Wróciliśmy do domu doliną Jamninki, a jakżeby inaczej:-)
Lubię ten wyjazd z lasu i perspektywę doliny ...


Gdzieś po lewej, w lesie mignęła nam łania ... gdy oglądałam zdjęcia na komputerze, okazało się, że były dwie ...


Wiar zamarznięty, woda wypływa na lód ... mój aparat na kolanach, może uda nam się spotkać tego żbika?

W chatce psy przywitały nas radośnie, ciasta drożdżowe nie wyszły z misek, a teraz pachnie wypiekami. Orzechy znowu na tapecie, wczoraj nałuskałam całą miskę, więc powtórka rogali marcińskich, i rogalików Basi, tym razem z orzechami:-) pewnie mnie domownicy w końcu przepędzą.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, bywajcie w zdrowiu, pa!



24 komentarze:

Aleksandra I. pisze...

Jakże piękne widoki u Was. Ja, żeby zobaczyć prawdziwą zimę muszę chyba wybrać się do Szklarskiej lub Karpacza, czego jednak nie chciałabym bo teraz jest najazd turystów wiadomo ferie. U mnie w jeleniej Górze zimę liczę na godziny. Aż dziw jakie anomalia. Obecnie często bywam w Oleśnicy koło Wrocławia, tam zimy nie ma od lat. Przypomniałaś mi jak z mamą piekłyśmy makowce i rogaliki z "topielca", były pyszne. Pozdrawiam serdecznie

BasiaW pisze...

Spotkanie autorskie na pewno pozostanie w Twojej pamięci- wszak kochasz te miejsca...

Maks St pisze...

Takie spotkania to piękna sprawa, zwłaszcza jak dotyczą rzeczy, wartości, które kochamy ponad wszystko. U nas zima też trzyma, choć już powoli nadciąga odwilż... Pozdrawiam ciepło! :)

Grażyna-M. pisze...

Spotkanie z autorem sprawia, że książkę jakoś inaczej się potem czyta. Robi się taka bardziej... osobista, bliższa? Jeśli autor czyta fragmenty, to potem przy czytaniu "słyszy się" jego głos.:) Lubię takie spotkania i chętnie zbieram autografy.:)
Znalazłam ostatnio na You Tube filmik o zimowych grzybach.
https://www.youtube.com/watch?v=tOBOCp5x8Ds
Pozdrawiam serdecznie:)

agatek pisze...

Już od lat, zimową porą brakuje mi słońca.
Pozdrawiam :D

Beskidnick pisze...

Duuuuużo!

Spotkanie autorskie,zwłaszcza z kimś takim... przeżycie!

Tereny do wędrowania... marzenie, nawet jeśli niektóre szlaki pozamykane (swoją drogą: troska o zwierzęta? - rozumiem, troska o mnie? - zbytek łaski, wycinka? - niech spadają)

Uszaki - jadłem w sałatce, jak znajomy ze szlaku zrobił - nawet niezłe, ale na kolana nie rzucają, moim zdaniem zimóweczki zwłaszcza podsmażane lepsze.

puch ze słów pisze...

Krościenko wspominam z sentymentem ... kiedyś w majowe dni. Wspaniale miejsca. trasa która obraliscie- kusi. A śnieg- biała piękność. amala mi narobiłaś na wyprawę ;) asia

mania pisze...

U nas zima ma się dobrze a na krzakach bzu zawiązują się pączki. Piękną mieliście wycieczkę, zaśnieżony las wygląda bajkowo. Ja mam teraz gorący czas na uczelni, więc wszelkie przyjemności musza poczekać. Ale oczywiście byłam na spotkaniu z panem Krycińskim i też mam autograf :) Na dodatek dzień wcześniej swoją nowiutką mapę Bieszczadów Wysokich (nietypowa bo 1:30 000, wydał oczywiscie Ruthenus) prezentował Wojciech Krukar, więc też było to ciekawe spotkanie.
Pozdrawiam serdecznie

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ola, właśnie przed chwilka oglądałam zdjęcia, za Bystrzycą Kłodzką ani śladu śniegu, wiosna:-) bardzo dobre ciasto z tego "topielca", znowu uraczyłam rodzinę masą ciastek i rogalików, dobrze że im smakują; pozdrawiam.

Basia, liczę również na następne spotkania, wszak pogórzański cykl jeszcze się nie zakończył, ukazała się I część, a samego autora mam nadzieję jeszcze spotkać na pogórzańskich dróżkach; pozdrawiam.

Maks, już wcześniej znałam przewodnik Przemyśl i Pogórze Przemyskie, wielokrotnie korzystałam z tej książki, a teraz poznałam samego autora:-) dziś i u nas odwilż, ale na Pogórzu śniegu leży sporo; pozdrawiam.

Grażyna-M, właściwie to poszłam na spotkanie już po lekturze tej książki, nabyłam ją w przedsprzedaży, bo już nie mogłam doczekać się:-) ale inny jest odbiór żywego słowa, ludzie zadają pytania, wywiązują się ciekawe dyskusje; zerknę na ten filmik, bo ciekawią mnie zimowe ciekawostki grzybowe:-) pozdrawiam.

Agatek, też odczuwam brak słońca, tyle dni pochmurnych; dziś odwilż, wyszło słońce, zapachniało jakby wiosną, za którą już tęsknię; może jeszcze tylko z raz pojechałabym na narty:-) a bliziutko mamy, 10 km; pozdrawiam.

Maciej, ciekawy człowiek z autora, zna tereny od lat chyba 70/80-tych, widział cerkiewki w ruinie, teraz niektóre wyremontowane, niektóre nie przetrwały; do tego osobiste przeżycia z wędrówek; właśnie, sama nie wiem, z jakiego powodu zamknięto szlak, i to aż do końca kwietnia, bo nie podejrzewam leśników o troskę o las czy zwierzęta; przecież w kwietniu już kwitnie runo, wiosna na całego, dlaczego zabraniać ludziom wędrowania? jadłeś uszaki? pewnie przy okazji powrócę do tego drzewa i przyniosę kilka, na próbę, zimóweczek nie znam, poszukam zdjęć i może coś znajdę:-) pozdrawiam.

Asia, to bardzo ładna trasa na Krościenko, nie wiedziałam o niej; bardzo podobna do szlaku przez dawny Arłamów; na pewno ruszymy nią ponownie wiosną, wtedy będzie jeszcze ładniej; w górach jest przepięknie, nie mówię, żeby przedzierać się przez zaspy, ale utartym szlakiem idzie się świetnie; pozdrawiam.

Mania, a wiesz, że już mi się tęskni za wiosną; dziś w słońcu i odwilży było tak przyjemnie; ale jak są pąki na bzach, bazie i kotki na leszczynie i olchach, to wiosna niedaleko; takie spotkania są bardzo ciekawe, a przychodzą na nie ludzie, z którymi mamy wiele wspólnego, takie bratnie dusze; pozdrawiam.

Grażyna-M. pisze...

W tym filmiku opisana jest płomiennica zimowa - ten grzyb ma różne nazwy, między innymi zimówka aksamitna, zimówka aksamitnotrzonowa (Flammulina velutipes). Być może to te zimówki, o których pisze Maciej.:)

Dorota pisze...

Marysiu, onegdaj napisałam do Ciebie ale "diabeł ogonem nakrył"i komentarz zaniknął w odmętach internetu.Co nie oznacza że nie bywam u Ciebie i nie czytam...wprost przeciwnie. Od kwietnia jednak mam nieco mniej czasu-spełniłam marzenie i stałam się zapracowaną posiadaczką ziemską.Wprawdzie to tylko 7 arów ogrodu działkowego ale radości mnóstwo.Pracy też ale ileż ta praca sprawia radości....Nawet zrobiłam wino z własnych winogron, wprawdzie niewiele bo na próbę ale okazało się pyszne.Muszę ten mój areał bardziej ukwiecić jednak.Mam tam i mały sadek /może nie tak mały bo mam 8 jabłoni, 2 czereśnie,2 wisienki, gruszę i śliwę.Kilka drzewek to młodzież a reszta oooo....jak owocowała....orzech włoski,winorośl, jagodę kamczacką, aronię, borówkę, pigwę i mnóstwo miejsca do nasadzeń.Jest też i domek niewielki, jak to działkowy. Mam i namiot z folii tak żem ogrodniczka pełną gębą.Tak jak lubię.Mam i gdzie gości zaprosić, co niniejszym czynię.Może coś podpowiesz...
A co do grzybów...próbowałam czasznicy olbrzymiej, wg mnie dużo jej brakuje do kani.Odważyłam się w tym samym roku usmażyć i zjeść czernidłaka kołpakowatego-całkiem smaczny, tylko przed obróbką trzeba usunąć trzon grzyba bo jest łykowaty.No i gąski w marynacie.Żyję, hi.
Serdecznie Was pozdrawiam.

Anna Kruczkowska pisze...

W końcu i u Was zima taka, jak u nas. Do uszaków się zabieram, ale jeszcze nie dojrzałam do zjedzenia. Może w tym roku?

Pellegrina pisze...

Lubię spotkania z autorem a książka z autografem to dla mnie wielka przygoda. Na takich spotkaniach spotyka się pokrewne dusze.
Piękne trasy macie do chodzenia i zwiedzania, takie dzikie i malownicze, no i dobre buty.
Ho, ho, pierwsze zwiastuny wiosny w połowie stycznia?

Krzysztof Gdula pisze...

Ilekroć widzę zdjęcia Wiaru, myślę że dobrze byłoby zbudować gdzieś na nim niewielką elektrownię wodną. Tani prąd bez kominów.
Mario, nie dziwię się mężowi patrzącemu podejrzliwie na te czarne grzyby, tak przecież inne od swojskiego prawdziwka czy podgrzybka. Macie żbika w sąsiedztwie? Ojej, to przecież rzadki okaz, prawda? Widok opadającej szosy i otwarta przestrzeń w dole wyglądają ładnie, ale jak zjechać, skoro szosa biała…

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Grażyna-M, spróbuję poszperać, może i ja coś znajdę:-) pozdrawiam.

Dorota, jak miło Cię znowu powitać; o, tak, długo nie dawałaś znać o sobie; cieszę się, że masz swój kawałek ziemi, przy Twojej pracowitości będzie tam malutki skrawek zielonego raju na ziemi, i sad, i warzywa, i kwiaty, i chatka nieduża; odważna jesteś:-) sama już zaglądam po różnych sklepikach z nasionami, które kuszą bogatą ofertą, wysieję, sama zrobię sadzonki, interesują mnie zwłaszcza byliny, i to miododajne; wiem, że czernidłaka się jada, tyle ich widziałam w tym roku, i to takie młodziutkie okazy, ale co, ja jestem tchórz:-) gąskę znam tylko zieloną, teściowa mnie nauczyła, reszta to czarna magia; no i przekonałam się wreszcie do borowika ceglastoporego, mijanego przedtem w ogromnych ilościach; niech Ci się darzy w Nowym; pozdrawiam.

Ania, wczoraj plucha, dziś dosypuje znowu, ale zima jak się patrzy; będę patrzeć u Ciebie, kiedy odważysz się skosztować uszaków, a widziałaś je u siebie, są? pozdrawiam.

Krystynko, przy tym zdziczeniu świata miło jest zanurzyć się w przyjazne klimaty, posłuchać spokojnego głosu autora, porozmawiać ze znajomymi; jakoś nam coraz dalej od ludzi, może to źle, ale lubimy nasza samotnię, ten spokój, ciszę; tak, tras jest dużo, i to dobrych na zimę, bo nie trzeba przedzierać się przez zaspy ... dawne państwo arłamowskie pozostawiło wiele dróg dobrze utrzymanych, po dawnych wsiach nie ma prawie śladu, bezludzie zupełne; być może uda nam się pójść w druga stronę, jak nasi znajomi przewodnicy:-) te zwiastuny wiosny to tak tylko dla przypomnienia, że idzie ku dobremu; pozdrawiam.

Krzysztof, tak, Wiar to bystra rzeka o charakterze górskim; o, nie, zaraz by zalali kawał terenu, przyjechałyby spychacze, ciężarówki, naruszyły ekosystem, spokój tej krainy; wystarczy już, że budują gazociąg wysokociśnieniowy, a trochę dalej odkryli gaz; kroją, ryją w ziemi, jak się patrzy, na co patrzę z bólem serca; ja też z rezerwą podchodzę do uszaków, co nieznane, to budzi nieufność:-) tak, ośnieżone drogi wyglądają ładnie, ale przy dużym nachyleniu sprawiają kłopoty, też zostawiamy nasze auto na górze i schodzimy do siebie z plecakami, już raz utknęliśmy na cały dzień i boimy się powtórki, bo nie zawsze droga posypana; ale ruch tylko dla zdrowia; pozdrawiam.

Beskidnick pisze...

Mario - kup sobie słoik "sosu chińskiego" w Biedronce, albo fix knorra także "chiński" - tam zawsze jest kilka takich grzybków, smakują całkiem jak uszaki.

Grażyna-M. pisze...

Maciej dobrze podpowiada. Bo w potrawach chińskich jest właśnie (przeważnie, bo są też inne grzyby) uszak bzowy. Można go kupić w formie suszonej jako grzyby mun - to jest to samo. W tym filmiku, którego link napisałam wcześniej, autor też o tym mówi.:)
Jeszcze dorzucę inny tekst.
http://lukaszluczaj.pl/uszak-bzowy-mung-czy-mun/

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maciej, być może już w ten piątek zejdę poniżej naszej chatki w zarośla czarnego bzu, teraz jest mokro, tam na pewno znajdę kilka tych grzybków i spróbuję:-) trzymaj kciuki, żebym przeżyła:-) pozdrawiam.

Grażyna-M, filmik pooglądałam, znam te wszystkie grzyby, ale nigdy nad nimi nie pochyliłam się:-) taka czarka austriacka, widuję ich wiele, a nawet do głowy by mi nie przyszło, że można je zjeść, te płomiennice czy boczniaki ...ileż ich mijałam w lesie:-) latem przymierzam się do spróbowania żółciaka siarkowego, bo na naszych starych śliwach rośnie ich wiele, a Okrasa ostatnio coś tam z niego gotował; mąż coś niechętnym okiem patrzy na te nowości, może się przekona:-) pozdrawiam.

Beskidnick pisze...

Trzymam ;)

Tomasz pisze...

Jakże żałuję Mario że nie dane mi było posłuchać gawędy tej legendarnej osobowości. Niestety poligon był siłą wyższą, ale książka już przeczytana.
Pozdrawiam serdecznie

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maciej, nie jadłam, wszystko przykryte śniegiem:-)

Tomasz, nic straconego, przecież to jest dopiero pierwsza część "Pogórza Przemyskiego", przed nami następna, może wtedy uda Ci się być na podobnym wieczorze; za mało mi tej książki, łyknęłam w jeden dzień i wieczór i teraz pozostaje tylko wracać do niej, ku przypomnieniu:-) pozdrawiam.

Anna Barańska pisze...

Bardzo inspirujący artykuł. Pozdrawiam !

Monika Zawadzka pisze...

Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam.

Mateusz Domański pisze...

Ładnie to wygląda.