poniedziałek, 5 sierpnia 2019

Transylwańskie łazęgi cz.I...

Dosyć długo czekał na nas ten wypad do Transylwanii.
Najpierw miał być bożocielny weekend, potem majstrom remontowym zgrały się terminy i długo psuli nam dom, jak mawia Jasiek, a i tak końcówkę robót zostawiliśmy na głowie domowników, sami zwiawszy z domu na trzy doby do ulubionej Rumunii.
Tym razem ramówkę naszego wyjazdu oparłam na relacjach Wojtka Franza z cro-forum "Jak nie Chorwacja, to ...", wątek "Rumuńskie wyrypy". Jak dla nas to kopalnia natchnienia na kolejne wyjazdy, tylko że my nie biegamy po górach, a raczej bardziej oglądamy różne ciekawostki.
Ponieważ nie lubimy dużych miast, omijamy je szerokim łukiem lokalnymi drogami, które są ciekawsze widokowo, ale i sprawiają różne niespodzianki.
Wczesnym, rześkim rankiem stanęliśmy w miasteczku Carei, z małym spacerem po parku, którego punktem centralnym jest zamek Karolyi ... trzeba jeszcze zakupić obowiązkową ro-vinietę na 7 dni, wymienić pieniądze ...
Nasz pierwszy wyjazd do Rumunii przed laty odbyliśmy w słodkiej nieświadomości ... objechaliśmy obydwie trasy, transalpinę i transfogaraską bez winiety, nawet zatrzymała nas ichnia policja, ale to dlatego, że nie świeciła jedna żarówka w aucie. Teraz nie popełniamy tego błędu:-)





Trasa w rumuński interior prawie zawsze przebiega przez miasteczko Jibou z ciekawymi ogrodami w dawnej posiadłości grafa Wesselenyi ... najpierw kawa w którejś z kafejek na małym, acz barwnym ryneczku miasta, potem uczta dla oczu ...









Jeszcze trochę podroczyliśmy się z mimozą, miziając jej listki, która składała je po każdym dotknięciu, pierwszy raz widziałam takie zjawisko, przedtem tylko czytałam.


W miejscowości Galgau Alasului znajduje się ciekawy rezerwat skalny Gradina Zmeilor, byliśmy tu już, ale trzeba odświeżyć widoki ...







Gorąco, bardzo gorąco ... dobrze, że teren przy parkingu dobrze zorganizowany, pod zadaszeniem coś przekąsiliśmy, odpoczęli i ruszyli dalej, na poszukiwanie wąwozu Turenilor, o którym przeczytałam również u Wojtka. W pobliżu teren przecina autostrada Transilvana, rozłożyło się wielkie miasto Cluj-Napoka, z którym mamy nieustanne porachunki, bo włóczy nas po ulicach niemiłosiernie, łącznie z romską dzielnicą. Udało się je ominąć, mimo że trochę postaliśmy w korkach przed kolejnymi rondami, rozjazdami w różne strony kraju ... wreszcie miejscowość Tureni, tylko jedna tablica z pokazanym kierunkiem wąwozu, o resztę dopytaliśmy mieszkańców.
Jaka ulga ... z tego młyna, ogromnego ruchu na drogach, smrodu olbrzymiego śmietniska w pobliżu Napoki, wielkiego jak Połonina Wetlińska, wjechaliśmy w ciszę, piękne widoki i co najważniejsze, byliśmy sami. Na stokach stada owieczek, dalekie dzwonienie dzwoneczków, wąwóz Turenilor ...










Zbliżał się wieczór, trzeba poszukać miejsca na nocleg, przenieść się w pobliże następnej atrakcji turystycznej, żelaznej pozycji w każdym przewodniku po Rumunii, to wąwóz Turda.
Różne są sposoby przemieszczania, każdy ma swój ...
- Uważaj Maryś, znosi cię trochę na lewo! - zaśmiał się mąż.
Zawsze śmieje się, że nowoczesne wiedźmy latają na odkurzaczach, ja to tradycyjnie, na miotle:-)


To mój najnowszy nabytek, wyczekany długo, bo w miejscowości Ghenci, miotlarskim ośrodku oferowali ostatnio tylko zwykłe sorgo:-) już zdobi werandę chatki pogórzańskiej.
Nocleg znaleźliśmy na kempingu pod samym wąwozem, nawet nie rozkładaliśmy namiotu, bo pogoda była niepewna, grzmiało gdzieś za górami. Mały domek z łóżkiem na paletach w zupełności wystarczył ... siedzieliśmy długo w noc na małej werandce, grały cykady, nietoperze bezszelestnie latały po niebie, a przed oczami mieliśmy bielejące w mroku ściany wąwozu Turda i towarzystwo sympatycznego psiaka.



Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, wszystkiego dobrego, pa!


20 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Pani Mario, cieszę się, że pojawiła się Pani ponownie ze swoimi wrażeniami z letniej podróży. A nie znając Pani i tym samym Pani zajęć, już bałam się, że coś się Pani stało, bo zamilkła na dłużej Pani opowieść. Pozdrawiam i życzę zadowolenia z nowej odsłony swego domu po remoncie. I oczywiście czekam na kolejne opowieści, pozdrawiam ciepło, Alik

OdnowionaJa pisze...

Kiedyś uwielbiałam duże miasta, teraz jakoś czuję się szybko w nich zmęczona. Za szybko ludzie ganiają, za dużo, za mało natury... sama nie wiem. hehe Małe miasteczka uwielbiam, bardzo często skrywają one skarby prawdziwe. Piękne zdjęcia, cudne rośliny. Bardzo podoba mi się ten rezerwat skalny. W pięknym miejscu mieliście nocleg. Pozdrawiam bardzo serdecznie. :)

grazyna pisze...

A ja bylam w Cluj Napoce..wiadomo nie mialam wyboru, tez lubilabym jezdzic po Rumunii mniej miejskiej, ale nie narzekam Rumunia mnie urzekla i obiecuje sobie, ze dalej bede tamm sie wloczyc, ale juz z kolezanka i samochodem.
Piekna wycieczka, oj rosna moje ochoty na jezdzenie po tym kraju...a ta mimoza o czerwonych kwiatach rosnie gesto i czesto w Wenezueli. Nawet nie wiedzialam, ze jest w Europie.
Jakie sliczne Twoje zdjecie! pozdrawiam serdecznie

grazyna pisze...

I jeszcze widze oplątwę brodaczkowata...u mnie w ogrodzie andyjskim zwisa z kazdego drzewa.

grazyna pisze...

Spalismy w Satu Mare, czyli 30km od Carei...

Maks St pisze...

Wspaniała wyprawa, może i ja kiedyś w tamte piękne miejsca dotrę... Pozdrawiam! ;)

Krzysztof Gdula pisze...

Pięknie tam. Naprawdę pięknie.
Myślałem, że latanie na miotle to wymysły autorki Pottera, ale jak czytam, to prawda. Mario, trudno się lata takim wehikułem? :-)
Ciekawi mnie kuchnia rumuńska. W drugiej części napiszesz coś o jedzeniu? Proszę.

wkraj pisze...

Takiego zwiedzania Rumunii bardzo Wam zazdroszczę. Ucieczki od wielkich miast, pobytu w dzikich, odludnych miejscach, spania tam, gdzie Was zastanie noc. Zbieram te Wasze opisy, bo wciąż mam nadzieję na powrót do Rumunii i odwiedzenie kilku pokazanych nam miejsc u Ciebie na blogu.
Pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Alik, podróż jak zwykle za krótka:-) dużo zajęć, jak to latem, życie również niesie nie tylko radości, ale i troski, czasami trudniej zabrać się do pisania; dom, jak dom, zrobione to, co najpotrzebniejsze, najbardziej cieszę się z przepastnej szafy, wbudowanej we wnękę, może wreszcie zmieszczę rzeczy w jednym miejscu:-) dzięki i pozdrawiam.

Agnieszko, właśnie, życie bardzo przyśpieszyło, a mamy je tylko jedno, trzeba smakować, cieszyć się nim; małe miasteczka mają swój niepowtarzalny klimat, rynek, uliczki i nie ma tłumów; lubimy takie cudeńka natury, właściwie to tylko takie wyszukuję w planach podróży, miasta zostają obok; był środek tygodnia, a więc spokój, w weekendy pewnie przewalają się tłumy:-) pozdrawiam.

Grażyna, Napoka zawsze dawała nam w kość, więc omijamy to miasto szerokim łukiem:-) swój pojazd daje przeróżne możliwości w poznawaniu kraju, tego zorganizowana wycieczka nie zapewni, a ciekawostki jak zwykle znajdują się poza głównymi trasami; już Wam zazdroszczę tej włóczęgi:-) mimoza występuje już na Słowacji, bardziej na południu, na Węgrzech często, u nas chyba przemarza, ale to cudne drzewo, zwłaszcza gdy kwitnie; każę mężowi zrobić choć jedno zdjęcie, że byłam tam naprawdę:-) w ogrodach Jibou są dwie kosmiczne kule, gdzie znajdują się rośliny tropikalne, akwaria, tam są oplątwy; przez Satu Mare jedziemy w Maramuresz, przez Carei wgłąb Rumunii; pozdrawiam.

Maks, na pewno dotrzesz:-) spotykamy wielu podróżników, różnej narodowości, na rowerach, motorach, w kamperach, na stopa, każdy sposób jest dobry:-) pozdrawiam.

Krzysztof, powtarzam od jakiegoś czasu, że Rumunia ma wszystko, co najładniejsze w Karpatach:-) no coś Ty, lata się na różnych rzeczach, a miotła jest jednym z nich, trzeba tylko wybrać w miarę prosty kijek, żeby nie znosiło:-) :-) napiszę o jedzeniu, nie za dużo, ale chyba powtórzę się, bo smaku szukaliśmy w starych miejscach; pozdrawiam.

Wkraju, w Rumunii najlepsze jest to, że możesz spać, gdzie chcesz, oczywiście w miarę bezpiecznym miejscu, nikt nie zabrania rozbicia namiotu czy postawienia auta; kiedyś spaliśmy na transalpinie, obudziło nas stado krów, pozdrowili ciobani:-) wydaje mi się, że więcej niebezpieczeństw czyha w wielkich miastach, trzeba się pilnować, na wsi ludzie są serdeczni; cieszę się, że nasze wyjazdy mogą być natchnieniem i że uda mi się choć trochę zmienić wizerunek tego kraju, bo przyznasz, że wielu reaguje tak: co???? do Rumunii???? pozdrawiam.

Aleksandra I. pisze...

Czytałam i oglądałam zdjęcia z wielkim zainteresowaniem. Te ogrody muszą być przepiękne. Nie znam Rumunii i dlatego chętnie zgłębiam wiadomości o tym kraju. Fajnie jest tak jechać przez mniejsze miejscowości, zawsze można trafić na jakieś perełki. A to architektura, a to roślinność. Ciekawa jestem, czy dużo spotyka się turystów. Pozdrawiam i czekam na jeszcze więcej.

Beskidnick pisze...

Ale kusisz tą Rumunią, chyba w końcu kiedyś wsiądę na rower i tam pojadę.

Klimaty Agness pisze...

Z ogromną przyjemnością odbyłam tę podróż razem z Wami, to miejsca całkowicie mi nieznane, tym chętniej je zwiedziłam :D
Widoki przepiękne :)
Pozdrawiam serdecznie, Agness:)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ola, w ogrodach można spędzić wiele czasu, tylko my zawsze pędzimy przed siebie, więc trochę zwiedzamy "po łebkach"; ale jest tam bardzo klimatycznie, to dawna posiadłość węgierskiego grafa, po wojnie była szkoła, pałac jest zaniedbany, a przez okna widać wspaniałe podłogi i kominki; tylko przez mniejsze miejscowości, trafia się w miejsca, o których przewodniki nie wspominają, a ludzie serdeczni; więcej turystów spotyka się w miejscach popularnych, modnych, pewnie w weekend jest tu ścisk, my wybraliśmy środek tygodnia, było spokojnie; pozdrawiam.

Maciej, a kuszę, kuszę:-) właśnie na kempingu spotkaliśmy takiego turystę, rozbił malutki namiocik, rano spakował się, zwiedził wąwóz i pojechał w swoją stronę; pozdrawiam.

Agness, cieszę się, że spodobało się, poza głównymi traktami są miejsca niezwykłe, trzeba śledzić relacje innych i wyłuskiwać atrakcje; jakie kwitnące łąki na górskich pastwiskach, obłęd! pozdrawiam.

agatek pisze...

Czytam i się zachwycam...

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Agatek, i nas chwyciła Rumunia za serce, na całego; pozdrawiam.

mania pisze...

Jakże piękna, botaniczna opowieść!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maniu, same ogrody w Jibou warte zwiedzenia, a już rośliny w naturze to osobna bajka, być tam wiosną; pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

'Tym razem ramówkę naszego wyjazdu oparłam na relacjach Wojtka Franza z cro-forum "Jak nie Chorwacja, to ...", wątek "Rumuńskie wyrypy".'

Cóż, mogę się tylko cieszyć. :)

Pozdrawiam serdecznie,
Wojtek

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Wojtek, bo takie relacje jak Twoje są natchnieniem do kolejnych wyjazdów:-) o pewnych miejscach ani mi się nie śniło, dopiero po przeczytaniu zaczęłam szukać, drążyć, oglądać zdjęcia, i też zapragnęłam tam być; szkoda tylko, że tak nieładnie porobiło się na tym forum; pozdrawiam.

Dagmara Fafińska pisze...

Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.