wtorek, 29 października 2019

Pogórze połoninkami stoi ... Połoninki Kalwaryjskie ...

Nie są to, co prawda, takie wielkie połoniny jak na ten przykład bieszczadzkie, ale troszkę w mniejszej skali i nie tak intensywnie nawiedzane.
Ostatnio słyszałam, że liście bukowe na "końskiej drodze" na Połoninę Wetlińską do schroniska Chatka Puchatka są starte na pył, tyle stóp tam przeszło.


To miał być ostatni ciepły weekend tej jesieni, i ostatni październikowy.
Odczekaliśmy, kiedy zeszły mgły, a słońce przygrzało iście letnio. Od nas na połoninki kalwaryjskie niedaleko, byle za Wiar i wspiąć się nową droga na wzgórze.
Za Pacławiem zostawiliśmy auto i poszliśmy na Mandżochę, pierwszy ze szczytów połoninek.
Osobliwa nazwa, obco brzmiąca, jakby echem wołoskich pasterzy, którzy tędy przechodzili przed wiekami, a może nawet niektórzy osiedlili się.
Chcieliśmy poszukać odbudowanej kapliczki tuż nad granicą ... na samym szczycie trwają prace budowlane, ponoć WOP stawia tam jakąś wieżę obserwacyjną.


Jest i kapliczka, nowiutka, odbudowana w zeszłym roku, pw. Matki Boskiej Fatimskiej.


Podejrzewam, że to bardzo współczesne miano, kiedyś to była kapliczka pątnicza, gdzie na szlaku pielgrzymkowym do Kalwarii Pacławskiej odpoczywały w jej cieniu kolejne kompanie wiernych.
Teraz znajduje się tuż obok granicy z Ukrainą, a przed wojną schodzili się pielgrzymi zewsząd z okolicznych miejscowości, może z Kropiwnika, Dobromila, a może i z samego Sambora. Stoi na skraju przepięknego lasu, idą stąd leśne drogi przez Ubocz albo Siedlisko do Nowych Sadów, dawnego Hujska, prosto do grodziska, horodyszcza, na którym zbudowano murowaną cerkiew, jakby obronną.



Takich kapliczek jest mnóstwo rozrzuconych po polach i lasach wokół Kalwarii, jedną kiedyś namierzyliśmy na Chybie, w zupełnej ruinie, może i na nią przyjdzie kolej do odbudowy.
Teraz szlakiem niebieskim, a właściwie tuż obok, bo wygodną droga przez rozległe łąki poszliśmy na Żytne, kolejny szczyt Połoninek Kalwaryjskich ...



Z daleka widać wieże sanktuarium kalwaryjskiego, w uszach świstał wiatr i było zupełnie letnio, wierzyć się nie chciało, że to koniec października. Mąż w podkoszulku  z krótkimi rękawami, ja w lekkim polarze, bo przeziębionam z lekka.
Na samym szczycie solidna wiata z grubych belek, pod dachem stół z dechy z jednego pnia, takież siedziska, do tego krąg ogniskowy, a nawet grillowisko, zdolne obsłużyć sporą grupę turystów ... wszędzie zmiany.



Widoki dookólne niezwyczajne, na Ukrainę, na Kopystańkę, widać naszą wioseczkę ... usiedliśmy na ławie, ktoś przejechał na rowerze, dwie turystki ...


Tak, wszyscy piszą o nowym obyczaju wśród turystów, nikt się nie pozdrawia, a nasze "dzień dobry" witane jest z niejakim zdziwieniem. Tak sobie tłumaczę, że może ta masowość turystyki, łatwa dostępność gór, a co z tym się wiąże, gęstość ludzi na szlaku wymusza takie zachowanie, a może po prostu my jesteśmy już z innej epoki.




Kiedyś wypuściliśmy się "czołgiem" w tę drogę, która odchodzi w lewo pod las ..., dobrze, że zatrzymała nas granica:-) W oddali rysują się pasma gór po ukraińskiej stronie, może nawet widzimy Paraszkę w Beskidzie Skolskim, a bardziej na południe przecudna Paportniańska Dolina.


Po południu odwiedził nas nieoczekiwanie Kresowiak, zaprzyjaźniony z forum, jego też wyciągnęła z domu niezwyczajna pogoda, przyszedł do nas również niebieskim szlakiem, ale z drugiej strony, od Przemyśla:-)
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, bywajcie w zdrowiu, pa!



15 komentarzy:

Stanisław Kucharzyk pisze...

A kto odbudował tę kapliczkę?

Krzysztof Gdula pisze...

Jeśli te połoninki są chociaż w części tak ładne jak bieszczadzkie, powinienem zapisać je na listę miejsc do poznania.
W Sudetach miniona niedziela nie była już tak ładna i ciepła jak u Was i jak poprzednie niedziele. Popołudniu wiatr przygonił chmury, w porze kolacji zaczęło padać. Ale przecież aura dała nam kilka tygodni pięknego babiego lata.

Olga Jawor pisze...

Tak, przepiękna była "ta ostatnia niedziela". Wybraliśmy sie na długi spacer z psami po lasach. Nazbieraliśmy wielki kosz dorodnych prawdziwków - taki dar na pozegnanie ciepłej jesieni.
Nie znam jeszcze okolic, o których piszesz, Marysiu, ale cieszę się, że je opisujesz, że pokazujesz, co warte zobaczenia. Dzięki Tobie poznaje bardziej piekne miejsca za Sanem i marzę, że i ja kiedyś zdołam tam powędrować.
Nie pozdrawiaja sie tam ludzie tak powszechnie jak niegdyś? Troche to smutne, ale świat zmienia sie wszędzie, takze co do obyczajów na szlakach.Pewnie masz racje, co do masowosci turystyki. Kiedys wędrówki pociągały specyficznych ludzi, bardziej chyba uduchowionych i łagodnych, ceniących spokój, zbratanych jakas wspólną pasją, upodobaniem do podobnego klimatu, nastroju a nawet muzyki. Teraz chodzą wszyscy..

Szybkiego powrotu do zdrowia, Marysiu!:-)*

Anna Kruczkowska pisze...

Rozpieścił nas październik pogodą, oj rozpieścił. Tak z innej epoki jesteśmy... dinozaury prawie 😂

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Staszek, jak wyczytałam na tablicy, to Lasy Państwowe, UG Fredropol i franciszkanie; ciekawa powojenna historia tej kapliczki, bo granica była regulowana, a pogranicznicy sowieccy obrali ją sobie za cel do strzelania, kiedy była na ich terenie; potem nie wolno było zbliżać się do granicy, bo strefa, i tak niszczała bidulka, aż w zeszłym roku odzyskała nowe życie; szkoda tylko, że zamknięta na cztery spusty, nie można tam wejść, dlaczego? nie wiem; pozdrawiam.

Krzysztof, tak, są ładne, tylko w innej skali:-) zresztą można sobie ustalić ładną trasę przez wszystkie połoninki, poczynając od arłamowskich, przez kalwaryjskie, potem rybotyckie i dotrzeć na samą Kopystańkę; to jesienne lato było zdradliwe, jak dla mnie, przy pracach spociłam się, potem mnie przewiało i tak jeszcze do dziś wyłazi ze mnie choróbsko, a głosu jeszcze nie odzyskałam; pozdrawiam.

Ola, nie kuś tymi prawdziwkami, bo ja w tym roku nie znalazłam ani jednego:-) okolice za Sanem wielce ciekawe, a jeszcze na dodatek pod koniec października otwarty został nowy most na Sanie Słonne-Sielnica, co bardzo usprawnia dotarcie w różne miejsca bez dalekich objazdów; mieszkańcy pozdrawiają się zawsze, gorzej z turystami:-) ale jak czytam na innych blogach, to zjawisko nagminne; dzięki, Olu, jeszcze chrypię, kaszlę, ale chyba mija choróbsko; pozdrawiam.

Ania, tak nas rozpieścił, że nie do uwierzenia, lato jeszcze kilka dni temu, krótkie rękawki, że aż przeziębiłam się:-) co tu dużo mówić, samo stwierdzenie, że urodziliśmy się w zeszłym wieku, zobowiązuje:-) dinozaury, jak nic; pozdrawiam.

grazyna pisze...

To pierwsze Twoje zdjecie bardzo do mnie przemawia, tzn. rpzmarzylam sie, lubie takie widoki. Wykorzystalas ostatni, chyba, piekny weekend. Ale Ty masz wokol tyle pieknych okolic, ze zawsze mozesz sobie wyskoczyc w teren.
Ja wybieram sie wkrotce na wedrowke po Roztoczu, wiele sobie po niej obiecuje. ALe takiej pogody nie bede miala. sciskam

wkraj pisze...

Z przyjemnością pooglądałem sobie zdjęcia, od nas to naprawdę daleko.
Mieliśmy w tym roku plany związane z Bieszczadami ale z pewnych względów nie wyszło. My ostatni weekend wykorzystaliśmy na porządkowanie grobów i ta ładna pogoda sprzyjała takim pracom. Pozdrawiam :)

Beskidnick pisze...

Jest pięknie, nogi same rwą się do wędrówki.

BasiaW pisze...

Odwiedziłam dwukrotnie Kalwarię ale na połoninki nie starczyło czasu.

Aleksandra I. pisze...

Jak dobrze, że chociaż na "stare" lata mogę poznać te wschodnie strony naszego pięknego kraju. Za każdym razem tak ciekawie Mario opisujesz swoje okolice. Od razu zaglądam na odpowiednie mapki i śledzę Twoje wędrówki. Zapewne miłe było spotkanie z bratnią duszą blogową. Pozdrawiam serdecznie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Grażyna, tak, mgły dodają tajemniczości, i co tu dużo mówić, niezwykłego światła na zdjęciach; dziś mróz, ale przyszły tydzień znowu ma być ciepły, jeszcze wczoraj teściowa zbierała borowiki, które mnie się dostały:-) wystarczy wyjść na próg, przejść na łąki i już jest się na połoninkach rybotyckich dla odmiany, tak nazywają je geografowie, dla nas to Horodżenne:-) gdzie na Roztocze, w którą część? pozdrawiam.

Wkraju, zostaw sobie Bieszczady na odpowiedniejszą porę roku, a więc wiosnę albo późną jesień, strasznie dużo ludzi, dlatego też my darujemy sobie letnią porę i słoneczną jesień:-) też byliśmy w niedzielę na grobach, w Horyńcu na Roztoczu Płd.Wsch.; niedaleko jest Radruż; pozdrawiam.

Maciej, spodobałoby Ci się, a jakie trasy na rower, i trudniejsze terenowe, i gładziutkim asfaltem, prawie bez aut:-) pozdrawiam.

Basia, o! ten brak koniecznie trzeba nadrobić; czeka Cię niezwykle uroczy spacer widokowymi połoninkami; szłam kiedyś wiosną, kwitnące łąki nie do opisania; pozdrawiam.

Ola, to są absolutne kresy naszego kraju; kapliczka w odległości od granicy jakieś 300 m, zresztą widać w niektórych miejscach słupki graniczne; jako, że to Ukraina, kraj nieunijny, nie można jej swobodnie przekraczać, a szkoda; Kresowiak przeniósł w Bieszczady drewnianą chatę z mojej wsi rodzinnej, a więc prawie rodzina:-) :-) pozdrawiam.

aldia pisze...

Jakie piękne miejsce... jej :))!

Pellegrina pisze...

Słyszałam i widziałam, że w ten ostatni październikowy weekend takie tłumu na bieszczadzkich połoninach jak na Kasprowy a do Chatki Puchatka były kolejki jak na Gubałówkę. Parkingi zapełnione na full. Oj, spowszedniała nam turystyka na znanych szlakach, trudno co krok mówić dzień dobry

Anonimowy pisze...

Ja jednak wolałem tą graniczna kapliczke po staremu.
Nazwa Mandżoha zawsze mnie intrygowała . Kiedys w rozmowie z starszym mieszkańcem Pacławia zapytałem co to za górka i on na to Mandziocha. Zabrzmiało bardziej swojsko i niewykluczone , ze to było pole(łaka) jakiegoś miejscowego gospodarza . Taka Rusinowa polana lub Józkowa Góra ;).
Mozna prosić o fotke tej instalacji SG?
pozd.Kulczyk

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Aldia, miejsca bardzo widokowe, dla mnie to takie małe Bieszczady:-) pozdrawiam.

Krystynko, ta iście letnia wyciągnęła ludzi z domów, a ponieważ na wyjazd w Bieszczady zdecydowało się wielu miłośników górskich wędrówek, to i tłumy na szlaku ogromne; nie, nie lubię tak:-) widzieliśmy podobne zjawisko w zeszłym roku w I weekend października, do tego remont mostów, to korki kilometrowe się potworzyły:-) pozdrawiam.

Adam, widziałam gdzieś na forum Twoją relację, zdjęcie tej rozwalonej kapliczki, a potem, jak chciałam je pożyczyć dla porównania, to nie mogłam znaleźć:-) teraz kapliczka cacana, ładniusia, i tylko szkoda, że zamknięta na cztery spusty, nawet przed deszczem człek się nie skryje; dobry trop z tą nazwą Mandziocha, ciekawe tylko, czy w księgach parafialnych jakieś podobnobrzmiące nazwisko by znalazł; z kolei Mandżocha brzmi mi gdzieś z dalekich stron Karpat; trzeba by znawcę językowego zapytać:-) instalacja przestrzenna jeszcze zagłębiona w ziemi, fundamenty się zalewają, jak będzie reszta, pokażę; oj! czy to aby nie jakaś tajemnica wojskowa? do tiurmy wezmą:-) pozdrawiam.