... modre przylaszczki w zacisznym kąciku, nieśmiało wychylające się żółte pierwiosnki, a nawet fioletowe oczko miodunki ...
Przebiśniegi pod chatką poczynają sobie całkiem śmiało, w pochmurny dzień kielichy kwiatków zamknięte, jak perełkowe łezki na łodyżkach, a w słoneczny rozchylają się, pokazując pod białymi płatkami zielonkawe koronki wnętrza ...
A wawrzynek? och, wawrzynek prawie cały w różowościach, choć to jeszcze nie pełnia kwitnienia ...
Nie wytrzymałam w chatce.
Wczorajszy ciepły dzień obudził we mnie tzw. "zew ziemi":-)
Nad ranem deszcz zaczął uderzać o dach, oho! "zew ziemi" musi poczekać, bo co można robić w deszczu? Ale koło dziewiątej niebo od strony Kopystańki zaczęło podkasywać się, nawet wyszło słońce i ja, pełna zapału, wyszłam do pierwszych prac ogrodowych.
Zaopatrzona w ostrą piłę do gałęzi tzw. lisi ogon, spiłowałam ostro wszystkie odrosty z głównego pnia leszczyn na podwórzu, a kiedy z nimi skończyłam, przeniosłam się na skraj lasu i tam docięłam brakujące prościutkie gałęzie.
Moim zamiarem było zbudowanie podniesionej grządki-rozsadnika, tam wysieję zakupione i zebrane w ogródkach nasionka różnych kwitnących bylin, oczywiście też miododajnych.
Na trawę położyłam trzy rzędy wytłaczanek po jajkach, na to suche gałęzie, potem uplotłam płotki leszczynowe, w nie wsypałam przekompostowane od zeszłego roku liście lipy i leszczyny, zebrane na podwórzu, a potem czarna ziemia z kretowisk. Ze zbieraniem kretowisk łączy się także pożytek na przyszłość, przy koszeniu trawy, bo na tych górkach można nogę skręcić:-)
No i mam rozsadnik, tuż przy chatce, bo przecież będę pięć razy dziennie sprawdzać, czy już coś wschodzi:-)
Szybko się napisało, ale praca kosztowała wiele wysiłku i potu sporo wsiąkło w trzykrotnie zmieniane podkoszulki, bo wiatr jednak ziębił. Zadowolona z siebie, ale i zmęczona, czekam teraz, czy ten wczesnowiosenny "zew ziemi" nie odbije się na zdrowiu:-)
W sobotę byliśmy na niewielkiej wędrówce w okolicach Kwaszeniny.
Ponieważ w Górach Sanocko-Turczańskich jeszcze leżał śnieg i było mokro, poszliśmy asfaltem w stronę Przełęczy Wecowskiej ... dawno temu zapuściliśmy się tu autem, ale wojskowi wyskoczyli z domów i zawrócili nas:-) Teraz te domki stoją puste, niszczeją, budynki gospodarcze w ruinie ...
Po drugiej stronie drogi unosił się dym z ogniska, warczały piły spalinowe, wyrąb lasu odchodził pełną parą ...
Obok drogi bulgotały wesoło potoki, zmierzające do Wyrwy, o ścianach stromych, trochę dzikie, zawalone pniami, a mech nasiąknięty wilgocią ostatnich deszczy zielenił się całkiem jak w dżungli ...
Leszczyny pylą ... kiedy znienacka uderzy w nie wiatr, leci z nich złota chmura.
Ptactwo rano wyśpiewuje, dzięcioły uderzają w werbel, albo chichotliwie nawołują z wysokiego drzewa, gdzieś z dołu odzywa się dzięcioł czarny. Słońce o zachodzie już opuściło Kanasin, przesunęło się na Horodżenne i zmierza w stronę Kopystańki ... nawet dziś rozmawialiśmy z mężem, że kiedy osiągnie swoje apogeum za Kopystańką, będzie koniec czerwca i wtedy zacznie się odwrót.
Na sąsiedzkie obejście przychodzą sarny, zawsze te same trzy ... można je obserwować z okna do woli ...
A jak u Was? Czy "zew ziemi" już wyciągnął do ogrodów, sadów?
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, wszystkiego dobrego, pa!
21 komentarzy:
Jaką wspaniałą grządkę Sprawiłaś sobie. U nas w mieście zakwitają krokusy na trawnikach. Słońce coraz wyżej, wiatr nie daje za wygraną. A no zobaczymy co będzie dalej. Pozdrawiam serdecznie
Piękne miłe sercu kwiaty wiosenne już u Was kwitną :-) A żyłka rolnicza nie odpuszcza!
U nas też czuć przedwiośnie i chyba zima już nie wróci. Nie wiem co się stało z naszymi przebiśniegami w zeszłym roku były, a teraz nic nie wyrosło. Natomiast krokusy już są. Najważniejsze , że dzień coraz dłuższy i robi się bardziej optymistycznie mimo szalejących wiatrów. Pozdrawiam serdecznie :)
JUz nie ma co czekac na zime...juz jej nie bedzie, wiec hurra! zaczynamy sie zachwycac wiosna! juz kwiatuszki kwitna, niedlugo swiat bedzie zielony i kolorowy. Chociaz troche mi smutno, ze nie bylo zimy takiej na jaka czekalam
To jest właśnie piąta pora roku!!! Upominam się o nią! Zew ziemi mnie nie wyciągnął bo dzieci chorują nieprzerwanie więc nie wyjdę z nimi na dłużej.Sądząc po ilości moich aktualnych obowiązków, to ogród ucierpi w tym roku.
Ależ miałaś Maryniu przedwiosenny fitnes :)
Wariuje aura w tym roku, jak tak dalej pójdzie, to szachownice zakwitną w marcu! Chciałabym w tym roku zobaczyć je na żywo, może się uda.
Pozdrawiam serdecznie
Ola, grządka podwyższona, szybciej nagrzeje się i nasionka ładnie wykiełkują:-) cieszą te zwiastuny wiosny, i wcale nie boleję nad tym, że nie było śniegu, pada deszcz, wody jest dostatek; pozdrawiam.
Agnieszko, natura to wspaniały obiekt do fotografowania, broni się sama, nie trzeba ustawiać:-) pozdrawiam.
Staszek, w zacisznych zakątkach, na nasłonecznionych skarpach ładnie sobie te zwiastuny poczynają:-) nie, nie odpuszcza chłopska dusza, będzie jeszcze jedna grządka, dla samego ogórecznika, bliżej pasieki, bo nie mam sił na przekopywanie i odchwaszczanie, więc radzę sobie, jak to mówi moja siostra "permakulturalnie":-) pozdrawiam.
Wkraju, zima pewnie nie, ale boję się o młodziutkie pąki owocowe, lipowe, orzechowe, żeby nagły mróz nie zniszczył, na to nie mamy wpływu; pewnie trzeba będzie na krokusy pojechać w góry wcześniej:-) jest bardzo wiosennie, ptactwo szaleje i w karmnikach ich mniej, czują "miętę"; pozdrawiam.
Grażyna, jejku! nie rozpędzaj się tak, przecież mamy dopiero luty:-) bardzo łagodnie potraktowała nas zima, już nawet zamknęliśmy bramę na podwórze, gdzie zawsze zawracał pług od śniegu:-) pod ścianą chatki całkiem przyjemnie grzeje słońce, choć czasem i śniegiem rzuci z chmury; pozdrawiam.
Basia, to niezwykła piąta pora roku, tyle nadziei, radości, oczekiwania:-) u nas też choróbsko za choróbskiem, jak nie dzieci, to dorośli, myślę, że będzie lepiej, jak zrobi się ciepło; ogród sobie poradzi, nawet jak poświęcisz mu mniej odwagi, będzie bardziej naturalistyczny:-) pozdrawiam.
Mania, to prawda, troszkę pobolewa stary kręgosłup:-) dziś znowu wyjdę popracować, trzeba się wdrażać do nowych zajęć na powietrzu, trawa tylko czeka, żeby zaatakować:-) będę śledzić szachownicowe łąki, dam Ci znać, jak zakwitną; pozdrawiam.
Mnie zew ziemi wygania na odkryte zbocza gór i każe patrzeć na pola i drogi w oddali :-)
Z ciekawością przeczytałem o budowie ogrodzonego poletka; to czarodziejska magia dla wtajemniczonych, prawda? Po co położyłaś na spód wytłoczki i gałęzie?
Mario, słyszałem, że w tym roku nie będzie przebiśniegów, bo nie mają przez co się przebijać, a tu proszę! Jednak są.
Na jednym ze zdjęć widać szosę i odkryte zbocze wzgórza. Od razu pomyślałem, że z szosy skręciłbym w bok i szedł górą. Takie miejsca zawsze kuszą.
Dzikie strumienie wśród drzew, żywych i obumarłych, też mają swój urok.
Witaj Mario.
Dawno nie byłem u Ciebie. Postaram się to naprawić.
U nas już widziałem przebiśniegi, a teraz polecę sprawdzić, czy są przylaszczki.
Miłego Tłustego Czwartku.
Ukradnę Twój pomysł na grządkę. Jest prostszy od mojego, czyli murowania kamiennych murków.
Krzysztof, podkradłam tę nazwę "zew ziemi" z filmu Przystanek Alaska:-) tam właściciel baru czuł taki zew na wiosnę i płacił farmerom, żeby mógł popracować na roli; potem bolał go kręgosłup, nie mógł się wyprostować i młodziutka żona prasowała mu plecy żelazkiem:-) na spód mojej grządki oda tekturowe wytłoczki, żeby zielsko nie przebijało się, bo ziemia nie jest przekopana, a grządkę buduje się powyżej; gałęzie pewnie po to, żeby był dopływ powietrza i liście rozkładały się w próchnicę, jeszcze powinien być obornik i ziemia kompostowa na wierzch, może za kilka dni dołożę te warstwy, bo na razie wróciłam do domu pączków nasmażyć rodzinie:-) ma to sens, że przebiśniegów miało nie być, ale one czekały i czekały, i w końcu powiedziały dość! i zakwitły; to zbocze, o którym piszesz, też odwiedzam, są tam ciepłolubne rośliny, niektóre bardzo rzadkie; nawet ostatnio, jak wracaliśmy znad tych strumieni, skusiły nas te skarpy i pobliskie łąki i następnym razem pójdziemy właśnie tu, prosto z naszej chatki, to niedaleko; pozdrawiam.
Jan, to prawda, z rzadka bywasz w blogowym świecie:-) ale widocznie masz ku temu powody i nikt nie ma Ci tego za złe:-) u Ciebie, na zachodzie, cieplej, pewnie więcej roślin kwitnie; zaszalałam dziś, 37 pączków wyprodukowałam, dla czterech pokoleń w rodzinie:-) pozdrawiam.
Ania, każdy materiał można wykorzystać na podniesioną grządkę, u nas akuratnie na brzegu lasu mnóstwo leszczyny, a zwłaszcza młodych, giętkich odrostów, te wykorzystuję; wyprodukowałam już trzy takie grządki, jedną w grudniu, kiedy zebrałam gałęzie z czyszczenia poboczy, a w tym tygodniu rozsadnik i grządkę koło uli, tam wysieję ogórecznik i może coś jeszcze z miododajnych; marzą mi się wszystkie grządki tak oplecione, co będę powoli robić; pozdrawiam.
Maryniu, nie wiem czy wiesz, ale już 5.03. o godz, 17.00 Stanisław Kryciński będzie opowiadał o swojej najnowszej książce: Pogórze Przemyskie - w krwawym zakolu Sanu. Księgarnia Kontrabanda literacka :)
Pozdrawiam serdecznie
W zbożnym celu to i "odchorowywanie" będzie lekkie.
Maniu, dzięki wielkie, postaramy się być, a może i książkę zakupić, choć ostatnia pozycja "W dolinie Wiaru" zdawała mi się być troszkę tendencyjna; pozdrawiam.
Maciej, odbyło się bez poważniejszego uszczerbku na zdrowiu, choć kości nienawykłe po zimie do wysiłku ździebko zabolały:-) pozdrawiam.
Witam się pięknie i pozdrawiam z Warmii. U nas także widać już zapowiedź wiosny w przyrodzie. W ogrodzie kwitną przebiśniegi i przylaszczki. Krokusy bardzo nieliczne i tylko pod domem, ale wiosna idzie na pewno. W parku kwitnie złoć żółta. Powietrze już inne, wiosenne i słychać radosny szczebiot i śpiew ptaków. Wkrótce może zakwitnie też i forsycja i wówczas nastąpi prawdziwie wiosenny czas. Roboty ogródkowe u mnie jeszcze czekają, bo wszędzie mokro i jednak zimno, a zmarzlaka nie tak łatwo w pole wysłać. Alik
Pani Mario, ależ jestem ..., już nie powiem jaka. Oczywiście zdjęcia wspaniałe, a nr 8 fantastyczne - jak krzyk rozpaczy i ból istnienia. Powodzenia na rozsadniku. Alik
Piękne u Ciebie zwiastuny wiosny, ja w lutym nie byłam jeszcze na skraju ale tam wiosna zawsze późniejsza bo wokół lasy i woda.
Własnie się waham czy formować leszczyny w pień i wycinać odrosty czy puścić w krzew. Obie opcje mnie kuszą ale tej wiosny muszę już zdecydować.
Jajników używam do rozpalania w piecu ale to marnotrawstwo, nie wpadłam na to by wyścielić nimi grządkę, chyba podbiorę Ci ten pomysł. Gałęzi mam sporo , liści też a i ziemi z kretowisk ci u nas dostatek.
Są jeszcze ostępy, drzewa zwalone Naturą a nie przez człowieka.
Przez cała zimą przynoszę ze spacerów gałązki leszczyn i zawsze zachwyca mnie ten moment gdy miękną i sypią złotą chmurą przy byle ruchu.
Zachody masz urokliwe, u mnie coś za coś, mam lasy wokół ale nie mam takich widoków.
Takie sarny sąsiadki to szczęście czy utrapienie?
Alik, a jakże, czuje sie wiosnę w powietrzu, a ptaszkowie jak rankiem wyśpiewują:-) ojejku, już forsycja? dziś u nas przymrozek, to dobrze, bo troszkę wstrzymuje wegetację; na grządkach też mokro, a zatem roboty tylko koło nich, a więc płotki, cięcie gałęzi, no i zbieranie kretowisk, tam woda odsączona; wysiana papryka już zieleni się na oknie, w przyszłym tygodniu będę wysiewać pomidory; dobrze, że zmarzlak dba o siebie, to żadne bohaterstwo przeziębić się:-) zdjęcie nr 8 trafnie nazwane, to pozostałość po dawnej wsi, kiedyś było tu gospodarstwo; pozdrawiam.
Krystynko, zdążysz, zdążysz, jest jeszcze zimno, wietrznie, przyjdzie czas w cieple popracować, no i przecież trzeba sobie dawkować tę ogrodniczą przyjemność; odrosty leszczynowe potem grubieją w gałęzie, krzew gęstnieje, a przypilnowany w pień rozbudowuje koronę, to już zależy od ciebie:-) wyścielanie tekturą chroni nasze kręgosłupy przed przepracowaniem, a już wypraktykowałam, że doskonale zatrzymują zielsko, trawę, nie pozwalając przebić się do wyższych żyznych warstw; sarny ładne do podziwiania, ale w sadzie szkody robią, zające też, a siatka do okręcania pni leży już któryś rok w gospodarczym; zające też ostrzą zęby na drzewkach:-) pozdrawiam.
Pani Mario, powiększyłam ro zdj. nr 8 i widać, że ktoś je ukształtował, specjalnie nadał mu taki kształt. Czy to może hołd dla poprzednich mieszkańców. Wspomniała Pani, że było tam gospodarstwo. Swoją drogą to bardzo ciekawe. Pozdrawiam, Alik
Alik, stare odmiany jabłoni objęte są specjalną ochrona, są pielęgnowane, przycinane, w ramach jakiegoś projektu unijnego; zresztą w pobliskim arboretum w Bolestraszycach pod Przemyślem te jabłonie są naszczepiane i odtwarzane, a nawet można sobie kupić taką młoda sadzonkę starej odmiany; tę na zdjęciu 8 na pewno nikt nie kształtował, rosła sobie jak chciała, chyląc się w jedną stronę pod ciężarem owoców; to specyfika Pogórza, pozostałości po wysiedlonych wsiach, owocowe stare drzewa, lipy; pozdrawiam.
A jednak ta jabłoń przykuwa uwagę i niesie swoim wyglądem przesłanie. Zdjęcie naprawdę udane i bardzo, bardzo ciekawe. Alik
Prześlij komentarz