wtorek, 25 lipca 2023

Innymi drogami ... rumuńska lipcowa objazdówka ... cz.II

 Poprzedni wpis zakończyłam, że z nieba lunęło jak z wiadra:-) Staliśmy pod zadaszeniem i czekaliśmy, patrząc ze smutkiem na powiększające się kałuże. Tyle kilometrów pokonaliśmy w upale, żeby teraz tę piękną trasę przejechać w deszczu? Ale po jakimś czasie niebo podkasało się, pojaśniało, burza odeszła gdzieś nad góry Parang, a my już w nieśmiałym słońcu  po kilku kilometrach znaleźliśmy się w przemysłowym mieście Vulcan. Stąd wjechaliśmy na drogę Transvalcan, prowadzącą przez góry Valcan. Droga ta nazywana jest również drogą królewską, "drumul lui Mihai Viteazul". W 1600 roku hospodar Michał Waleczny ruszył przez góry z Oltenii do Siedmiogrodu po pomoc do cesarza Rudolfa II, aby prosić go o wsparcie. Jak wieść ludowa niesie, na przełęczy Valcan padł mu z wysiłku koń i dalszą drogę przez góry pokonał pieszo /zdjęcie z netu/. Pomnik znajduje się przy budynku hotelowym, gdzie nie zatrzymywaliśmy się.


Powyższa przełęcz znajduje się na wysokości 1621 m npm,, a droga nazywana jest również drogą rzymską z czasów wojen dako-rzymskich, ma ponad 2000 lat. Ciekawie się nią jedzie, bardzo strome podjazdy o maksymalnym nachyleniu 21,8% . 


Tutaj kończy się asfalt, a miejsce jest szczególne. W 1916 roku toczyły się tutaj ciężkie walki pomiędzy wojskami rumuńskimi a niemieckimi i austro-węgierskimi. Można zobaczyć okopy, ułożone z kamieni stanowiska ogniowe, jest wieża obserwacyjna, a zdarzenia te upamiętnia panteon bohaterów, ustawione popiersia króla Ferdynanda I, królowej Marii, generałów. Co roku we wrześniu odbywają się tu uroczystości, stąd te czerwone słupy do wciągania flag. 


Pod krzyżem kamienny sarkofag z napisem.


Niezwykłe miejsce, dziwne miejsce wśród pustych i pięknych gór.
Zatrzymaliśmy się tu na dłuższą chwilę, burza odeszła już daleko i zrobiło się bardzo gorąco, jak na patelni, mimo że to wysokość 1621 m. Widoki wokół wyjątkowe, ponoć Juliusz Verne właśnie w tych górach umiejscowił akcję swojej mrocznej powieści "Zamek w Karpatach", mimo, że nigdy nie był w Rumunii:-) korzystał z opracowań innych podróżników. 



W XVIII wieku jeździł tędy pocztylion, ponieważ równoległa dolina Jiu była nieprzejezdna, drogę w tej dolinie zbudowano dopiero po I wojnie światowej. Czy wiecie, że chcą tu , w tych górach, zbudować farmę wiatrową?








Widzicie tę wstążeczkę drogi, wiodącą po połoninach? tamtędy będziemy jechać.



Dobre się skończyło, znaczy asfalt się skończył, ale widoki wynagradzały wszystkie niedogodności. Każda pochyłość wypłukana przez wodę do ostrych kamieni, trzeba ostrożnie pokonywać zjazdy i zakręty, ale nam się przecież nie śpieszyło. Połoniny porośnięte niebieskimi dzwonkami, niskimi żółtymi krzewinkami, a także innymi, których nie znałam. Kompozycje kwiatowe prześliczne.





Gdzieś w połowie drogi napotkaliśmy staje pasterskie, pasące się stada krów, kóz i owiec. Potem teren zaczął powoli obniżać się, stromymi zakrętami schodząc w dół. Pod kołami ruchomy, kamienny rumosz, a pod górę wjeżdżają dwa motory, chłopak z dziewczyną, oj! ciężka droga przed nimi.




Potem, mimo że ciągle z górki, wypłaszczyła się z lekka i jechaliśmy cudowną drogą wśród starych buków. Ależ wrażenia, maszerowali nią legioniści, jeździli królowie, napadali Turcy, pocztylion rozwoził pocztę, toczyły się krwawe bitwy, a teraz jedziemy nią my:-) 




Urokliwie, jak w lesie wróżek i elfów:-) Wśród drzew wynurzył się dach maleńkiej cerkiewki, to już wioska Schela i koniec tego dobrego, zaczął się asfalt i powrót do cywilizacji. Żal wracać po takich wrażeniach. Skoro już znaleźliśmy się w Południowych Karpatach, to nie pozostaje nic innego, jak przemieścić się do Novaci, które to miasteczko znajduje się już na następnej górskiej trasie, Transalpinie. Byliśmy już tu wielokrotnie, jechaliśmy w słońcu, w chmurach, w deszczu, ja z duszą na ramieniu, nie było barier, droga jeszcze w budowie. Tym razem zaskoczenie, przepaściste miejsca obarierowane, a najbardziej zaskoczyło nas coś błyszczącego z daleka. Przy bliższym poznaniu, co to, rozczarowanie, paskudne plastikowe płotki przeciwśniegowe, ale są tam wyciągi narciarskie, duża osada wypoczynkowa Ranca, dostępna zimą, muszą sobie jakoś radzić.




Za to na połoninach kolorowo, kwitnie coś różowego i śliczne bratki, albo fiołki, sama nie wiem, intensywnie fioletowe, i jeszcze takie coś białe w pąku, a różowe, kiedy rozkwitnie, ładny ten roślinny drobiazg:-)





Nad górami ciemnieje coraz bardziej, stragany na przełęczy zwijają się, wspinamy się serpentynami coraz wyżej osiągając Urdele na wysokości 2145 m npm, to najwyżej położona droga w Rumunii.
 Gdzieniegdzie płatami leży jeszcze śnieg, dopiero przywożone są na wypas co niektóre stada owiec. W tym roku trasa ta była zamknięta na okres zimy od 11 listopada zeszłego roku do 20 czerwca, długo leżał śnieg w górach,







I tu skończyły nam się widoki, przyszła chmura i przesłoniła cały świat. Wjechaliśmy w następną trasę, to Strategica, zbudowana przez Niemców w czasie I wojny światowej, a właściwie to mnie ciągnęły tutaj zbocza kwitnących różaneczników. Jedziemy tą szutrówką, jedziemy sporo czasu bez żadnych zmian pogodowych, temperatura spadła z 34 stopni do 16, zimno, ciemno, porywisty wiatr, mgliście, a my mamy gdzieś tu mieć nocleg. Zmęczeni po całym dniu drogi, przyznam szczerze, że zrezygnowaliśmy z dalszej jazdy tą drogą, zjechaliśmy w dolinę Lotru i tam poszukaliśmy miejsca na nocleg. Rano już nie chciało nam się wracać tam, z czego zrezygnowaliśmy, zawsze powtarzam sobie, że trzeba mieć pretekst, żeby tu wrócić:-) Dalsza droga również Transalpiną, jej dłuższym odcinkiem. Wybraliśmy powrót przez miasto Alba Julia, prawda, że ładna nazwa:-) I to był błąd, miasto rozkopane, korki, objazdy, straciliśmy sporo czasu, za to potem było trochę spokojniej.



Na skalnych ścianach i w przydrożnych rowach kwitły całymi chmarami ciekawe, bledziutkie dzwonki, a także delikatne chyba przetaczniki, lekkie i zwiewne.



Na wysokiej skalnej ścianie w przydrożnym kamieniołomie w górach Apuseni świecił po oczach czerwony napis w języku polskim ***** ***:-)
Zjechaliśmy na polanę Glavoi na odpoczynek, wałkoniliśmy się, nie chodziliśmy nigdzie i odpoczywaliśmy przy dźwięku dzwonków przeganianych owczych stad, patrzyliśmy jak rankiem idą na wypas. Przechodziły burze, łamało drzewa, pogoda nie sprzyjała, ale tak zawsze w górach, jesienią chyba najlepiej. 






Wracaliśmy znowu innymi drogami, chcąc ominąć okolice Oradei, a jednocześnie trafić w miejsce z zeszłego roku, gdzie były kolorowe ptaki, żołny. Niestety, jechaliśmy znowu inaczej, ale przez inne pasmo górskie Apuseni. To góry Padurea Craiului, bardziej od północnego zachodu. Nowe drogi zachwycały gładkością, świeżo zbudowane, aż obawialiśmy się, czy za za chwilę nie spotka nas zapora drogowa i dalej nie pojedziemy, no i najważniejsze, znikomy ruch.  Trafiliśmy nawet do wsi Rosia, skąd Andrzej Stasiuk zaczynał swą podróż w książce "Droga do Babadag". Przywieźliśmy arbuza tak słodkiego, że klękajcie narody, i melona ... jaki zapach. Wszystko prosto z pola. Zachowałam pestki, może kiedyś uda mi się wyhodować choć jednego:-)
Polska przywitała nas ślicznym zachodem słońca za beskidzką cerkiewką, jak dobrze wracać do domu:-)


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję, że dotrwaliście do końca postu, bywajcie w zdrowiu, pa!



14 komentarzy:

A Casa Madeira pisze...

Beautiful images!
Belas fotos!
janicce.

Aleksandra I. pisze...

No prawdziwą przygodę Mieliście. Podziwiam Wasz wyczyn. Ciekawe urozmaicone tereny, chociaż za dużo tych otwarty stepowych miejsc. Podoba mi się, że sporo ciekawych nie znanych mi kwiatów przydrożnych czy łąkowych. Póki nie ucywilizują wszystkiego to takie strony będą ciekawe, naturalne pamiętające odległe czasy. Pozdrawiam serdecznie.

Pani Ogrodowa pisze...

Wspaniałe są te Wasze wyprawy, pełne niecodziennych widoków, pięknych kwietnych łąk i zwierza wszelakiego. A na końcu powrót do swojej codziennej cywilizacji, ja też lubię wracać do domu, chyba każdy to lubi. Cudowne zdjęcia, które zawsze oglądam z przyjemnością i zaciekawieniem. Mam nadzieję, że niebawem znowu wyruszycie gdzieś w teren i umieścisz kolejną relację. Pozdrawiam, Marysiu...

wkraj pisze...

Górskie przestrzenie takie, że zapierają dech a droga przez las bukowy faktycznie jak z bajki. Piękna ta Rumunia. Właśnie wczoraj oglądaliśmy relację z przejazdu trasą transfogarską i przeszła myśl czy aby nie pojechać znowu do Rumunii. Wspomniałaś o Alba Julii, bardzo podobało się nam to miasto. Pozdrawiam serdecznie :)

Olga Jawor pisze...

Jestem zachwycona Waszą rumuńską wyprawą! Ach, wspaniałe są te przestrzenie górskie, które pokazujesz na zdjęciach. I te wijące sie drózki drózki po górskich zboczach albo wśród bukowych lasów. I niesamowicie bujna, podobna do naszje a jednak trochę inna roślinność. Pieknie! Po prostu pięknie!Żyć nie umierać!
Pozdrawiam Cię serdecznie, Marysiu!:-)

Stanisław Kucharzyk pisze...

Zafascynowały mnie różowo i biało- kwitnące krzewinki podobne do wrzośców. Po krótkich poszukiwaniach znalazłem to brukentalia ostrolistna (Bruckenthalia spiculifolia)

Anonimowy pisze...

Po prostu niesamowite!
Trzeba mieć mocny samochód, odwagę podróżnika, pasję odkrywcy i dobre oko fotografa!
jotka

Anonimowy pisze...

No pogodowo to u Was raczej tradycyjnie ;). Ale może być gorzej:
https://dobrapogoda24.pl/artykul/w-powietrzu-lataja-dachy-i-konary-drzew-burze-odcinaja-prad-i-blokuja-drogi-nawalnice-w-kilku-regionach

Spróbuj ten mój sposób z świecą wotywną . Na Strategice zadziałało. :)

Fajna relacja . Dzieki.
Adam

Pellegrina pisze...

Tak sie zakałapućkałam w tych sprzedażach, remontach i przeprowadzkach, że zapomniałam jaki świat jest cudny. Narazie muszą mi wystarczyć Wasze wojaże. I dobrze Marysiu, że można u Ciebie popodróżować w wyobraźni na podstawie Waszych fotek, filmów i opisów.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

A Casa Madeira, Rumunia jest piękna, dzięki i pozdrawiam.

Ola, zauroczyła nas ta droga przez góry, już wracalibyśmy:-) jest wysoko, więc same połoniny, ale przestrzeń wzrokiem nieogarniona, tylko góry i góry. Zawszę patrzę, co też ciekawego i innego u nich rośnie, to daleko na południu; pozdrawiam.

Iwona, już myślimy nad jesienią, jest inaczej, wypalone trawy i kolory, góry pozostają te same; lubię wracać do siebie i doceniać nasze Pogórze, choć jest inaczej; pozdrawiam.

Wkraju, zawsze przyrównuję nasze Bieszczady do tych widoków, mamy kilka mizernych pasm górskich, jesteśmy z nich dumni, a to tylko maleńki wycinek Karpat; Rumuni chyba zabrali wszystko, co najładniejsze w tych górach:-) Transfogaraską już omijamy, za dużo ludzi i smutne niedźwiedzie, żebrzące przy drodze, choć widoki pozostają te same; pozdrawiam.

Ola, to prawda, Rumunia ma takie góry, że zapiera dech, bo jak spojrzy się ze szczytu, to tylko góry i kolejne pasma dalekie nakładają się na siebie, morze szczytów:-) wybieramy drogi mało uczęszczane, czasami z niespodziankami, ale zawsze można zawrócić i nie pchać się ryzykownie w niebezpieczne sytuacje, bo jesteżmy tam sami; pozdrawiam.

Staszek, poczytałam o brukentalii, "bałkański wrzosiec", mają je też u nas w ogrodach; ale połoniny nimi rozkwitłe są najpiękniejsze:-) dzięki za rozpoznanie, w życiu nie wpadłabym, jak się nazywają, zawsze można na Ciebie liczyć, dzięki i pozdrawiam.

Jotka, "zielepuszka" jest mocnym autem, co wiąże się również ze spalaniem paliwa, ale coś za coś, osobówką w życiu tamtędy nie przejechalibyśmy:-) no i mamy w nim spanie; odwagę to ma mąż, jadąc drogami z niespodziankami, które wyszukam na mapach; pozdrawiam.

Kulczyk, a czego można spodziewać się latem w górach? ponoć w Tatrach posypało śniegiem:-) mieliśmy zamiar wziąć kąpiel w potoku, ale spływało samo błoto, a raczej błotnista woda, stokówki robią taką robotę, jak i u nas. A wiesz, że zapomniałam o świecy? powinnam się skonsultować z Tobą przed wyjazdem:-) Spotkaliśmy na Przełęczy Radoszyckiej Węgra, trochę gadał po polsku, mościł się na nocleg i był zachwycony naszymi górami; już na śni się jesień; pozdrawiam.

Krystynko, ileż razy można jeździć do jednego kraju? tak nam zapadła w serce ta Rumunia, że ciągle ją odkrywamy i cały czas fascynuje; wracamy zmęczeni nieludzko, obiecaliśmy sobie, że bardziej stacjonarne będą te wyjazdy, ale nie da się, nie umiemy chyba:-) cieszę się, że mogę pokazać te miejsca, góry, a Tobie i innym odwiedzającym sprawić radość; może kogoś natchnę pomysłem na podobną wyprawę; pozdrawiam.

Krzysztof Gdula pisze...

Niebo się podkasało… Ładne i odkrywcze! No i na swój sposób logiczne, wszak chodzi o podniesienie (się) chmur.
Mario, po raz kolejny stwierdzam, że tam jest po prostu pięknie, a niezobaczone miejsca są, jak napisałaś, okazją do powrotu. Gratuluję wyjazdu. Popróbowałbym miejscowych serów...

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krzysztof, tak mówimy u nas, zwłaszcza kiedy na zachmurzonym niebie widać słoneczny pas na widnokręgu:-) tak, jest pięknie ... zastanawiamy się nad zmianą kraju, ale żal, bo przecież jeszcze tyle nieodkrytych miejsc i ciekawostek; sery mają wyśmienite ... jak to się dzieje, że tyle bydła pasie na pastwiskach, tyle mleka oddają i tyle różnych serów mają, a u nas nic się nie opłaca, a wręcz karze się rolnika za nadprodukcję, w czym tu rzecz? pozdrawiam.

Krzysztof Gdula pisze...

Właśnie, „nie opłaca”, albo przepisy nie pozwalają! Niedawno ze zdumieniem dowiedziałem się, że rolnik nie może hodować świni na swoje potrzeby, która przecież nie byłaby karmiona podejrzanymi paskudztwami, jak bywa w wielkich fermach.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krzysztof, kury nawet chcą ewidencjonować, posiadanie kota opodatkować:-) zabierają nam wolność po kawałku, ponoć to również wina urzędników, ta ich nadinterpretacja przepisów, kafelki na ścianie w chlewniach, itp.