środa, 19 lipca 2023

Innymi drogami ... rumuńska lipcowa objazdówka ... I cz.

 Zacznę nietypowo, od chwalipięctwa. Mówią, że dobro należy czynić, a nie chwalić się nim. Chwalę się, bo może kogoś natchnie i też pójdzie w moje ślady:-) Oddałam swój warkocz po raz trzeci fundacji Raknroll, troszkę zmieniły się zasady, a więc włosy powinny być długości 35 cm, a nie jak wcześniej 25 cm. Powinny być splecione w warkoczyki, niefarbowane, umyte bez odżywki. Moje w przewadze srebrne naturalnie:-) i z takich robi się peruki dla chorujących kobiet.

Lżejsza o ten warkocz, z wiatrem na karku, bez problemów z długimi włosami w podróży z noclegami  na dziko, ruszyliśmy na południe Rumunii. Od dłuższego czasu męczyła przede wszystkim mnie ciekawa trasa przez góry, może nie nowa, ale nie tak popularna jak transalpina czy transfogaraska. Oglądaliśmy z mężem filmiki na rumuńskich stronach, czytaliśmy opinie, a potem przygotowaliśmy "zielepuszkę" do wyjazdu i w drogę. Po trosze kierowaliśmy się też opinią naszych blogowych znajomych, Ani i Stefana: - jedźcie, póki możecie ... to prawda, nigdy nie wiadomo, co życie przyniesie. 

Omijając główne trasy przyjechaliśmy w urokliwe miejsce w górach Plopis, poznane na majówkowym wyjeździe. W okolicach wsi Tusa znajduje się rezerwat krajobrazowy, ze źródełkami, wodospadem i zielonymi łąkami, w bukowym lesie, miejsce idealne do wypoczynku na łonie natury. 

Ale nas nosi, pół popołudnia, a to dla nas za wcześnie, żeby zostawać na nocleg. Mąż zdrzemnął się, ja pomoczyłam stopy w strumieniu tak zimnym, że zęby same zaciskały się:-) Dookoła polatywały łagodne stworzenia o czarnych skrzydłach w białe kropki, z brzuszkiem z żółtymi paskami, przysiadały na rękach, stoliku, na butelce z wodą. Znawca motyli, Stefan, orzekł na bieżąco po zerknięciu na wysłane zdjęcie, że to oblaczek granatek z gatunku ciem.

Podobnie było z innym stworzeniem, które przyniosłam znad wodospadu na głowie, a potem zeszło mi na kark, drapiąc pazurkami odnóży ... prawdę mówiąc wystraszyłam się trochę. Strąciłam go na ziemię, a potem obserwowaliśmy, jak wędruje po mężowskiej ręce, opalizując na zielono i poruszając długimi czułkami.



To wonnica piżmówka, również "zdiagnozowana" jak powyżej:-)


Choć miejsce wyjątkowe, po odpoczynku ruszyliśmy dalej, zawsze to mniej kilometrów na jutro. Mapy.cz pokazywały, że droga prowadzi dalej, więc nie zawracaliśmy. Wyjechaliśmy na cudny płaskowyż, z małymi bukami i świerkami ostrzyżonymi przez zwierzęta jak rzeźby roślinne w parku, po obu stronach dalekie widoki na równiny ... zagapiłam się, zapatrzyłam, nie zrobiłam ani jednego zdjęcia, a potem wjechaliśmy w las i po widokach. Krętą szutrówką zjeżdżaliśmy coraz niżej i niżej, wypłukane przez wodę kamienie usuwały się spod kół ... nie wyobrażacie sobie, gdzie mieszkają ludzie, gdzie zbudowali swoje domy i zagrody, z jakim dojazdem. ale jakoś żyją w oderwaniu od wielkiego świata, może szczęśliwsi. Wyczytałam w necie, że od wiosny ma być gotowa nowa droga przez góry Apuseni, a po drodze zbiornik wodny Lesu z zaporą w Dolinie Piekielnej, gdzieś tam nad brzegiem wody zanocujemy, a nazwa doliny ciekawa:-)

Przyjechaliśmy nad potężny zbiornik wodny, owszem, tama jest, ale wody nie ma, trawa porosła dno i prowadzą nim drogi:-) Poszperałam w necie, otóż w 2015 roku tama zaczęła przeciekać, zrzucono zgromadzoną wodę i rozpoczęto naprawę tamy za unijne pieniądze 6,4 mln lei. Chyba nie udała się cała operacja, bo zbiornik do tej pory jest suchy, a dnem sączy się rzeczka. Zdjęcie zbiornika Lesu z netu sprzed lat ...



Zbiornik po spuszczeniu wody ...

Zjechaliśmy stromą szutrówką do jeziora,  nocowaliśmy na jego suchym dnie, już porośniętym trawą i sporymi krzakami. Pasły się tu krowy, niektóre domki do wypoczynku nad wodą popadły w ruinę, a niektóre mają się całkiem dobrze, spełniając rolę zwykłych domków letniskowych. Wrażenie niezwykłe, bo kiedy widzi się granice, dokąd sięgała woda zbiornika ... jego powierzchnia to 148 ha, pojemność 28,3 mln m sześciennych wody. 

Noc spokojna, z księżycem, gwiazdami i mnóstwem latających statków powietrznych na niebie, ognisko do późna, a gałęzi dostatek. Poranek na dnie sztucznego jeziora, rosa na puszystych kłosach traw, kumkające żaby w odciętej od głównego nurtu odnodze rzeki. To są miejsca, z których nie chce się ruszać. Wypiliśmy kawę i bez śniadania ruszyliśmy dalej. Wydostaliśmy się stąd do głównej drogi, a nowy asfalt zachęcał do jazdy. Pięknie jechało się, po jednej stronie bystry potok, po drugiej strome skalne ściany, w pewnym momencie przejechaliśmy jakby przez bramę wykutą w skale.



I okazało się, że dalej pracują maszyny, ciężarówki zwożą skalny urobek, kopary grzebią w błocie, czyli droga wcale nie jest skończona, być może będziemy musieli zawracać, a do Stana de Vale po drugiej stronie gór tylko kilka kilometrów. Nikt nas nie przepędzał, cierpliwie czekaliśmy, aż maszyny zrobią miejsce dla nadjeżdżającej z przeciwka ciężarówki z urobkiem, wskakiwaliśmy w to miejsce i tak jechaliśmy coraz dalej i dalej:-) A wiecie, kto buduje drogi w rumuńskich górach? ... Hindusi, najprawdziwsi Hindusi, co niektórzy w turbanach, chyba Sikhowie. Przed nami ponad 300 km na południe, bardzo ruchliwa obciążona droga, do tego nad górami zaczęły zbierać się ciemne chmury. Przyjechaliśmy do Petrosani, głodni jak wilki, pod marketem mąż jak zwykle zjadł mici, rumuńskie kiełbaski z grilla, a ja za mięsem nie przepadam, więc pozostały mi frytki:-) .............. i lunęło z nieba jak z cebra.

CDN.

Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pa!



13 komentarzy:

Pani Ogrodowa pisze...

Tak pozytywnie, ale jednak zazdroszczę Wam tych podróży, tym bardziej, że jedziecie prawie w nieznane i te Twoje opisy i opowieści Marysiu, wybrzmiewają jak relacje podróżujących pionierów, choć wiem, że przecież tak nie jest :) Pokazane przez Ciebie owady są piękne, ale... dla mnie tylko na zdjęciu. Boję się wszelkich takich latających stworzeń, a jeszcze takich nieznanych bałabym się podwójnie. Ja zwykle u Ciebie, czytam z zapartym tchem jak najciekawszą powieść - relację, więc już dziś z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Pozdrowienia serdeczne przesyłam...

Olga Jawor pisze...

Przepięknie! Ten motyl i żuczek wyglądają niczym najwspanialsza biżuteria. Natura jest niezrównanym artystą. A ta dolina powstała na dnie wyschniętego jeziora - cudo! Cudny mieliscie czas, Marysiu. Rumunia jest urzekajacym, wciąż nieznanym większosci miejscem na ziemi. A przeciez to całkiem niedaleko.
Pozdrawiam Cię serdecznie zza Sanu!:-))

Anonimowy pisze...

Niesamowite są wasze podróże, jesteście pogromcami serpentyn i zdradliwych zakamarków. A warkoczami lub raczej akcją trzeba się chwalić, ja niestety całe życie krótkie włosy...
jotka

Aleksandra I. pisze...

Wspaniały gest, Marysiu. Piękne Miałaś warkocze. Mnie zawsze brakowało włosów na głowie. W dzieciństwie nosiłam mysie ogonki a nie warkocze chacha. Podziwiam Wasze wypady do Rumunii . Świetnie, że oboje lubicie taki sposób zwiedzania. A Rumunia widzi mi się takim zatrzymanym w czasie krajem, być może mylę się. Jednak dzięki temu natura jest ciekawsza. Czekam na dalsze przygody. Pozdrawiam serdecznie.

elaj pisze...

Uwielbiam czytać Twoje relacje z podróży i wycieczek, zresztą chyba już kiedyś w którymś komentarzu to napisałam 😉😀. Serdeczności i czekam na ciąg dalszy 😊

ikroopka pisze...

Ta Rumunia mi się marzy od dawna, ale póki pan mąż nie przejdzie na emeryturę, nie ma szans na wypad, bo latem to ja nie pojadę, a o innej porze roku on nie ma urlopu:( Może dożyję, a póki co, pooglądam u ciebie:) Pozdrawiam:)

wkraj pisze...

Z Waszych wypadów można poznać nieznane oblicze Rumunii, gdzie dominuje natura, piękne krajobrazy a wszystko to z dala od miast. Miast i miasteczka rumuńskie są też urocze, kilka mieliśmy okazję obejrzeć i zwiedzić. Rumunia staje się coraz bardziej popularna ale na szczęście daleko jej jeszcze do masowej turystyki. Pozdrawiam serdecznie :)

grazyna pisze...

Jaka cudna podróż, zazdroszczę, tego samochodu, tych wędrówek, ranków z rosa na trawach, kawy gdzieś w plenerze, owadów cudnej urody.
...jak szybko Ci rosną włosy, i jakie gęste...czekam na następną relację, będzie po ulewie...pozdrawiam

Krzysztof Gdula pisze...

Ojej, znowu rumuńskie cudności krajobrazowe!
Czytając o podróżach bocznymi dróżkami uznałem, że Twój mąż jest odważnym kierowcą.
Kiełbasek rumuńskich chętnie bym spróbował. Jak je mąż ocenił?
W Sudetach byłem na budowie drogi ekspresowej i też widziałem tam Hindusów (i Ukraińców). Słyszałem, że są cenieni jako pracownicy, bo nie mają zwyczaju lenić się w pracy.

Anonimowy pisze...

Na dalej koleżanko dalej. Są tu tacy , których ciekawi czy trafiliście w punkt z czerwonymi od kwitnacych kwiatów zboczami Gór Lotarei. :)
Z robotnikami drogowymi mam takie dosyć ciekawe wspomnienie z ubiegłego roku. Zjechaliśmy z gór na właśnie robiąca się drogę i podchodzi gościu tłumacząc , że trzeba się nieco cofnąć i jest dostepny objazd. Byłem mocno zaskoczony jak nabieram biegłości w rumuńskim. Kilkanaście dni a ja co drugie słowo rozumiem . Okazało się , że to jakaś firma Jugolska buduje i satysfakcja z talentów językowych prysła. :))
Pozd. Adam

mania pisze...

Piękny gest Maryniu, ja nie mam cierpliwości do zapuszczania włosów i tylko raz udało mi się wyhodować na tyle długie, aby nadały się dla fundacji.
Ileż to jeszcze tajemnic skrywa przed Wami Rumunia? Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :)
Pozdrawiam serdecznie

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Iwona, zanim wyjedziemy, przygotowuję się do podróży, sprawdzam, którymi drogami, jak to wygląda na mapie satelitarnej, czytam opisy, tłumaczę strony rumuńskie, ale i tak zawsze spotyka nas jakaś niespodzianka:-) nie, owady niestraszne, oprócz żądlących, a bywają trochę inne od naszych, tak samo z roślinami. Ledwie wróciliśmy, a już śnią się nam następne podróże, tylko zastanawiamy się, czy nie zmienić kraju; pozdrawiam.

Ola, motyle w ilościach niecodziennych, a żuczek mnie wystraszył swoim drapiącym dotykiem:-) suchy zbiornik wodny też nas zaskoczył, byliśmy jak kropka na jego dnie, przy ogromnej tamie. Tyle lat jeździmy, za każdym razem inaczej, to wyjątkowy kraj i ludzie; pozdrawiam.

Jotka, no, powiem Ci, że czasami włos się jeży ze strachu nad przepaściami, ale mąż jest spokojnym kierowcą, a przede wszystkim nie ryzykantem, mówi, że jak będzie źle, to zawsze można zawrócić:-) też miałam króciutkie włosy, na chłopaka, ale co miesiąć trzeba do fryzjera chodzić:-) pozdrawiam.

Ola, dzięki, chociaż udziałem w akcji Oddaj włos! jakoś pomogę, skoro mogę:-) lubimy podróżować, choć czasami jesteśmy nieziemsko zmęczeni; oj, byłabyś zaskoczona, jak rozwija się Rumunia, korzysta z pełnymi garściami z funduszy europejskich, nie obrażając się na unię, jak to jest u nas. Natura jest przewspaniała, a jakie lasy przepastne; pozdrawiam.

Elaj, cieszę się, że zainteresowałaś się Rumunią poprzez moje opisy, a może zachęcę do podróży:-) miałam przy pierwszym wyjeździe obawy, ale zniknęły na zawsze; pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ikroopko, marz i spełniaj marzenia, to wspaniały kraj, zachwyci Was; mój mąż jeszcze pracuje, ale zawsze wygrzebie z zanadrza kilka dni, żeby pojechać, bo lubimy oboje. Polecam wczesną jesień, albo wiosnę, latem bardzo gorąco; pozdrawiam.

Wkraju, tylko takich miejsc szukamy, poza głównymi trasami i nawałą turystów; czasami trzeba i przez takie miejsca przejechać, ale tylko przejechać. Małe miasteczka urocze, masz rację, duże molochy zabierają za dużo czasu, choć zabytki mają wspaniałe. Popularne stałe trasy, miejsca, my uciekamy w odludne:-) pozdrawiam.

Grażyna, a wiesz, że kiedy odparowaliśmy zmęczenie, już zaczynamy marzyć o następnej wyprawie, szkoda, że one takie krótkie, ale staramy się wycisnąć z nich, co się da. Może zmienimy kraj, a może znowu znajdę coś ciekawego w Rumunii:-) szybko rosną mi włosy, pewnie znowu będę je hodować, srebrnych włosów też potrzebują:-) pozdrawiam.

Krzysztof, to prawda, mąż jest odważnym, rozważnym i ostrożnym kierowcą, nie ryzykuje, potrafi wycofać się, kiedy niebezpiecznie, a zwłaszcza kiedy ja zaczynam panikować:-) a sama wyszukuję takie drogi, ale wszystkiego nie przewidzisz. Mici na stałe w mężowskim menu wyjazdowym:-) ja bardziej ciorby zajadam, zresztą bardziej na swoich zapasach bazujemy, ceny w Rumunii zaskakująco wysokie, nawet w porównaniu do majowego wyjazdu poszły w górę; pozdrawiam.

Adam, z bólem serca przyznam, że nie, nie trafiliśmy na kwitnące zbocza, wycofaliśmy się ze Strategicy po -nastu kilometrach z podkulonym ogonem, bo jak zwykle pogoda nas zawiodła; ale rododendrony widziałam kępkowo kwitnące przy Transalpinie, więc chociaż tyle:-) haha, czy można nabyć biegłości w rumuńskim:-) u nas najpopularniejszy język migowy i pojedyncze słowa, zwłaszcza w sklepie:-) nas zaskoczył gość w Satu Mare, kiedy nie mogliśmy trafić na drogę do granicy, bo systemy zawiodły:-) wyglądający na menela Rumun najczystszym angielskim wytłumaczył, jak jechać, było nam wręcz wstyd, przy naszej znajomości tego języka:-) pozdrawiam.

Mania, to już właściwie dlatego zapuszczam włosy, no i z wygody, długie włosy zwiążę i spokój, choć roboty przy nich sporo; ten warkocz hodowałam 3 lata, włosy miały akuratnie 35 cm, po zapleceniu w warkoczyki:-) rumuńskie tajemnice, już wynajduję nowe miejsca, ale może przyszedł czas na zmianę kraju:-) pozdrawiam.