czwartek, 19 października 2023

Wodospady, znikające potoki, kolory ziemi czyli wrześniowa Rumunia ...

 Oj, tak, tak, nie może być nadchodzącej jesieni bez rumuńskiego wyjazdu. Jak zwykle krótki pobyt, niezbyt daleki, planowanie, co i gdzie . Jeszcze dodam, że koniec tygodnia to nie jest dobry czas na wyjazd, wtedy też Rumuni ruszają w plener:-) Marzył nam się nocleg gdzieś nad wodą, ale ciężko jest w górach znaleźć takie miejsce, bo brzegi ogromnych jezior zaporowych są bardzo strome, z utrudnionym zejściem do wody, nie mówiąc już o noclegu. Wreszcie udało się, na Grupie Biwakowej znaleźliśmy pinezkę na końcu ogromnego zbiornika Tarnita, płasko, miejsce na ognisko, jedziemy tam. Góry piękne wokół, my pomiędzy nimi, z jednej strony Góry Gilau, z drugiej Vladeasa.

zdjęcie z netu

220 hektarów powierzchni, rzeka Samosz przegrodzona tamą wysokości prawie 100 m, 70 metrów słupa wody, dla mnie to są dane oszałamiające. W nocy przyjechała młodzież, rozpalili ogniska, posłuchali muzyki, która właściwie nie przeszkadzała, jakieś wręcz tureckie rytmy, które kołysały do snu. W nocy wyjechali cichutko, nawet nie zauważyłam, kiedy. Na drugim brzegu rzeki był ogromny, wybetonowany otwór, jakieś przypory, myślałam, że to pozostałości po jakichś budowlach. Ale okazało się, że w nocy woda jest z górnego zbiornika przepompowywana do dolnego właśnie tym tunelem ... nie zanotowałam tego szumu wody, spałam jak suseł, tylko mąż mi opowiadał:-) Za to rankiem zaczął się najazd Rumunów, rozstawianie altan, kolumn nagłaśniających, stolików, zastaw, oj! będzie tu się działo, nie wytrzymamy. Zwinęliśmy biwak i w drogę ... zaciekawiła mnie jeszcze jedna droga, którą znalazłam w jakimś opisie, to Droga Generała, ale rozkazał zbudować ją marszałek Antonescu.

Właściwie nic ciekawego, przejechaliśmy spory kawałek w dolinę malowniczymi serpentynami, droga wyasfaltowana, wąska, ale bardzo widokowa. Została zbudowana w czasie wojny II wojny przez okolicznych mieszkańców za pomocą motyk, zwierząt gospodarczych, wyryta w zboczu przez dzieci, kobiety i starców ... miała ułatwić komunikację tego terenu z miastem Cluj. Schodzi w dół serpentynami, jest dosyć wąska, a kierowcy czasami jeżdżą jak wariaci.






Planując trasę, zupełnie przez przypadek znalazłam ciekawe miejsce na mapie, w środku zupełnie niczego. W okolicach wioski Margau, a właściwie ponad nią jest zaznaczone "Siedem kolorów ziemi". A ponieważ będziemy przejeżdżać w pobliżu, zajrzymy i tam. Nie prowadzi tam żadna trasa, nie ma oznaczenia, na chybił trafił wjechaliśmy śladem przez wykoszone łąki, a potem pastwiska i oto ukazały nam się te kolory ziemi:-)


 

Ciekawe geologicznie miejsce, sterczące w górę jakby białe zęby na wierzchołku, poniżej kolorowe pasy nakładających się warstw, wyrzeźbione przez wodę, a wokół święty spokój. Podeszłam bliżej, te ściany to nie skała, a jakby rumosz, gruzełkowaty materiał, nieco dalej wystające z ziemi białe kamienie ... spodobało mi się tutaj, zostalibyśmy, gdyby nie to gorąco, wręcz nie do wytrzymania.


Spod stóp zwiewały modliszki, jakieś świerszczopodobne stworzenia o czerwonych albo niebieskich skrzydłach, hen, daleko w dolinie pasły się krowy, w górze dostojnie krążyły drapieżne ptaki, naprawdę niczym nie zmącony kontakt z naturą. Widoki dalekie, trawa spalona słońcem, ale naprawdę nie chciało się stąd wyjeżdżać ...



Po wielu latach nosiłam w sobie miłe wspomnienie, kiedy byliśmy przy wodospadzie Miresei w miejscowości Rachitele. Wtedy byliśmy tu sami, podjechaliśmy pod sam wodospad, a teraz rozczarowanie:-) małe Krupówki, stragany, parkingi, tyrolka, drogę przegrodził nam zakaz wjazdu. Niby nie dziwię się, trzeba zarabiać na życie, ale miejsce to straciło dla nas swój urok, tylko wodospad nie zmienił się. Szliśmy między ludźmi w obłoku obcych zapachów, ależ tu się perfumują:-)








I co zauważyliśmy? wiele dróg, dostępnych kiedyś dla aut 4x4 zostało zamkniętych, a po drogach krążą patrole strażników. Też nie dziwię się, bo kiedy ktoś dla frajdy rozjeżdża górskie pastwiska, ryje głębokie koleiny, te kawalkady aut wyprawowych ... Rumunia zamyka się powoli. Zastanawialiśmy się, czy droga na Padis od wschodu jeszcze jest przejezdna, spróbujemy nią przejechać wysoko w góry. Dało radę, bardzo zniszczona przez leśne maszyny, wypłukana przez wodę, ostre kamienie, ale choć jedzie się bardzo wolno, zaoszczędza się wiele kilometrów, gdyby objeżdżać cały masyw górski po asfalcie. Wydawałoby się, że to dzicz zupełna, ale nie. W jednym miejscu stoi pasieka, pszczelarz sprzedaje swoje produkty, gdzie indziej docierają nawet auta osobowe, to grzybiarze, nawet na tej drodze spotkaliśmy motocyklistów, a także ogromną ciężarówkę z przyczepą, która załadowana wywoziła stąd drewno. Kolebała się na dziurach na wszystkie strony, grożąc wywrotką. Spotkaliśmy ją potem, po długim czasie, jednak wyjechała za nami na Padis i pomknęła w dół już po asfalcie. A my zatrzymaliśmy się w lesie, aby nazbierać sobie chrustu na wieczorne ognisko, bo tam, gdzie jedziemy, wszystkie gałązki są wyzbierane do sztuki:-) nawet worki mieliśmy przygotowane, a do wyposażenia biwakowego dołączyła siekierka i składana piła tzw. lisi ogon, bardzo teraz przydatna.

Jak zapewne domyślacie się, a przynajmniej niektórzy blogowi znajomi, wylądowaliśmy na kempingu Poiana Glavoi. Niby dziki kemping, ale bardzo oswojony, woda w przepływającym potoku znika poniżej, jest bardzo sucho. Niektóre punkty gastronomiczne już zamknięte, ale nam nic niestraszne, mamy zapasy, drewno na ognisko, powierzchnia życiowa zwiększyła się dostawianym do zielepuszki przedsionkiem. Krzesełka i stolik pod zadaszeniem, podłoga z grubej folii, można zrobić zadaszenie, pootwierać również na przewiew, pogoda dopisała, no i zakotwiczyliśmy tu i zalegli na dłużej. Na gałęzi do słońca grzała się woda w worku prysznicowym, można opłukać sól z ciała po całym dniu.

Wieczorem rozpalaliśmy ognisko, mamy też kratkę grillową, zrobioną z półki ze starej lodówki:-) sprawdza się znakomicie. Obozowisko zasnuwały dymy, aha! i zaczęły się poszukiwania gałęzi, jeden gość nawet miał spalinową piłę i naciął polan z suchego świerka, wszyscy później korzystali. 



Doskonale sprawdzają nam się na biwakach składane naczynia silikonowe, wiaderko, zlewozmywak, jakieś sito, to co jest dostępne z tych rzeczy, dokupujemy. Nawet stolik zmieniliśmy na mniejszy, niższy, składa się na dwoje, zatrzaskuje i wygląda jak mała płaska walizeczka. Chodzi o to, żeby było to małe, dało się upchnąć w bagażniku i nie ciężkie:-)

Chyba wystarczy na dziś, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, wszystkiego dobrego, pa! C.D.N.

P.s. Jeszcze jedna sprawa:-) urosło mi na kompoście takie coś, ładne, z listkami jak lipka, z delikatnymi żółtymi kwiatkami.



Telefon rozpoznał, że jest to zaślaz pospolity, wyjątkowo uciążliwe zielsko. Nie mam pojęcia, skąd się wziął, być może z karmą dla ptaków, z taką mieszanką kukurydzy i innych nasion. Podobnie kiedyś wyrosła u nas ambrozja, też paskudztwo zawleczone z nasionami słonecznika, urosła pod karmnikiem. I kiedy przeczytałam o tym zaślazie, strach mnie zdjął ... jedna roślina może wytworzyć do 17 000 nasion, które zachowują zdolność kiełkowania w glebie przez 50-60 lat, wyobrażacie sobie? Co za roślinny potwór, zawleczony do nas oczywiście z Ameryki Północnej, podają też, że z Australii. Bez skrupułów wyrwałam z ziemi i zniszczyłam.


14 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Piękna wycieczka! Podziwiam wasze zacięcie do biwakowania i jestem pełna zachwytu;) to już zanikająca umiejętność. Osobiście mimo posiadania niewielkich ilości sprzętu, biwakowałam ostatnio pewnie z 10 lat temu, im człowiek starszy tym robi się wygodniejszy;)
Zielonapirania

Anonimowy pisze...

Jesteście świetnie zorganizowani i wierni utartym szlakom, zdjęcia pokazują piękno rumuńskiej natury, zazdroszczę tych wszystkich wrażeń !
jotka

wkraj pisze...

Godna podziwu wierność Rumunii. Kraj zachwyca nieskażoną jeszcze przyrodą a takie biwakowanie daje sposobność bliskiego kontaktu z naturą. Pozdrawiam serdecznie :)

Antonina pisze...

Wspaniała wycieczka umożliwiająca kontakt z naturą. W górach cudowne widoki. Podziwiam Wasze biwakowanie, ale zimno nie było, co jest też przyjemnością.

Aleksandra I. pisze...

Ciekawy wypad. Fajnie, że mogę poznawać rożne zakątki nieznanej mi Rumunii. Podziwiam Wasze przygotowanie do każdego wyjazdu. Zgrana z Was jest para. Pozdrawiam serdecznie.

Pellegrina pisze...

Ech, zakręciło się w głowie od wspomnień o takim biwakowaniu. Prysznic na gałęzi, jedzenie na ognisku, spanie na ziemi, tyle nieba nad głową ... Pięknie wygląda to Wasze obozowisko. A miejsca zmieniają się często niestety na niekorzyść gdy z cichych, urokliwych zakątków robią się krupówki. Pozdrawiam Was i Waszą Rumunię, dobrze że są tam też dzikie zakątki

Krzysztof Gdula pisze...

Ilekroć widzę Twoje zdjęcia rumuńskich gór, a takie mi się podobają, do wędrówki raczej niż do wspinaczki, budzi się we mnie chęć pojechania tam. Niestety, później na myśl o odległościach i innych utrudnieniach dochodzę do wniosku, że może jednak pojadę gdzieś bliżej.
Mario, tam jest po prostu pięknie. Nie dziwię się Waszym powrotom.

BasiaW pisze...

Taki wyjazd to marzenie, jak dawniej, gdy wszystko było normalne. Tylko Wam pozazdrościć, ale tak bez żółci:-))))

agatek pisze...

Wspaniałą wycieczkę odbyłam wraz z Tobą. Zastanawiając się jak to jest w takich wędrówkach. Wszystko w aucie. Fantasyczna pasja

don't blink pisze...

Perfekcyjnie jesteście zorganizowani. Widzę tu lata wprawy i podziwiam.:)
Fajne te Wasze wyjazdy. Ja o takich dalszych wyprawach mogę jedynie pomarzyć.
Pozdrawiam.
M

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Tatiano, jak na wrzesień było bardzo gorąco, ale za to nie padał deszcz:-) miło jest biwakować w pewnym oddaleniu od ludzi, leniwe ranki z kawą, oczekiwanie na słońce, przepęd owiec, nic pod dyktando. Nie, w hotelu zanudzilibyśmy się:-) ile jeszcze lat uda nam się tak spędzać czas? sami nie wiemy; pozdrawiam.

Jotka, najbardziej nie lubię pakować się, a potem rozpakowywać po podróży:-) po ostatnim wyjeździe orzekliśmy, że chyba już za dużo Rumunii, ale mnie tam jeszcze ciągnie, bo ciągle znajduję coś ciekawego; pozdrawiam.

Wkraju, no sam zobacz, wcięło nas zupełnie:-) chyba czas zmienić kierunek, póki sił i zdrowia, bo to są jednak wyczerpujące wyjazdy. Rumunia zmienia się z każdym wyjazdem, czasami po kilku latach wręcz zaskakuje, nie zawsze to są zmiany na lepsze, a raczej na to, czego nie lubimy; pozdrawiam.

Antonino, jakież tam są góry:-) w zasięgu wzroku na widnokręgu nakładające się za sobą kolejne pasma, i kolejne; zawsze mówię, że mają wszystko, co najlepsze z Karpat; zimno bywa dokuczliwe, wiosną tak było, ale w aucie w miarę ciepło; pozdrawiam.

Ola, czasami wracamy do starych miejsc z wielką przyjemnością:-) ech, to pakowanie, nie przepadam, a potem rozpakowywanie po podróży, chyba nikt tego nie lubi; ważne jest, by mieć choć trochę wspólnych zainteresowań z drugą połówką:-) pozdrawiam.

Krystynko, czasami budzę się w nocy i patrzę w to rozgwieżdżone niebo, nic nie zakłóca tego aksamitu ciemności, to nie tak jak w mieście, tyle obcych świateł; ułatwiamy sobie trochę życie na wyjeździe, ten przedsionek bardzo pomaga, choćby na noc schować tam sprzęt, samemu ukryć się przed słońcem; Rumunia ma magiczną moc przyciągania, przynajmniej nas; pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krzysztof, na strzeliste skały to mogę tylko popatrzeć, bez wspinaczki na nie:-) nie myśl, że w dzikich miejscach nie myślę o niedźwiedziach, których jest tam mnóstwo, spanie w aucie zapewnia odrobinę bezpieczeństwa. Tak, odległości niemałe, i tak staramy się już bardziej stacjonarnie, ale jednak trzeba sporo km pokonać. Głównym kosztem jest paliwo, jedzenie raczej we własnym zakresie, nie mówiąc o spaniu, to spora oszczędność, a my raczej bez ekstrawagancji:-) tak, tam jest pięknie; pozdrawiam.

Basia, polubiłam taki sposób spędzania czasu, a raczej na poznawanie świata, bo na Pogórzu jest porównywalnie; to takie kilka dni oderwania, napasienia oczu ... wracamy zmęczeni bardzo, to już spory wysiłek, ale ... póki możemy:-) pozdrawiam.

Agatek, jak to jest w takich wędrówkach? przemierzamy Rumunię bocznymi drogami, przez wioski, miasteczka, górami, nie zawsze jest łatwo, ale przeważnie pięknie:-) pozdrawiam.

M, z roku na rok coraz lepiej nam to idzie, przeważnie w ilości zabranej odzieży, bo trzeba przewidzieć zmiany pogody, ale ciągle za dużo ciuchów:-) Lubimy taki sposób poznawania, zwłaszcza w naturze, zobacz sama, jak mało zdjęć z miast; pozdrawiam.

Krzysztof Gdula pisze...

Więc podróżujecie i poznajecie ładne miejsca jak najmniejszym kosztem. Podobnie i ja się staram robić wychodząc z założenia, że to, co się zobaczy jest ważniejsze od wygód. Piszę o tym, bo widzę zmiany, naturalne, związane z bogaceniem się ludzi. Ja do dzisiaj na wyjazd szykuję kanapki, mimo że na przydrożny bar stać mnie. To rezultat dawnych przyzwyczajeń, ale i kalkulacji: więcej zostanie na podróże:-)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krzysztof, bardzo podobny styl podróżowania:-) kanapki, termos, tak mamy od zawsze, choć czasami skosztujemy lokalności, ale przecież nie jedziemy do Rumunii, żeby zjeść pizzę:-)