poniedziałek, 9 października 2023

Z lata w jesień ...

 Sporo czasu upłynęło od napisania ostatniego postu, zdjęcia w aparacie odleżały sobie boczki, kwiaty przekwitły, osy szukają już sobie miejsca na zimę, choć niewiele ją przetrwa. Co ja z tymi osami? przecież całkiem mało było ich w tym roku, może dlatego, że prawie wcale nie było owoców  w naszym sadzie. Ale na belce w gospodarczym budynku znalazłam ostatnio takie gniazdo, inne zupełnie niż dotychczas, szare i papierowe. To było jak delikatna rzeźba w kawałku drewna, odznaczał się rysunek słoi, a prowadziło do niego wiele wejść. W podziwie oglądałam pracę tych małych owadów, niby os, a jakichś małych:-)


Mieliśmy sporo pracy w pasiece, trzeba było zakarmić pszczoły przed zimą. Pomagałam mężowi ubrana w kombinezon, z kapeluszem i siatką, w skórzanych rękawicach, bo ja boję się pszczół. Bywały dni przed zmianą pogody, że były rozeźlone, uderzały w siatkę ochronną, nie wiem, co byłoby, gdybym jej nie miała. Ale bywały dni, że siadały delikatnie na rękawice poplamione syropem i zlizywały słodycz. Niewiarygodne, wlany wieczorem słodki syrop w ilości prawie dwóch litrów do rana był zniesiony do plastrów. No i znowu te osy, pchały się na potęgę do uli, chmarą fruwały nad wiadrem z pokarmem, oblegały karmidła, mimo ciepłej jesieni czuły nadchodzący chłód. Skończył kwitnąć bluszcz pospolity, to ostatni pożytek, tam to dopiero był ruch. Nieco mniejszy na kocimiętce właściwej, krzak niepiękny, ale rozkwita stopniowo do późnej jesieni niepozornymi kwiatuszkami, które ulubiły sobie pszczoły.


Co wiosnę toczę wojnę z mężem wojnę, bo w ferworze koszenia trawy po wielokroć wycina ją: - przecież to pokrzywa. - Nie szkodzi to roślinie, nadrabia szybko, rozkrzewia się i kwitnie później, ale nie ginie. Rozsiewa się po obejściu, to tu, to tam, ja ją poznaję, mąż nie:-)


Ta goryczka już przekwitła, przeniesiona do nas z lasu, gdzie masakrują podłoże leśne pojazdy. Niebieskość niezwykła, po wielokroć stałam w zachwycie, obserwując ten cud natury. Gdzieś zaplątało mi się zdjęcie jeżówki, zbieram nasiona, rozsiewam, hoduję rozsady, już dopracowałam się kilkunastu roślin, bo resztę podżarły mi nornice.
 

Plaga jakaś, na grządkach nie zdążyłam zebrać groszku cukrowego i zielonego, wyobrażacie sobie? dosłownie ocalał jeden strąk ... a buraki ćwikłowe ... jakieś mizerne ogryzki. Już nie wiem, jak sobie radzić z tymi szkodnikami. Powoli przygotowuję grządki do zimowania, zebrałam już wszystkie pomidory, te zielone też, papryki również, bo zapowiadali przymrozek, a u nas od łąk zawsze przeciąga chłodem. 

Była pełnia, noce prawie "białe", akuratnie wtedy ryczały też jelenie. Jeden zupełnie blisko, na końcu naszych łąk, drugi dalej, gdzieś pod Kopystańką. Taki zestaw wyjątkowo działa na mnie bezsennie, więc czytanie w środku nocy, łażenie po domu jak nocna mara:-)


Wykorzystaliśmy deski pobudowlane, które leżały pod płotem. Mąż od dawna marzył o drewnianej wędzarni, a mamy już dwie. Jedna kamienna, ładna, ale nie sprawdza się, bo trzeba bardzo długo palić, żeby ją ogrzać, a kamienie wyrosiły wilgoć, więc służy jako podręczny magazynek na pszczelarskie szpeje:-) Druga z metalowej beczki, obudowana deskami, służyła mi doskonale wiele lat, ale deski spróchniały, pokrywa również, więc niech będzie nowa. Zbudowaliśmy ją w typie "dziadowskim", tak jak skrzynka na słupek elektryczny:-)


Łatwy dostęp przez otwierane drzwiczki, zrobimy półeczkę na sery, niech się odymiają jak w góralskiej bacówce. Zaimpregnowana tylko z zewnątrz, jeszcze stoi z boku, bo w ostatni weekend wylaliśmy betonową podstawę, solidną i żeby krety nie ryły ziemi i nie zatykały rury paleniskowej, jak przedtem. Beton stwardnieje, zdejmiemy deskowanie, ustawimy tam "dziada" i trzeba będzie kilkakrotnie przepalić, żeby deski nabrały dymnego zapachu. 


Pnącze opanowało chatkę, kwtnie białymi chmurami, lecą delikatne płatki jak śnieg, za to owady mają raj.


Przy okazji rozrobienia zaprawy betonowej, naprawił mąż komin z małego pokoiku, gdzie stoi koza do ogrzewania. Okazało się, że rdestówka opanowała komin całkowicie, wręcz wrosła przez otwory, oprócz tego pustaki kominowe rozlazły się, rura w środku rozsypała się. Remont komina w przyszłym roku, na razie pustaki sklejone zaprawą przed zimą, komin dostał przedłużkę z nowej rury i "strażaka".




Przejeżdżając przez Hutę Łodzińską, mijamy po drodze spory kawałek łąki, na której kwitną czarcikęsy, śliczne niebieskie kulki w ilości niepoliczalnej, za nimi ładny las, grzybny, bo widzimy tam zawsze wielu grzybiarzy. A grzyby rosną i na drzewach, gotowe kotlety:-)


Od jakiegoś czasu przymierzam się do skosztowania tego grzyba, ale jakoś na razie nie mam odwagi:-)
Na razie zbieram kanie, te panierowane smakują wybornie, czasami jakieś drobniejsze grzybki z lasu za drogą na sos, albo szmaciaka również na sos ... nie rzecz w wyprawie do lasu na grzyby w ilości w koszyku, tylko ta przyjemność łażenia, zaglądania za pnie, szukanie w mchu, w borówczyskach, po prostu lubię. 


Przekwitły zimowity, delikatne jesienne "krokusy", te z łąk z doliny Jamninki. Spotkaliśmy tam ludzi z wykrywaczami metali ... po wysiedlonych wsiach pozostały różne metalowe artefakty. Dowiedziałam się, że w Jamnej Górnej odnaleziono i wykopano dzwon z nieistniejącej cerkwi, to link do tego wydarzenia: dzwon z Jamnej.


Wreszcie oddano do użytku most na Stupnicy w Bachowie, bardzo lubimy tę drogę wzdłuż Sanu, tyle ptactwa na wodzie, stada kaczek, czapli. 


A zanim tam się dociera, wspinamy się wysoko drogą do Huty Brzuski, również bardzo widokowej ... buczyna na Krępaku już nabiera kolorów, domy rozrzucone po zboczach ... mieszkałabym tu:-)



Tymczasem piekę bułeczki cynamonowe ...


... tudzież zaszalałam z bakłażanami, które przywiozłam z Rumunii. Nadziewane i zapiekane bakłażany, pomidory, czosnek, papryka, cebula i rumuński słony ser, a potrawa nazywa się "omdlały imam":-)


Wpis typu "groch z kapustą":-)
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!









15 komentarzy:

Danusia pisze...

Z ciekawością i przyjemnością czytam Twoje komentarze. Dziękuję za wszystkie opowieści

Aleksandra I. pisze...

Jak bardzo potrzebowałam takiego wpisu. Mogłam sobie wyobrazić jak można pięknie żyć pracować w swoim tempie, nie mieć wkoło jazgotu różnych ludzi zaprzeczającym sobie nawzajem. Coś mnie pesymizm ogarnął. Ten miesiąc mam w towarzystwie służby zdrowia, nie każde jest budujące, a szczególnie obserwacja jak to działa. Dziękuję za te jesienne a jakże nostalgiczne i kolorowe w nastroju dni i słowa.

kobieta w pewnym wieku pisze...

Z przyjemnością przeczytałam ten Twój "groch z kapustą". Poczułam się tak sielsko, by nie powiedzieć błogo. Zatęsknilam za takim spokojem, zmęczeniem pracą przy obejściu. Wprowadziłaś mnie tym postem w nastrój spokoju. Potrzebowałam tego. Dziękuję i pozdrawiam. W Tatrach już śnieg, tylko patrzeć jak minie piękna, hojna jesień.

Pani Ogrodowa pisze...

Goryczka w przepięknym kolorze. Uwielbiam kwiaty z niebieskim ubarwieniem, a jest ich przecież tak mało. Super, że rozsiewasz jeżówki, ich nigdy za wiele :) Wędzarkowy "dziadek" uroczy, na pewno będzie się wspaniale spisywał. A rykowisko miałam też za oknem na przełomie września i października... rzeczywiście trudno wtedy usnąć :) Pozdrawiam Cię Marysiu serdecznie.

Olga Jawor pisze...

Tak, zdecydowanie "zapachniało już powiewem jesieni", jak śpiewa wiedźmiński Jaskier. Mgły się dookoła snują. Nie dosć, że zapachniało, to jeszcze zimnem powiało. W związku z tym i my zerwaliśmy i wykopaliśmy już wszystkie warzywa, żeby przymrozki ich nie zwarzyły.
Piekna ta Wasza drewniana wędzarnia. Nie ma to jak domowe wędliny. Ty pieczesz bułeczki cynamonowe a ja ciasta drożdżowe. W piecu już co dzień się paę, więc można cuda wymyslac.
Cieszę się, że napisałaś, bo zastanawiałam się już, nad tą długą ciszą u Ciebie.A to przede wszystkim zapracowanie, dzianie, codziennośc pełna rozmaitych spraw...
Pozdrawiam Cię ciepło, Marysiu!:-)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Danusia, dzięki za dobre słowo:-) pozdrawiam.

Ola, siły już nie te, kości bolą, a praca idzie wolniej:-) tak, to prawda, również nie mogę znieść tej obłudy i zakłamania, zamiatania pod dywan; obiecanki-cacanki, a czy to się zmieni? żartujemy sobie z mężem, że już jesteśmy starzy i nie musimy zbytnio użerać sie z tym światem, choć i to nas nie omija; dziś u nas mgła, i zimno, przymrozek; pozdrawiam.

Ela, tylko kontakt z naturą potrafi oderwać nas od perfidii tego świata, a praca przynosi zdrowe zmęczenie i nieprzerwany sen, choć ten księżyc ... zawsze działa na mnie:-) jeszcze sporo przede mną, na grządkach i w sadzie, przy opale; narzekałam na upały, teraz trochę mi szkoda, kiedy ranek zaszroniony; pozdrawiam.

Iwona, wyjątkowy kolor, intensywny niebieski; moja rośnie w lekkim cieniu, ale kępy goryczek na bieszczadzkich połoninach, to jest dopiero widok; o, tak, rozsiewam wiele nasion, niektóre udają się, inne gdzieś giną, ale zawsze coś urośnie; zauważyłam, że właśnie te jeżówki lubią owady, pełne ich nie przyciągają; wspaniałe słuchowisko to rykowisko, aż mi się rymnęło:-) pozdrawiam.

Ola, pytam męża, czy ma pulower, jak w piosence Grotowskiego i Zwierzchowskiej:-) dziś syn skrobał szyby, w zacisznym ogrodzie, już sobie wyobrażam, co na Pogórzu; ale zdążyłam zebrać pomidory, te zielone też, no i papryki. W tym sezonie znowu pomyłka, zamówiłam nasiona papryki czereśniowej ostrej, ale nie spodziewałam się, że będzie tak ostra!!!!! nie pisałam, synkowie urlopowali, potem my, dostawcę internetu zmienialiśmy, potem trzeba było mnie tam wkomponować, trochę zeszło:-) wędzę domowe wędliny, kupuję też serki typu włoskiego, moczę w solance i też wędzę, pyszne; pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Ale bułeczki:-) zresztą nie wiem co chwalić najpierw, tyle u was pracowitych dni i wszelkiego dobra!
Wędzarnia jak dzieło sztuki, nie sposób się nie uśmiechnąć:-)
Jesień czuje mój organizm, a zwłaszcza głowa, niestety!
Dobrych dni, Mario!
jotka

agatek pisze...

Hejka, tu Agatek. Mam problem z logowaniem i pianiem. Tyle co czytam.

wkraj pisze...

Brakowało Twoich wpisów, cieszę się że wróciłaś. Jak zazwyczaj pracowicie ale też optymistycznie i smacznie. Pozdrawiam serdecznie :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Jotka, bułeczki z cynamonem są pyszne, delikatne, lubimy zapach cynamonu; jest pracowicie, chodzimy też na grzyby, dla przyjemności, a zawartością koszyka obdarowujemy siostrę:-) dziś wędzarnię ustawimy i będzie pierwsze palenie dla nasycenia drewna zapachem; o, tak, przewalające się fronty, skoki ciśnienia, też jestem wrażliwa na te zmiany; i wzajemnie, pozdrawiam.

Agatek, ponoć bloger znowu wprowadził jakieś zmiany, co nie znaczy, że na lepsze:-) dzięki za odwiedziny i pozdrawiam.

Wkraju, pokapało miodkiem na me serce:-) byliśmy też krótko w Rumunii, a jakże! bo gdzie by inaczej:-) pozdrawiam.

Krzysztof Gdula pisze...

A więc po prostu byłaś zapracowana. Rozumiem, że teraz czasu i możliwości będziesz miała więcej.
Jesień nie tylko na Twoich zdjęciach, ale i między słowami opisującymi wykonane i te czekające prace. Mario, zdjęcia Twoich dań i wypieków zawsze pobudzają mój apetyt.
Charakterystyczne linki światłowodowe widziałem i w roztoczańskich wioskach przy granicy. Zmiany Google wprowadza, a jakże! Ze skutkiem… różnym.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krzysztof, o! z tym czasem to coraz gorzej:-) albo sił coraz mniej. Wędzarnia już przetestowana, pierwsze dymienie się odbyło, niech się schowają wędliny ze sklepowej półki. Przewody światłowodu bardzo paskudzą krajobraz, nie wiem, kto na to pozwolił. Gęstwa plastikowych słupów, obok słupy sieci elektrycznej, czy nie można było się dogadać i na jednych zawiesić? My budując chatkę, musieliśmy uzgadniać projekt z parkami krajobrazowymi, a tutaj wolna amerykanka. Są i obszary chronionego krajobrazu i nic, słupy światłowodowe są wszędzie; pozdrawiam.

Pellegrina pisze...

Ja staram się pisać systematycznie bo dużo, sporo się u mnie ostatnio dzieje i piszę dla pamięci która coraz bardziej wymaga wspomagania. Gniazdo niesamowite, Natura to najgenialniejszy artysta. Lubię miodek jak Puchatek ale też boję się pszczół chociaż takie maleńkie i pożyteczne, robię miodek z mniszka. Wędzarnia stylowa jak zresztą wszystko u Was a jak się okopci będzie cud, miód. Pnącze też cudne chociaż kłopotliwe. Ja się nachapałam lasu i grzybów przez tydzień w Brzózie ale kani już nie było tylko mix ale smakowity, głównie do suszenia ale i na świeżo też. Ech, ależ tam u Was cudnie. Nie przyjmujecie gości agro? Może kiedyś? Ja chętna bardzo.
Marysiu, przytulam Was jesiennie.

Krzysztof Gdula pisze...

Masz rację, tych słupów przybywa, a na dokładkę wiszą na nich spore kłęby przewodów, których, jak myślę, nie można skracać z przyczyn technicznych. Wniosek? Z dbałością o krajobraz jest podobnie jak z dbałością o czystość Ziemi: pisze się sformalizowane przepisy częstokroć niewiele mające związku z ochroną. Mój naczelny przykład: samochody (ale nie tylko) trudne do naprawy i szybko się rozlatujące. W imię ekologii, oczywiście.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krystynko, mój laptop uszkodzony, raz otwarty stoi w domu i nie mogę go zabrać na Pogórze, a to sprawia, że rzadziej piszę. Ostatnio przycinaliśmy winorośl, która wręcz rozpierała podmurówkę chatki, były tam gniazda kosów, istny majstersztyk:-) w chatce mieszkają też śmieszne owady osopodobne, budują gniazda jak cygara z gliny i nalepiają jedno na drugie, jak buły:-) Wędzarnia już przetestowana, sprawuje się jak należy, a pnącze też będziemy przycinać, okno już zarosło. Byliśmy wczoraj w lesie kawałek za Sieniawą, znaleźliśmy 5 szmaciaków, piękne zdrowe i młode:-) będą zapasy na zimę, bo przecież nie jesteśmy w stanie ich przejeść; agro nie, chatka nie spełnia standardów:-) są myszy i pająki:-) pozdrawiam.

Krzysztof, ostatnio zauważyłam jedną ciekawą rzecz, ale tylko raz; koło naszego miasta jest letniskowa wioska, przy drodze gęstwa latarni, a pomiędzy wstawiono jeszcze te plastikowe słupy, po pewnym czasie słupy wykopano, leżały w rowie, a światłowód poprowadzono ziemią; nie wiem za czyją sprawą, ale pozytywne zjawisko; czyli znowu naprawianie tego, co bezmyślnie zepsuto, nie można tak było od razu? a utylizacja paneli fotowotaicznych, a baterie z aut elektrycznych ... chyba na razie nikt się nad tym nie zastanawia.