poniedziałek, 6 listopada 2023

Kolorowo, grzybowo, wietrznie ...

 Zanim wiatr obszarpał kolorowe liście ...





Jeszcze księżyc w pełni, ale z "lisią czapą", jasne bezsenne noce. Tarcza w otoczce przyniosła zmianę pogody, lekki deszcz, a rankiem mgły w dolinie. Szczyty wzgórz już muśnięte promieniami słońca i po raz pierwszy zobaczyłam tęczę na zachodzie, nad Horodżennem, właśnie kiedy wstawało słońce.





Zazwyczaj ulewa, gnana od zachodu, a potem podświetlona słońcem, daje tęczę gdzieś nad wioseczką, a tu taki widok o poranku. Jesienny czas to czas grzybowy, z którego skorzystaliśmy w tym roku ze wszech miar. Najczęściej szukaliśmy ich w lasach sieniawskich, na przyległych pastwiskach, trochę w naszym pogórzańskim lesie tuż za drogą. Najpierw były kanie, dorodne, młodziutkie, nieprzebrane ilości, tak że na ten rok mam już kań dosyć:-) Jeszcze w zeszłym tygodniu znalazłam kilka i te znalazły się na talerzu jako kotlet panierowany.

Potem przyszedł czas na inne grzyby, były borowiki, maślaki, kozaki, bardzo dobry materiał na susz. Opieńki wyjątkowo znaleźliśmy na pniu drzewa ... zbieraliśmy je wspinając się coraz wyżej i wyżej.

Przedostatni wyjazd do lasów sieniawskich zaowocował wyjątkowo, w koszyku znalazły się szmaciaki gałęziste, siedzunie sosnowe jak nazywają je także, a u nas to baraniochy. Choć ostatnio dowiedziałam się od Ani i Stefana, że baraniocha jest zupełnie innych grzybem, ściśle chroniona, występuje rzadko, nawet mamy stanowisko na Pogórzu Przemyskim, ale nie spotkałam jej nigdy. To żagiew okółkowa, a jej zdjęcie z netu poniżej ... świat jeszcze nie raz mnie zadziwi:-)

A to moje szmaciaki, dorodne, zebrane w późniejszej, już chłodnej porze.

Ten borowik na wierzchu trochę mnie zmylił, myślałam, że to może amerykański przybysz opanowujący nasze lasy, ale okazało się, że to jednak borowik sosnowy. No i teraz jest czas rydzów ...

Rydze rosną nawet za naszą chatką, zaszczepiłam glebę resztkami grzybowymi, to i teraz są na wyciągnięcie ręki.



Dokwitają mizerne resztki kwiatów, jakaś pojedyncza różyczka, której wiatr potem rozrzuca płatki, a najbardziej zaskoczyła mnie ostróżka. Ten niebieski kolor przynależy do lata, powtórzyła kwitnienie i nie mogę oczu od niej oderwać, szkoda, bo mróz ją zwarzy.




Chatka przeżywa inwazję myszy polnych, musimy się bronić:-)
Czyżby wróżyły ostrą zimę?


Jeszcze pożytkujemy ostatnie cukinie, leżą sobie w chłodzie na tarasie, do mrozów ich już nie będzie.
Zamówiłam partię dymki cebuli ozimej, do tego polski czosnek do posadzenia. Cebulki i czosnek już posadzone, jeszcze tylko z lekka okryć je przed zimą, ale wielkich chłodów na razie nie zapowiadają.
A teraz smutne wieści, tną nam las za drogą, pod piłę idą wszystkie modrzewie. Pewnie jak przyjedziemy na Pogórze następnym razem, będzie już łyso. To bardzo przykry i przejmujący odgłos, kiedy walą się na ziemię z trzaskiem potężne drzewa ....


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, wszystkiego dobrego, pa!




21 komentarzy:

Olga Jawor pisze...

Och, wyobrażam sobie jak Ci smutno patrzeć na ten ścinany las. To takie bezwzgledne, takie okrutne wycinać coś, co rosło od lat i tworzyło Wasz znajomy, przyjazny widok...
U Was tyle grzybów? Niesamowite. U nas jakos niewiele. Ostatnio pojawiły sie opieńki, ale jakieś takie mało dorodne.
Tak, coraz mniej już kwitnie roślin, ale niektóre róze dzielnie sie jeszcze trzymają.
W końcu i ja posadziłąm czosnek i cebulę. Uff! Oby wyrosły ładnie, bo u mnie to róznie z tym bywa!
Pozdrawiam Cie serdecznie Marysiu z pogodnego dzisiaj Pogórza Dynowskiego.

AgataZinkiewicz pisze...

Ach jak wy tam macie piękne widoki... Grzybów wysyp... I takie różności. Jak u nas... Ale pogoda ostatnio nie dopisuje... Dużo pada i teraz jeszcze wiatr do tego. Trzymajcie się ciepło. Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Przepiękna jesień w Twojej relacji:-)
Tęcza zawsze robi niesamowite wrażenie.
My często podziwiamy wielki księżyc nad drogą, jakby jechał razem z nami.
Nie znam tych grzybów, nigdy nie zbierałam i nie jadłam.
jotka

blogchwila pisze...

Jak u Was jest pięknie. Taka szkoda, że wycinają las. To takie smutne i nie można nic zrobić. U nas też wycięli las, w którym zbieraliśmy grzyby. Byliśmy dzisiaj na grzybach. Udało się uzbierać jeden koszyk, ale u nas nie widziałam takich grzybów. Nawet gdyby rosły bałabym się zabrać je do domu. Są takie piękne. Jesień powali zabiera kolory. Trudno oby do wiosny. Pozdrawiam serdecznie 🍁🌿

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ola, za naszej pogórzańskiej bytności tną ten las już któryś raz z kolei, a co zostanie? Właśnie nie, na Pogórzu jakby mniej, za to na bardziej piaszczystych terenach mnóstwo było grzybów, kto wie, może jeszcze wyruszymy w lasy roztoczańskie podgrzybków poszukać w borówczyskach, zanim mróz przyjdzie, choćby dla samego połażenia w lesie. Moja cebula w tym roku padła porażona jakiś grzybowym paskudztwem, zresztą ładnie zawiązane winogrona również nie dojrzały i spleśniały, taki rok; pozdrawiam.

Agata, tak, widoki mamy ładne, a teraz horyzonty na południe poszerza nam wycinka lasu, aż trudno przyzwyczaić się do tej jasności. W ostatnie wichury cieszyłam się, że stare spróchniałe drzewa już wcześniej obaliły się, bo martwiłabym się o pszczoły:-) i wzajemnie, pozdrawiam.

Jotka, akuratnie ta tęcza wyjątkowo mnie zadziwiła, nie było deszczu, słońce wschodziło, widocznie jakieś resztki oparów unosiły się w powietrzu. Podziwiam księżyc, ale nie umiem go sfotografować, kiedy w takiej wielkiej tarczy wyłania się zza widnokręgu:-) grzyby są smaczne, poznaję coraz więcej rodzajów, bo okazuje się, że te które omijałam, są jadalne i próbuję ... ale niektóre nie, bo nie mam zaufania:-) pozdrawiam.

Janeczko, myślisz, że coś się zmieni? nasze lasy cenne, to Puszcza Karpacka, a tną niemiłosiernie, może żeby wykorzystać jeszcze czas. W podły sposób zlikwidowano protest młodych, którzy walczyli o powstanie parku narodowego, teraz już pewnie nie będzie czego chronić. Jeszcze może wyskoczymy do lasów roztoczańskich, na podgrzybki albo choćby dla frajdy:-) pozdrawiam.

wkraj pisze...

Źle się dzieje z tym wycinaniem lasów a tu jeszcze chodzi o modrzewie czyli szkoda podwójna. Jesień oprócz pięknie przebarwionych drzew to też czas na grzyby a te obrodziły u Was niesamowicie, trochę ślinka cieknie. No i ta tęcza robi wrażenie. W tym roku jadąc z Leżajska do Zwierzyńca towarzyszyła nam tęcza, tak wyraźnej i z ostrymi kolorami jeszcze nie widziałem. Pozdrawiam serdecznie :)

Moje pasje w obiektywie pisze...

Mario, piękna ta jesienna fotorelacja, czarująca pejzażami, kolorami. Obfita w dary lasu i ogrodu... tylko modrzewi żal...
Z ciepłym pozdrowieniem - Anita ;-))

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Wkraju, u nas miał powstać park narodowy, od wielu lat walczą o to, ale teraz pewnie już nie będzie czego chronić, wszystko wycięte. Tak, grzybów było sporo, a pogoda super, jeszcze można pochodzić po lesie i coś poszukać do koszyka. Obdarowałam siostrę, mieliśmy i my, a skoro las dał, to szkoda zmarnować. O, proszę, Leżajsk, Zwierzyniec, w znajomych i bliskich terenach byłeś:-) może tęcza tak wyraźna, bo powietrze czyste u nas:-) pozdrawiam.

Anita, każdy poranek zadziwia, każdy zachód słońca, a nawet jak pada deszcz, to siedzimy przy ciepłym piecu i leniuchujemy:-) tak, lasu nam bardzo szkoda, dziś zobaczymy, ile szkód narobili za drogą; pozdrawiam.

Pani Ogrodowa pisze...

Ooo, widzę, że i u Ciebie kotleciki z kani gościły na stole. Ja je uwielbiam i w tym roku wyjątkowo pojadłam tego specjału. Niezmiennie zachwycam się Waszymi widokami, naprawdę do pozazdroszczenia... można by patrzeć całymi dniami na tę feerię barw jesiennych. Tylko drzew szkoda... u mnie też piły zewsząd słychać, aż serce boli :( Pozdrawiam.

Klaudia Zuberska pisze...

Witam serdecznie ♡
Piękna jesień :) Zdecydowanie inspirująca pora roku. Kocham jak koloruje krajobrazy, jak maluje na złoto i czerwono drzewa :) Jestem też zapaloną grzybiarką, po lasach z koszem mogłabym chodzić całymi dniami :)
Pozdrawiam cieplutko ♡

grazyna pisze...

Jesiennie u Ciebie i grzybowo, a wydawało się, że w tym roku nie będzie grzybów, pod koniec września pilnowałam Reksia, psa brata, w mazowieckich lasach, na działce, i towarzysząca mi przyjaciółka bardzo starała się nazbierać grzybów, w końcu na jednym w wielu spacerów znalazłyśmy 5 kań...i ona je usmażyła w panierce, opierałam się by skosztować te kotlety myśląc, że zejdę z tego świata ale zmusiła mnie i nie żałuję....jakie smaczne!!!!!!przeżyłam.
a i tam ścinają drzewa jak szaleńcy a serce krwawi...czy teraz to się skończy?
Ostróżka przecudna....pozdrawiam ciepło Mario

Pellegrina pisze...

Zapachniało grzybami, sporo kojarzę, chociaż opieńki znam inne ale rydze, kanie, szmaciaki zbieram takie same, są delikatne w smaku i zapachu. Żagiew piękna jest, oryginalna, też bym jej zdobiła kilka fotek ale bym nie próbowała jeść.
Rydze na swojej posiadłości!!! więc jednak da się zaszczepić glebę obierkami grzybów???

Bozena pisze...

Witaj Marysiu, jak zwykle zamieszczasz urokliwe zdjęcia. Pięknie tam na Twoim Pogórzu. W tym roku parokrotnie przejeżdżałam przez tereny, gdzie Wasza chata. Za każdym razem myślę wtedy o Tobie. To takie fajne ale zarazem dziwne mieć znajomych, których zna się tylko wirtualnie, ale w konkretnych sytuacjach pamięta się, że gdzieś tutaj może w tej chwili są w ogrodzie, lub patrzą na ten sam szczyt...A taka dewastacja lasów to istna zbrodnia na przyrodzie. I pazerność ludzka aż boli.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Iwona, bardzo lubię kanie smażone, teściowa z kolei chwali sobie kanie a,la flaczki; tych nie próbowałam, ale zamroziłam i w zimie też będzie próba. Widoki nie zawodzą, ale teraz to widok wyciętego lasu i zwalonych pni jest straszny, staram się nie patrzeć za drogę, ale jak tu nie patrzeć, jak trzeba wyjść z domku, gdzieś pojechać, serce boli, takie olbrzymy powalone; pozdrawiam.

Klaudia, kilka dni upłynęło od tego postu, liści już prawie nie ma, za to modrzewie jeszcze złocą się na stokach gór; u nas jeszcze można spotkać rydze, pewnie ruszymy na ostatni w tym roku wypad do lasu, właśnie po nie, żeby zjeść je prosto z patelni:-) pozdrawiam.

Grażyna, już poznałam, że bronisz się przed grzybami:-) kanie panierowane są przepyszne, jadłam je w tym sezonie prawie na okrągło, mąż już nie mógł, odmawiał:-) a widzisz? trzeba się tylko przekonać do grzybów, czytam o wielu jadalnych grzybach, których nie zbieram, ktoś musi mi je pokazać, bo wiele jest podobnych, a pomylić łatwo. Nie wiem, czy się skończy ta grabież, są podpisane umowy, które obowiązują, jeszcze wiele odkryją śledczy po odejściu tego rządu, tak podejrzewam; pozdrawiam.

Krystynko, opieńki tylko raz spotkaliśmy w lasach sieniawskich, właśnie te na drzewie, z kolei w naszym pogórzańskim lesie było ich zawsze mnóstwo, ale strach iść do lasu po tej grabieży, moich znanych ścieżek już na pewni nie ma. Żagiew pod ścisłą ochroną, nie znam tego grzyba, ale chciałabym zobaczyć w naturze. Zdjęcie z jakiegoś targu, może nawet P-ślu. Można zaszczepić glebę, ale pożądane też sąsiedztwo sosny, jodły, brzozy, a takie rosną za chatką. Na miejskim ogrodzie też rosły mi rydze i kozaki; pozdrawiam.

Bożena, pewnie przejeżdżasz i myślisz, skąd ja znam te widoki:-) w tym roku mam niedosyt pobytów w chatce, prawie tylko na weekendy, a lubię pobyć sama, popracować, bez tego poganiania samej siebie, że jeszcze coś do zrobienia, żeby zdążyć na czas; jednak grządki i praca w obejściu absorbują bardzo:-) coraz więcej ogromnych pni wyciąganych z lasu, przez pojedyncze drzewa prześwitują pasma górskie zza Wiaru, za naszego pobytu już chyba po raz trzeci tną ten las, ile jeszcze wytrzyma? pozdrawiam.

Krzysztof Gdula pisze...

Jesienne urokliwe mgiełki w dolinach i tęcza – rzadko widywana para. Dla mnie kani nigdy dość. Połasuchowałem sporo, ale chciałoby się znowu. Szmaciaki? Faktycznie, świat zaskakuje :-)
Oglądałem film nakręcony przez Lasy Państwowe. Wniosek z niego oczywisty: nigdy i nigdzie żadna firma tak nie dba o drzewa jak właśnie ta. Mario, można odnieść wrażenie, że leśników bolą serca gdy wycinają jedno drzewo.
A mówią o propagandzie w Rosji…

don't blink pisze...

Tęcza w listopadzie to jednak rzadkość:) Dzisiaj zapewne macie już biało, jak i my.


I my tej jesieni sporo jeździliśmy za grzybami. Piszę, jeździliśmy, bo w naszych lasach grzybów niewiele, a ludzi dużo. Suche lato i sucha jesień zrobiły swoje. Byliśmy nawet niedaleko Lasów Sieniawskich. Ja kanie często piekę w piekarniku i zawijam w nie róże smakowitości. Powstaje taki kaniowy naleśniczek:)


Przykre, że wszędzie prowadzone są wycinki lasów. Wygląda to jak jakieś szaleństwo, amok... szybciej, więcej i więcej. Serce boli.
M

Enrico pisze...

Czekamy na wpisy zimowe. Pozdr

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krzysztof, szmat czasu minął, kiedy ostatni raz zajrzałam do komentarzy, przepraszam. Bardzo chorowaliśmy, jeszcze dokucza brak sił, boli głowa i jakby chęci do jakiejkolwiek aktywności mało. Zaraz będzie kończyć się zima, a tu jeszcze grzyby na blogu:-) pozdrawiam.

M, kanie pieczone i zawijane jak naleśniczek, a to ciekawe bardzo, bo ja tylko smażone, tudzież w marynacie octowej. Przepraszam, że nie odpisywałam, chorowaliśmy; pozdrawiam.

Enrico, dopiero wyleźliśmy z lekka z choróbska, ależ nas przeczołgało:-) pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Tez się zaniepokoiłam Twoją ausencją.. Ja też miałam okres niechcienia internetowego... Ale Ty widzę chora... Zdrowiej sxybciutko.. Ściskam mocno

Anonimowy pisze...

To ja Grażyna wenezuelska

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Grażynko, mam nadzieję, że idzie ku lepszemu; pozdrawiam.