Pisałam w poprzednich postach o tym, jak to lubimy włóczyć się po wszelakich imprezach, śpiewających piosenkę z "krainy łagodności". W tamtym roku, na Podkarpackim Jarmarku "Pod Kopcem" tafiła do naszych rąk ulotka informująca o KROPCE, międzynarodowym festiwalu piosenki turystycznej w Głuchołazach. O matko, gdzie te Głuchołazy?
A jeszcze wcześniej podczytywałam bloga Kurki Domowej, Fotograciarnię, i natknęłam się na piosenkę Jaromira Nohavicy, posłuchałam i wsiąkłam. I okazało się, że gwiazdą głównego koncertu będzie właśnie on. No jak to? trzeba jechać!
A jeszcze wcześniej zapłonęłam wielką miłością do serów podpuszczkowych na bazie mleka krowiego, typu oscypek czy bunc, wertowałam wszelkie porady, dyskusje na forach i zapragnęłam posiadać foremki do oscypków, tzw. oscypiarki. Zaklepaliśmy noclegi i wybraliśmy trasę mniej uczęszczaną, acz piękną, podgórzem.
Trasa nasza wiodła przez Nowy Targ, bo wyczytałam, że w czwartki jest tam jarmark i można zakupić u górali, co się chce. Różnojęzyczny gwar, czeski, węgierski, rumuński, gwara góralska - wszystkie te języki mieszały się ze sobą, a kupujący i sprzedający porozumiewali się bez problemu.
Dostałam swoje i ja, na stoisku sympatycznej góralki rwały oczy przeróżne sery, foremki, nawet podpuszczka była, nie powiem, zdarła ze mnie skórę, ale po to przecież tam jechałam.
Jedna średnia foremka do okrągłych oscypków...
,... i jedna, podwójna, do malutkich "pogryzków".
Nawet gdzieś zrobiłam zdjęcie z wędzenia pierwszej partii, na drewnianej suszarce do naczyń ...
Wsmaku były pyszne, piszczały w zębach jak te z Krupówek, tylko troszkę traciły fason w wędzarni, trzeba je dłużej obsuszać.
Jechaliśmy długo, przez tereny naznaczone powodzią, na domach poziome linie, dokąd sięgała woda, późnym popołudniem byliśmy na miejscu. Zdążyliśmy jeszcze pobieżnie zwiedzić miasteczko, pojeść pysznych lodów na cudnym ryneczku i odnaleźć miejsce, gdzie odbywa się KROPKA, a potem zasłużony sen.
Szybkie poranne wstawanie, kawa i w góry, bo oprócz muzyki, nastawiliśmy się jeszcze na wędrówki, nigdy tu nie byłam, a mąż był, ale w sanatorium, w Lądku Zdroju.
Na pierwszy ogień poszedł Śnieżnik, fajnie się tam jeździ, raz jedną, raz drugą stroną granicy, tereny widokowo przepiękne ...
Rozpoczęła się mozolna wspinaczka, od Jaskini Niedźwiedziej....
....nie powiem, zanim wprawiłam się, to płuca mi pękały, a nogi omdlewały z wysiłku, a to zdjęcie jest pt. Maryś, to będzie dla potomnych!
Oczywiście, wspinaliśmy się starym szlakiem, ostro pod górę, po lewej stronie potoku, potem drogą do schroniska na Śnieżniku, ziemia pod stopami błyszczała jakimś startym minerałem, jak drobniutkie szkło, inna, niż u nas.
W schronisku pusto, czeskie piwo dodało nam sił i powędrowaliśmy dalej do góry ..
Wspaniałe borówczyska, widoki jak z fantastycznej krainy ....
,... całe łany kosodrzewiny ...
,... i wreszcie szczyt ...
Na wierzchu skalnego rumowiska ławka, żeby było jeszcze wyżej ...
To była chyba wieża widokowa, która runęła ...
W trawach pełno było pojedynczych kamieni, na pozór bezładnie rozrzuconych, po bliższym przyjrzeniu się odkryłam, że tworzą litery, jakieś napisy, kształt serca, czyżby tak zostawiali swoje ślady w górach zakochani?
Jakieś obeliski, czy może pomniki, a jakie daty ...
Styk granic, mnóstwo czeskich turystów i ...
,.. samotny krzyż, poświęcony chyba komuś, kto zginął w górach ...
Nie chce się schodzić w dół ...
,... dookoła cuda ...
Ale i na nas czas, trzeba wrócić spory kawał drogi, bo wieczorem koncerty ..
Pod nogami kamienie, z białymi naciekami ...
,... wielkie skupiska głazów z cudnymi porostami ...
,... jakby olbrzymy zniosły je w jedno miejsce...
,... nic, tylko siedzieć i patrzeć ...
,... roślinki trzymają się resztkami sił suchej skały ....
W starym kamieniołomie biwakowali chyba Indianie, szkielety wigwamów, jakieś totemy, piękne miejsce ...
Tuż przy drodze Marianna ...
Pod ciśnieniem woda lecznicza sika samoistnie, zimna, aż łamie w zęby ...
Powrót z językiem na brodzie i do parku zdrojowego, na śpiewanki ...
A tu m.in. Jerzy Filar ze swoją "Sambą sikoreczką", kto jej nie zna, Nasza Basia kochana i "Niedogotowana
manna" i jeszcze wiele innych starych, a młodych przebojów w ich wykonaniu...
...EKT Gdynia, trochę szant, a także "Bar w Beskidzie", gdy gruchnęło z widowni: panna Zosia ma w oczach dwa nieba... a to starzy weterani turystyki, brodaci, siwi, z brzuszkami, ale młodzi duchem, z iskierkami w oku. Ten wokalista po prawej, z delikatnym głosem to Messalina, zmagał się z ciężką chorobą...
.... i długo w noc - Martyna Jakubowicz i domy z betonu, i bluesy, i o winie ... sporo po północy wróciliśmy na nocleg, zmęczeni nieziemsko, a rano jedziemy dalej .....c.d.n.
Placek upiekłam, Bounty się nazywa, mnóstwo kokosu, pyszny, aromatyczny i z czekoladową polewą, na niedzielne posiedzenie, bo jesteśmy w domu.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich, dziękuję Wam za komentarze, że chcecie mnie odwiedzać, za ciepłe słowa, dobrej niedzieli, pa.
29 komentarzy:
i wycieczka i koncerty i placek -chłonę i podziwiam, ale kondycji zazdroszczę z jęzorem na brodzie ( po wyjściu parę metrów w górę)-świetna relacja, szkoda że nie współuczestniczyłma:(
Cieszę się, że spodobało Ci się na Dolnym Śląsku. Kiedyś weszłam na Śnieżnik w środku piekielnej zimy przy ogromnych mrozach. Moją głupotę tłumaczył tylko młody wiek- 17 lat. Było okrutnie, ale przeżyłam :-)
Pierwszy ser, z jakim ruszę, jak przejedzą mi się twarogi, to też będzie oscypek, choć o formę u nas będzie trudno.
A Bounty- hm... słodkie marzenie :-) Czy na przepis można liczyć?
:-*
Kotlinę Kłodzką zwiedzałam w zeszłym roku,dzika, zupełnie niekomercyjna, brak drogowskazów albo oznaczeń drogi, szlaków. Tak zapamiętałam jeden szlak, kiedy się "zgubiliśmy", tzn dzięki orientacji męża znaleźliśmy drogę.
Niestety na Śnieżnik nie weszłam. Dzieciątko się buntowało. Świetna relacja. Pozdrawiam.
Mario, bardzo zazdroszczę Ci tego poweru . Sama też może chciałabym. Myślę, że koncert byłby i dla mnie. Stare, dobre, nastrojowe piosenki.
Starsi, brzuchaci turyści, ale myślę, że wewnętrznie bardzo młodzi i chyba w życiu o to chodzi, aby coś robić, czegoś chcieć. Przesyłam uściski. :)
Jesteście "niedozajechania".......
Czy mogę prosić o przepis na to kokosowe cudo? Na maila, albo i na blogu publicznie, może ktoś też zechce skorzystać.
Tym Śnieżnikiem przywołałaś moje wspomnienia młodzieńcze, kiedy to w czasach studenckich wędrowaliśmy na szczyt w tak ogromnej mgle, że tylko buty osoby idącej przed sobą się widziało. Kiedyśmy schodzili z góry (już w lepszej pogodzie, dopiero zobaczyliśmy jak rzeczywiście wyglądał szlak.
Placek wygląda smakowicie - może rzeczywiście mogłabyś podać przepis na blogu? Mój zięć lubi placki z kokosem, chętnie bym mu taki upiekła.
Olqo, wcale nie jest za dobrze z tą kondycją, wręcz zdychałam, ale potem już się organizm przyzwyczaił, i było super, pozdrawiam serdecznie.
Riannon, to był rzeczywiście wyczyn, boję się zimowych wejść, bo może zabraknąć sił. Oscypki możesz cisnąć i formować w dłoniach, wcale nie muszą być oscypiarki, bunc też sobie zrób, pyszny jest, serdeczności.
Ankoskakanko, też zleźliśmy ze szlaku, ale ścieżka była mocno wydeptana i nie zgubiliśmy się, bardzo mi się podobało w tamtej okolicy, pa.
Bożeno, koncerty były super, piosenki do pośpiewania, a ci starsi, brzuchaci - to przecież my, młodzież również bawiła się cudownie, nie widziałam zawianych ludzi, mimo, że piwo lało się z beczek. Wewnętrzna młodość się liczy, masz rację, pozdrawiam mocno.
Gocha, starzy już jesteśmy, sił trochę brakuje, ale jeszce trochę podrepczemy po tym świecie, pozdrowienia ślę.
Antonino, my mieliśmy pogodę miód, cudną widoczność, jestem pod urokiem tamtych stron, ciepełko ślę.
Dziewczyny, wygooglowałam przepis, bounty ciasto lub coś podobnego, prawie wszystkie przepisy są podobne, do jednej masy kokosowej dodaje się budyń, pewnie do zwiększenia objętości i zlepienia lepszego wiórek, pyszny na drugi dzień, jak smaki się przegryzą, prawdziwy bounty, pozdrawiam Was serdecznie.
Cudowne widoki, ja się zakochałam w górach parę lat temu, przeprowadziłam się do Bielska Białej i mieszkam pod górkami. Nie jestem nałogowym wędrowcem, tylko wtedy kiedy mam trochę więcej czasu, ale góry przenoszą w inny spokojniejszy świat. Jednak to jest jak nałóg i po każdym powrocie planuję następne wyjście.
Naprawdę cudowny lek na stres.
Ciasteczko wygląda smakowicie.
Pozdrawiam KASIA
Mario, nareszcie, nareszcie moje "tereny łowieckie"!;-))
Masyw Śnieżnika przedeptałam wzdłuż i wszerz, o każdej porze roku (i pogody)... Cieszę się, że i Wy mogliście docenić urok tego miejsca. Kotlina Kłodzka generalnie jest mało rozreklamowana, przez to jeszcze cudownie "dzika".
Zastanawialiśmy się nawet z Padre, czy by właśnie na tamtych terenach nie osiąść, ale ostatecznie kierujemy swe plany i marzenia ku Pogórzu Sudeckiemu i Izerom. Czy tamtędy też już deptaliście?
Ściskam czule!
Marysiu, z Ciebie to prawdziwa Kobieta Renesansu - turystka, ogrodniczka, kucharka i sery robisz, no, no, pozadrościć :)
Ciacho wygląda smakowicie, na pewno kiedyś wypróbuję.
Pozdrawiam serdecznie :)
Piękne widoki! Placek wygląda bardzo smakowicie! Pozdrawiam.
Kasiu, my też wędrujemy, kiedy nas najdzie ochota, ale w tym wypadku chcieliśmy nałapać jak najwięcej, w końcu jechaliśmy tak daleko i tylko na 4 dni. Nie na czas, tylko wolno smakujemy widoki, sapiemy też pod górkę, serdecznie pozdrawiam.
Inkwizycjo, to był nasz pierwszy raz w Sudetach Wschodnich, chłonęłam to inne piękno jak gąbka, aby starczyło na cały rok. Nie raz, nie dwa siedziałam w mroźne wieczory i przeglądałam zdjęcia, i wspominałam. O Izerach myślimy troszeczkę, jak los pozwoli, może w tym roku, ale znowu na krótko. Ciepełko ślę.
Maniu, Maniu! ja to lubię, a jeszcze jak coś wychodzi, to przyjemność podwójna.
Ciacho pyszne, dziś nabrało mocy, pozdrawiam serdecznie i cieplutko, pa.
Reniu, i ja jesten zauroczona tymi widokami, warto było dyszeć do upadłego i zobaczyć to wszystko, pozdrowienia ślę.
Mario a u Ciebie jak zwykle, coś dla oka, coś dla ducha no i na koniec dla brzucha. Fajnie musiało być. A ja weszłam na Łysiec. Ciężko nie było bo "lazłam" po asfalcie, ale schodziłam już mniej cywilizowanym szlakiem. Też było fajnie. Ciasta jednak nie miałam w weekend. Twoje wygląda smakowicie, można prosić przepis? Pozdrawiam cieplutko. Ania
Aha i znów zazdroszczę Ci wędzarni, a z tymi oscypkami jeszcze bardziej. Pa
Mario,
dzięki Tobie zaczęłam rozmyślać jak tu najwygodniej zapakować sobie Anię na plecy i gdzieś powędrować :)Pozdrawiam
Aniu, ale Ci się zrymowało. Od razu poszukałam, gdzie ten Łysiec, a toć przecież Łysa Góra. Wpisz w wyszukiwarkę "bounty" i od razu masz, też tak zrobiłam.
A oscypków w tym roku jescze nie robiłam, nie mam czasu, ale może już w tym tygodniu, pozdrawiam serdecznie.
Łucja, poszłabym za Tobą, a jeszcze Malutką poniosłabym "na barana", serdeczności.
Zupełnie nie kojarzymy "Niedogotowanej manny" - trzeba będzie nadrobić :DDDD.
A Sudety porywające (jak wszystkie góry zresztą :DDDD)
Pzdr.
Oj tam, oj tam! "Niegotowana" ma być w tytule, dwie literki zrobiły różnicę, nie będę już poprawiać. Jak to, nie kojarzycie:
na zielonym łóżku śpi, zapatrzona w swoje sny, rozczochrana, zaniedbana, żona pana bosmana
i na końcu:
sen ucieka w chłodny cień, na śniadanie jak codzień, niedogotowana manna i tęsknota poranna,
tylko usłyszycie, od razu przypomni się. Nie byłam nigdy w Sudetach, bardzo porywające, a to dopiero wschodnie, a gdzie reszta?
Serdecznie pozdrawiam, szykujcie narzędzia tnąco-kosząco-grabiące, bo chyba trawa urosła mocno, pa.
sambę sikoreczkę to ja będę nucić cały dzień...a foremki na oscypki cudne..:) warto wybrać się na taki jarmark..ale ja na razie na Pomorze jadę..Pozdrawiam..:)))
Oj Marys, tych zdjec dla potomnych bedzie bardzo duzo:)))
Wspaniala wyprawa i wytrwali z Was ludzie kochajacy gory. Patrzac na zdjecia i jak sie wspinalas juz sie spocilam:)
Mysle, ze dla takich widokow warto pomeczyc sie, spocic i poczuc wiatr we wlosach.
Uwielbiam Martyne Jakubowicz i zazdraszczam udzialu w takim koncercie(oczywiscie w dobrym tego slowa znaczeniu).
Produkca oscypkow jestem zafascynowana, ile jeszcze swoich talentow kryjesz przed nami.
Pozdrawiam i zycze milego tygodnia:)
Mona, czy już urlopujesz? Lubię takie jarmarki, takie z ludowościami, też nuciłam sambę, pozdrawiam serdecznie.
Ataner,to był w pierwszy dzień morderczy rozruch, zanim mięśnie i płuca przyzwyczaiły się. Oscypki są łatwe do zrobienia, każdy może, tylko mleko od jakiegoś ssaka potrzebne, serdeczności.
Wspaniała jest różnorodność i odmienność gór. W jednym kraju pomieściło się tyle niepodobnych do siebie krajobrazów. To bardzo pocieszające, że istnieją jeszcze miejsca choć trochę dzikie i nie zniszczone komercją!
Podziwiam Wasz power! Wciąż, nieustannie chce Wam się chcieć!
Gratuluję oscypiarki i pysznych serków! A na ciasto kokosowe się ślinię bezwstydnie!
Wszystkiego dobrego!
Magdo, taka odmienność gór, a skąd czasu, żeby to wszystko zobaczyć? Dużo dobrego słyszałam o Izerach, bo Śnieżka z ciżbą ludzką jakoś mnie nie ciągnie, chociaż nie byłam. Dziś, od 5-tej u nas deszcze świętojańskie, obfite jak tropikalne, serki jeszcze będą, bo pyszne, oscypki smażone na masełku, itd. Pozdrawiam serdecznie.
no, inaczej tam niż w Bieszczadach, kamienisto, sucho..do Jaskini Niedźwiedziej bilety trzeba z tydzień wcześniej zamawiać..dziś wieczorem latały robaczki świętojańskie! :)
Grey Wolf, jakoś do Niedźwiedziej nie ciągnęło nas, to obetonowane wejście odstrasza. Tak, inaczej, ale ładnie i tu, i tu, a świetliki będą do soboty? Pozdrawiam serdecznie.
no a w jaskini zimno :)..powinni kamieniami ładnie obłożyć, jak w grocie..
każde góry mają swój klimat..
pewnie będą jak nie będzie lało i ciepło :D
Grey Wolf, lało, było zimno i nie było świetlików... a ja jestem strasznym zmarzluchem, pozdrawiam.
no zauważyłem, że pogoda pod psem..bez swetrów się nie obejdzie :)
Prześlij komentarz