czwartek, 7 lipca 2011

Pamiątka w koronce i nareszcie słońce ....

Dostałam od mojej mamy dwie rzeczy, płócienne przykrycia na łóżka, na których ułożone były pierzyny, a na nich stosy "jaśków" w koronkowych poszewkach.
Jedno z nich, z tkanego na krosnach płótna samodziałowego, grubego lnu, wyszykowała Franciszka ...


... na całej długości wyciągnięte nitki i obrzucone przęsełka, tworzące ozdobną drabinkę. Na pewno ten rodzaj ściegu czy też wzoru jakoś się nazywa, to haftujące dziewczyny z pewnością wiedzą ...


"Drabinki" w zbliżeniu, teraz zobaczyłam, że są oprócz tego łapane pojedynczą nitką ...


... a całość obszyta jest zmyślną koronką, utworzoną z pofalowanej taśmy, łapanej szydełkiem w takie niby-kwiaty.


A to na płótnie wyszyte inicjały mojej ciotki, nie zdążyłam jej poznać, bo zmarła w roku, kiedy ja się urodziłam, osierociła gromadkę maleńkich dzieci.
A druga siostra ojca zmarła też wcześnie, będąc młodziutką dziewczyną. Po pracy w polu, zgrzana, pobiegła do wody przerzucać moczące się konopie czy też len, przeziębienie zakończyło sie zapaleniem płuc i nie uratowano jej, a poza tym nie było pieniędzy na lekarza czy też pobyt w szpitalu w ciężkich czasach, znam to wszystko z opowieści mojej mamy.
Drugie przykrycie wykonane jest już z cieńszego płótna, tylko obszyte szydełkową koronką z kwiatków łączonych ze sobą, a potem razem obrobionych jakby ząbkami ...


 Na razie nie będę kłaść ich na łóżka w chatce, bo moje psy są nieobliczalne i z łapami z błotem ładują się na miękkie posłanie, a ja za bardzo ich nie pędzę z nich.
Dziś, tuż po południu zaświeciło słońce, od razu chce się żyć ...


... i zrobiło się ciepło, polarowa koszula poszła precz ...


... a taras schnie w oczach. Po pergoli wspina się kokornak, pnącze o ogromnych, jak naleśniki, liściach...


... wiosną przycięłam go bardzo mocno, co wcale mu nie zaszkodziło, już wspina się ...


na sąsiadujące drzewo. We wcześniejszym, wiosennym poście pisałam i pokazywałam kwitnącą kłokoczkę południową, już wytworzyła skórzaste owocostany ...


... a w środku twardy orzeszek ...


Dziwa ta przyroda tworzy.
Dostałam od kolegi kilka lat temu winorośl, która mu przeszkadzała. Posadziłam ją tak bez planu, aby tylko przeżyła, a myślę, potem znajdę jakieś miejsce. I została na tym miejscu, zbudowaliśmy jej pergolę, liście ocieniają parkujący samochód, a odpłaciła nam się w tym roku licznymi gronami ...



Trzeba teraz, po deszczach, przyciąć niepotrzebne wąsy, niech idzie moc w owoce. A nad oczkiem po raz pierwszy doczekałam kwiatów jukki ...


Przez te deszcze wszystko porosło, i zielsko, i trawy.
I najsmutniejsza rzecz, Gutek pożarł kilka dni temu, wieczorem, wszystkie pisklęta z gniazda kosa. Żeby był głodny, to jeszcze zrozumiałabym, ale, dziad jeden, je na każde zawołanie. A ja go przygarnęłam i wychowałam, wszyscy tłumaczą mi, że to natura, ale po co były mu te małe pisklęta? I smutno mi.




Jutro jadę kosić na Pogórze, zobaczę, czy "strach" zadziałał na sarny.
Pozdrawiam ciepło i słonecznie wszystkich odwiedzających, deszczom mówimy: dość!
Dziękuję za komentarze i ciepłe słowa, pa.




20 komentarzy:

Bozena pisze...

Jak to miło, że i u Ciebie nie pada. Ja dziś wreszcie miałam prawdziwie letni dzień i wieczór. Kocham łazić po ogrodzie rozebrana do rosołu i wyjadać śliwki, porzeczki, agrest... Wieszam na suszarce pranie i za moment mogę zdejmować!
Masz w prezencie od Mamy prawdziwe cuda.Gratuluję! Ta drabinka, to chyba mereszka. A może mereszka łączona z ryszelie. Chuchaj na te cudeńka i dmuchaj. Rzadko takie się trafiają.
Pisklaków szkoda. ale koty to słodcy bandyci i nic na to nie poradzisz.Można tylko popsioczyć i uronić łezkę. Uściki!

Kalisz made pisze...

Prezent od Mamy cudny.
U mnie też dziś pierwszy dzień bez deszczu i też przede mną jutrzejsze koszenie - żeby tak wszystko rosło jak to trawsko.
Pozdrawiam

Ania pisze...

Marysiu, piękny prezent dostałaś. Ja uwielbiam koronki( serwety i serwetki). Mam ich całą szufladę.Mam też jedna narzutę. Te Twoje to prawdziwe śliczności i jeszcze pamiątki rodzinne,wielki skarb. U mnie też wczoraj pojawiło się słoneczko, a i dziś od rana świeci wspaniale. W ogrodzie dużo pracy po deszczyskach. Moja juka jeszcze ma pąki, ale lada dzień rozkwitnie. No, a pisklęta, szkoda ich ale to niestety prawa natury tak jak wszyscy Ci mówią. Nawet w tych domowych zwierzakach czasami odzywa się zew natury. Pozdrawiam Cię cieplutko. Ania

GAJA pisze...

Dziękuję za odwiedziny w moim ogrodzie. Serwetki cudne, a jeszcze piękniejsze ich historie...
Pozdrawiam.

Antonina pisze...

Płócienne okrycia - śliczne i najważniejsze, że mają wartość sentymentalną. U nas też już jest pogoda, chociaż mokro niesamowicie i kosiarką jeszcze nie wjedzie, tylko kosa elektryczna zostaje. Widzę, że gromadzisz w ogrodzie ciekawe rośliny - piękny kokornak, podoba mi się ze względu na duże liście.

Jolanna pisze...

Wspaniałe te koronki i do tego z historią !!! Moja mama posadziła winorośl pod blokiem (mieszka na 1 piętrze) i ma na balkonie okazałe kiście winogron. Pną się po murze jak szalone i kto by pomyślał że tak szybko urosną i będą owocowały. Nie tylko mama skorzysta ale sąsiedzi także :))
Słoneczko posyłam.

Leptir pisze...

Piękne te koronki, zachwycam się urodą....
u mnie też zakwitła juka....i ma równie dorodne kwiaty
pozdrawiam

*gooocha* pisze...

Koronki BOSKIE!!!!!
Reszta fotorelacji jak zwykle, czyli niezwykle ciekawie i profesjonalnie.

Magda Spokostanka pisze...

Koronki przecudne! Podziwiam kobiety, które je stworzyły. I za każdym razem, gdy czytam o różnych pięknych przedmiotach, które trafiają w Twoje ręce, to bardzo się cieszę, że właśnie tak się stało!
Wielkie wrażenie robi historia tej młodziutkiej zmarłej dziewczyny ...
Pewnie wiele jest podobnych. Pamiętasz, były kiedyś komentarzowe rozmowy o podobnych opowieściach?
Serdeczne uściski!

Ataner pisze...

Uwielbiam takie koronkowe cudenka, Twoje sa naprawde przepiekne.
Ja rowniez dostalam w prezencie (a wlasciwie wyzebralam od mojej tesciowej) piekne koronkowe serwety i obrus. Przechowuje je jak relikwie:)))
Maja dla mnie wiekla wartosc sentymentalna, obrus uzywam tylko na specjalne okaje.
W Twoim ogrodzie przyroda nie leniuchuje i pieknie dziekuje za prace ktora wlozylas aby byly takie efekty.
Slonecznego weekendu zycze i pozdrawiam serdecznie:)

Moje miejsce na Ziemi pisze...

Piękne pamiątki, z duchem czasu!u mnie w rodzinie były podobne przypadki śmierci młodych kobiet, w polu itd...kiedyś tak było:(
pozdrawiam!

ankaskakanka pisze...

Piękne przykrycia, takie stare, klasyczne. Prawdziwe dzieło sztuki. Moja babcia też sama robiła lniane serwety i jakieś nakrycia ale pamiątki są u cioci. Piszesz że pada? U nas piękne słońce i mało deszczu, wręcz upalnie. Mieszkamy jak widać zupełnie w innym klimacie. Pozdrawiam serdecznie.

Inkwizycja pisze...

Marysiu, ja przepadam za takim starymi tkaninami, misternymi, koronkowymi, haftowanymi czyjąś cierpliwą ręką dawno temu... Niestety dostałam "po Babci" tylko jedną jedyną szydełkową serwetę, a mam jeszcze kapę koronkową ze swojego własnego łóżeczka ;-) ale już się rozsypuje ze starości ;-)) Wszystkie serwetki i obrusy, które posiadam, musiałam kupić sobie sama, a to już nie to samo...
U nas upały, od soboty, bo wcześniej nie miałam nawet czasu zauważyć, jaka jest pogoda ;-) Dziś w nocy była burza i po deszczu wszystko w ogrodzie bucha kolorami i rośnie jak szalone ;-) Lato mamy w pełni!
Ściskam czule!

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

Natura jest okrutna. Wiedźma nie je swoich zdobyczy tylko przynosi mi je półżywe, żebym ja zjadła. Ona woli to co ma w misce. Kładzie mi pod nogami taką bezbronną trzęsącą się myszkę, której mało serduszko nie wyskoczy z nerwów i miałczy dumna, namawiając mnie do skosztowania przysmaku. Wtedy ja delikatnie zabieram myszkę i wypuszczam. Zazwyczaj przeżywają, bo Wiedźma jak już złapie i przyniesie do domu, to przestaje się interesować. Tylko zawsze muszę ją wtedy zamknąć w domu, bo jak coś biega na zewnąrz, to można to złapać drugi raz i przynieść pani. Tak się rozpisałam o okrucieństwie kotów troszkę.

domowa kurka pisze...

alez piękne te haftowane narzuty....

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Bożeno, przez cały pobyt na Pogórzu przechodziły solidne burze, z piorunami i grzmotami, a Gutek dziś przyniósł żywą mysz, dla mnie, serdeczności.

Kalisz made, po koszeniu siedzę z plastrami na palcach, a i gzy pogryzły mnie solidnie, pozdrawiam.

Aniu, po przyjeździe z Pogórza zauważyłam, że druga juka rozkwitła, prawie jak drzewo, serdeczności.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Dzięki, Gaju, za odwiedziny, pozdrawiam serdecznie.

Antonino, skosiłam wczoraj, a upał przedburzowy niemiłosierny był, a z kokornaka to chyba nawet kapelusz można zrobić, serdeczności ślę.

Jolanno, właśnie wróciłam z Pogórza wczoraj i dziś będę przycinać winorośl pod domem, obfitość owoców. A Twoja mama miała super pomysł, nie dość że owoce, to jeszcze zielona ozdoba, cieplutko pozdrawiam, pa.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Leptir, te koronki pamiętam od dzieciństwa, potem nastała inna moda i przeleżały mnóstwo w szafie, a teraz mam je ja, serdecznie pozdrawiam.

Gocha, dzięki za dobre słowa, serdeczności.

Magdo, mam jedyne zdjęcie tej dziewczyny-cioci, z warkoczem i w koronkowym kołnierzyku. A historii tylko z mojej wsi jest wiele, opowiada mi je mama, jeszcze z czasów wojennych, o przerwanych młodziutkich życiach, i chłopaków, i dziewcząt, pozdrawiam, pa.

Ataner, muszą nasze mamy i teściowe przekazywać nam te skarby, bo jak przetrwają? Dziś szykuję sekator i nożyce do żywopłotu, a weekend był burzowy, serdeczności posyłam za wielką wodę, pa.

Olu_83, pewnie kiedyś to było normalne, nawet jakichś dochodzeń nie było specjalnych, ot!życie. I mój ojciec został jedynakiem, ciepełko ślę.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ankoskakanko, trzeba z ciocią pogadać, może coś odda z rodzinnych pamiątek. Kiedy u nas lało, z zazdrością patrzyłam na kamerki z zachodu Polski, słońce mają, nie do wiary, pozdrawiam serdecznie.

Inkwizycjo, a może by tak "odrobić" wzór szydełkowej, stareńkiej kapy? Wiadomo, stare, pamiątkowe rzeczy mają dla nas inną wartość, a dziś u nas chłodek i nie ma słońca, ale deszczom stop! pozdrawiam cieplutko.

Wonne Wzgórze, właśnie dziś Gutek przyniósł mi żywą mysz, jak go pogoniłam, to wypuścił ją u syna w pokoju, gałgan jeden. A bo kot, to nie takie puszyste, miłe stworzonko, to zabójca, jak tylko wyjdzie do ogrodu, dopiero teraz to do mnie dotarło, ciepełko ślę.

Dzięki, Kurko Domowa, szczególnie ta pierwsza, własnoręcznie zrobione płótno i wyhaftowane, pozdrawiam przeserdecznie.

basiabiedrona pisze...

Ten haft drabinkowy nazywa się hardanger i wiem, że w Polsce jest taki Pan, który tym haftem, wyszywa piękne obrusy i inne rzeczy. To bardzo trudny haft, jak byłam młodsza to sie trochę nim zajmowałam. Pozdrawiam. Barbara