środa, 21 września 2011

... ku jesieni ... w oczekiwaniu ...

Coraz częściej,  po pracowitej połowie dnia chce nam się gdzieś wyruszyć, popatrzeć na zamglony świat, tak bardziej z góry. Bo za chwilę zaczną się błota, szarugi i nie będzie się chciało nosa wyściubiać z ciepłej chałupy, i robimy sobie objazdy najbliższej okolicy, oczywiście  "czołgiem", bo przejedzie przez wertepy, koleiny wypełnione błotkiem w zacienionym lesie ...
No, gdzie moglibyśmy pojechać? Na górę napiękniejszych panoram pogórzańskich ...


Jeszcze kwitnie ostrożeń siedmiogrodzki, inne sypią już latającym puchem, może kilka doleci do nas, tam daleko ...


Ten pagór daleko, to Szybenica, widać w oddali łąkę, po niej sprowadza szlak niebieski do Kalwarii, z Przemyśla, stamtąd jest przepiękny widok na południe.
A dlaczego Szybenica? bo prawdopodobnie stała tam szubienica, na której wieszano rzezimieszków, opryszków,  zbuntowanych chłopów, napadających na pobliskie dwory ...


W kierunku na zachód samotna brzoza ...


,... a na północ grusza, jest ona takim znacznym punktem, widocznym z różnych stron, łysa kopuła z drzewem, nasza mała połoninka, z wiatrami wiejącymi ...


Staczamy się drogą na wschód, tuż pod lasem, w oddali jeszcze widoczna niechlubna Szybenica, a przyciągnęły nas tutaj zimowitowe łąki ...





Nie sposób objąć je obiektywem aparatu, z każdego miejsca przepiękne, hen! aż pod las ...


I tu będziemy czekać, aż te bukowe, przepastne lasy rozczerwienią się, rozzłocą, i to już chyba niedługo ...
Stoczyliśmy się w tę drogę, przez Rybotycze do Posady ...


Chcieliśmy przejechać przez płyty na Wiarze i w lasy, ale niespodzianka! dźwigiem unieśli je i poskładali obok, a rzeka była obsypywana kamieniami, równana, cywilizowana ...
Pojechaliśmy znaną już doliną Jaminki, doliną dawnych wsi, tuż przy ośrodku rządowym, remonty już się zakończyły i tablica dumnie obwieszcza całemu światu, że jest tu ośrodek myśliwski, mało mamy myśliwych. Już zaobserwowaliśmy wzmożoną ich aktywność, kręcą się jak posypani solą, przecież zaczęło się rykowisko, tak łatwo podejść jelenia w miłosnym amoku i ustrzelić, jeśli nie jego, to przynajmniej tych szaraków obok, ustrzelić dla przyjemności samego zabijania, o ile można nazwać to przyjemnością. Nigdy chyba nie zrozumiem, co powoduje tymi ludźmi, chyba nie głód ...


Domki na pagórze ...


... i taka budowla nad stawami w czerwcu ...


A tak to wygląda obecnie, wszystko ku wygodzie polujących, ogrodzone siatką, a nad nią drut kolczasty, jak za dawnych czasów. Miejscowi przebąkują, że tereny są wykupywane i będzie to zamknięta enklawa dla wybrańców, jak kiedyś ...
Ile w tym prawdy?


Trzeba przyznać, że całość sprawia przyjemne wrażenie, strzecha, ściana z belek ...


... i ten sznur przy pionowych belkach, dla ozdobności, prosty a ciekawy pomysł ...
I zmieniono bieg Jaminki, pewnie dlatego, że podchodziła zbyt blisko drogi ...


... suche koryto potoku ...


... koparami zrobili mu nowe ...


... i usypali tamę, żeby potok nie wrócił w stare miejsce ...


I tak to teraz wygląda ...
Śmiejemy się z mężem, że wszystko dobrze, dopóki jest sucho, a wszystko sprawdzi się przy obfitych opadach, kiedy woda nie patrzy na sztuczne nasypy, tylko płynie tam, gdzie jej odpowiada.


Łąki za potokiem, koszone we wzorek, jak boisko ...


Myślałam, że osy z belki  przeniosły się już nie wiadomo, gdzie, ale ostatnio jeszcze obcinałam liście na winorośłi i odkryłam, że gniazdują pod kamieniami, na przydomowym tarasie ...
Żerują na spadłych śliwkach i czywiście trafiło na Bigosa, ugryzła go jedna w tylną łapkę, nosił ją potem wysoko, był nieszczęśliwy i trzeba go było utulać ...



I moja ceramiczna, ptasia menażeria; oczekują na swoje miejsce w mini-łazience, niektóre mają puste plecy, to będą pojemniki na waciki, patyczki, pachnące rzeczy, itp.


W tym klamociarnianym naczyniu, co zowie się "cwibeln", przechowujemy słodkie drobiazgi, kiedyś przez ten otwór wtargnęła mysz i zrobiła spustoszenie ...


Zapomniałam, że ja też mam koziołka, może to bardziej muflon, stał sobie na półce z różnościami ...



,... odkryłam przy okazji, że ktoś w czasie zimy skonsumował mi kawałek łyżki drewnianej, pewnie jakieś smakowitości były mieszane nią ostatnio ...
I jeszcze o tym oczekiwaniu ...
Zrobili mi paszport, szybciutko, dziś odebrałam ... a Huculszczyzna nas woła, tam daleko, zza wschodniej granicy ...
Serdeczności dla wszystkich, dziękuję za ciepłe słowa, udanego końca tygodnia, pa!











I jeszcze obiecany przepis na PALUCHY:
- 1 margaryna
-1 szklanka śmietany
-2-3 jajka
-1 łyżeczka cukru
- 1 łyżeczka soli
-8 dkg drożdży
-5 szklanek mąki
- ja dodałam jeszcze na własną odpowiedzialność straty bundz i 4 ząbki czosnku, przeciśnięte przez praskę, myślę, że jakiś podeschnięty ser żółty z lodówki, starty, też się nada.
Wszystko zagnieść, chwilę odczekać, niech ruszą drożdże, można rozwałkować i kroić w grube paluchy, cienkie paluchy, ja turlałam a potem zwijałam, obwarzanki można kręcić, kołaczyki, co kto lubi i co podpowiada nam nasza wyobraźnia, aha! i posmarować rozkłóconym jajkiem, ładniej wyglądają. Ciasto można wykorzystać do upieczenia kapuśniaczków, pasztecików ...
Smacznego!!!







28 komentarzy:

Anula pisze...

Pogoda dopisuje, wynagradza nam deszczowy lipiec. Pięknie wyglądają zimowity w takiej ilości. Z poprzedniego postu zachwyciły mnie Twoje przeróżne wypieki. Są wspaniałe!!! Serdeczności przesyłam.

*gooocha* pisze...

A zimowity w ogródku mojej mamy już przekwitły:)
Czekam z niecierpliwością na Waszą wyprawę za wschodnią granicę i zdjęcia. Właśnie wyciągnęłam sobie jako lekturę do poduszki National Geographic nr 2 z 2006r - fajny reportaż o ukraińskich Karpatach, może trochę taki sentymentalny, ale ja lubię takie klimaty.

kyja pisze...

Mario, czekam na relacje z Huculszczyzny:)
pajęczyny piękne-końcówka lata już...
A ten pojemnik "cwibeln" to pewnie na cebulę (niem. Zwiebeln)
Pozdrawiam!!!
p.s. ciekawe, co za zwierz połasił się na tę łyżkę...:)

Magda Spokostanka pisze...

Napisałam długaśny komentarz o myśliwych i pracownikach ubojni, ale skasowałam. Tu nie miejsce na takie wywody. No nie mogę, jednak dodam, że trzeba być niezłym cieniasem, żeby chlubić się ustrzeleniem nieprzytomnego od hormonów jelenia, lub wabionej jedzeniem, w pobliże ambony, innej zwierzyny. Prawdziwe męstwo, twardzielstwo i może jeszcze coś.
Marysiu, dziękuję za piękne obrazy i również czekam na huculską dzicz!
Ślicznie pozdrawiam!

ankaskakanka pisze...

Mnie myślistwo kojarzy się ze zwykłym zabijaniem. Tylko, że zamiast wyładować energię na drugim człowieku, zabija się niewinne zwierzęta. Tylko ludzie zabijają dla przyjemności. Najgorsze ze stworzeń. Brak słów. Widoki zapierają dech w piersiach.Twoje przedmioty stworzą klimat swojskości i wiejskości w twojej drewnianej chacie. Świetne są. I również czekam na relację z Ukrainy. Pozdrawiam najcieplej na świecie.

mania pisze...

Z niecierpliwością (i lekką zazdrością) czekam na relację z podróży na Wschód :)
A przepis na pewno wykorzystam, bo paluchy wyglądają smakowicie :)
Słońca życzę :)

Mona pisze...

robiłam paluchy jakis czas temu podobne :) , a takze takie ze starej ksiazki tyle samo mąki, sera i masła plus przyprawy :) i tez fajne ..Piękne dzis widoki u Ciebie- a łyżka najlepsza :)) ! Ten wypad na Wschod będzie super ..Pozdrawiam..

Riannon z Dworu Feillów pisze...

Fajnie, że zamieściłaś przepis, z chęcią wypróbuję przy najbliższej okazji, bo mi aż ślinka cieknie.
I ja nie rozumiem myśliwych. Oni to robią, bo to jest ich hobby! Trzeba mieć jakąś inną konstrukcję psychiczną, niż moja, aby to pojąć i zaakceptować.

mania pisze...

A planując podróż w Karpaty Wschodnie warto odwiedzić forum http://www.sknt.fora.pl/ które jest nieocenionym źródlem informacji i inspiracji :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Anulko, dziś leciały żurawie, zimowity zachwyciły mnie, od kiedy je tu zauważyłam, w moim rodzinnym domu, na Roztoczu nie ma ich, takie jesienne krokusy. Anulko, pieczesz coś? bo chlebki u Ciebie są przepiękne, a ja całe lato miałam przerwę kulinarną. Cieszę się bardzo, widząc Cię u siebie, brakowało mi Twoich wizyt, pozdrawiam serdecznie i ciepło, pa.

Gooocha, muszę policzyć, czy wpisałam dobrą liczbę "ooo", a może u Twojej mamy odmiany ogrodowe, te polne kwitną w najlepsze. Gosiu, jesteśmy w blokach startowych, trzymaj kciuki za nas, po północy ruszamy, musimy sprawdzić, jak tam jest i przetrzeć szlaki na przyszły rok, serdeczności.

Kyjo, dopiero obstalowaliśmy trasę, żeby ominąć Lwów, modlę się o dobrą pogodę, żeby coś zobaczyć. Babcia mego męża uczyła w Kołomyi, kiedy była tam Polska, ale my chcemy w góry.
A wiesz, Kyjo? ta nazwa z naczynia, kojarzyła mi się z cwibakiem, ciastem biszkoptowym, dlatego znalazły się tam słodycze, a łyżkę, podejrzewam, zjadły myszy, które w grudniu przypuściły atak na chatkę, a ja potem rozprawiłam się z nimi trochę zbyt rygorystycznie, pozdrawiam serdecznie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Magdo, ja wiem, długo by pisać o naszych odczuciach. Kiedyś jechaliśmy do Arłamowa, dumni myśliwi poskładali przy drodze, w śniegu, swoje skrwawione trofea, ja wiem, porządku świata nie zmienię, ale nie potrafię tego zaakceptować. Z drugiej strony przecież kupuję mięso, jakieś stworzenie traci życie, żeby pojawić się na talerzu, jako kotlet, wychowałam się na wsi, gdzie ubój zwierząt był normalnością, ale sama nie potrafiłabym. I są we mnie te sprzeczności, i właściwie nie wiem sama, jak sobie z nimi radzić. Jakaś pewnie głupia jestem, nie ma we mnie zgody, a sama uczestniczę w tym procesie, łąki są lekiem, te widoki, cieszę się, że dla Ciebie też, a za chwilę wyruszamy, tam, do huculskiej dziczy, coby tylko aparat nie zawódł, pozdrawiam serdecznie daleką siedzibę nad Drawą, pa, Magdo.

Ankoskakanko, wyżyłowałam się powyżej, u Magdy, myślę, że świat źle jest urządzony, zwierzęta są mądre i inteligentne, czują śmierć.
Ale okrucieństwo, złe warunki życia, tego nie można akceptować, a właściwie to sama nie wiem, nie zabiłabym kury, ryby, a kupuję w sklepie, gdzie ktoś robi to za mnie. Tchórzostwo, nic więcej, tak siebie oceniam, a lekiem na całe zło jest wyrwanie się ze szponów miasta i wyjazd do chaty, to moja ostoja. Pozdrawiam Cię serdecznie i ciepło.

Maniu, tak jak napisałam u Ciebie, za chwilkę ruszamy, paluchy pyszne, pewnie, jakby dodał im, co się zamarzy, też byłyby dobre. Chcemy słońca, żeby było coś widać, a tu jesień, zobaczymy! serdeczności.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Mona, ten przepis, to od mojej bratowej, sama nie wiem, skąd? z ludu, sprawdzony i najlepszy. Łyżkę myszy zeżarły, jakieś smakowitości zostały tam, ruszamy za chwilę, pozdrawiam serdecznie, pa.

Riannon, upiecz paluchy przy chlebie, masz już swoje miejsca w piecu, gdzie grzeje najmocniej i najsłabiej? wykorzystaj to, a pyszne są. Nie jestem wegetarianką, ale na pewne sprawy mocno buntuję się, nie akceptuję przyjemności zabijania, a z tym kojarzy mi się myśliwstwo, serdeczności ślę, pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maniusiu, wyczytaliśmy, wyoglądaliśmy, co się da. Mamy swój "czołg", jesteśmy trochę niezależni, może będziemy spać od gołym niebem? map całe mnóstwo, to cały urok, dam znać pewnie w poniedziałek, jak było, dzięki serdeczne, pozdrawiam.

Anula pisze...

Marysiu po przeszło miesięcznej przerwie (stary zakwas mi padł) znów upiekłam chleb na nowym zakwasie. Nie muszę Ci pisać, że zniknął w momencie :) Twoje paluchy wyglądają smakowicie, ja skusiłam się na upieczenie cienkich grissini. Nawet były dobre, tyle, że najlepsze zaraz po upieczeniu, potem nie były już takie chrupiące :) Uściski :)

Grey Wolf pisze...

kocham takie połoninki..takie strzechy dużo droższe niż wszystkie inne dachy..jak bale równiutkie to łatwo sznurek dać..w Olszanach też zmieniają cały bieg rzeczki, zapory robią, kaskady..tylko pewnie dla ryb przepływów nie zrobią..wszędzie porobią kanały zamiast potoków..łyżkę pewnie mysz obgryzła..też mam trochę podobnej ceramiki :)..u mnie ostatnio nie słychać strzałów..trzeba winogrona ścinać, a nie liście ;)

jola pisze...

U nas nie widziałam ziemowitów, ja mam w ogródku i z roku na rok jest ich coraz więcej, mają olbrzymie głowy, piękne spacery, masz rację za chwilę lepiej będzie siedzieć przy ciepłym piecu, więc trzeba korzystać, ja uwielbiam jesień, u nas jest mnóstwo lasów bukowych, już zaczynają rudzieć i czerwienieć, robi się bajkowo pięknie. Przepis na paluchy wykorzystam na pewno, dziękuję i ślę jesienne buziaki :)

Tenia pisze...

Witaj Mario.
Gdy wchodzę na Twój blog,to wiem,że zobaczę piękne widoki.Jeszcze nie widać na nich jesiennych kolorów,ale już niedługo będą,i będą zachwycać.
Chleba nigdy nie upiekłam,ale paluch spróbuję upiec.Może nawet jutro.
Pozdrawiam:))

Moje miejsce na Ziemi pisze...

Ja się do Was przeprowadzam!czuć jesień w powietrzu...czekam na jesiennie fotki!
pozdrawiam!

Ania pisze...

Witaj Marysiu, jak zwykle odbyłam z Tobą piękną krajoznawczą wycieczkę. Przepis na paluchy na pewno wykorzystam w najbliższym czasie. bardzo lubię takie przekąski. Kolekcja Twoich ptaszków jest śliczna, ale mnie dziś urzekły zdjęcia pajęczych sieci. Mam w zacisznym ogrodzie trzy takie między wysokimi tujami, a na nich siedzą trzy wielkie krzyżaki i choć cierpię na arachnofobię nie dałam ich unicestwić. pozdrawiam Cię cieplutko. Ania:)

Margarytka pisze...

Bardzo mi się podoba ta łąka z kwiatuszkami. Gdyby one tylko nie zwiastowały zimy a raczej wiosnę, byłoby lepiej :). Nie przepadam za zimowymi chłodami.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Anulko, ja swój przez prawie pół roku tylko dokarmiałam, nie było możliwości pieczenia. Jednak co zakwas, to zakwas, smaczek nieziemski, paluchy u mnie też bardzo szybko zniknęły, z masłem. Tak mi się chce coś poeksperymentować, nie wiem, czy będzie ku temu sposobność, i kociołek na ognisku mi się marzy, i może jakaś pizza smakowita, zobaczymy, serdeczności.

Grey, czy Ty widziałeś, jak się rozleniwiliśmy? kiedyś wszystko z buta, a teraz "czołgiem" nam się zachciewa, to brak czasu.
Taką strzechę widziałabym u siebie, malutką, przy nowym tarasie, szykujemy tam siedzisko na marcowe, przydomowe posiedzenie, od wiatru. Sznurek wykorzystamy w chałupie, jakieś belki trzeba obrobić; w regulowanych rzekach ryba nie chce się trzymać; tak, mysz, bo co innego? popielica pewnie śpi; oni jeszcze nie strzelali, tylko jeździli po "naszej" drodze, wkurzają mnie okropnie. Trzeba winogrona odsłonić, i widok na świat też, bo zarośliśmy; i co z tym hucułem? pewnie uziemił by Cię na zimę tutaj? serdecznie pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Jolu! nie rosną u Ciebie na jakiejś łące? jeśli nie, to pewnie masz za to krokusy wiosenne? strasznie lubię przebarwione buki, kurtkę na grzbiecie, gumiaki na nogach, mgłę na twarzy, pajęczyny, mogą być z pająkiem. A jutro się sprężę i poczytam wszystkie moje ulubione blogi, mam zaległości, niesamowite; pozdrawiam , Joluś, serdecznie, zimne ranki już mamy, dziś w nocy zmarzłam w domu, a teraz palimy w kominku. Jolu? jesień już na amen?

Mażena pisze...

To już przypomniałam sobie skąd czerpiesz energię!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Teniu! Już tydzień mnie tam nie było, a to dużo, widzę po drodze, że liście przebarwiają się na potęgę; i co? wyszły paluchy? próbowałaś? serdeczności.

Olu! nie zabieraj dużo walizek ze sobą, kurtałka i gumiaczki wystarczą na deszcz, pozdrawiam cieplutko.

Aniu! pajęcze sieci z rosą są najpiękniejsze, jak klejnoty. I nie bój się pająków, są przecież takie malutkie, paluchy pychota! polecam wszystkim znajomym, serdeczności.

Margarytko, ta łąka przypomina wiosenną, krokusową, tak ją odbieraj. A wydziergany szal ochroni Cię przed zimowymi chłodami, co tam! zima szybko minie, serdecznie pozdrawiam Cię.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Mażeno, to ładowanie akumulatorów okupione jest bólem mięśni nóg, chodzę jak robocop, snu mało, ogień w kominku pomaga, oczy same lecą, pozdrawiam Cię, Mażeno, serdecznie.

Grey Wolf pisze...

no w tym problem..trzeba by najpierw zorganizować miejsce z wybiegiem, i sianem, w którym można by zostawiać na czas wyjazdu..tu koło mnie mają tylko oborostajnie bez wybiegów, a zimą nawet nie wyprowadzają na zewnątrz..to nie dla hucuła dobre..

domowa kurka pisze...

ooo...to dla mnie przepisik... buziaków moc

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Grey, wydaje mi się, że przy zwierzaku trzeba być cały czas; jak to na czas wyjazdu? a jak coś się wydarzy? może lepiej oddać na ten czas zimy do jakiegoś "internatu"? pewnie za odpłatnością, a jakże! kiedyś przechodziłam w Bieszczadach przez Serednie Małe, konie hucuły chodziły luzem, latem i zimą, muszą mieć sierść ochronną od chłodu, takiej w niewoli nie wytworzą, posiadanie stworzenia wiąże się z obowiązkami, nie martw się! pójdziemy kiedyś na emeryturę i będziemy cały czas przy naszych zwierzakach, serdecznie pozdrawiam.
P.S. Gutek-leniwiec wygrzewa się przy kominku, a mysz chodzi w kuchni, dziś weszła, bo dom otwarty do ogrodu, widziałam ją.

Kurko, bo co? łatwy? nienawidzę skomplikowanych, wypoconych przepisów, najprostsze - najlepsze, pozdrawiam serdecznie.