poniedziałek, 26 września 2011

Tam szum Prutu ...

Szybciutko otrzymałam paszport, w ciągu tygodnia.
I co było z tym zrobić?


Wyjazd! okoliczności sprzyjały, pogoda jako-tako, zachmurzone, zamglone, ale może wiatry przewieją?
Kolega pożyczył nam mapy, trochę poczytaliśmy w internecie i wyruszyliśmy po raz pierwszy na stronę ukraińską, dopiero uczyłam się tamtych stron, pasm, szczytów, dojazdów, skąd, dokąd?
Nie ma przelicznika kilometrów na czas, drogi bardzo dziurawe, tak, że podróż przeciąga się mocno w czasie.
Na pierwszy rzut wybraliśmy Gorgany, a konkretnie miejscowość Bystrica, a dawniej polska Rafajłowa.
Chcieliśmy wydostać się na Przełęcz Legionów, gdzie pomiędzy szczytem Taupiszyrka a Połoniną Czarną legioniści wybudowali w październiku 1914 roku, w ciągu 53 godzin,  trasę z 14 mostów i wielu rusztowań, co pozwoliło przeprowadzić siły uderzeniowe przeciwko wojskom rosyjskim.
Na Przełęczy krzyż z napisem:

 Młodzieży polska, patrz na ten krzyż!
 Legiony polskie dźwignęły go wzwyż
 Przechodząc góry, lasy i wały
 Do Ciebie, Polsko i dla Twojej chwały!

a po zakarpackiej stronie, godzinę drogi stąd cmentarz poległych legionistów ...
Tam chcieliśmy ...


Wzdłuż drogi prowadzącej do Bystrzycy takie drewniane sadyby, porozrzucane wysoko po zboczach, drewniane ogrodzenia, gdzie pasie się różnej maści bydełko ...


Tutejsi mieszkańcy potrzebują do życia dużo przestrzeni, nie ma tak, że tuż za płotem buduje się sąsiad, zawsze następna zagroda znajduje się w pewnym oddaleniu ...


Pogoda bardzo niepewna, chmury wiszą nisko, mgła nie pozwala zobaczyć za wiele ...


Drogą rozrytą przez pojazdy leśne posuwaliśmy się powolutku do przodu, obok płynie Bystrzyca ...


Wody już mętne, bo wyżej zaczęło padać, deszcz spływał w koleiny coraz głębsze, błotniście, a my sami. Zawróciliśmy, co poczniemy bez pomocy? na takie wyprawy najlepiej w kilka samochodów, a my oczywiście tylko "pomacać" teren.


Żal nam było, ale rozsądek wziął górę, chyba było już niedaleko, bo droga zaczęła się wznosić mocno, poczekamy do następnego lata.


Z powrotem tą dziurawą drogą do większej miejscowości noclegu poszukać, do Jaremczy, potem Worochty, matko! jakie historyczne nazwy!  ostatecznie wylądowaliśmy w Tatarowie, między nimi.


Przystojny Hucuł zaprosił nas na gorące jedzenie, a za ścianą były noclegi, bardzo to wygodne, a my byliśmy trochę niewyspani, bo o północy była pobudka.
Rozpadało się na dobre, co będzie jutro?


 Ranek zachmurzony, mglisty ...
 Drogą tuż nad Prutem przejechaliśmy za Worochtę ...


Po drodze cerkiew o bardzo błyszczących kopułach, nawet zastanawialiśmy się, co to za blacha, że tak błyszczy, jest złota, srebrna, a nawet niebieska. I zauważyliśmy pierwszych, wędrujących turystów, zdjęcia zza szyby "czołgu" trochę zamazane ...


 Celem dzisiejszym jest Howerla, najwyższy szczyt Czarnohory i Ukrainy, 2058 m n.p.m.
 Brama parku, trzeba się zarejestrować, wykupić wstęp, zapisy, podpisy, szlabany, pięciokrotne  sprawdzanie, nawet paszporty i wreszcie można podjechać 8 km na Zaroślaka, to ichnia tzw. turbaza, dla
 sportowców, a przy okazji dogodne wyjście na szczyt, to na zdjęciu powyżej.
 Rozłożyły się kramy z rękodzielnictwem, kawą, piwem, suszoną rybą, kwasem chlebowym, miodem i
 grzybami, obok obiekt z lat 70-tych, paskudny ... właśnie ta turbaza ...


Początek szlaku, węźlaste korzenie świerków,  przez cały las, niebezpieczne, bo śliskie.


U dołu pieni się Prut, pod Howerlą znajdują się jego źródła.
Wśród mijających nas turystów często słyszeliśmy ŁYŻNIKI i uśmiech, no i przypomniało mi się z lekcji rosyjskiego, że to narciarze. Tak, mieliśmy kijki, a nie było nart ...


Ponad granicą lasów mgły, może chmury raczej ...



... i nic nie widać, tylko ostro do góry, bardzo ostro ...
Howerla, z rumuńska - hovirla, góra trudna do przejścia ...


Trawki fotografowałam, jałowce, kosodrzewinę, bo blisko, dalej nie było nic widać ...


Przedzieraliśmy się wąską ścieżką, wśród mokrych zarośli, przez moment odsłoniły się góry ...




Po tym ostry podejściu myśleliśmy, że to już ....
Ale to była Mała Howerla, ta właściwa jeszcze sporo przed nami ...


Katujemy się więc dalej do góry, inni już schodzą, ci, co przyszli z drugiej strony ...


Na samej górze krzyż z tabliczką, w 5-tą  rocznicę powstania Ukrainy ...
... i nasz przedwojenny kamień graniczny polsko-czechosłowacki, takie kamienie wyznaczają starą granicą na połoninach aż na Popa Iwana ...


,.. wysmarowany na wszelkie możliwe sposoby obelisk ...


,... tryzub na marmurze. Co niektórzy śpiewają patriotyczne pieśni, robią zdjęcia z flagą, wykrzykują rozmaite hasła ...


,... zostawiają po sobie wszędzie ślady konsumpcji rozmaitej. Znowu wiatr troszeczkę przewiał chmury, ukazał się Pietros ...



,... a po lewej, tam gdzie najbardziej biała mgła, Jeziorko Niesamowite, polodowcowe, ze 3 godziny trzeba by tam iść, tak nam opowiadał przewodnik grupy, ja nawet nie potrafiłam określić stron świata w tych chmurach.


Za chwilę świat zniknął znowu ...



Na samej górze kręcą się dwa psy, wychodzą z grupą na szczyt, jedzą bardzo wybrednie, bez chleba, sierść błyszcząca, potem z ostatnimi schodzą do bazy. Ten tutaj zmęczony, oczy mu leciały i zasnął ...


A tu człowiek wszedł ze swoim psem ... bez smyczy ... bez kagańca ...
Trzeba wracać, nogi zmęczone, a tu teraz ostro w dół ...


Zrobiłam z boku zdjęcie, żeby było widać nachylenie ...
O! tutaj już nie mówili na nas "łyżniki", tylko zazdrościli nam naszych kijków i pytali, skąd mamy takie "pałki", z nimi o wiele łatwiej się  schodzi ... wychodzi także ...


... szlak "modry" biegnie prosto do góry, bez jednego zakosu, no, można wypluć płuca. Chyba dobrze, że były chmury i nie było widać, co nas czeka ... to widok z dołu, z granicy lasów, 800 metrów różnicy poziomów ...


Spod Howerli wypływa Prut i kaskadami spada w dół ...


Poniżej chmur odsłoniły się góry w oddali ...


Przy dobrej widoczności widać Gorgany, i pasmo Świdowca, i stronę rumuńską, my nie mieliśmy tego szczęścia, ale i tak dobrze, że nie lało.


Zanim weszliśmy do lasu, obejrzeliśmy się za siebie, już chmura przysłaniała szczyt ...


Najfajniejsze są proste sposoby, tu źródełko złapane w drewniane korytko, można pić krystaliczną wodę ...


Sesję miałam, zapozowało się, ha, ha ...


A na dole, na Zaroślaku słońce prześwietliło starą puszczę karpacką, podłoże otulone miękkim mchem, grzyby tam rosły jak pniaki, babuszki na przydomowych straganach wynosiły pełne kosze czerwonych kozaków, prawdziwków jak malowanie, suszonych, marynowanych, aż oko rwało przy naszym nieurodzaju.


Na straganach huculskie torby na ramię, ozdobione krajką, haftowany motyw na środku, też sobie taką kazałam, a jakże!


Nawet fartuszek do kuchni ...


,... albo serdaczek mięciutki na zimowe chłody.


Tą tabliczkę zobaczyłam dopiero po zejściu z Howerli, czy można te 4,1km iść grubo ponad 2 godziny?
Ano można, i to tak prawie na czworakach ...


Już na powrocie z drugiej strony takie widoki się odsłoniły ...
Wyobrażam sobie  te góry przy dobrej widoczności ...


Zjeżdżamy w dół, prawie do rumuńskiej granicy, trzeba coś zjeść ciepłego, znaleźć miejsce do spania, coraz dalej, coraz dalej ...


Zaczyna się powolutku ściemniać ...


W przydrożnej karczmie zjedliśmy bardzo tanio pyszny bogracz, a za chwilkę drogowskaz zaprowadził nas do jakiegoś przytulnego hoteliku, poza sezonem ludzi nie ma, cisza. Po wyprawie oczy same zamykały się ze zmęczenia ...
Jutro trzeba zbierać się w drogę powrotną ... cdn....


Pozdrawiam serdecznie wszystkich, dzięki za ciepłe słowa, pewnie powtarzam się w każdym wpisie, ale coż można innego wymyśleć?  Dzięki ...

Taki totem stoi po Howerlą, myślałam, że to coś poważnego, a to na kiju znaczącym szlak praktycznie same śmieci












30 komentarzy:

Ania pisze...

Maryś tyle mam roboty, że głowa mała, ale nie mogłam się oderwać od lektury. Pięknie, kiedy spośród chmur wyłania się zarys gór widać, że to cudowne widoki muszą być. Pewnie jeszcze tam wrócisz, prawda? Jak zwykle wielkie dzięki, odbyłam z Tobą tę wyprawę i wcale się nie zmęczyłam. Wręcz przeciwnie odpoczęłam i wyciszyłam się. Robota nie zając, nie ucieknie. Pa, buziaki ślę. :)

Mażena pisze...

Jak wyżej. Pięknie to opisałaś. Jak ja bym tam chciała. Czuję wilgoć za kołnierzem. Czekam na jeszcze. Fakt pogoda nie rozpieszczała, ale mogła być gorsza. Dzieki

Antonina pisze...

Podziwiam was - bardzo za piekne wyprawy i chęć dzielenia się z nami tym wszystkim. Pozdrawiam.

NieTylkoMeble pisze...

No proszę, a mówiłam, że szybko będzie z paszportem :) Cieszę się, że wycieczka się udała :)))))

weszynoska pisze...

Pełen szacun za takie wędrówki. Ja w niedzielę tylko po Prządkach połaziłam a tu takie piękne szczyty, chociaż za mgłą...Huculskie wyroby aż serce pęka...cudności

*gooocha* pisze...

Normalnie nie wierzę własnym oczom, żeś wlazła na tą górę..

mania pisze...

Pierwsze koty za płoty :) Pewnie już planujesz następną wyprawę. Niby tak blisko a to zupełnie inny świat.
Pozdrawiam serdecznie :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Aniu kochana, dawkuj sobie robotę, bo jej nie przerobisz. A jakże, pewnie, że wrócę, chociaż do dziś zakwasy w nogach nie przeszły. Napociłam i nadyszałam się pod górę, solidnie, ale to tylko dla zdrowotności, serdeczności ślę.

Mażeno, bo tego nie opisze słowami, no cóż! pod górę była katorga, a potem tylko duma i zadowolenie. I mówimy do siebie z mężem: Medal nam się należy! Mażeno, przyznamy go sobie sami, pozdrawiam cieplutko, pa.

Antonino! śmieję się, że chyba już nie uzbieram na tego Armaniego, wolę wydać te pieniądze na wyjazd, co zobaczę, to będzie moje, pozdrawiam serdecznie.

Aneto, to po Twoim "lwowskim" poście zadziałałam, skutecznie. Hm! będzie jeszcze jedna część tego wyjazdu, bardzo pouczająca, serdeczności ślę.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Węszynosko, a Prządki to gips? też trzeba tam wyleźć, a przede wszystkim chcieć. Nigdzie nie jeździliśmy, dzieci urosły, a w nas coś wstąpiło i sprawia nam wielką radość, Beskidy Pokucko-Bukowińskie wołają, ale już chyba nie w tym roku. Wracaliśmy przez Chust, a tam w połowie maja 80ha kwitnących w naturze, narcyzowych łąk, to trzeba zobaczyć, pozdrawiam cieplutko.

Gooocha, wlazłam, a wiesz, ile się nasapałam? ponad 2 godziny, ustąpił ból zatok, wszystko wysmarkałam, wypociłam i jest dobrze, pozdrawiam serdecznie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maniu, "czołg" się remontuje, doznał uszczerbku, a ja niesamowitego strachu.
Aha, ciągnie tam, wracaliśmy przez Turkę, Krościenko nocą, czułam, że jedziemy przez góry, to chyba warto zobaczyć, Użok, Sianki z drugiej strony, i to jest rzeczywiście inny świat, serdeczności.

jola pisze...

Super wyjazd, nic to, że pogoda nie dopisała w 100 procentach i tak Wam zazdroszczę tych wędrówek i zamglonych szlaków. Na straganach moc różności. Justyna, która była naszych gościem przyodziała się w niedzielę w piękną białą ukraińską bluzkę haftowaną, a w pasie zawiązaną szarfą, kupiła ją na targu na Ukrainie. Pewnie i Ty widziałaś takie cuda, może uda mi się kiedyś tam zawitać, ślę buziaki, takie pachnące świeżym mlekiem kozim :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Jolu, od tych haftowanych koszul, bluzek, rucznyków można było oczopląsu dostać, huculskich czapek, skarpet, rękawic, szali z owczej wełny, kudłatych kilimów i mnóstwa chińszczyzny, chciałabym kiedyś na prawdziwy, ludowy targ huculski, muszę się wywiedzieć, czy są gdzieś takowe. Jolu, przyjeżdżają ludzie zewsząd, my też nie powiedzieliśmy ostatniego słowa, i Ty może kiedyś zawitasz, pozdrawiam serdecznie w chłodny poranek, pa.

Leptir pisze...

Marysiu z sentymentem czytam.... kocham te nasze dawne strony, stamtąd pochodzi moja dzis 88 letnia mama, wiele książek czytałam o tym regionie a wracam co jakis czas do książki Maryli Wolskiej Wspomnienia.. zawsze się rozczulam jak ja czytam.... tyle w niej naszej polskości i patriotyzmu....
dziękuję Maryś za te moje wzruszenia które wywołałaś....

Inkwizycja pisze...

Cudownie, cudowna wyprawa! nie mogę się oderwać od tej relacji (chociaż w pracy jestem ;-))
Marysiu, nawet taka pogoda nie jest w stanie odebrać uroku tym miejscom i klimatom. Zresztą, nie było tak źle ;-)) Jestem pewna, że wrócicie tam przy pierwszej sposobności. Ech, muszę i ja wyrobić sobie paszport, bo w Karpaty mnie ciągnie, do Rumunii albo i gdzieś dalej... A na razie u Ciebie sobie poczytam, pooglądam, w wyobraźni popodróżuję ;-)
Ściskam czule!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Leptir, każda miejscowość ma coś polskiego, nie mieliśmy czasu zwiedzać, trzeba było jechać dalej, ale może kiedyś na dłużej nam się uda, dziękuję za Twoje słowa, one motywują do pisania bloga, pozdrawiam serdecznie i ciepło.

Inkwizycjo, jeszcze dobrze nie wyjechaliśmy, a już powiedzieliśmy sobie, że wrócimy na dłużej, Karpaty mają tyle piękna, że nie sposób tego opisać. Wyrabiaj paszport teraz, kiedy nie czeka się długo, niech leży w szufladzie, byliśmy w Rumunii, też tak krótko, jeśli chcesz, zajrzyj do postu U Vlada Palovnika z początku września, pozdrawiam serdecznie i ciepło. I nabieraj ochoty na wyjazd, bo warto, pa.

Unknown pisze...

Świetne z Was Łyżniki:-)) Zazdroszczę Wam tych wypraw- wolność, wiatr prosto w twarz i wiatr we włosach. Ciekawe szlaki, piekne widoki. Mój czteroletni syn wdrapał się ostatnio na górę gliny na placu budowy i wykrzyczał : "trzeba walczyć o swoje marzenia!!"Ja marzę o Czarnogórze. Myślę, że czas zawalczyć o nią:-))

Magda Spokostanka pisze...

To naprawdę trza zdrowym być, żeby tak "dla zdrowotności" na dwutysięczniki wychodzić!
Podpisuję się pod medalem!
Ten koń tak sobie stał na drodze sam?
Ciekawa jestem czy źrebak przypięty do zaprzęgu, uczył się pracować, czy był prowadzony na targ?
Gościła u mnie ostatnio pani, która chodzi po Gorganach od lat - mówiła, że nigdy nie zdarzyło jej się trafić na dobrą widoczność ... Takie to tajemnicze góry, nie chcą się tak ot pokazać.
Pięknie było, ale góry rumuńskie zawołały do mnie bardziej.
Pozdrowienia północno-zachodnie!

Mona pisze...

oh..i ja powedrowałam sobie z Wami..ale super wyprawa, piękne góry ,klimat domów drewnianych..kolorowe torby..a wspinaczki - gratuluje kondycji ! :)) Pozdrawiam podrózniczkę :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Lusi, masz bardzo mądrego syna, kiedyś widziałam w telewizji ten kraj, bardzo piękny, zawalcz, serdeczności.

Magdo, chwilami było ciemno w oczach z wysiłku, ten koń przy drodze tak sobie szedł, może to leśnych ludzi, bo jednego widziałam, jak jechał na oklep do góry, i ze źrebakiem.
A przy wozie źrebaczek był przypięty, to już było pod wieczór, więc chyba uczył się. W niedzielę widoczność już była dobra, czyste niebo, tak, często wracam do gór rumuńskich. Chyba to są ostatnie chwile Maksia, byliśmy dziś u weterynarza, ale poprawy za bardzo nie ma, zobaczymy do wieczora, serdeczne pozdrowienia ślę nad Drawę.

Dzięki, Mona, w niedzielę dopiero zobaczyłam i doceniłam surowe piękno tych gór, i ich dzikość, pozdrawiam.

ankaskakanka pisze...

Taka wieś, jaką pokazałaś, bez sąsiada za płotem, marzy mi się bardzo. Kiedyś mieszkałam na Ukrainie ( ale nie w górach), w takiej drewnianej chacie i było ok. Wychodek na zewnątrz, zero prysznica ale dużo lasów i przestrzeni. Podobała mi się Twoja relacja. Góry przecudne, widoki świetne,( choć trochę mroczno), a jak ludzie? mili?, dobrze was przyjmowano?
Pozdrawiam

Tenia pisze...

Witaj Mario.
Piękna wędrówka Mario.Można powiedzieć ,że szłaś śladami naszych przodków-tyle tam historii Polski.
Do wędrówek górskich jesteś przyzwyczajona,więc dla Ciebie zdobycie Hawerla to dłuższy spacer.Szkoda ,że słoneczko wam nie zaświeciło,ale gęsta mgła na poboczach też jest piękna.Pozdrawiam serdecznie:))

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ankoskakanko, o, to musisz kupić duży areał albo samotną chatę pod lasem, ale mogą obkupić Cię dookoła i będą sąsiedzi. Ludzie mili, tylko trzeba uważać przy płaceniu rachunków i delikatnie sprawdzać ich wysokość, mam nieodparte wrażenie, że ..., ale może mylę się. Wszędzie żyją ludzie, nam wydaje się, że biednie, a im jest dobrze bez bliskości cywilizacji, pozdrawiam serdecznie.

Teniu, tak, to prawda, wszędzie są polskie cmentarze, obeliski, kamienie, tylko my nie mieliśmy czasu chodzić tymi śladami, ale wygospodarujemy czas i wrócimy tam. Nie tak całkiem jestem przyzwyczajona do wędrówek, ta była extreme, mięśnie bolą mnie do dziś, i wcale nie był to spacer, a ogromny wysiłek i pot, a w niedzielę było takie piękne słońce, szkoda, że nie w przeddzień. Jak chmury odsłaniały coraz to nowe widoki, to mnie szczęka opadała ze zdumienia, ale zaraz zazdrośnie przysłaniały znowu góry, może kiedyś trafimy na bezchmurze, serdeczności.

Ananda pisze...

Mario! Ty niesamowita kobieto!!! Świetna wyprawa, w regiony kompletnie mi nie znane i świetna relacja - bardzo dziękuję, że się nimi z nami dzielisz :)

grazyna pisze...

Ale fajna podroz i wspinaczka!I takie miejsca niezwykle i malo znane. Dobrze jest tak wedrowac troche nie wiedzac co sie spotka. A wyroby folkowe bardzo interesujace, tez podoba mi sie torebka, taka kolorowa! serdecznosci

Margarytka pisze...

Wspaniała wyprawa. Podziwiam. Wchodzenia na czworaka musi być meczące. Dokumentacja fotograficzna tak bogata, że poczułam się jakbym tam była razem z wami :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Anando, i my nie znaliśmy tych regionów, wyprawa trochę na wariackich papierach, ale trzeba od czegoś zacząć, i spodobało się nam, pozdrawiam serdecznie.

Grażyno, kompletnie nie wiedzieliśmy, co nas czeka, i dobrze, że były chmury pod Howerlą; a zobaczyłabyś te haftowane koszule, bluzki, serwety, obrusy, cudności! serdeczności przesyłam.

Margarytko, czuję mięśnie do dziś, wysiłek potężny; a tak opstrykam zdjęcia dookoła,a potem wklejam, bo każde wydaje mi się ważne, ciepełko ślę.

Go i Rado Barłowscy pisze...

Nawet nie masz pojęcia, jak Wam zazdrościmy!!! My nadal tylko sobie podśpiewujemy "niech się nade mną pochyli Pop Iwan ze swoją Popadią..."

Pzdr.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

A ja jeszcze podśpiewuję Ty skazała u Dzembroni, dasz mi piwo Obołoń, ja pryjszoł, piwa ne ma, pidmenuła, pidwyła, pewnie to nasi turyści takie słowa sobie doskładali, a wrażenia niezapomniane, pozdrawiam serdecznie.

Go i Rado Barłowscy pisze...

Oj! Tę też śpiewamy, ale od poniedielnika do nedilu... Tej zwrotki nie znamy.... Dobra, jak cała piosenka :DDD

Pzdr.

Anonimowy pisze...

Ukraińskie Karpaty to nie tylko Dzembronia, Howerla i Worochta. I Pop Iwan. Odrób lekcje i jebnij dwutygodniową trasę po wschodnich karpatach, wtedy bedziesz miała sie czym chalic...