niedziela, 12 lutego 2012

W roztoczańskim lesie...

Wczoraj mróz wykręcił na Roztoczu -30 stopni, dziś na pewno podobnie, tam jest zawsze zimniej niż u nas, i więcej śniegu ...
Nie było koni i sań, były konie mechaniczne i koła zamiast płóz, nie przeszkodziło to zupełnie świetnie spędzić całego sobotniego popołudnia i połowy nocy ...
Czas ten spędziliśmy w gospodarstwie rybackim w Rudzie Różanieckiej ...


... stawy zamarznięte, na środku jednego z nich knajpka na wodzie, czynna w sezonie letnim, a dookoła 500 hektarów wody, wszystko stawy hodowlane, pięknie musi las odbijać się w tafli wody...
Usadzili nas na przyczepach wypełnionych balotami słomy, na kolana kocyki i w drogę ...


Mróz był niestraszny, szczypał policzki, wyciskał łzy z oczu, a w środku lasu czekało na nas ognisko ...



... i wozili nas wokół tych stawów, po groblach, gałęzie trochę chlastały nas po twarzch, czasami trzeba było zatrzymać się i wesprzeć mechaniczne konie, bo solidne obciążenie, kopny śnieg i piasek pod nim powodowały, że koła buksowały w miejscu, mimo łańcuchów ... zwłaszcza pod górkę ...




... słońce już zachodziło, a na nas czekał ciepły posiłek w przytulnej knajpce "Dębowy Dwór" ...


... a była to zupa rybna, pewnie z ryb hodowanych w tutejszym stawie, a potem kotlet panierowany z ziemniakami i surówką. Po takiej wyprawie i dawce świeżego powietrza talerze były czyste, wszystko zjedzone ..., a potem śpiewaliśmy, rozmawialiśmy, co niektórzy tańczyli i tak zeszło nam prawie do północy ... przy rozmowie wyszło, że nasz sąsiad po lewej też posiada chałupkę na Pogórzu, ale Dynowskim, przejeżdżamy obok zupełnie niedaleko ....


Nie miałam okazji, żeby podejść pod pałac Wattmana, żeby zrobić jakieś zdjęcia, ciemno już było...

DPS

Dawna własność Jaremczuków, Brunickich, a potem Wattmanów, zbudowany około 1740 roku, zrujnowany mocno przez działania wojenne I wojny światowej, wojska rosyjskie splądrowały pałac, szabrując przy okazji bogate zbiory Brunickich, po upaństwowieniu mieści się tu dom opieki.
Znajdowały się tu dymarki do wytopu rudy darniowej, w miejscach po jej wydobyciu powstawały stawy, istniejące do dziś ...babcia Anniar pracowała u Wattmanów, pomagała partyzantom, może kiedyś napisze o tym ...
Pamiętam jako dziecko, że krążyła taka opowieść o potworze mieszkającym w tych stawach, niby jego głos słychać było świtem aż do okolicznych wsi, a mama mówiła, że sama słyszała, pewnie żeby nam trochę wyokrąglić oczy ze strachu ...
Hugo Wattman podarował moją wieś swemu zięciowi, Zdzisławowi Avenariusowi, i tam też na skraju lasu tuż przed wojną zbudowano piękny pałac ...
II wojna światowa nie była łaskawa dla niego, pałac spalono i rozszabrowano, nie zdążono w nim zamieszkać; wśród dzieci, pasących krowy, krążyły legendy o wyposażeniu, przedmiotach, meblach, tajemnych piwnicach, o niebieskiej pani na galeryjce ... to też opowiadała mi mama ...
Pałac posiadał centralne ogrzewanie, wodę i kanalizację ...

michał.6
To miejsce szkolnych wycieczek, biegaliśmy po piwnicach, wchodziliśmy po piaskowcowych schodach , pięknie wyokrąglonych, wyobraźnia pracowała mocno ...
A teraz i te ruiny doczekały lepszych czasów, pałac wyremontowano, przykryto dachem /tylko mój mąż bardzo bulwersuje się, że pokryto go blachodachówką/, będzie tutaj dom spokojnej starości, wśród lasów, z dala od zgiełku ...

Dziś był dzień odpoczynku, leniwego polegiwania, dokładania drew do kominka, a jutro na Pogórze, ptaki pokarmić, może "czołg" odpalić, cieplej ma być.
Pozdrawiam serdecznie i cieplutko, dziękuję za odwiedziny i dobrego na nadchodzący tydzień, pa.




24 komentarze:

Anonimowy pisze...

piękne zdjęcia są krajobrazy super:)

NieTylkoMeble pisze...

Ruta, Huta, Paary, znam te okolice :))))) Wspaniale tak spędzić czas :)) Nowych ludzi się poznaje :)) Dobrze, że mróz Was mocno nie przestraszył, bo na Roztoczu zimy faktycznie ostrzejsze :) ale teraz już cieplej podobno ma być:) pozdrawiam ciepło

Nasza Polana pisze...

no, no... za takim kuligiem to mi się zatęskniło. A potem dobre żarełko i zimowy klimat z ognichem na mrozie. Zazdrościmy :-) i pozdrawiamy

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Witaj, Agatko, dzięki za odwiedziny, fajnie spędziliśmy sobotę, wśród lasów i śniegu, pozdrawiam Cię serdecznie.

Aneto, to także lasy na nasze wyprawy grzybowe, bo kiedy jest wysyp podgrzybka, to nie utrzyma nas w domu; trochę nas szczypał ten mróz, ale dzielnie nie dawaliśmy się, rozgrzewając się trochę od środka; czekam na to ocieplenie, jak każdy z nas, ale ma sypać za to śniegiem, żeby nie było jak w Rumunii i na Bałkanach; serdecznie pozdrawiam.

Naszapolano, jakoś tak się składa, że corocznie jeździmy na taki kulig, w różne miejsca, i wszędzie jest fajnie; wszystko zależy od towarzyszy wyprawy, bo jak trafi się jakaś maruda, to nie ma rady; najlepsza była kiełbaska z boczkiem z ogniska, bo zapach dymu, okoliczności wokół; pozdrawiam serdecznie.

domowa kurka pisze...

uch....czyli atrakcji nie brakowało, włącznie z pchaniem przyczep...hi,hi...zapomniałam dopisać, ze droga piękna...pozdrawiam i z wiatrem niosę ocieplenie , od zachodu

mania pisze...

Taki kulig dobra rzecz, alternatywa na miłe spędzenie końcówki karnawału :)
Marzę już o odwilży, podobno pod koniec tygodnia ma sie ocieplić, tego się trzymam :)
Pozdrawiam serdecznie!

Inkwizycja pisze...

Cudownie spędziliście weekend, Marysiu, to dla Ciebie taka podróż sentymentalna? Na kuligu nie byłam już wieki, świetna sprawa, ile przy tym zabawy i człowiek czuje, jakby odmłodniał ;-) Piękna zima na Roztoczu... Ściskam czule!

Izydor z Sewilli pisze...

Wow, ależ Wy tam macie atrakcje. Od samego patrzenia szczypie mnie w policzki mróz. Piękne zdjęcia. Pozdrawiam

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

Widzę, że impreza przednia była. Uwielbiam taki klimacik!

grazyna pisze...

Swietne spedzenie czasu! tez bym sie pisala na takie przygody! -30 uy!!! musialo byc wesolo. Pozdrawiam i podiwiam Was za entuzjazm do przygod!

Go i Rado Barłowscy pisze...

Fajnie się czyta o takich imprezach, choć oczywiście szkoda, że konie zamienione na mechaniczne, Go jednak nie dałaby się w taki mróz wyciągnąć na ten pęd, bo strasznie nieodporna na zimno... Nie to, co Rado, jemu mrozy niestraszne...


Pzdr.

Mażena pisze...

Fajny może byłby klimat z końmi prawdziwymi. Ale mi się zawsze wydaje że one się bardzo męczą to lepsze te mechaniczne. Najważniejszy humor i fajne towarzystwo. Ogień i śnieg, choć to 30 to już nadmiar atrakcji. Pozdrawiam, wierzę, że nie przeziębiliście się!

Anonimowy pisze...

Bardzo podoba mi się Pani blog, a zwłaszcza okolica, w której się osiedliliście. Pozdrawiam, Anna

Łucja pisze...

A u mnie zupełnie odwrotnie. Koniki są, sanki są, tylko śniegu jeszcze pod Krakowem tej zimy nie nasypało. Cieniutka warstewka leży i udaje śnieżną rozpustę. Pozdrawiam kuliżanką, Łucja

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Kurko domowa, już dziś odczułam lekkie ocieplenie, co prawda mroźno, ale poniżej -10, znośnie; atrakcje na kuligu były, różne, pozdrawiam serdecznie.

Maniu, dopiero dziś do mnie doszło, że to faktycznie koniec karnawału; u nas to będą pączki w czwartek, może wyjazd; dziś odczułam ulgę w mrozie, pozdrawiam serdecznie.

Inkwizycjo, było bardzo wesoło i wcale nie zimno, a za lasem moja wieś i ta świadomość, że tam jest mój dom rodzinny; przekrój wiekowy spory, ale nie odczuwało się tego, serdeczności.

Rogata Owieczko, w dzień odrobinę ociepliło się, a atrakcje były, w skrzypiącym śniegu, wśród hektarów zamarzniętych stawów i przy naszym dobrym humorze, a jakże! pozdrawiam serdecznie.

Wonne Wzgórze, było bardzo swojsko, z niektórymi uczestnikami znamy się już bardzo długo, a i młodzież przednie bawi się, pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Grażyno, chyba dobrze, że zamienili konie na mechaniczne, w tamtym roku były mokre od wysiłku, spocone, a tu mróz, było mi ich żal; siarczysty mróz nie przeszkadzał, ciepłe spodnie narciarskie, grube buty, czapy, kurtki chroniły, tylko twarz była wyświechtana mrozem i rumiana, nie tylko od mrozu, serdeczności za wielką wodę ślę.

Go i Rado, koni mi żal, w tamtym roku były bardzo zmęczone; e tam, ciepłe ubranie i dobry humor nie pozwalają zmarznąć, a jeszcze kolanka nam przykryli, w słomie posadzili, było fajnie, pozdrawiam cieplutko.

Marzeno, dokładnie tak; humor musi być, od tego zależy zabawa, ciepła kiełbasa z ogniska, grzaniec nie pozwoliły nam zmarznąć; wracaliśmy busikiem o północy, mróz całkiem zamroził szyby, tylko kierowca miał okno na świat i nie przeziębiliśmy się, pozdrawiam serdecznie.

Anno, jeszcze nie tak całkiem osiedliliśmy się, teraz przepędził nas mróz, ale kiedy tylko ociepli się, wracamy na Pogórze, chociaż z doskoku, dziękuję za dobre słowa, pozdrawiam,

Łucjo, trzeba by do nas z sankami i konikami; ma teraz sypać do końca tygodnia, oby nie za dużo, bo przy wietrze nie dojedziemy do chatki, zawieje; to i pod Krakowem napada, serdeczności.

Joanna Wilgucka-Drymajło pisze...

Takie ognisko to niezła frajda:) a zupa rybna... mmmm zjadłabym;D hehehhe

Magda Spokostanka pisze...

Warstwa kremu na policzki i hajda!
Konie strasznie się męczą na kuligach, bo zazwyczaj jest za dużo ludzi na parę. Ale jakbyście kiedyś mieli okazję śmignąć leciutkimi saneczkami, romantycznie we dwoje, albo w czwórkę, to coś pięknego!
Zimowe ognisko ma niezwykłą atmosferę i człowiek na takim mrozie głodny jak wilk. Ale zupę rybną, to nie wiem czy bym zjadła ...
Żyjecie pełnią życia!
Serdeczne pozdrowienia!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Joanno, naprawdę frajda, a zupa była pyszna, chociaż na początku nie mogłam za bardzo zgadnąć, co jem, bo nigdy takiej nie jadłam, pozdrawiam.

Magdo, twarzy nic nie jest, tylko usta mocno spierzchnięte, bo jak się je, to człowiek oblizuje się i cała ochrona została zjedzona; czyli dobrze, że wiozły nas konie mechaniczne, tak mi się też wydawało po ostatnim razie, że koniom jest ciężko; już sobie wyobrażam, jak Kmicic i Oleńka, albo Michał z tą drugą Kryśką; kiedyś w domu mieliśmy takie sanie, malowane, podrzeźbiane i zaginęły w mrokach dziejów; zupa rybna nie jest zła, co najwyżej ktoś natrafił na ość, serdeczności na Drawę ślę, pa, Magdo.

Go i Rado Barłowscy pisze...

"Hu-hu-ha, hu-hu-ha, nasza Zima piękna!
Szczypie w nosy, szczypie w uszy,
mroźnym śnieżkiem w oczy prószy
Wichrem w polu gna!!" :D

Fajnie! Aż się chce świstać i pokrzykiwać!

Pzdr.

Lola Pellegrina pisze...

Napisałaś o pałacu Wattmana: "będzie tutaj dom spokojnej starości, wśród lasów, z dala od zgiełku" ... To cudny pomysł, pochwalam i myślę, że chciałabym się starzeć w takim miejscu

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Go i Rado, tak było, a my śpiewliśmy, pozdrawiam.

Pellegrino, to prawda, cisza, cudowne powietrze i te okoliczności, serdeczności.

Anonimowy pisze...

Witam.Ja pracuję w tym(dzisiaj domu pomocy)pałacu i zajmuję się jego historią.Długo mógłbym opowiadać i pokazać kupę starych fotografii z czasów barona.Pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Witam pięknie, to bardzo interesujące, co piszesz, może powinieneś gdzieś opisywać te historie, pokazać zdjęcia; a może jakiś blog założyć, czy wiesz, jak ludzie pragną czytać o przeszłości? ja byłabym pierwszą wierną czytelniczką, zachęcam i pozdrawiam serdecznie.