Wokół przeogromne góry, a w dolinie zniszczone bloki mieszkalne, plątanina słupów elektrycznych, kominów i zrujnowanych zakładów przemysłowych.
Z miasta Petrosani skierowaliśmy się do Campu Lui Neag, a stamtąd do cabany Buta w górach Retezat.
Ruszyliśmy w góry za drogowskazem, wskazywał odległość 15 km.
Na początku jako tako, i nawierzchnia szutrowa z niewielkimi dziurami ... zaczął znowu padać deszcz, a droga zamieniła się w skalne gołoborze ...
Matko kochana, czy ja zawsze muszę wyszukać takie miejsca, gdzie serce przestaje mi bić ze strachu?
Przed nami bardzo stromy podjazd, śliskie kamienie, jak "czołg" zatrzyma się, to odpadniemy ...
Mąż mówi, że jeśli będzie tak dalej, to musimy zawrócić ... wypłaszczenie terenu, widać dachy schroniska, dzięki Ci, Boże, dotarliśmy ...
Schronisko prowadzi małżeństwo, mówią tylko po rumuńsku, ale jakoś trochę na migi, trochę pokazując na palcach, dogadujemy się o nocleg, nawet Miśka zyskuje ich sympatię i pozwalają jej spać w pokoiku.
Siedzieliśmy długo w noc na schodkach chatki, chmury rozeszły się, powyżej pasterze mieli swoje zagrody, poszczekiwały psy, dzwoniły delikatnie dzwoneczki owiec, a później gospodarz wyjął trembitę lub coś podobnego i zagrał na niej "Ciszę".
Ta sunia mieszka przy schronisku, wychodzi z turystami w góry, jest bardzo łagodna ... przykleiła się do nas od razu, zaprzyjaźniła z Miśką, spały razem pod naszymi nogami, kiedy patrzyliśmy na rozgwieżdżone niebo.
Rumuni rozmawiają bardzo głośno, ekspresyjnie, może nasze spokojne głosy ją przekonały, spała całą noc na chodniczku przy naszych drzwiach.
Rankiem, po pogodnym niebie ani śladu, już walą kłęby chmur, góry chowają się w bieli. Rumuńscy turyści nie wychodzą w góry, zaczyna się biesiada, grillowanie, my tym bardziej nie pójdziemy w niepewne.
Poranna kawa, pakowanie i w drogę ...
Przyjemne miejsce, dobry punkt na wyjście w góry, niestety, tylko ta pogoda ...
Po drodze znowu pada deszcz, zjeżdżamy poniżej pułapu chmur, jakby trochę lepiej, wokół letnie zagrody pasterzy, teraz już puste ...
Jest dosyć wcześnie, nawet do przejechania mamy niewielki odcinek, przemieszczamy się w góry Parang, może za tym wysokim pasmem pogoda będzie trochę lepsza. Chcemy przejechać widokową trasę Transalpinę, posiedzieć na przełęczy Urdele, a potem poszukać miejsca na nocleg gdzieś niżej. Po drodze jemy jeszcze w jakimś zajeździe słynną, rumuńską zupę, tym razem to ciorba de fasole, do tego pokrojona czerwona cebula i biały chlebek, pyszne! /resztę chleba dostał bezpański pies, który był goniony od bramy, nie gryzł kromek - połykał je, a pracownik przy bramie bardzo złym okiem na mnie spojrzał/
Wyjechaliśmy ponad granicę lasów, a tu biało, jesteśmy w chmurach - widoczność na 2 metry, droga bez białego pasa.
Pomna tych bezdenych przepaści z boku, pomna tego braku barierek ochronnych, siedziałam obok męża, wbita ze strachu w fotel, z zaciśniętymi dłońmi, w żołądku zrobił się supeł - a miało być tak widokowo ...
Modliłam się w duchu, żebyśmy jak najszybciej zjechali z tych 2 tysięcy metrów w przyjaźniejsze doliny, oczy piekły od wypatrywania drogi, prześwietlone jakimś dziwnym blaskiem.
Kiedy jest czyste niebo, widoki są niezrównane, nam w tym roku szczęście pogodowe nie dopisało.
Kiedy znaleźliśmy się na dole, jakoś nie chciało nam się rozbijać obozowiska, jechaliśmy dalej, do Calimanesti, a stąd do wioseczki Dangesti, skąd prowadzi droga do następnej cabany /12,5 km/.
To góry Cozia, a zarazem park narodowy.
Dwa prawie bliźniacze szczyty, "ozdobione" urządzeniami stacji przekaźnikowej ...
a pomiędzy nimi schronisko.
Rozlokowaliśmy się w pokoiku, a potem poszliśmy do schroniskowej świetlicy. Po tym, jak najadłam się strachu na Transalpinie, zamówiliśmy sobie piwo na dobre spanie, a przy okazji patrzyłam na rumuńskie wiadomości: Aj! aj! w miejscowości Pietrosita, pod górami Bucegi niedźwiedź zaatakował człowieka, który potem pokazywał ślad ogromnych pazurów na łopatce.
Mąż rozmawiał chwilę na zewnątrz z jakimś facetem, okazało się, że z drugiej strony masywu mają problem z ogniem, płonie całe zbocze ...
Rankiem wczesnym poszliśmy na pobliski szczyt, zawiało spalenizną ...
W pogotowiu stoją wozy strażackie, gdzieniegdzie tli się jeszcze poszycie, a całe zbocze przedstawia smutny widok ...
To jeszcze nie koniec problemów, w świetle poranka widać jeszcze zarzewie ognia poniżej, dymy unoszą się, jak dotrzeć tam po tej stromiźnie ...
Z tego masywu roztaczają się przepiękne widoki na południe, na dolinę Oltu ...
Świat jeszcze spowity w porannej mgle, na nasz czas to dopiero szósta, jeszcze słońce nie wstało ...
Bardziej na wschód góry Fagarasze, z najwyższym szczytem Rumunii - Moldoweanu /2544/, a na zachodzie skaliste odnogi masywu Cozia ...
Po takim poranku wypiliśmy pyszną kawę w schronisku, potem gorąca ciorba i można ruszać dalej w drogę.
Podobało nam się tu, bardzo przyjazne miejsce, dobry dojazd, i na pewno tu wrócimy, nie zobaczyliśmy zabytkowych monastyrów ...
Jechaliśmy dalej przez wioseczki, osady, drogi byle jakie, kamieniste, ale bardzo przyjaźni ludzie, wskazują nam kierunek do Curtea de Arges i machają z uśmiechem na pożegnanie ...
C.D.N. ...
Pozdrawiam Was serdecznie, dzięki za odwiedziny, za pozostawione słowa, wszystkiego dobrego, pa.
17 komentarzy:
Piękną i bardzo ciekawą wycieczkę nam urządziłaś:-))) Rumunia nas dzięki Tobie zafascynowała. Myślę, że pojedziemy tam...kiedyś.
Pozdrawiam serdecznie
Asia
Piękna wycieczka a jaka ciekawa. Nie mogę się doczekać dalszej opowieści. Pozdrawiam
Te Wasze wycieczki są rewelacyjne. Tak się cieszę, że znalazłam kiedyś Twojego bloga. Serdecznie pozdrwiam
Jesteście nie do zdarcia. Szacun wielki.
Mario droga! jak zwykle piękna opowieść, zdjęcia! Macie w sobie ogromną pasję i radość życia :)! Pozdrawiam . S.
Asiu, i ja też tak mam, uprzednio naczytam się tych różnych relacji, pokazuję mężowi zdjęcia, ustalamy trasę, a potem jedziemy; nie zawsze jest wygodnie, bezpiecznie, pewnie, ale trzeba popróbować; serdeczności ślę.
AnkoSkakanko, trochę to męczące pokonywanie wielu kilometrów po różnych drogach, czasami ma się serdecznie dosyć, ale chyba nie wytrzymalibyśmy dłużej w jednym miejscu; pozdrawiam cieplutko.
Owieczko, i wiem też, że budzą w Tobie tęsknotę za bezkresnymi pastwiskami; a nie bałabyś się podchodzących niedźwiedzi? pozdrawiam cieplutko.
Krzyśku, oj! do zdarcia; po 20-godzinnym powrocie zataczaliśmy się po wyjściu z "czołgu"; pozdrawiam serdecznie.
Sunnivo, tak jeszcze, póki trochę sił, chcemy coś zobaczyć, bardziej odpowiada nam dzikość natury, niż muzea czy wielkie metropolie; chociaż i tam czasami zaglądamy; pozdrowienia ślę.
Wspaniała wyprawa górska, a jakie cudowne mieliście widoki. Oglądając zdjęcia sama chciałbym tam być.
Wspaniała wyprawa górska, a jakie cudowne mieliście widoki. Oglądając zdjęcia sama chciałbym tam być.
Znajomi spędzili urlop łażąc po górach w Rumunii, byli zachwyceni nie tylko widokami, przyroda ale też gościnnością mieszkańców.
A Misia wyrasta na prawdziwą globtroterkę :)
Serdeczności :)
Surowo tam i przepięknie, faktycznie macie odwagę i chęci. Podziwiam. Czekam na dalsze.
Piękna opowieść, chociaż czasami sytuacje jak na camel trophy. Ładnie pokazujecie surową przyrodę gór rumuńskich. Dla mnie to terra incognita. Ale chyba zawitam tam z żoną, bo jej się taka wyprawa bardzo marzy.
Pozdrawiam
Ależ szalona i naprawdę "hardcorowa" ta wyprawa! Dobrze, że się nic złego nie przydarzyło, to już później można wszystko z lubością wspominać ;-) Klimaty bajeczne!
Domyślasz się, że dla mnie te opowieści to ambrozja dla oczu i duszy... niech będzie jak najwięcej ciągów dalszych ;-))
Ściskam czule
Jesteś kolejną osobą, która wzmogła moją fascynacje Rumunią. Muszę się tam kiedyś wybrać, a że góry kocham to destynacja byłaby idealna :)
Pozdrawiam i w wolnej chwili zapraszam do siebie ;)
Boziu,jak pięknie ...
Nie widać turystów i dzicz wspaniała.
A kozy też są, czy tylko owieczki?
Ciorba to po prostu zupa, czy konkretna zupa?
Ściskam!
Moniko, trochę deszcz przeszkadzał, i niski pułap chmur, ale szło do dobrego; serdeczności.
Maniu, nie dziwię się im; i my wolimy jeździć z dala od uczęszczanych tras, tam ludzie inni, serdeczni, mimo, że gadamy na migi; Miśka była grzeczna, i spała całą drogę; pozdrawiam cieplutko.
Mażeno, za każdym zakrętem cudniej, i niewiadoma; zdjęcia robię z samochodu, bo ciężko zatrzymywać się co chwilę; chęci są cały czas; serdecznie pozdrawiam.
Wkraju, dobrze, że trochę nie zdajemy sobie sprawy, co nas czeka; wszystkiego nie wyczyta się i nie przewidzi, ale jest do przeżycia; jeśli marzy Wam się taka wyprawa, to polecam; po powrocie nasze góry wydają się jakieś małe; pozdrowienia ślę.
Inkwizycjo, najbardziej panikuję ja, mąż mówi, że denerwuje się mną, a nie tym, co na drodze, zawsze można zawrócić, a nie pchać się w niebezpieczne; tak, pamiętam, że to Twoje marzenie; pozdrawiam cieplutko.
Karolu, witaj, i mnie fascynuje ten kraj, czytam, przeglądam, planuję trasy, tam jest tyle do zobaczenia; wybierz się, Karolu, naprawdę warto; pozdrawiam Cię.
Magdo, i kozy, i osiołki, i stada koni, a wszystko chodzi luzem po tych ogromnych pastwiskach; krowy maszerują środkiem drogi, osiołki na poboczu, i te dzwonki na ich szyjach, chciałabym kilka takich; ciorba to ichnia gęsta zupa z mięsem i warzywami, zakwaszana, a w zależności co dodane, to nazywa się ciorba de ..., nie odważyłam się tylko na "ciorba de burta", flaki zabielane śmietaną, a prawdopodobnie dobre; pozdrowienia nad Drawę ślę.
Wrzesień to wspaniały czas na wycieczki i ostatni dzwonek na naładowanie "akumulatorów" przed zimą.
Piękne widoki i możliwość zwiedzania nieznanych miejsc.
Szkoda że ja nie mogę się wyrwać nawet na jeden weekend.
Pozdrawiam
Kozo, żal nam każdej słonecznej chwili, a co tam! roboty poczekają; wiem, zaglądam do Ciebie, jak są zwierzęta, to jest problem z pozostawieniem ich; pozdrawiam Cię serdecznie.
Prześlij komentarz