środa, 26 lutego 2014

Żołnierze wyklęci ...

Pamiętam, jak kilka lat wstecz, kiedy przeor na wzgórzu kalwaryjskim odczytywał ogłoszenia, padło m.in, takie zdanie, że odbędzie się "casting" wśród mieszkańców na statystów, bo tutaj będzie kręcony film dla Discovery Historia TVN "Żołnierze wyklęci" w reżyserii Joanny Maro.


Akcja kolejnego odcinka miała toczyć się na pobliskim Pacławiu, sąsiedniej wsi, gdzie prawie nie docierają tłumy i gwar z sanktuarium kalwaryjskiego.
Zgłosili się prawie wszyscy mieszkańcy, każdy dostał jakąś rolę, jedni epizodzik, inni nawet mówioną.


Do scen wiejskich prawie nie trzeba było zmieniać dekoracji, drewniane domy, krowy, konie, zagrała stara odzież, wyjęta z kufrów, drabiniaste wozy ... siadywaliśmy czasami pod zacienionym sklepikiem "Pod Wiśnią" przy okazji zakupów, a mężczyźni popijali zimne piwo i opowiadali ...


- Panie, założyli jakiś ładunek, bo mieli wysadzić szkołę, jak walnęło, to wydarło drzwi i okna, za duży założyli! -
- A jak już skończyli kręcić, to pozsuwali te wszystkie stoły ... jaka tu była zabawa, do białego rana! -
- Ten główny aktor, jaki to był ładny chłop,  prościutki jak struna, pasował na dowódcę! -
Poopowiadali, pośmiali się, najstarszy z nich podsypał jeszcze sikorkom i kowalikom na balustradę ziaren słonecznika, kupionego w sklepie, a ptaki jak oswojone przylatywały prawie do ręki, i rozchodzili się wszyscy na niedzielny rosół.
W filmie również brały udział różne grupy rekonstrukcji historycznych, pozwoliłam sobie wykorzystać zdjęcia zrobione podczas kręcenia filmu, ze strony Łukasza Solona, prezesa GRH "San", dzięki!


Pamietacie taki film "Ogniomistrz Kaleń"?  akcja filmu rozgrywa się w Bieszczadach, chwilami w zniszczonym, wypalonym Baligrodzie, w scenach zobaczymy miasto z 1960 roku, jakiego już nie ma ... są żołnierze, banderowcy i jeszcze jakieś inne wojsko, tak widziałam to oczami dziecka.
To w tym filmie po raz pierwszy usłyszałam o Żubrydzie, w jego rolę wcielił się Janusz Kłosiński, a po wielu latach trafiła do moich rąk ta książka  ...


Przeciwstawiał się wszechwładzy komunistów, na Podkarpaciu on, Antoni Żubryd  "Zuch", na północy kraju działał Zygmunt Szendzielorz "Łupaszko", w środkowej części Polski Hieronim Dekutowski "Zapora", a na Podhalu Józef Kuraś "Ogień".


Bohater tamtych dni był, jest postacią sporną, jeśli chodzi o ocenę, dla jednych był odważnym żołnierzem, walczącym o niepodległość Polski, dla innych lokalnym watażką.


Jest to pierwsze tak obszerne opracowanie dziejów jednego z największych oddziałów NSZ na Podkarpaciu. Praca jest znacznym wpisem do dziejów ziem południowo-wschodnich Rzeczpospolitej (w obecnych granicach) dokonanym za sprawą wspomnianego batalionu NSZ oraz jego dowódcy Antoniego Żubryda. Książka Waldemara Basaka pokazuje horror tamtych czasów, mordy, napady, inwigilacje, donosy, więzienia, poparta jest ogromna pracą w szukaniu dokumentacji w różnych archiwach, sądowych, wojskowych, państwowych i kościelnych, polskich, rosyjskich, ukraińskich.


Antoni Żubryd został zamorodowany wraz z żoną 1946 roku przez Jerzego Vaulina, byłego żołnierza AK, zwerbowanego przez Urząd Bezpieczeństwa, i który wszedł w szeregi batalionu.


Jednostka rozproszyła się na mniejsze grupy, ostatni "żubrydowiec" został aresztowany w Mrzygłodzie 1950 roku.
Dlaczego o tym piszę?
Bo 1 marca obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci "Żołnierzy Wyklętych", poświęcony żołnierzom antykomunistycznego i niepodległościowego podziemia.


Pozdrawiam Was serdecznie, nieustająco dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!







11 komentarzy:

Raals pisze...

Wspaniała sprawa i tylko wypada kibicować podobnym inicjatywom. Przywracanie pamięci o tych odważnych ludziach, którzy potrafili sprzeciwiać się nowej, nie chcianej rzeczywistości, zasługuje na duży szacunek. Swoją drogą zastanawiam się nad tym terminem "Żołnierze Wyklęci", niby pojawił się jakoś niedawno, mam wrażenie, że funkcjonuje od co najwyżej kilku lat a ostatnio trafiłem na jego użycie przez por. Adolfa Pilcha ps. "Góra", "Dolina", który o swoim oddziale w książce napisanej wiele lat temu napisał: "ci wyklęci żołnierze". Co prawda inny to był rodzaj wyklęcia, bo walkę zakończyli jako oddział wraz z rozkazem o likwidacji AK - w styczniu 45 roku i tylko pojedynczy żołnierze nie złożyli broni. Ostatniego, o którym wiem aresztowano w 1959r i po procesie w 1960 skazano na karę śmierci. Oni byli wyklęci, niejako podwójnie. Okrążeni zdradziecko w lasach nalibockich przez sowiecką partyzantkę i praktycznie rozbici, zmuszeni zostali do zawarcia taktycznego rozejmu z niemieckim garnizonem w Iwieńcu. Inaczej czekałaby ich zagłada. Nie da się walczyć w takich warunkach na raz przeciwko Niemcom i kilkunastu tysiącom partyzantów radzieckich. Ten kilkumiesięczny rozejm pozwolił im na odbudowanie oddziału i niezwykły wyczyn, o którym powinien niejeden film być nakręcony. Otóż 26 sierpnia 1944r, tuż przed wybuchem Powstania Warszawskiego, zameldowali się na skraju Puszczy Kampinoskiej - w Dziekanowie Polskim. 861 ludzi, kompletnie umundurowanych, świetnie uzbrojonych (nie tylko broń osobista, ale również ckm-y, granaty)- batalion piechoty, cztery szwadrony ułanów 27 pułku i szwadron CKM z 23 pułku ułanów z taborami, szpitalem polowym, kwatermistrzostwem, łącznoscią, własną żandarmerią przemaszerował bezczelnie w biały dzień z rejonu pod przedwojenną granicą z Białoruską SRR pod Warszawę. Blisko 500 km! Uzbrojenie, które ze sobą przywieźli staniło blisko połowę całego uzbrojenia Powstania. A to co potem wyczyniali w moich okolicach (mieszkam w Puszczy Kampinoskiej)i w samej Warszawie w Powstaniu, to są kolejne historie, kolejne niesamowite życiorysy. Wyzwolili spod niemieckiej okupacji kilkanaście puszczańskich wiosek, rozbili dwa garnizony oddziałów RONA (dwukrotna akcja 80 ochotników na 500 rosyjskich renegatów w niemieckich mundurach - w Truskawiu i Marianowie), najdłuższa partyzancka bitwa II wojny na ziemiach polskich - 6 dniowy bój pod Pociechą) dwa boje o lotnisko Bielańskie i dwa krwawe szturmy na Dworzec Gdański i długo by tak jeszcze wymieniać. Niesamowici ludzie, niesamowite czyny i co? Po wojnie skazani na całkowite zapomnienie. Nie tylko nam zabrano pamięć o nich, ale ich samych odarto z pamięci o nich. Ciężko rannego kolegę w bitwie pod Jaktorowem zmuszeni są ukryć w sianie. O tym, że przeżył wojnę dowiadują się dopiero w 1990 roku, kiedy są już starszymi panami i paniami (bo kobiety ułani też tam były!). Podobnych przypadków jest w tym oddziale dużo więcej. Dlatego każda akcja upamiętnienia, ma dla tych nielicznych jeszcze żyjących olbrzymie znaczenie. I stąd warto i trzeba o nich przypominać. Zachęcam wszystkich do przeczytania dwóch książek:
"Doliniacy" Mariana Podgórecznego (17 letni wówczas ułan) oraz nie żyjącego już dowódcy zgrupowania stołpecko-nalibockiego - Adolfa Pilcha "Partyzanci trzech puszcz" Jak się uświadomi kim byli ci wyklęci żołnierze z kresów, to nie idzie zrozumieć, dlaczego wciąż w Muzeum Powstania - nie mają osobnej sekcji a na tablicach turystycznych w puszczy, nie wspomina się skąd przyszli...

ankaskakanka pisze...

No własnie, a ja czytam na afiszach o marszu na cześć żołnierzy wyklętych, potem , dowiaduje sie, że jest takie święto.
A kręcenie filmu na wsi musi być nie lada przeżyciem dla mieszkańców, którzy, jak piszesz zagrali statystów. Niesamowite.

mania pisze...

Nawet powstał serwis w radiu http://zolnierzewykleci.polskieradio.pl/

Mażena pisze...

U mnie na Ursynowie w dniach 1-2 marca obchody Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych. Taki film to jednocześnie lekcja historii w formie "zabawy". Na pewno wielu otworzy oczy i zapadnie w pamięci, może nawet wnukom potem będą opowiadać o udziale w filmie, lub że był kręcony a przy okazji trzeba będzie opowiedzieć więcej, dogłębniej.

Zofijanna pisze...

Zygmunt Szendzielarz przyjął pseudonim 'Łupaszko' na cześć Jerzego Dąmbrowskiego kawalerzysty z okresu wojny polsko-bolszewickiej.
'Łupaszko' - od wyłupiastych oczu-Jerzy Dąmbrowski chorował na chorobę Basedowa. Gromił Sowietów
na ich tyłach w wojnie 1920, był znakomitym dowódcą, walczył również z Litwinami.
Złapany przez Litwinów, po zajęciu Litwy dostał się do niewoli sowieckiej. +1940r.. Figuruje na Białoruskiej Liście Katyńskiej.
Czytam teraz o sowieckich aresztowaniach ludności Górnego Śląska na początku 1945 roku. Dopiero teraz ujawniane są te fakty - http://www.historia.uwazamrze.pl/artykul/855436,1087616-Czerwona-okupacja.html .
Ileż tego mordu !
Marysiu bardzo ciekawy post, fantastyczne zdjęcia- kadry z filmu i Twoja doskonała narracja!
Co zrobić, żeby młodych zainteresować historią ?
Nasza pamięć należy się Żołnierzom Wyklętym .Kiedyś czytałam w jaki sposób biezpieka likwidowała takie oddziały - podkładano ładunki pod baraki, w których przebywali i wysadzano je razem z ludźmi. To tak Polacy Polakom, a towarzysze radzieccy przyjeżdżali na inspekcje.....
Dzisiejsza rzeczywistość jeszcze bardziej mi to uzmysławia.

Raals pisze...

Tak - towarzysze radzieccy przyjeżdżali często również z wizytami do obozu zgrupowania stołpecko-nalibockiego. Zapraszali również na narady wojenne do siebie. Z jednej z takich narad, zwołanych na przełom listopada i grudnia 1943 nie wrócił żaden z oficerów a nad ranem obóz polskich żołnierzy został otoczony i zlikwidowany. Z oddziału zostało ledwie kilkadziesiąt osób, w tym na szczęście większość kawalerii, bo była wtedy w terenie. Pięciu oficerów, którzy nie zostali rozstrzelani od razu, trafiło na Łubiankę. Natomiast chor. Zdzisław Nurkiewicz ps. Noc, dowódca ułanów przy wziętym następnego dnia, do niewoli lejtnancie odnalazł rozkaz, wydany przez głównodowodzącego partyzantką radziecką, ge. Ponomarienkę. Rozkaz nakazywał całkowitą likwidację formalnie sojuszniczych przecież oddziałów polskich. Może właśnie dlatego był tak usilnie poszukiwany po wojnie - miał w ręku dowód na zdradę towarzyszy a ambasadorem ZSRR w Polsce był wtedy nie kto inny jak gen. Pantalejmon Ponomarienko...

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

Świetna inicjatywa. Ostatnio dużo czytałam o tym co się działo na naszych terenach podczas wojny i zaraz po, na szczęście coraz więcej mówi się też o okresie powojennym i zwraca się uwagę na małe tragedie, które działy się często w zapomnianych wioskach.

Stanisław Kucharzyk pisze...

No i znowu mi Twój blog uciekł. Świetny post. Ze swojej strony polecam portal Tajna historia Rzeszowa.
Rozumiem, że pisząc "Bohater tamtych dni był, jest postacią sporną, jeśli chodzi o ocenę, dla jednych był odważnym żołnierzem, walczącym o niepodległość Polski, dla innych lokalnym watażką" masz na myśli majora Antoniego Żubryda.
Myślę, że masz rację to nie są łatwe oceny. Szczególnie z perspektywy pojedynczych osób. Rodziny, w których żołnierze Żybryda zabili mężów, ojców, synów - będą pamiętały to zawsze jako straszną krzywdę. Bo w końcu było już po wojnie, a tu ludzie zginęli, którzy spokojnie pracowali dla PRL. Trzeba jednak pamiętać, że dla "Żołnierzy Wyklętych" wojna się nie skończyła. Dla nich to był po prostu dalszy ciąg wojny o Polskę. Tyle, że zamiast Niemców zabijali Sowietó i ich współpracowników (przepraszam z góry za uproszczenia). A że działania ich bywały bezwzględne i brutalne? A czy przeciwnicy działali łagodniej aresztując i przetrzymując w więzieniu czteroletniego Janusza Żubryda (syna Antoniego)?
Ocena działań Żubryda w świetle historii pewnie ma szansę być sprawiedliwsza aczkolwiek historycy to też tylko ludzie.
Myślę, że w jakimś sensie ludzie, którzy pobierali edukację historyczną w czasach PRL (siebie też do nich zaliczam), są niestety w znacznej mierze zindoktrynowani jeśli chodzi o historię najnowszą. Jako pewnego rodzaju antidotum polecałbym książki Józefa Mickiewicza. Niekiedy bardzo brutalne, ale też autentyczne świadectwo czasów. Np. cytat z książki „Nie trzeba głośno mówić” (wypowiedź jednego z bohaterów):
„Fałszujemy rzeczywistość, stawiając niekiedy znak równania między okupacją niemiecką i sowiecką. Niemiecka robi z nas bohaterów, a sowiecka robi z nas gówno. Niemcy do nas strzelają, a Sowieci biorą gołymi rękami. My do Niemców strzelamy, a Sowietom wpełzamy w dupę. To nie jest więc żadna analogia, lecz odwrotność.” -
Żołnierze wyklęci to ci nieliczni, którzy nie dali się wziąć gołymi rękami.
Ciekawa mogłaby też być ocena moralnego uzasadnienia tej walki z punktu widzenia Kościoła R-K. Katechizm wymienia cztery łączne warunki, aby można było mówić o „uprawnionej obronie z użyciem siły militarnej”:
1. Jeśli szkoda wyrządzana przez napastnika narodowi lub wspólnocie narodów była długotrwała, poważna i niezaprzeczalna;
- Myślę, że nikt nie ma chyba wątpliwości, co do szkody, którą wyrządziła Polsce tzw. władza ludowa i wieczny sojusz z ZSRR
2. Jeśli wszystkie pozostałe środki zmierzające do położenia jej kresu okazały się nierealne lub nieskuteczne;
-Klęska Mikołajczyka dobitnie pokazała, że na demokratyczne rozwiązania nie mieli co liczyć
3. Jeśli były uzasadnione warunki powodzenia;
-To raczej trudno wykazać mając dzisiejsza wiedzę, tyle że NSZ, WiN i inni liczyli na serio, że szybko skończy się przyjaźń między Stalinem i Zachodem.
4. Jeśli użycie broni nie pociągnęło za sobą jeszcze poważniejszego zła i zamętu niż zło, które należy usunąć.
Myślę, że ten warunek też był spełniony.
Reasumując – jestem daleki od potępiania tych, którzy szukali małej stabilizacji w PRL, ale walka Żubryda i innych to dla mnie „uprawniona obrona z użyciem siły militarnej”.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Raals, dziękuję Ci bardzo za ten kawałek historii; masz rację, trzeba mówić, spisywać wspomnienia, bo kiedy odejdą ostatni żołnierze, kto przywróci pamięć tym wydarzeniom; mój ojciec zaczytywał się partyzanckimi wspomnieniami, a ja przy okazji, ale kiedyś to były książki typu "Pamiętnik Muchy" albo seria Tygrys; dzięki za tytuły, ostatnio oglądałam program na Historii o Łupaszce;
pozdrawiam.
Jesteś wielką skarbnicą wiedzy historycznej.

AnkoSkakanko, bo to bardzo młode święto, od 2011 roku; pewnie, tym wydarzeniem żyła cała okolica; pozdrawiam.

Maniu, to bardzo dobrze, uważam, że trzeba znać historię, a o tych wydarzeniach nikt nam nie mówił; pozdrawiam cieplutko.

Zofijanno, a wiesz, z czym mnie się skojarzyła nazwa Łupaszko? z rozłupywaniem, rozbijaniem; zawiłości historii, wydarzenia, które od tak niedawna wychodzą na światło dzienne; czytam wspomnienia, oglądam filmy dokumentalne, przez tyle lat człowiek nie miał pojęcia o pewnych rzeczach; pozdrawiam serdecznie.

Natalio, ja natomiast ciągle zbyt mało wiem o czasach powojennych na tych terenach, czasami wpada mi w ręce jakaś książka z tych nowych, albo najczęściej na Historii są takie programy; pozdrawiam serdecznie.

Krzysiek, wczoraj przesiedziałam cały ranek, czytając wspomnienia jednego z Orląt łańcuckich, pana Ludwika:
http://dudasoftware.com/produkty/machowski/Wspomnienia_Ludwika_Machowskiego.pdf
Z tym większym zainteresowaniem, że to był kolega mojego teścia, on spisał swoje wspomnienia dla potomnych, a mój teść nawet za bardzo wspominać nie chciał; nie do ogarnięcia ludzkim rozumem ogrom tych potworności; tak, my jesteśmy wychowani w innych czasach, inną historię wkładano nam do głów, dlatego tym bardziej chętnie sięgam do opracowań, które pozwalają zrozumieć tamtą rzeczywistość; inaczej patrzy na te sprawy ktoś, kto stracił np.bliskiego w wyniku przeprowadzonej akcji, a inaczej ten, który wykonał rozkaz, a potem przeszedł koszmar ubeckich przesłuchań i więzienia; nie oceniam, tylko próbuję zrozumieć; dzięki za przybliżenie kawałka histori; pozdrawiam serdecznie.

gniazdo rycerskie - odbudowa pisze...

Bardzo dziękuję za ten wpis. Serce roście;) Pozdrawiam Serdecznie spod wieży.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Gniazdo rycerskie, od niedawna poznajemy historię nieznaną, zafałszowaną, dla mnie tym bardziej interesującą, bo mamy w rodzinie "żołnierza wyklętego", a raczej mieliśmy; pozdrawiam serdecznie.