Nie było mnie ze dwa tygodnie na Pogórzu.
Trawa urosła, grządki zarosły, ptaki jakby przestały śpiewać, za to koncertują do późnej nocy świerszcze.
Już snują się poranne mgły, dokwitają resztki kwiatów łąkowych, a zwłaszcza białe przymiotno ...
Przez Pogórze przeszedł mały kataklizm.
Kiedy u nas na nizinach padał sobie deszcz w środę w nocy, tam było istne oberwanie chmury.
Mąż mi mówił, że drogi zniszczone, wypłukało kamienie, ale nie wyobrażałam sobie, że aż tak.
W Huwnikach, tuż przy cmentarzu, gdzie można płytami przejechać Wiar, prawie krajobraz po bitwie ...
To ten sam, niepozorny potok, który przepływa przez drogę ...
Przyniósł na niżej położone domy lawinę błota, podwórza, ogródki, grządki, wszystko w mazistej warstwie, gdzie były przepusty, wypłukał je razem z kawałami asfaltu, a potem spłynął do Wiaru ... jeśli na przeszkodzie stawał płot, na którym fala osadzała gałęzie, to i płot nie wytrzymywał naporu wody ...
Nasza Makówka głęboka, jak nigdy dotąd, ogromne głazy, warstwy skalne odsłonięte na dnie ...
Jak jesteśmy tutaj grubo ponad 10 lat, jeszcze nie widziałam takich zniszczeń ... owszem, gwałtowne ulewy, wiosenne roztopy czyściły koryta potoków, zabierały błoto i gałęzie, odsłaniały kamieniste dno, ale żeby pogłębić prawie o metr? ... żywioł niesamowity ...
Na cieku porobiły się kaskady skalne, gdzie nigdy ich tam nie było, trawa na brzegach zalizana przez wodę, tak samo krzaki, a te, które nie wytrzymywały, szły z prądem, wydarte z korzeniami ...
O, tu widok z wysokiej skarpy, zawsze płynął tu potok, a teraz gruba warstwa błota i kamieni, a potoku nie widać, tylko szumi gdzieś dalej w drzewach ... utorował sobie nową drogę, muszę tam kiedyś zejść i zobaczyć, gdzie też mu lepiej płynąć.
A w największe zdumienie wprawił mnie potok Cisówka, to, co nawyprawiał pod Brylińcami, przechodzi moje pojęcie o mocy wodnego żywiołu ...
Nie wyrobił na zakręcie, całą zawartość wyrzucił na drogę, którędy wracamy do domu, masy błota, położone mniejsze drzewka, materiał z bobrowych tam ... szedł szeroką ławą ...
... w miejscu przejazdu utworzył się dosyć wysoki wodospad, a poniżej spory basen, że popływać można ...
Spłynęły te gwałtowne wody do rzek, San mulisty, brunatny, jak wody Gangesu ...
Nasza droga w dół wypłukana z drobniejszych kamieni, wszystko spłynęło w dół, i ułożyło się w koleinach, w bardziej płaskiej części, tuż nad potokiem, ale drogą cały czas sączy się strumyk czyściutkiej wody, bo pod Garbem wybiło na drodze źródełko ...
Ale już dosyć o nieokiełznanej naturze, o szkodach, jakie poczyniła wielka zlewa ... człowiek niestety, nie potrafi całkowicie zapanować nad przyrodą, nakazać jej ... przychodzi kiedyś "set prawdy" ...
Dlaczego "set prawdy"? bo mamy kolegę, z którym kiedyś mąż grywał w ping-ponga, ów kolega przegrywał raz za razem, ale zawsze na odchodnym mówił, że ten ostatni to będzie "set prawdy", kto wygra, ten ma cały wieczór wygrany ... natura wiele nam daruje, ale nadchodzi czas, że daje nam znać o sobie, o swej mocy ...
Byliśmy też w lesie, popatrzeć za grzybami, bo pogoda im sprzyja ... a jakże, widoki bardzo miłe ...
Niestety, prawie wszyscy jegomościowie z wsadem proteinowym, pewnie 1/10 tylko nadawała się na sosik, a reszta poszła na zaszczepienie gleby koło chatki, bo tam brzozy i świerki, i już pojawiają się kozaki brązowe. Oprócz szlachetnych można spotkać wyrośnięte rydze, i inne rydzopodobne, rosnące całymi ścieżkami ...
... i takie dziwolągi smrodliwe bardzo, padlinnie ...
... a także "smocze jajo", czekające na swój czas ...
W lesie bardzo mokro, ziemia każdym porem sączy wodę, pochyłości spływają strumieniami ... tak, tak, nadrabiamy zeszłoroczny czas posuchy, woda w studni, jakby mogła , wyszłaby przez cembrowinę.
Na grządkach nie wszystko rośnie tak, jak chciałabym, coś mi ogryza kapustę, marchewka marna, ogórki może urosną do zimy, ale za to szparagówka dopisuje ...
Łąki zżółkły, jakaś jesienna nutka smuteczku snuje się już po górach, nie chcę Was martwić, ale lato chyli się powolutku ku jesieni ... lubię jesień, może nawet bardziej od gorącego lata ...
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny i pozostawione słowa, ciepłe myśli ślę, dobrego tygodnia, pa!
A Jasiek rośnie jak na drożdżach, serce mi zmiękło na widok jego uśmiechu, przeznaczonego tylko dla mnie, "babciowanie" to nowe doświadczenie, zupełnie inne od rodzicielstwa.
22 komentarze:
Mario błagam nie strasz tą jesienią. Toż jeszcze lipiec chociaż od św. Hanki chłodne wieczory i ranki. A Wiar to już wcześniej narozrabiał. Zabrał ostatnią kładkę w Rybotyczach - tą z pni jodłowych, razem z betonowymi przyczółkami. A jeszcze wiosną przeprawialiśmy się nią na Kanasin.
Tak, lato przemija. U nas też już mgły i wieczory jakby chłodniejsze. Tylko burze letnie jeszcze.
Pozdrowienia
Jeszcze raz natura pokazala, kto tu rządzi.
U nas juz nawłoć kwitnie, czy to aby nie za wcześnie? Zawsze mi się kojarzyła z jesienią
Dobrego tygodnia, Marysiu :)
U mnie też już nawłoć kwitnie i niektóre liście na sumaku żółkną i czerwienieją powolutku, a to oznaki jesieni. Ja jej jeszcze nie czuję...
Marysiu
Cieszę się, że babciowanie sprawia Ci moc przyjemności.
Przyroda zawsze ma ostatnie słowo, a ludzie myślą naiwnie, że to oni, bo mają rozwiniętą technikę.
Dobrze, że to nie Dolina Vratna....
Grzybów moc.
Kapustę to pewnie ślimary chrupią-lubią.
Pozdrawiam Cię serdecznie. Udanego grzybobrania.
U mnie w lesie susza i jedynie kurki przebijają nieśmiało swoje główki. W górach inaczej rosną grzybki. Oberwanie chmury poczyniło wielkie straty, widać tę zawalone urwiska ziemi. I co? Należy to naprawić, czy tak zostawić.
Pozdrawiam
Och, jakie grzyby piękne - nawet te ... bezwstydne :)I już trochę smutniej skoro jesień czuć w powietrzu. Żal, że lato ucieka, chociaż jesień też fajna. B
Blagam, zostaw jesien jeszcze na troche /smiech/!!!
J.
Woda to straszny kataklizm. Nad Izerami wczoraj przeszła wielogodzinna burza, a teraz czekamy, żeby troszkę przestało padać, bo też nam się takie piękne grzyby marzą.
Pozdrawiam cieplutko!
Krzysiek, e! nie ma się co bać, lipiec lipcem, a słońce już kula się z drugiej strony Kopystańki; mówisz o tej kładce przy stawach? byliśmy tam wtedy rankiem; pozdrawiam.
Owieczko, jakoś już tak widać okiem gołym, że słońce inaczej świeci; a burze krążą wokół nas, rzekotki drą się po krzakach, ale na razie spokojnie; pozdrowienia ślę.
Maniu, właśnie, 100 lat będzie spokój, a w 101 armagedon; na Pogórzu nie ma nawłoci, mąż nawet żałuje, bo to bardzo obfity pożytek dla pszczół, a z drugiej strony to bardzo ekspansywna roślina, zarosłaby wszystko; i Tobie dobrego, Maniu, pozdrawiam.
Agato, jest gorąco, letnio prawdziwie, ale już widzę po górkach, że nie tak świeżo, jak na początku lata; zresztą wystarczy spojrzeć na pola; pozdrawiam serdecznie.
Zofijanno, babciowanie to całkiem nowe uczucia w sercu dla tego małego okruszka; człowiek jest butny, pyszny, a wystarczy kataklizm, żeby zobaczył swoją małość; grzybów moc, ale prawie same chodzą, takie robaczne, lepiej zostawić je, szkoda sił na wynoszenie kosza z lasu pod górę; ślimaków nie mamy, podejrzewam o niszczenie kapusty jakieś owadziki; pozdrowienia ślę.
Aniu, deszcze doświadczają nas teraz obficie; urwiska ziemi pewnie same z czasem spłycieją, może jakaś kopara pomoże, gdzie trzeba przejazd poprawić; i ja pozdrawiam.
Beata, te bezwstydne bardzo smrodliwe, przyciągają w ten sposób muchy, żeby roznosiły na łapkach zarodniki; czyż przyroda nie jest mądra? kiedyś uwielbiałam przebywać na słońcu, a teraz cienia szukam; pozdrawiam.
Judyto, jak to dobrze, że nie mam żadnego wpływu na poru roku, bo zatrzymałabym na dłużej to babie lato, klucze żurawi, grzybne lasy; a tak będzie, co ma być; pozdrawiam serdecznie.
Ruda, u nas upał niesamowity, chociaż mam przeczucie, że lezą do nas jakieś fronty z opadami, bo ciężka głowa, i żaba drze się w krzakach, i wiatr jakiś niespokojny; nie wierzę grzybom w tak ciepłym czasie, ze względu na pomieszkujących w nich "robockach"; pozdrowienia ślę do izerskiej krainy.
A mnie jest zawsze szkoda... wiosny ;-)
Co do kładki to miałem na myśli akurat inną - tę po drodze do Skały Machunika http://monterek58.rzeszow.pl/rybotycze10.11.php. Tę też zabrał Wiar.
Maryśka, no, no, Maryśka - jaka jesień?
Na Mazurach rekordowe temperatury tego lata, upały nie do wytrzymania, na szczęście mamy prywatne jezioro, kąpiele w stawie b. przyjemne, choć dno w nim muliste i woda dość brunatna, ale co tam.
Susza straszna, w lipcu nie padało, dajesz wiarę? Mazury nawet burze omijają. Roślinność usycha. Podlewam ogród na ile mi wody w studni starcza, muszę to robić na raty.
Uściski
U nas lato w zenicie. Żar i susza straszliwa. Kozy straciły pastwiska, wszystko spalone.
Potęga wody niesamowicie zadziałała!. Dobrze, że u Was nie ma terenów osuwiskowych, to naprawdę przerażające.
Kocham jesień, jej powolne ukojenie, uspokojenie.
Ściskam!
Patrząc na zdjęcia potoków od razu przypomniał mi się Strwiąż który wylał potężnie kilka miesięcy temu. Mam nadzieję że jesieni jeszcze nie odczujemy
Pozdrawiam serdecznie :)
Krzysiek, bo na wiosnę czeka się najdłużej; jakoś nie mogę nic sensownego znaleźć pod tym linkiem; bo jedna kładka jest przy szlaku na Kanasin, druga przy tej agroturystyce i stawach, a na skałę Machunika chodziliśmy zawsze od szlaku, albo przez Wiar z butami w ręce, ale to parę lat temu; jakoś nie kojarzę innych kładek w tej okolicy albo coś mi umknęło po drodze; pozdrawiam.
Jolanda, ha! jaka, jaka? ano mglista, grzybna, spokojna; może macie prywatny staw z borowiną, leczniczy? wchodzi się do takiej wody zmęczonym życiem, a wychodzi młodym i pięknym, a pijawek w nim nie ma? aż wierzyć się nie chce, że susza, skoro u nas regularne monsuny, to zdawać by się mogło, że i wszędzie tak jest; spokojnego deszczu życzę; pozdrawiam.
Magda, nie do pojęcia, jak piszesz o tej suszy, bo i u Jolandy też, i ktoś pisał, że na Podlasiu; matko kochana, to czym karmisz teraz kozy? jak na razie osuwają się skarpy nad Wiarem, podcinane co i raz bystrym nurtem, ale to niegroźne; pamiętam, jak pisałaś, że nie lubisz upałów, ja też przestałam; kiedyś mogłam cały dzień na słońcu opalać się, a teraz uciekam do cienia, to pewnie znamię wieku; pozdrawiam Cię serdecznie.
Tomasz, jak jechaliśmy w czerwcu przez Ustrzyki, to widziałam jeszcze pozostałości po zaporach z worków z piaskiem; woda to żywioł nie do okiełznania, z niedowierzaniem patrzyłam, jak potrafiły narozrabiać te małe potoki; zawsze mówimy z mężem, że po wielkim odpuście kalwaryjskim na Pogórze spływa jesienny spokój, lubimy taki stan; i ja pozdrawiam.
Swoim postem trafiasz w moje wspomnienia. Babcia mieszkała w połowie góry i woda często wyrządzała na podwórku szkody i te cudowne grzyby..:)
A myślałam, że ta jesień to tylko mi się tak wydaje... Nad morzem też słońce takie niewyraźne, jakby zmęczone latem. Poranki leniwie otulone złocistą mgłą, a i powietrze takie... Niby gorące, ale z nutą nostalgii - jakby już tęskniło za kolejnym latem.
Ależ się rozmarzyłam. ;) Przerażające są żywioły, ale takie sytuacje przypominają nam, ludziom, że jesteśmy tylko elementem tego wszechświata - nie jego bezwzględnym panem.
Pozdrawiam :)
Mażeno, grzybki tylko ładnie wyglądają na zdjęciach, nie nadają się do zbierania, bo nawet w najmniejszych są robaki; ileż masz wspomnień o swojej babci, zawsze tak ciepło ją wspomniasz; pozdrawiam serdecznie.
Marchewvka, bardzo ładnie to nazwałaś, lato z nutką nostalgii, właśnie tak to widzę; u nas nawałnice, w innych regionach sucho jak pieprz, a gdyby tak równiutko rozłożyć ... ale jak tu wszystkim dogodzić, jak każdy pragnie czego innego, w zależności od sposobu życia; pozdrowienia ślę nad morze.
Przyjedź, Marchevko, na Roztocze jesienią, do Suśca, będzie pięknie.
Natura nieokiełznana potrafi się zbuntować i sama o siebie zadbać. Z taką samą siłą jak tworzy, potrafi zniszczyć. Co by człowiek nie począł w naturze takie siły drzemią, których pokonać się nie da. Bo i po co? Po co zagarniać wszystko dla siebie? Ludzkość stała się zachłanna.
A jak widać natura ma się całkiem dobrze i sama reguluje swój rytm...
U nas lasy też niby pełne maślaków, ale też większość robaczywa- mówią, że to dlatego, że sucho...A jesień już powoli daje o sobie znać. Coraz częściej widzi się liście wirujące na wietrze, las traci soczystość.
Wprawdzie widziałam już kwitnący w lesie wrzos ale do złotej polskiej jeszcze daleko, narazie upały dają mi mocno do wiwatu i końca nie widać.
Zaszczepiam i zaszczepiam glebę w leśnej działce od trzech jesieni i narazie nic. A byłoby cudnie wyjść w koszulinie i na bosaka i uzbierać grzybków na śniadaniową jajecznicę.
Woda to nieokiełznany żywioł ale ja bardziej się boję wielkiego ognia, Po nim tylko zgliszcza.
Dzieci się kocha i wychowuje a wnuki kocha i rozpieszcza - ot co :-)))
Ziołoludku, bo człowiek jest pyłem wobec potęgi natury, i może na rzęsach stawać, a nie pokona jej; na grzybki trzeba poczekać do jesieni, wtedy będą jędrne i zdrowe; nie przeszkadza mi jesień, niech przychodzi; pozdrawiam serdecznie.
Krystyno, o tak, złota polska kiedy? przełom września, października pewnie, to jeszcze sporo czasu; to na czwartą jesień może rzuci jakimś grzybem, u mnie na początku rosły jakieś niejadalne olszówki, a teraz kozaczek, i rydzyk się trafi; a tak rankiem to zbieram opieńki na jajecznicę poranną; serdeczności ślę.
Nie tylko nie jesiennie ...Woda duże spustoszenie poczyniła wdzierając się w każdą szczelinę, strach patrzeć. Pięknej letniej pogody życzę :)
Prześlij komentarz