niedziela, 30 października 2016

Też tak macie? ...

Te złotości za oknem?



Jeszcze poranny szron na trawie, cicho kapią liście.
Nieśpieszny czas ostatnich przygotowań do zimy. Okazało się, że wiatr poszarpał folię w drzwiach tunelu, trzeba ją wymienić,bo zapowiadają solidne wiatry, i żeby foliak nie odfrunął jak skrzydło paralotni. W związku z tym trzeba zrobić małą wycieczkę do gminy, może tam mają folię ogrodniczą ... nie mają, więc parę kilometrów dalej skład budowlany. Coś jest, ale dosyć cienka, założymy dwie warstwy, bo do miasta nie chce nam się jechać. Kiedy wracaliśmy do siebie, minęliśmy w Koniuszy najprawdziwszych turystów... plecakowych:-)



W tym rześkim słońcu patrzymy dookoła z najładniejszego chyba punktu widokowego Pogórza, spod naszej kapliczki ... kruki bawią się wiatrem wylatując znienacka nad łąkę, zupełnie jakby je wywiewało z doliny ... zawijają w powietrzu i znowu chowają się ...




Jednego ranka siedzimy z mężem przy porannej kawie, opowiadałam właśnie mój dziwny sen.
Po niebie leciał ptak, z szeroko rozpiętymi skrzydłami ... duże ptaki chyba już odleciały, co to może być? ... ptak wylądował na łące, ale to nie był ptak, tylko mężczyzna w czarnym, skórzanym kostiumie, włosy gładko ulizane, coś w typie jak filmowy Drakula ... skrzydła też były niezwykłe, błoniaste jak u nietoperza, a kiedy rozłożył ręce, sięgały od dłoni aż po kostki ...
Ukryliśmy się za brezentową obudową przy studni ... to coś takiego, jak wyjście z podziemnego miasta w "Seksmisji" ... przez rozcięcie w brezencie patrzyliśmy, ja ze strachem, żeby nas nie zobaczył ... gość złożył skrzydła, dosiadł ogromnego czarnego rumaka ... runął z góry tuż obok, tętent kopyt, skrzyp skórzanej uprzęży, rozwiana peleryna a może skrzydła... pognał po tych łąkach jak ponury jeździec Apokalipsy...
Mąż słucha, słucha, patrzy z niedowierzaniem .. Co ty zażywasz? albo zmień to zioło, albo co ...jak można mieć takie sny ...
No właśnie, jak można mieć takie sny?

Zbieram ostatnie jabłka, które wiatr postrącał. Długo nie poleżą,bo mają obicia, ale zanim sięgniemy po te zerwane do skrzynek, zdążymy je spożytkować. Te wcześniejsze odmiany jeszcze wysmażam na marmoladę, jedna porcja na próbę ... chutney jabłkowy na ostro ... ooo! rzeczywiście na ostro, skoro ze trzy papryczki cayenne wkroiłam do niego ...



Zostało mi z obiadu trochę ziemniaków, przypomniały mi się langosze ... to w ramach luźnych wymianek doświadczeń kulinarnych z Dorotą o różnych placuszkach, ona pisała o swoich z czerstwego pieczywa, z dodatkiem sosu czosnkowo-śmietanowego. I ten sos naprowadził mnie właśnie na langosze, gwoli przypomnienia i wykorzystania resztek obiadowych ...



Do nich właśnie sos czosnkowy ... posmarowane nim gorące placki są po prostu pyszne, i bardzo syte:-) ... placuszki z czerstwego pieczywa czekają na swoją kolej, aż mi się uzbierają resztki.
Podzielę się wrażeniami smakowymi, bo dla mnie to zupełna nowość.


Po pracowitych kilku dniach warto wracać w domowe pielesze, choćby dla radosnego powitania Jaśka, kiedy tylko wszedł w drzwi: - Wróciła ... babcia Majiś wróciła!


Pozdrawiam Was serdecznie, pa!



25 komentarzy:

Olga Jawor pisze...

Przepiękne zdjęcia Marysiu z tymi błękitnościami na dole od przymrozków i złotościami w górze.A słowa wnuczka na powitanie wzruszające...
Wichry i deszcze niespokojne szaleją i u nas. Prądu co chwilę nie ma i internetu takoż. No i wirusy grypopodobne mają na nas uzywanie, bo do zwierząt w każdą pogodę przecież wyjśc trzeba.
Ciepłe pozdrowienia zza Sanu zasyłamy!

BasiaW pisze...

Cudne widoki, a teraz idę zobaczyć na przepis, uwielbiam dawne jadło!

grazyna pisze...

Slicznie masz za oknem, u mnie w Warszawie za oknem jest tylko jarzebina z czerwonymi owockami i cala pomaranczowa...ladna, na jesien ide napatrzec sie do pobliskiego lasku Kabackiego. Bardzo spodobalo mi sie to zdjecie z koszami jablek i drewnem pieknie ulozonym...moja wnuczka portugalska kiedy do mnie biegnie z rozlozonymi rekami wola..Gradzi!!! cieszylam sie nia 3 tygodnie a teraz tesknie, jak dobrze ,ze Twoj Jasko jest blisko!

ankaskakanka pisze...

Ach to pierwsze zdjęcie oddaje cały urok Waszego siedliska. Piękna jest jesień w górach.

Anonimowy pisze...

najprawdziwsi plecakowicze , powiadasz?> zazdroszcze im :)

AgataZinkiewicz pisze...

Ale piękna jesień u Was. Sny, też takie miewiam, na szczęście się nie spełniają :-) ciepło pozdrawiam

AgataZinkiewicz pisze...

Ale piękna jesień u Was. Sny, też takie miewiam, na szczęście się nie spełniają :-) ciepło pozdrawiam

Magda Spokostanka pisze...

O rany! Ale sen!
Za oknami mam pięknie, ale dalej już nie tak cudnie jak u Ciebie.
Ściskam cieplutko!

Mażena pisze...

Najcudowniejszy jest ten radosny okrzyk o Twoim powrocie A reszta to poezja!

Nasza Polana pisze...

też tak mamy, te złocenia zaokienne... pięknie piszesz, langosze kiedyś robiła m z Twojego przepisu i muszę jeszcze wrócić do tej przekąski. pozdrawiamy serdeczne

Stanisław Kucharzyk pisze...

A u nas już dzisiaj wierzchołki przybieliło, krupą rzucało :-(

Anna Kruczkowska pisze...

A na Wybrzeżu jeszcze jesiennie bez przymrozków. To i jabłka wiszą i można na bieżąco zbierać. A langosze są mi nieznane. Muszę zapytać Google co to.

makroman pisze...

Złoto i purpurę na drzewach mamy owszem... ale sny zdecydowanie mniej czerpane z Apokalipsy św.Jana Przyznam że trochę bojno, bo czasy konfliktowe, i kto wie co nam mocarstwa nad naszymi głowami rozpętają?
Placuszki mniam (na oko), muszę spróbować, póki co jak zostają ziemniaki to na kopytka przerabiam.

Bozena pisze...

Nie ma to jak babcie. Przytulą, obetrą łzy, zrozumieją dziecięce smuteczki i mają ogromnie dużo empatii.Dziś Święto Zmarłych, więc jakoś tak mi się przypomniała moja babcia. Bez niej moje życie byłoby uboższe i pewnie byłabym kimś zupełnie innym. A swoją drogą Twoje sny są niesamowite, Świadczą o dużej wrażliwości i jakimś lęku. Zastanów się, co Cię niepokoi. Ja czasem też mam odbicie swojego życia emocjonalnego w niesamowitych snach, więc potrafię zrozumieć. pozdrawiam:)

makroman pisze...

Bożeno - Wszystkich świętych nie "święto zmarłych" bo takowego šwięta nie ma!

Bylinowy Pan pisze...

Byliśmy, byliśmy tak blisko, nieomalże czuć było zapach sosu czosnkowego ( pyszności, ale o linię dbać trzeba... ). Było przeeepięęęknie, przecudnie i kolorowo. Wracać się nie chciało do miasta.
Osiadł człowiek w swoich pieleszach, niczym miś w gawrze, zasypiać powoli chce.
Marysiu gotujesz, fotografujesz, opowiadasz, szydełkujesz, wędrujesz i wszystko to czynisz z niezwykłym znawstwem.

Okrzyk Jaśka to najpiękniejsza muzyka, a i tekst niczego sobie !!
Co za szczęście !

mania pisze...

Maryniu nie przejmuj się snami, mnie się śnią dziwne rzeczy zazwyczaj przy pełni księżyca :)
Pozdrawiam serdecznie

wkraj pisze...

Dopiero niedawno mogłem się nacieszyć takimi złotymi barwami. To było na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Co prawda słońce tylko chwilami wychodziło za chmur, ale to mi w tym roku musiało wystarczyć. Szczęśliwi, co maja taki ładny widok na co dzień :)
Pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ola, pewnie dziś już wietrzysko poobdzierało z drzew te kolory, ale zostały zdjęcia, i tak z roku na rok; mnie też choróbsko dopadło, dziś troszkę lepiej, bo w oskrzelach jakby lżej; a tu podwórze koło domu zasłane tonami liści, trzeba by zgrabić bodaj ścieżki; na Pogórzu nigdy ich nie sprzątam, i śladu nie ma do wiosny:-) pozdrawiam.

Basia, a przede mną próba chlebowych placuszków:-) pozdrawiam.

Grażyna, jarzębina też ładna:-) jabłka już schowane do piwnicy, przed mrozami:-) mam wreszcie piwniczkę, i półki najprawdziwsze, sięgam po zapasy, kiedy przychodzi potrzeba; szarlotki piekę, właśnie wczoraj Mimi dostała się do pudełka i zjadła kruszonkę z placka; pozdrawiam.

Ania, tak, widok z okna, od samego świtu:-)

Lidka, najprawdziwsi:-) i pogoda im się wyklarowała po deszczowej nocy i poranku, choć wiatr zachodni pewnie troszkę przeszkadzał w wędrówce:-)

Agata, piękna, ale bez grzybów, szkoda:-)

Magda, no zobacz, co też roi mi się w tej głowie:-) u Ciebie chyba bardziej sosnowe lasy, pamiętam z postów blogowych.

Mażena, ha! serce rośnie, a krople miodu kapią w nie:-)

Polanko, teraz będę próbować placuszków chlebowych od Doroty, lubię stare przepisy naszych babć, regionalne, przeważnie proste i co tu dużo mówić, oszczędne:-)

Staszek, eh! idzie ku temu, niech bieli ... chociaż jeszcze klika ciepłych dni by się przydało; nie zadowoli wszystkich:-)

Ania, macie tam cieplej, bez dwóch zdań; langosze to galicyjska, a raczej może c.k. węgiersko-słowacka specjalność:-)

Maciej, moja siostra śmieje się, że chyba mam zadatki na medium:-) kopytka mniam! również, ale i langosze niezłe, inne.

Bożena, tak, babcie są kochane:-) lubię filmy z pogranicza fantazji, może to mi zostaje potem na nocne majaki:-) niepokój zawsze drzemie w człowieku, o wszystko:-)

Maciej, jak zwał tak zwał, wszyscy wiemy o co chodzi, i takoż używamy, to tylko terminologia:-)

Ania, myślałam o Was, po cichu zazdrościłam:-) tyle dobrych słów ... aleś mnie pogładziła; ciężko się wybrać, ale jak człowiek już ruszy się, to i zadowolony, i oczy napasie, i zapał na przyszłe dni inny, prawda?

Mania, moja mama mówiła ... śpi się, ta śni się:-)

Wkraju, jeszcze wczoraj, jak wracaliśmy, kolory po lasach niesamowite, z lekka oszczędniejsze, bo mróz zwarzył kolory, dęby i buki porudziały, ale pięknie wszędzie:-)

makroman pisze...

na langosze już przeanalizowałem przepis - coś dla mnie, zazwyczaj ciasta z drożdżami wychodzą mi świetnie.

Beata Bartoszewicz pisze...

Cudności, i na Pogórzu i w domeczku, skoro Jaśko tak wita wracającą babcię Majiś :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maciej, a zatem smacznego!

Beata, słodziak rośnie, bez dwóch zdań:-)

colorado2811 pisze...

Nie miałam pomysłu na dzisiejszy obiad. No to już mam!

Krzysztof Gdula pisze...

Najładniejsze, najcieplejsze dla mnie zdjęcie – chyba nie zgadłabyś, Mario – to zdjęcie koszy z jabłkami stojącymi przy stosie polan.
Dróżka prowadząca na dno doliny znowu kusi mnie swoim urokiem.
Babcia Majiś… – cudowne. Kiedyś moja wnuczka powiedziała do mnie dziadek Sisiek. Gdy zobaczyliśmy się po paru miesiącach, mówiła już normalnie – a szkoda.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Iwonka, to dobry sposób na wykorzystanie resztek obiadowych:-)

Krzysztof, o! kosze z jabłkami ... już ktoś wcześniej pisał, że też się podobały:-) nasza droga, do chatki, zimą nielekko nią zjechać w dół; a tego słodziaka słyszę i teraz, buzia mu się nie zamyka gdzieś tam na pięterku:-)