niedziela, 6 listopada 2016

Wariacje jabłkowe czyli zrobię sobie sama ...

W piątkowy podwieczór zatrzymaliśmy się przy małym wiejskim sklepiku ostatnie zakupy zrobić, tuż przed skrętem w drogę do naszej wioseczki. Jakiś znajomy samochód wyjechał na drogę, patrzę, a to Ania ze Stefanem ... pochwalili się pełnym koszem rydzów, malutkich,zgrabniutkich jak złote dukaty:-) Z tym widokiem w oczach, żeby nie rzec, że z rydzami zamiast oczu, dojechaliśmy już w mroku do naszej chatki ... jeden pies na smycz, drugi do pobiegania, za chwilę zmiana, Amik na łańcuszek, Mimi do pobiegania ... tak, tak, musimy cały czas pilnować,żeby nie wybrały się psiaki na parogodzinną wyprawę na łąki.
Ranek wstał zupełnie przyzwoity, rześki i bez deszczu ... poranna kawa przy oknie i rzucona myśl: Idziemy do lasu! Pewnie, że idziemy ... psy do chatki, a my bokiem, opłotkami, żeby nas nie przyuważyły i razem z oknem nie wyszły, wspięliśmy się łąkami do góry, potem podejście do lasu i stary ślad drogi ...  Na starych rydzowiskach grzybów ani śladu, pochowały się w dziwnych miejscach, w drapaczyskach, albo w koleinach drogi, gdzie ich nigdy nie było, pojedynczo, mizernie ... pomiędzy nimi kępy młodziutkich opieniek. Tak rydzów jeszcze nie zbieraliśmy, bo kiedyś jak był wysyp, stawiało się kosz, trochę krążenia dookoła, za chwilę kosz pełny, i resztę zostawiało się dla innych ... teraz trzeba było szukać po zaroślach, myszkować w trawie, kluczyć po lesie prawie pół dnia:-)


Ale do zrumienienia na masełku są, do obdarowania babci też są, więc sezon grzybowy zaliczony.
Garść opieniek będzie do sosu śmietanowego, reszta do ususzenia.
Na początku lat 80-tych, już jako młodziutka żona, dostałam od męża dwie książki, które zdobył jakimś cudem w księgarni .. jedna to o przetworach różnych, a druga zatytułowana "Obiady u Kowalskich". Te dwie książki służą mi do dziś, przepisy proste, z dostępnych składników, z rodzimych produktów ... i tak kartkując tę o przetworach natknęłam się na "Pektynę z jabłek".
O! to coś dla mnie, jabłek jeszcze mnóstwo pod jabłoniami, dżemów z żelfiksami nie cierpię, to zrobię sobie pektynę do przyszłorocznych dżemów, będzie jak znalazł. Już pracuje w kącie chatki nastawiony cydr, w piwnicy marmolady jabłkowe, w dużym słoju ocet jabłkowy, na bieżąco piekę szarlotki, czas więc na pektyny:-)
Warunkiem powodzenia całej akcji jest to, żeby jabłka były kwaśne, mogą być spady, skórki, wykrojone gniazda nasienne ... nadpsute części odrzucamy, resztę myjemy, kroimy w kawałki, zalewamy w garnku wodą tak, żeby je przykryła i gotujemy ok. pół godziny.
Potem odcedzamy jabłka, a powstały sok odparowujemy jeszcze trochę, aby był bardziej skoncentrowany ... można wykorzystać od razu, dodając do dżemów np.z malin czy truskawek, a jeśli nie, to przelewamy do butelek czy słoików i pasteryzujemy 15 min i odstawiamy do przechowania.
A co zrobić z ugotowanymi jabłkami? ... wykorzystać:-)
Przetarłam je przez sito, dosłodziłam odrobiną cukru, a na zapach dodałam cynamonu ... i mamy gotowy mus jabłkowy do przełożenia ciasta, naleśników, ryżu, makaronu, jakiś kaszek, budyniu ... bo to zaskakująco pyszne wyszło:-)


Na mrozy zimowe nastawiłam krupnik litewski, a do tego nadaje się najlepiej miód gryczany, nie każdy lubi jego smak i zapach. W połączeniu z korą cynamonu, wanilią, suszoną skórką pomarańczową i goździkami, a także kilkoma gałązkami ziela ruty wydziela całkiem przyzwoity aromat, można go używać na gorąco lub na zimno ... miodu gryczanego nie mamy swojego, mąż mi przywiózł ze spółdzielni pszczelarskiej.
Sobotnie popołudnie spędziliśmy przy pracy, mąż ciął piłą pień orzecha włoskiego, który runął jeszcze wiosną chyba, a ja odbierałam pieńki ... niektóre części były wypróchniałe w środku,  będą dobrym materiałem na zbudowanie budek lęgowych . Wystarczy przyciąć ukosem pieniek, by przymocować daszek, od dołu deska na okrągło jako podstawa, no i jeszcze wlot otwornicą wywiercić i gotowe:-)

Wczorajszy wiatr przyniósł zmianę pogody, wieczorem na zachodzie kłębiły się ciemne chmury ... nocą usłyszałam bębnienie deszczu o dach, raz mocniej, raz ciszej, i tak leje do teraz.
Na obejściu pojaśniało,  z drzew spadły liście, z okna można zobaczyć Kopystańkę ... tylko patrzeć zimy:-)
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, bywajcie w zdrowiu, pa!



16 komentarzy:

Anna Kruczkowska pisze...

Pektyny jeszcze nie tworzyłam. Za to cydr spijamy na bieżąco. Teraz, gdy zrobiło się chłodno, robię z niego grzańca. Lepszy od grzanego piwa czy wina. Opieniek u nas sporo (kto to widział w listopadzie opieńki zbierać!) Na rydze bym się wybrała. Pozdrawiam cieplutko znad morza.

mania pisze...

U nas podobno urodzaj opieniek w okolicznych lasach, sąsiadka w ubiegłym tygodniu jeszcze zbierala. Ja się niestety nie znam na grzybach zupełnie.
Dobrego tygodnia!

grazyna pisze...

Takie mile wrazenie stwarzasz Twoim pisaniem, relaksujace relacje prostego i pelnego wrazen zwyklego i niezwyklego zycia. Fajnie masz Mario....

Bozena pisze...

Zaciekawił mnie Twój krupnik. Jak go robisz? Mam w tym roku mnóstwo miodu. Na krupnik , myślę, też by starczyło, tylko nie mam pojęcia, jak go zrobić. Czy zwykły, wielokwiatowy też się nadaje?pozdrawiam

Mażena pisze...

już wiele lat nie zbierałam rydzów, chyba zapomniałam ich smaku....smaku z dzieciństwa....o opieńkach już nie mówię, czy bym je poznała. Tak daleko na grzyby, nie mam "dostępu" do mojego lasu, moich znanych miejsc a takie sporadyczne wyprawy to grzybowe przypadki. Świetnie wykorzystujesz jabłka! Nie używamy żelfixów, czasem dodaję brązowego cukru, taki rarytas, delicje np. do malin, wiadomo drogi.
Już czuć zimę....w tym roku jestem mniej przygotowana, dobrze tak czytać o Twoich zapasach.

Aleksandra I. pisze...

Czarodziejką jesteś. Wszystko w Twoich rękach przeobraża się w pożyteczne rzeczy. Pozdrawiam.

ankaskakanka pisze...

Jeszcze rydza tu nie widziałam, albo sie na nich nie znam, podobnie, jak na opieńkach.

BasiaW pisze...

Ależ Ty jesteś wspaniałą Gospodynią!

Grażyna-M. pisze...

Rydze są pyszne, ale tak rzadko można je znaleźć.
Twoje przetwory z jabłek skojarzyły mi się z wierszem Brzechwy "Entliczek pentliczek" o robaczku z jabłka, który miał dosyć jabłek.:)))
Serdeczności:)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ania, zobaczymy, jak zachowa się ten wynalazek na przyszły sezon dżemowy:-) mój cydr jeszcze pracuje, ale chyba przesadziłam z ilością; dziwny ten rok na grzyby, ale dobrze, że w ogóle są po takiej suszy; pozdrawiam.

Mania, jeśli nie będzie większego przymrozku, uda się jeszcze coś zebrać; nie znasz grzybów? musisz się podszkolić, bo to rzadka przyjemność łażenia po lesie, prawie jak wędrówka:-) i wzajemnie.

Grażyna, dzięki za dobre słowo i zachwyt nad prostym życiem:-) pozdrawiam.

Bożena, miód gotuję z wodą razem z korzeniami, potem dodaję alkohol, jeszcze maceruje się razem to wszystko, za kilka dni przefiltruję i do butelek, do piwniczki; różne są przepisy, a zwłaszcza dodatki, spirytus jednak trzeba dodać zawsze:-) tak, wielokwiatowy może być, przepisy podają, że można dodać miodu pół na pół z cukrem, pewnie dla oszczędności tego pierwszego; pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Mażena, trochę umiem rozpoznawać grzyby, zbieram te, do których mam pewność:-) jabłek nadmiar, a szkoda, żeby się zmarnowały, w przyszłym roku będzie posucha; wczoraj coś białego spadało z nieba; pozdrawiam.

Aleksandra, lektura książek praktycznych mi pomaga, a jeśli sprawdzi sie ta pektyna, to znajdzie u mnie stałe miejsce; pozdrawiam.

Ania, rydz ma chyba różne wymagania siedliskowe, nie wszędzie urośnie; opieńki czasami na podwórku rosną, trzeba je umieć rozpoznać; pozdrawiam.

Basia, e! gdzież tam! tylko lubię pitrasić:-)

Grażyna-M, żebyś wiedziała, nadmiar jabłek wpędza mnie w wyrzuty sumienia, że tyle ich się marnuje; trochę zje zwierzyna, ptaki też wydziobują, ja sporo przetwarzam, ale to ciągle mało; leżą ich całe dywany pod jabłoniami; pozdrawiam.

Pellegrina pisze...

Ja w tym roku miałam 1 słownie jedno jabłuszko, soczyste i pachnące więc z trudem sobie wyobrażam Twoją ich obfitość. Ale ciemnych winogron było więcej i winko już plumka. Ja bardzo lubię miód gryczany a i krupniczek to moja ulubiona naleweczka ale niestety ten kupny. Rydzów u nas nie ma ale opieńki i owszem, zrobiłam z nich farsz do kotletów.
Ależ u Ciebie pachnie!!!

Krzysztof Gdula pisze...

Na dworze zimno, a u Ciebie ciepło, jak zwykle.

makroman pisze...

Ale mi śliny naciekło...
U mnie sosuów opieńkowych ne lubią, ale naruszone do zup jak dodam to się pytają "tato a gdzie tego nowego fix'a kupiłeś bo zupa tak inaczej smakuje"? Takie czasy,a moi przecież i że mną po szlakach chadzają i w harcerstwie działają... to co powiedzieć o tych którzy od ekranów oczu nie odrywają?
A ja pamiętam jak z mamą suszyliśmy marchewki i pietruszki na zimę do rosołu, potem całe girlandy tego nad kuchenką wisiały, razem z grzybami, lękami naci itp. Mniam, znów mi ślina cieknie.
Ps. też się muszę przed psem ukrywać, jak idę na miasto, to wsiadam w samochód i jadę kawałek dalej, wtedy nie skowycze z żalu, ale piechotą mi poza ogrodzenie bez niej wyjšć nie wolno ;)

colorado2811 pisze...

Jak za grzybami w zasadzie nie przepadam i są mi najzupełniej obojętne, tak takiego rydzyka z masełka bym pochłonęła. Nawet dwa może.
sezon przetworowy już zamknęłam.
Zerwaliśmy na 2 podejścia renety i cos Starszy napomyka o przetwarzaniu. Na razie spożywamy na bieżąco, ale może się okazać, że one nie maja ochoty leżakować w nieskończoność i trzeba będzie jednak...
O żadnym nastawianiu czegokolwiek do fermentacji u mnie mowy nie ma, bo temperaturę mam taka mało pokojowa na pokojach i fermentacja mogłaby być dziwna.

No i zima zdążyła już przyjść..
Pozdrawiam więc zimowo zza miedzy

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krystynko, jedno, bo jabłoneczki młodziutkie; moje jabłka już przykrył śnieg, pewnie zmarzły, ale zwierzyna i ptactwo wykorzystają; a jabłonie stareńkie, przedwojenne czasy pewnie pamiętają; miód gryczany do bezpośredniego jedzenia dla mnie za intensywny, na krupniczek jak najbardziej; kiedyś z mężem zrobiliśmy mieszankę z cytrynówką, doskonale zgrały się smaki, no i wypiliśmy piersiówkę na szlaku z Przemyśla do Pruchnika:-) rydze były przed niedzielą ostatnie, ale posmakowaliśmy i wystarczy; pozdrawiam.

Krzysztof, ba! zimno! mróz się wykocił, i śnieg leży, za wcześnie stanowczo:-) pozdrawiam.

Maciej, grzyb wszelaki a znany jest u nas wykorzystywany, a suszyłam w tym roku wszystko, nawet pieczarki, bo innych grzybów za bardzo nie było; u nas warzywka w piwniczce chłodnej czekały, ale grzyby, jak najbardziej mama suszyła, w piecu chlebowym; ależ mamy z tymi psami, a one i tak przewidują nasze kroki, a nam się wydaje, że omamimy je:-) pozdrawiam.

Iwonka, nie mam strasznego parcia na zbieranie ogromnych ilości grzybów, bo to potem problem, ale łazić po lesie uwielbiam, i te emocje, kiedy znajdzie się taki okaz:-) jeszcze dziś rydze na śniadanie mi zostały, ale już więcej nie potrzeba, mam dosyć:-) czyli masz tzw. zimny wychów, ale to przecież zdrowo, i lepiej się śpi, sama wolę chłodek w sypialni; fermentacje moje zachodzą w pogórzańskiej chatce, raz wolniej, raz szybciej, bo nie zawsze tam odpowiednio ciepło; ha! zasypało nas jak w zimie, ciekawe, czy nas odsypali, bo teraz jestem w domu, ale po południu wracamy, w piecu palić; pozdrawiam.