... zostawiłam sporo mięciutkiej sierści Amika po sobotnich postrzyżynach. Poroznosiłam po gałęziach krzaków, drzewek, niektóre kosmyki spadły na ziemię, już ptactwo sobie z tym poradzi, jak każdego roku zresztą. Kiedy widziałam, jak sikorki mocują się zapamiętale z kawałkiem starej skóry baraniej, usiłując ze wszystkich sił wyskubać choćby odrobinę wełny, żeby zanieść do gniazda, to sobie pomyślałam, że może im się przydać sierść Amika i już od kilku lat podrzucam im:-)
Ślad po niej nie pozostanie do lata.
Ponieważ w sobotę pogoda zmieniła się i siąpiło z nieba co i rusz, zabrałam się wreszcie za tę nielubianą robotę. Trzy godziny nie moje, okupione bąblami na palcach, bo tylko nożyczkami strzygę Amika, maszynka po Miśce nie chce brać "na ząb" jego sierści. Każdy kosmyk w palcach osobno, wymacany uprzednio, gdzie zaczyna się skóra psa, żeby, nie daj Boże nie uszczypać, bo potem nie pozwoli nic zrobić. I tak cierpliwie, kawałek po kawałku, opadają na podłogę szare strzępy, a czego w nich nie ma ... kawałki gałęzi, rzepy, kolce, czasami pies zasypia, to wtedy szybciutko przenoszę się na głowę, uszy, kark, bródkę, bo inaczej kręci głową.
Amik stracił połowę ze swej postury, wygląda teraz jak karakułowy baranek, już nie będzie falującej sierści w szalonym biegu, aż do następnych postrzyżyn. Pies nie lubi, kiedy robię mu zdjęcie, odwraca się uparcie, ani spojrzeć na mnie nie chce, może mu wstyd, że taki wygolony?
Przedwiosenna pogoda bardzo dynamiczna.
Jeszcze w piątek było całkiem znośnie, udało mi się wysiać rzodkiewkę, sałatę i zielony groszek, uprzednio zasiliwszy grządkę kompostem. Ziemia wyrobiona, puszysta, dobrej wilgotności rozsypuje się w palcach ... już mi brakowało takiego zajęcia, mimo, że na codzień doglądam siewek na oknie, niektórych już sporych, innych w fazie kiełkowania.
W nocy przyszło uderzenie okropnej wichury z zachodu.
Psy wystraszone zbiegły się do mnie, chatka trzeszczała pod naporem siły wiatru, a co działo się nad nami, to nikt nie wie ... trąba powietrzna jak nic. Jeden wielki huk, jakby grom zamknięty w chmurze, od czasu do czasu grzechot chyba gradu o dach, a może to deszcz tak siekł. Bałam się otworzyć okno, bo pewnie wyrwało by mi z rąk, zresztą w ciemnościach i tak nic nie zobaczę. I pierwsza myśl: ule, co z ulami, niby przyciśnięte solidnymi pniakami, ale i siła diabelska w tym wietrze ... Po pewnym czasie zelżało, usłyszałam, jak wycie wichru oddala się gdzieś wyżej, a rano ule nie wyglądały wcale źle ...
Stara jabłoń przy pszczelim domku jest chyba wypróchniała w środku, bo sikorki upodobały sobie wytworzoną dziuplę na zakładanie gniazda. Chyba i dzięcioł zabierał się za poszerzenie otworu, ale zrezygnował, bo drewno za twarde, tylko korę obłupał dookoła.
Patrzę, sąsiedzkie kocisko podkrada się pod jabłoń i kokosi się w rozwidleniu gałęzi ... a drań, poluje na sikorki, które noszą tam materiał na gniazdo. Przegoniłam go bez wyrzutów sumienia, choć zazwyczaj staram się zabierać psy, kiedy go zobaczę w obejściu. Przy tym porannym obchodzie podwórza zaintrygowało mnie jakby znajome, delikatne świergolenie, gdzieś wysoko ...
Stadko ptaków obsiadło koronę wysokiego orzecha ... szpaki czy co? trochę za duże, no i wypatrzyłam charakterystyczny czubek na głowie ... to jemiołuszki, a myślałam, że już odleciały na północ. Wszystkie ustawione w jednym kierunku, pod wiatr, który zelżał po nocnym uderzeniu, ale wiał nadal:-)
Zaczynają kwitnąć podbiały, zbocza całe w niebieskościach od przylaszczek. Gdy nie ma słońca, płatki kwiatuszków zamknięte, niech no tylko błyśnie promień, od razu radośniej na świecie od tych modrości ...
Któregoś razu siedzimy z mężem przy oknie, patrzymy na "zapotoczne" łąki ... idzie ktoś z plecakiem, bo to rzadki widok ujrzeć tam prawdziwego turystę ... Kulczyk, Kulczyk do nas idzie! - zakrzyknęliśmy zgodnie /Kulczyk to nasz forumowy znajomy/ ... niestety, turysta skierował się bardziej na południe, w dolinę Wiaru, na Makową ... to jednak chyba nie Kulczyk:-)
Łąki jeszcze płowe, w łagodnych odcieniach beżu, w różne łatki, odcienie, jak skóra zwierzęcia ... bo ma się wrażenie z daleka tej miękkości suchych traw, wygładzonych ciężarem śniegu ... pod chatka już z lekka zielenieje. Z ziemi wystrzeliły liście czosnku olbrzymiego, co to sobie zakupiłyśmy z koleżanką na święcie słoneczników w Albigowej,
Mam nadzieję na takie widoki, choć to tylko na razie dwie cebule ... /zdjęcie z netu/ ...
Jeszcze kilka pogórzańskich panoram ...
I ten najsmutniejszy widok ...
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, życzę ciepła, dobrej pogody, bywajcie w zdrowiu, pa!
24 komentarze:
Ależ pięknie wystrzyżony! Koki nie lubi tej czynności. Ileż ja się nakombinuję, żeby mu choć kołtuny wyciąć!
Wiosna powolutku i na Wybrzeże zagląda. Zakwitł nieśmiało podbiał (już zbieram zapasy), krukusy i przebiśniegi. Na razie tyle wiosny.
Mario jak Ty cudniw czujesz przyrode, a ja wchlaniam te Twoje nowinki, bardzo takie pisanie lubie. I juz na pogorzu masz troche kolorowo, przylaszczki, podbialy!
Jakies trzy dni temu z bratem pojechalismy sprawdzic pod warszawe, jak przezyla jego dacza po zimie i serce mi zamarlo na widok wszechobecnych wycinek! Boze! co to za kraj, co to za ludzie, ktorzy tak sie bestwia nad przyroda...smutno mi...pozdrawiam
Mario, masz dar pisania i jesteś bardzo spostrzegawcza. Zdjęcie nr 3 jest wyjątkowej urody. Fantastyczne boczne światło spowodowało że obrazek po prostu gra jakąś melodię.
Widok powalonych drzew mnie poraża. Jestem daleki od polityki, ale wiesz co widziałem w necie:
Chcesz mieć drzewo? Posadź szyszkę!
Dziękuję za odwiedziny i cieszę się że spodobały Ci się Rudawy. Ja jestem nimi zauroczony. Gdy będziesz mieć możliwość wpadnij kiedyś do nich, tam są piękne (jeszcze) lasy i skałki o nazwach nadawanych przez skojarzenie. Konie Apokalipsy - tak nazwali harcerze gaszący pożar grupie skał na Skalniku (piękne widoki i gołoborze. Gubernator, Prezes, Mnich i wiele innych zostało nadanych przez wspinaczy skałkowych, o których wspominam w moim wpisie:
https://jan0101.blogspot.com/2016/02/co-robia-dziewczynki-na-sokoliku.html
Ciekawe Marysiu skąd Ty masz drzewo na opał, albo na deski? Pewnie spadają gotowe z nieba. Pozdrawiam.
Ania, strzyżenia Amik też nie lubi, ale poddaje się cierpliwie; zapowiadają ciepły tydzień, to i przyroda ruszy na pewno, zazieleni się:-)
Grażyna, ot! takie poranne wędrowanie po podwórzu, sprawdzanie skutków burzy; dobrze, że nowej folii nie założyliśmy na szkielet tunelu:-) tak, wycinki idą na ogromna skalę, wszędzie; i ja pozdrawiam.
Janie, to boczne światło o wschodzie słońca, zawsze tam pierwej jaśnieje:-) tnie się las na potęgę, jak czytam, w każdej części kraju, a kiedy urośnie nowy? o, tak, Rudawy w moim planie, piękne są, i oczywiście zajrzę pod podany link:-) dzięki.
Anonimowy, nie, nie spadają gotowe z nieba, drewno na opał mam z gałęziówki leśnej, własnych starych drzew, deski kupuję w tartaku, ale przecież wiesz, że nie o to chodzi, przecież gospodarka leśna zawsze była, budowano domy drewniane, opalano je drewnem, istniał przemysł papierniczy czy inne; chodzi przede wszystkim o obecną skalę wyrębu lasów, takiej wycinki jeszcze nie było, a dotyczy to terenu całego kraju, bo zewsząd są sygnały, niepokojące bardzo, czy zostanie jeszcze coś z naszych lasów? i ja pozdrawiam.
Fantastyczny to dla mnie czas i posty wszystkie takie piękne :D Uwielbiam przebudzenie wiosenne :D
pozdrawiam
Mario, jakie Ty masz pomysły i jakie serce dla stworzeń, a poza tym u Ciebie nic się nie marnuje, nawet runo Amika :) Moja Dingusia najspokojniej dawała się strzyc stojąc na stole. Wtedy i dla kręgosłupa fryzjera jest lepiej.
I znowu wiosna idzie, choć wiatrem próbuje straszyć jeszcze zmienna pogoda. Dobrze, że ule zabezpieczone i nie ucierpiały.
Najserdeczniejsze życzenia ślę do Was na Pogórze :) i ciche kwakanie :)
No nie dziwię się Amikowi, że nie chce pozować do zdjęcia. Po tylu chwilach "znęcania się". Fajnie wygląda, przynajmniej kleszcze nie będą zaplątywać się w gęstą sierść. A i ptaszki pożytek mają, to się nazywa symbioza życia. U nas też hula wicher, najgorzej było w sobotę.
W niedzielę mogłam już wybrać się w plener.
W moim mieście już nawet widać wiosnę. Przed dwu laty wysadzono setki krokusów i teraz najpierw żółte kwitną, a już wychylają się i fioletowe. Aż przyjemnie robi się na duszy. Pozdrawiam
U nas wreszcie dziś zobaczyłam podbiał.:)))
Amik jest bardzo elegancki, nie ma się czego wstydzić.:)))
Anonimowy nie widzi chyba tego co się dzieje i nie rozumie, że ludzie dostali jakiegoś amoku i wycinają wszystko co się da. Ta wycinka jest totalnie niekontrolowana, wycinają zabytki, drzewa wielokrotnie starsze od tych, którzy je niszczą. Dla kasy, dla wygody, z czystej przekory typu: moje, to se wytnę, bo niestety takie przypadki też są. A potem jest narzekanie, że smog, że spaliny, że nie ma cienia latem. Ręce opadają, bo ludzie są krótkowzroczni, samolubni i bezmyślni...
Masz szczęście do jemiołuszek. Śliczne są. Teraz czekamy na bociany.:)
Serdeczności:)
Wiosna ma swoje humory. Ale o tak idzie wiosna!!!
Płowe łąki. Ładne określenie, ładny opis przedwiosennych łąk.
Nie znam statystyk, liczb ogołoconych hektarów i ilości sadzonek, więc tylko na zasadzie przypuszczenia mogę napisać, iż faktycznie, odnieść można wrażenie o większych wycinkach niż kiedyś. Boli mnie wycinanie wielkich drzew, o pomnikowych rozmiarach; takie powinny być oszczędzone. Może nie miałoby to ekonomicznego uzasadnienia, ale estetyczne i emocjonalne tak. Wydaje mi się, że nadleśnictwa za bardzo las traktują jak źródło zysków, a tak nie powinno być.
U nas też nieźle wiało dwa dni temu, ale trąba to nie była. Sporo konarów leży jeszcze do teraz na ulicach. Pięknie i wiosennie się robi u Was na Pogórzu. Już obmyślam plan jakieś wycieczki na wiosenne przetarcie. Ta chęć jest potęgowana oglądaniem takich zdjęć jak u Ciebie na blogu.
Pozdrawiam :)
Agatek, rozsada pomidorów i papryki na oknie ma się dobrze, i sporo ziół jeszcze wysiałam; czekam na prawdziwie ciepły dzień; i ja pozdrawiam.
Beata, można by s tej sierści mięciutkiej przędzę ukręcić:-) Amik ma cierpliwość, nie wyobrażam sobie Mimy w takiej sytuacji, ona nawet łapek nie da spokojnie wytrzeć; tak, kręgosłup boleje nad tym zajęciem, ja na podłodze wszystko robię; pozdrawiam.
Aleksandra, nie było tak źle, Amik podsypiał w salonie fryzjerskim:-) na kleszcze nie ma rady, czy krótka czy długa sierść, wejdą na psa; krokusowe łąki w mieście, to musi być widok, zaraz zajrzę do Ciebie, może je sfotografowałaś:-) i ja pozdrawiam.
Grażyna-M, tak, zaczynają kwitnąć, a ponieważ mam go u siebie dużo, spróbuję syropek podbiałowy zrobić, jak Ania z Rozmówek, podobnie jak z sosnowych pędów; dobrze, że są osoby, które rozumieją ten problem z wycinką lasów, drzew, skala tego procederu jest przeogromna, leśnicy chyba odgórnie mają swoje plany do przerobienia, można powiedzieć, że las leży pokotem; przelatują stada drobnego ptactwa, za bardzo nie rozpoznaję, tylko te większe, i żurawi nie widziałam tej wiosny; pozdrawiam.
Mażena, tak dziś można powiedzieć, że już ją mamy, a poranne koncerty kosów takie piękne:-)
Krzysztof, płowe, jak sierść sarny:-) co tam statystyki, przejeżdżam przez lasy, to widzę, może sadzone są nowe maciupkie drzewka, ale kiedy urosną, przecież nie za naszego życia, a te powalone olbrzymy ... leżą setkami przy drodze, tyle osób pisze o takich widokach; tak, źródło zysków dla państwa, to nienasycona bestia.
Wkraju, może i u nas to nie była trąba, ale huk był niesamowity, ryk w chmurze rzekłabym; trzeba ruszyć w plener, czas szybko umyka, za chwilę liście przysłonią różne ciekawostki; i trawy na łąkach nie po pas:-) właśnie, co z tym czasem? wydawało mi się kiedyś, że właśnie teraz powinnam go mieć więcej, a mam go coraz mniej:-)i ja pozdrawiam.
Kiedyś miałam takiego kudłatego pieska. Po postrzyżynach 3 dni chował się po kątach, pod łóżkami - naprawdę chyba wstydził się pokazać znajomym suczkom :-)). Ta wycinka to po prostu jakiś Armagedon., a minister Szyszka powinien nazwać się ministrem zniszczenia środowiska. Co za szkodnik !!!!
Mmmmm zbocza pełne przylaszczek będą mi się śniły po nocach.
Pozdrawiam wiosennie !
U Ciebie tyle się dzieje!! Podziwiam Twoje zorganizowanie bo jeszcze masz czas na pisanie bloga. A piszesz tak obrazowo, że tylko pogratulować.., pozdrawiam)
Moja Aura jest wyczesywana ale sierść też idzie dla ptaków. I u nas mocno wiało ale nie aż tak, więc pewnie jakoś bokiem przeszło.
Tną na potęgę, zapoczątkowali to Rostowski z Tuskiem a obecnie "dobra zmiana" widcznie zapomniała o lasach... a może nie zapomniała?
zazdroszczę przylaszczek u nas ich nie ma.
Twój czosnek wygląda na Globmastera. A jak tam cebulica peruwiańska ? Moja wyjęta z garażu, wypuściła w doniczce 20 cm pędy.
Pomidorki już podlewasz, a ja swoje jutro posieję. Koleżanka przysłała mi pocztą. Muszę jej podziękować za trud który sobie zadała.
Buki z Pogórza- śliczne dorodna drzewa, sądząc po średnicy miały trochę lat...Żal.
Ach ptasiory uwielbiam ruch który czynią wiosną.. Sikorki zasiedliły budki, kosy gniazdo klecą.
Pozdrowienia z miasta z powietrzem gęstym od spalin zasyłam, zazdroszcząc krzątaniny na grządkach.
Ania, myślę, że pies odczuwa zmianę na grzbiecie, i wiatr hula, i ciężar mniejszy:-) a zobaczyłabyś, jaka Mima w zalotach, jak nowego psa:-) decyzje idą odgórne, łatwy grosz dla pustej kiesy; ludzie mówią, pokazują, a na nikim butnym i aroganckim nie robi to wrażenia; poczekam na słoneczny ciepły dzień, zrobię zdjęcia modrym zboczom; pozdrawiam.
Basia, w obejściu zawsze jest dużo praca, taki urok właściciela kawałka ziemi:-) bloga piszę z domu "stacjonarnego", na Pogórzu nie mam zasięgu, a czasami przydałby się; pozdrawiam.
Maciej, ooo! to też masz roboty przy wyczesywaniu, a cierpliwa chociaż sunia? nie, nie zapomniała, aż nadto sobie przypomniała o "darmoszce" drzemiącej w lasach; może są przylaszczki, tylko nie odkryłeś jeszcze:-) pozdrawiam.
Ania, czosnek rośnie ładnie, a cebulica wystawiona z piwnicy i podlewana na razie ani drgnie:-) pomidorki wschodzą szybko, zdążysz na pewno; ha! koleżanka cieszy się, że mogła być pomocna:-) buki niektóre pomnikowe, ale nie wyobrażasz sobie ilości powalonych drzew, za chwilę zostaną w lesie pojedyncze drzewa; koncerty poranne w ogrodzie przydomowym, a na Pogórzu to z lasu jeden zgiełk ptasi, jak to cieszy; i Ty masz sporo zajęć w branży, teraz chyba gorący czas, wszystko przygotować, posadzić, wystawić; pozdrawiam.
Mario - bardzo, godzinami daje się czesać... taka płeć ;-)
Mam przetuptany każdy kawałek terenu w okolicach "Marcinki" - to zresztą tereny "samozalesione" z pól uprawnych więc różnorodność jest tu mikra.
Na gospodarstwie nic zmarnować się nie może i nie da, co inni wyrzucają my zagospodarowujemy użytecznie. Żadnych śmieci i odpadków, same pożytki.
Florek też się nie lubi fotografować, obojętne jaką ma aktualnie fryzurę. A po każdym strzyżeniu jest na mnie obrażony, muszę go obłaskawiać smakołykami, głaskać i mówić, jaki jest śliczny :)
Pozdrawiam serdecznie
Marysiu, , na Pogórzu chyba wiosna trochę opóźnia się. Choć to niedaleko, ale jednak widoczne są różnice klimatyczne. Pisałem już u Ciebie, ze te strony sa mi bliskie. Wróciłem do postów w Przedśpiewie (wejście z "Życia i róży) i chcę ten blog poświecić pszczelarstwu. Juz kiedyś o pszczołach tam pisałem, ale teraz będzie tylko o nich . Pozdrawiam
Maciej, o! to wyjątkowo cierpliwe stworzenie:-) też miałam jedyną sunię Miśkę, który była tak cierpliwa i ufna, że jeszcze teraz żal mi ściska gardło; to prawda, zanim na tereny ponownie zalesione wrócą naturalne rośliny, sporo czasu upłynie; choć na piaskach z młodnikiem już spotykałam kocankę:-) ale to nie na Pogórzu.
Krystynko, no ba! przecież i sierść ptakom się przyda:-) a jeszcze gdyby pójść dalej, uprząść ją, ciepły "żąperek" wydziergać:-)
Mania, tak bardzo Amik się nie obraża, ale Mimi jest do niego w zalotach, tylko trudno oko do niego przyzwyczaić, bo traci połowę na gabarytach; Florek to przystojny kawaler, trzeba go w tym utwierdzać:-)
Tomasz, tak, tam zawsze jest opóźnienie, bo i śnieg dłużej zalega, i przyroda wolniej się budzi, w końcu różnica wysokości, i wpływ gór; dzielenia się wiedzą o pszczołach nigdy za wiele, a zwłaszcza rzeczy praktycznych, a nie "doktoryzowania się" , dla początkujących pszczelarzy to cenna nauka:-) i ja pozdrawiam.
Prześlij komentarz