czwartek, 20 września 2018

Rumunia III ... znikające rzeki, wąwozy, monastyry ...

Trasę naszych wyjazdów przygotowywałam, śledząc google maps w dużym zbliżeniu, tam zawsze wyświetlają się różne ciekawostki. Oprócz tego zdjęcia danego obiektu, a stąd do różnych stron, blogów, one także odkrywały jeszcze inne atrakcje.
Translator pozwalał na przetłumaczenie tekstów z rumuńskiego na polski i tak oto po długim szperaniu w necie zaczynał ukazywać się zarys naszej wyprawy.
Drukowałam sobie mapki dojazdu, były podane odległości, czas na ich pokonanie, ale i tak każdy dzień nie był zaplanowany dokładnie. Odhaczaliśmy kolejne atrakcje i tak po prawdzie nigdy nie wiedzieliśmy, czy zatrzymamy się na dłużej w danym miejscu, czy popatrzymy i dalej w drogę.

Zakończyłam poprzedni wpis na powrocie z miejscowości Cerna Sat, drogą bardzo dziurawą. Ale teraz jakoś szybciej umykały mi kolejne kilometry, bo już wiedziałam co nas czeka. Wreszcie dotarliśmy do krzyżówki z główną drogą w kierunku na Baia de Arama. Zatrzymywaliśmy się czasami przy drodze na małe rozprostowanie kości, jednocześnie polując na stacje paliw ...


Droga wcinała się w zbocze góry, poniżej głęboka dolina i wieś. Spojrzałam w dół, a tam kosiarze w równym rządku idą z kosami, a za nimi ścielą się równiutkie pokosy trawy. Przy okazji zgłębiania opisów przeróżnych relacji, dyskusji na forach, doczytałam, że są to kosiarze do wynajęcia. Przychodzą do wsi, rozsiadają się najczęściej pod sklepem i czekają na zlecenie. Ci tutaj na dole też chyba w ten sposób znaleźli zatrudnienie, za bardzo sprawnie i równo idzie im ta robota:-)


Z Baia de Arama obraliśmy kierunek do miejscowości Ponoarele.
To niezwykle ciekawa miejscowość, ze względu na występujące tutaj zjawiska geologiczne. Oprócz tego niedaleko znajduje się rezerwat lilaków /bzów/ rosnących w naturze na powierzchni ok. 20 ha..
Droga przebiegająca przez wieś przechodzi przez jedną z atrakcji turystycznych, największy, naturalny most w kraju zwany Mostem Boga /Podul lui Dumnezeu/, a jako jedyny na świecie otwarty na ruch samochodowy, w tym ciężki.


Po drugiej stronie tego zapadliska otwiera swe mroczne wnętrza jaskinia Ponoarele, gdzie żyje wiele nietoperzy. Jako że trzeba było zejść niżej, nawet nie próbowaliśmy kierować się w głąb, a ja tylko pstryknęłam zdjęcie.


Powyżej tego miejsca wznosi się wzgórze zwane Campul de Lapiezuri. Prowadzi tam znakowana ścieżka, na szczycie powiewa flaga rumuńska, a idzie się w niezwykłych okolicznościach przyrody. Z ziemi wystaje wiele skałek o fantazyjnych kształtach ... wymyte przez wodę zagłębienia, rowy, otwory tworzą niezwykłe krasowe pole.




Spod nóg fruwały szarańczaki, jedne z niebieskimi skrzydłami, inne z czerwonymi, na skałach przysiadały motyle spijając z nich wilgoć. Uformowane przez naturę kamienie były naturalnymi, małymi ogródkami skalnymi ... pachniało wyschniętymi ziołami ...




Idąc tą ścieżką coraz dalej zbliżyliśmy się do kolejnego zapadliska, ściana urywała się pionowo, a na dnie znowu kolejna jaskinia.


Odrobinę dalej widać było wijącą się rzeczkę, która znikała nie wiadomo gdzie. Na wiosnę przez kilka miesięcy tworzy się tutaj jezioro Zaton, kiedy ponor nie nadąża z odprowadzaniem wody. Kiedy byliśmy my, doliną sączył się mizerny strumień ...

zdjęcie Wikipedia

W necie piszą, że ponor czasami lubi się zatkać i woda wpływa do jaskini, tworząc podziemną rzeką, która ginie nie wiadomo gdzie, bo nie znaleziono jeszcze miejsca, gdzie wypływa:-) Na tym suchym polu rosły pojedyncze krzaki, m.in. derenie ... w naturze ...


Z wierzchołka krasowego pola rozciąga się miły dla oka widok, z przyciągającą wzrok białą cerkiewką ... ten budynek w prawym rogu to sklepik, gdzie można napić się bardzo dobrej kawy ...

Czekając na jej przygotowanie patrzyliśmy jednocześnie na ekran tv, gdzie dziennikarka, jako że był to pierwszy dzień szkoły, przeprowadzała wywiad z uczniami szkoły w liczbie 3 i jedną nauczycielką. To był chłopak i dwie dziewczynki, budynek szkoły w mizernym stanie, a sławojka ... lepiej nie mówić. Potem pokazywali drogę do szkoły, chyba na skróty, bo to były dwie długaśne drabiny, po których dzieci schodziły do niżej położonego budynku. Ich dom, z czerwoną dachówką, położony gdzieś wysoko wśród gór ... nie ma u nas takiego miejsca na końcu świata, nawet jeśli zabudowania położone są w oddaleniu od większych skupisk, to nie w takich trudnych warunkach.
I tak się zastanawialiśmy, a co zimą?


Jest to naprawdę wyjątkowo urokliwe miejsce, a gdyby ktoś z Was przejeżdżał w pobliżu, docelowo lub w drodze gdzieś na Bałkany, naprawdę warto tu wstąpić. Do tego gdyby jeszcze to było na początku sierpnia, to można załapać się na festiwal folklorystyczny "Ponoare, Ponoare" ... gdybyż nam się kiedyś przytrafiła taka impreza:-)


Trudno było ruszyć się stąd, spod tego sklepiku, gdzie w chłodnym cieniu piliśmy najlepszą na świecie kawę.
Ale komu w drogę ... przed nami kolejna ciekawostka - wąwóz Sohodolului.
Zjazd z głównej drogi w Rachiti, a tu niespodzianka, właśnie w środku wsi naprawiają drogę, rozsypali wywrotkę tłucznia, rozścielają, a my  musimy przedostać się dalej. Więc nawrotka i za miejscowymi autami, objazdem przez jakieś zakamarki Arcani znaleźliśmy się z drugiej strony. Z daleka widoczne białe skały zapowiadały kolejną ucztę dla oka.




Droga w głąb gór, wśród potężnych skalnych ścian, szpeci ją tylko metalowa rura, która jest widoczna na całej długości wąwozu. Obok drogi bystro toczy swoje wody Sohodol, tworząc w skałach niesamowite groty, wymywając bajeczne pieczary ... zatrzymaliśmy się na wypłaszczeniu i z jednego z takich miejsc wyszedł sobie, jak gdyby nigdy nic piesek:-)




Zawsze mamy ze sobą chleb dla piesków, bo spotykamy ich wiele na różnych parkingach. Ten o dziwo, wcale nie był głodny, powąchał kromkę i z powrotem położył się w cieniu. Widocznie wielu turystów przewinęło się tu dziś.


Ta rura nie jest jakąś pozostałością po chybionej inwestycji. Nią sprowadza się do niżej położonych wsi wodę, powyżej znajduje się kamienna tama, spiętrzająca wody Sohodolu. Kilka lat temu wielka woda podmyła ją, rozwaliła, ale została naprawiona, znajduje się tam jakiś posterunek, piesek pewnie przychodzi stamtąd. Kiedy zbliżyliśmy się, wyszedł wartownik, pewnie dalej nie można jechać autem, więc zawróciliśmy z powrotem. Jak zwykle popołudniu rozpadał się deszcz, który przerodził się w ulewę, a kiedy dotarliśmy do prawosławnego monastyru Lainci, zrobiło się ciemno i ponuro.



Srogi, brodaty mnich siedział za tymi kolumnami, bacznie obserwując wchodzących, Nie byliśmy przygotowani, krótkie spodnie, brak chusty na głowie ... obeszliśmy zabudowania wkoło, nagle usłyszeliśmy dziwny dźwięk. To mnich trzymał w dłoniach deskę wielkości sztachety i wybijał szybki werbel drewnianym młoteczkiem. Potem stanął przy drzwiach, na wprost ołtarza i modlił się w skupieniu ... oddaliliśmy się. Dopiero przy wyjściu zauważyliśmy przy bramie kram z pudłami, w jednym były ciemne fartuchy-zapaski do okrycia nóg  i szale dla kobiet. Już nie wracaliśmy, w takiej pogodzie trzeba gdzieś szybciej poszukać noclegu.
Zobaczcie, jaki artystyczny wzór z kamieni na murze otaczającym klasztor ...


Źle jest, kiedy leje z nieba.
Nawet nie chce się podziwiać widoków, zdjęcia nie wychodzą, byle tylko dotrzeć do jakiegoś noclegu. Przejechaliśmy Petrosani, gps zgrabnie przeprowadził nas bokiem, że nie wjeżdżaliśmy do centrum miasta. Drogą do Obarsia Lotrului pięliśmy się coraz wyżej, bo chcieliśmy w następnym dniu przejechać Transalpiną. Zatrzymaliśmy się w znanej nam już cabanie Groapa Seaca, chyba ostatniej na szlaku ... usiedliśmy smętnie przy piwie, do wieczora jeszcze daleko, a tu ściana deszczu.
- Chyba nie będzie nam dane jutro przejechać w słońcu Transalpiny, darmo przejechaliśmy taki kawał drogi ... - rzekłam do męża. - Wszystkiego nie przewidzisz - pocieszał mnie - najwyżej pojedziemy w chmurach, zresztą nie pierwszy raz, nie martw się.
Pod wieczór podkasało się na zachodzie, mgły podniosły się z lasów, a nawet błysnęło na koniec dnia słońce. Ubraliśmy polary, usiedliśmy na pieńkach na tarasie i patrzyliśmy długo na góry, wspominając przy okazji cały dzień.


To plaża w kąciku podwórza. To okrągłe z prawej, to sauna, obok ceber z podgrzewaną wodą nawet na zimę, leżaki, i w rogu prysznic. Zmyślne mają to urządzenie na dachu, w domach też takie zamontowane widzieliśmy. Nieduży zbiornik na wodę, do tego solar i już jest ciepła woda w prysznicu, zainteresowanie błysnęło w oku męża, przydałoby się takie w chatce pogórzańskiej:-)
Pełni nadziei na jutrzejszy dzień zasnęliśmy snem mocnym jak kamień:-)


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, wszystkiego dobrego, pa!
CDN.










17 komentarzy:

Aleksandra I. pisze...

Niesamowity ten most. Przypomniało mi się, że w Czechach jest podobny od dawna nie wolno na niego wchodzić. Ciekawe miejsca przejeżdżacie, jak mało znana jest Rumunia, pomijając kilka większych miast. Muszę otworzyć mapę i śledzić Waszą wędrówkę. Pozdrawiam

grazyna pisze...

Piekna opowiesc snujesz o Rumunii, jaki to jest ciekawy kraj, pejzaze, folklor, jeszcze bardzo autentyczny, pewnie ludzim nie latwo zyc le turystycznie fascynujacy...pozdrawiam serdecznie

Ula pisze...

Dziękuję za piękną wycieczkę.

Krzysztof Gdula pisze...

Odnieść można wrażenie, iż Rumuni mają nieprzebraną ilość atrakcyjnych miejsc w górach, zapewne tak właśnie jest, a kraj mało jest znany, raczej nie turystyczny. W zachodnich realiach ludzie mieszkający wśród takich dziwów z nich by żyli, obsługując turystów.
A tych dziwów Rumuni mają, mają...

wkraj pisze...

Piękne miejsca wybrałaś jako cele wycieczki. Twoją metodę i ja stosuję przy planowaniu wypadów. Podziwiam tylko, że tak jedziecie w ciemno, bez noclegów. Macie chociaż namiot w rezerwie, gdyby nie udało się znaleźć noclegu?
Pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ola, zrobił na na wrażenie ten most, zwłaszcza jak zeszliśmy na dół i stanęliśmy pod nim, patrząc z bliska na potężną skałę; czasami czytam programy wycieczek, są stałe punkty, bo i w atrakcyjne miejsca czasami dojazd jest utrudniony, bo trzeba jechać w głąb gór; często i ja zerkam na mapę, szukając tras wędrówek Twoich czy innych osób:-) pozdrawiam.

Grażyna, Rumunia jest fascynująca, i krajobrazowo, i kulturowo, po prostu inna, a na taki festiwal chętnie bym pojechała, mają ciekawy sposób śpiewania, nawet nie próbowałam naśladować, bo nie te struny głosowe pracują w gardle:-) i to śpiewają tak mężczyźni i kobiety:-) żyją może biedniej, ale sama wiesz, że nie zawsze posiadanie idzie w parze ze szczęściem; już jechałabym do nich:-) pozdrawiam.

Ula, cieszę się, że dostarczyłam pozytywnych wrażeń:-) pozdrawiam.

Krzysztof, dobre wrażenia odnosisz, a mają, mają:-) coraz więcej turystów odwiedza Rumunię, wędrówki po górach nie w tłoku, a widoki ... gdzie okiem nie sięgniesz, góry i góry:-) być może, że i tu przyjdą takie czasy, bo chociażby mówi się, że gminy chcą upaństwowić wszystkie gorące źródła i pobierać opłaty:-) niezwykłość tamtejszych Karpat, może nie niezwykłość, a raczej mają wszystko, co najlepsze:-) pozdrawiam.

Wkraju, południe Rumunii jest trochę inne od północy i środka kraju, rzekłabym, bardziej zaniedbane, droższe, ale i inaczej ciekawsze:-) metoda z gmaps, jak dotąd, sprawdza się, bo w przewodnikach nie znajdzie się wielu rzeczy, albo tylko powtarzalne:-) tak, zawsze jeździmy w ciemno, i jeszcze nigdy nie zostaliśmy bez noclegu, a namiot i sprzęt mamy ze sobą, a jakże, bo czasami natura zawoła o spędzenie nocy pod niebem, bo napotka się wyjątkowo urokliwe miejsce:-) wypady, jak zauważyłeś, są poza sezonem, więc może dlatego nie ma kłopotów z noclegiem; pozdrawiam.

Beskidnick pisze...

Krasowa fizyka i chemia cuda potrafi z kamienia utworzyć. Od dawna marzę o tamtejszych jaskiniach, ale jakoś tak nie wychodzi.
A wiesz ze mój sziadek był takim najemnym kosiarzem? We własciwym czasie wędrował z kolegami od wsi do wsi tu na Pogórzu i szukali zarobku. Dla gospodarzy mających dużo ziemi a mało rąk do pracy byli wybawieniem, sami pochodzili z rodzin gdzie dzieci były liczne a ziemi mało. Myślę że podobnie jest teraz w Rumunii.

mania pisze...

Maryniu, kończysz post w najbardziej interesującym momencie! :)
Rumunia zdaje się być niedoceniana przez turystów. Może to i dobrze, przynajmniej jeszcze jej nie zadeptali.
Z niecierpliwością czekam na c.d. relacji.
Pozdrawiam serdecznie

Ania pisze...

Jakiż to piękny, różnorodny kraj ! Twój blog, Marysiu, lepszy niż przewodnik.
Uwielbiam czytać o Waszych wyprawach. Serdeczne pozdrowienia !

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maciej, oczy wychodziły mi na wierzch z zadziwienia nad tymi różnymi skałkami, cuda, cudeńka, zdjęć dziesiątki, bo każdy kamień wydawał się wyjątkowy:-) jaskiń za bardzo nie lubię, byłam raz w Niedźwiedziej w Chiscau w Rumunii, właśnie tu, w krainie zjawisk krasowych Apuseni, formy naciekowe niesamowite, chodziliśmy z przewodnikiem; sama nie odważyłabym się; jaskiń w Rumunii od grzmota, niektóre pewnie jeszcze nieokryte; wiele łąk Rumuni muszą kosić ręcznie, bo nie wjedzie tam żadną maszyną, ew. konikiem, żeby wywieźć siano; i nie chodzi wcale o ich zaniedbanie gospodarcze, po prostu inaczej się nie da:-) pozdrawiam.

Mania, he! ulewa przed Transalpiną, oczekiwanie pełne nadziei na jutrzejszy, słoneczny poranek, i Ty to nazywasz najciekawszy moment:-) wydaje mi się, że Rumunia zaczyna być doceniana, i coraz więcej turystów tam jeździ, oczywiście takich, którzy nie lubią leżeć plackiem na plaży lub basenie przez długi czas w jednym miejscu:-) spotykamy wielu rodaków, innych obcokrajowców, raz nawet sąsiadowaliśmy z Pedrem, Portugalczykiem:-) Japończycy przyjeżdżają, ale to są autokarowe wycieczki, a zatem "żelazne gwoździe programu" i dalej do przodu; Top Gear nakręcili w Rumunii:-) jeszcze chyba ze dwa wpisy będą rumuńskie, bo zapomnę o wszystkim, jak zostawię na później:-) pozdrawiam.

Ania, i dlatego też zakochaliśmy się w tym kraju bezprzytomnie:-) przewodniki mają stałe punkty do zwiedzania, najwięcej dają relacje z innych wypraw, blogi rumuńskie, fora turystyczne; kosztuje to trochę czasu i czytania, ale potem człowiek jest zadowolony, kiedy ujrzy coś niezwykłego; powyższy wąwóz znalazłam, czytając relację Polaków, chłopaka i dziewczyny, którzy jadąc rowerami, zatrzymali się w sklepiku wiejskim; to sprzedawczyni ich tam skierowała, a tak zachwycili się tą drogą i wąwozem, że wylądowali z drugiej strony gór i tym samym zmienili trochę plan swojej wyprawy:-) pozdrawiam.

krzyś pisze...

Marysiu!

Nie wiem na czym to polega, ale istotnie w Rumunii piliśmy najlepszą kawę.
A twierdzimy to jako zagorzali kawosze. Najdroższą jaką kupiliśmy w Beiuş w kawiarni kosztowała bodaj 3 leje (czyli ok. 3 zł.). Niemal w każdym małym sklepiku, barze, cabanie można się napić naprawdę pysznej małej czarnej.
We Francji, w Austrii, we Włoszech też piliśmy dobrą, ale nie wszędzie i oczywiście ... nie w tej cenie...

Pozdrawiamy gorąco - g. i k.

Czesia pisze...

Bardzo dziękuję za ten opis kawałka Rumunii.Wiem ,że raczej nigdy nie będę mogła tam pojechać ,zobaczyć ten piękny kraj ,dlatego czytałam w wypiekami na twarzy bo nie zachwycają mnie wielkie metropolie w sumie wszystkie jakoś są podobne do siebie.Te widoki niemal dziewicze ,cudne widoki ,skałki ,łąki -wszystko.Dziękuję za tyle emocji które dostarczasz tymi swoimi wypadami a potem dajesz to nam,Pozdrawiam najserdeczniej.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krzyś, piliśmy jeszcze dobrą kawę na Ukrainie, parzoną w tygielku i gorącym piasku, pyszności:-) może to rumuński fenomen? przyciągają do siebie również dobrą kawą /oprócz wielu atrakcji/, do tego przyjazna cena i już mamy "wodzenie na pokuszenie"; pozdrawiam.

Czesia, widzę podobieństwo w naszych upodobaniach:-) omijamy wielkie miasta szerokim łukiem, choć i w nich na pewno wiele ciekawostek, jednak natura zwycięża:-) cieszę się, że mogłam choć w tak okrojony sposób przybliżyć piękno tego kraju, bo jak sama wiesz, Rumunia walczy z wieloma stereotypami: a nie kradną? a nie napadają? wszędzie to robią, trzeba być tylko ostrożnym i nie pchać się w niepewne sytuacje; ludzie są bardzo przyjaźni, otwarci, pomocni, o czym przekonałam się na ostatnim wyjeździe; jeszcze nie mamy dosyć Karpat, natury, więc pewnie za jakiś czas znowu powtórzymy wypad, bo od nas to niedaleko, a mając wybór morze czy Rumunia, wybierzemy zawsze to drugie:-) pozdrawiam.

BasiaW pisze...

Marysiu, macie niezapomniane wrażenia. Te dzieci z niezwykłej szkoły, na pewno wyrosną na nieprzeciętnych ludzi...

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Basia, rzeczywiście wrażenia niezwykłe; i tak sobie mówimy z mężem, że jeśli ktoś u nas narzeka na trudne warunki życiowe, złe drogi, to niech przejedzie się tam, ale czy ci ludzie są nieszczęśliwi? nie sądzę, to po prostu ich codzienność, i być może są bardziej weseli, empatyczni i skorzy do pomocy:-)
pozdrawiam.

Pellegrina pisze...

Jakie niezwykłe formacje skalne i ten Most Boga. Dużo tam jeszcze dzikiej natury i ludziom żyje się trudniej ale czy gorzej? Lubię wąwozy a te w których byliście niezwykłe, zwłaszcza ta część z potokiem na dnie.
Cudowna inspiracja ta plaża w kącie podworca, ja wierzę, że kiedyś będziecie taką mieć na pogórzu.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krystynko, wczytując się w różne opisy, przy okazji dowiedziałam się, że w tych podziurawionych jak ser szwajcarski górach jest jeszcze wiele nieodkrytych jaskiń, być może i miejsc, gdzie nie stanęła ludzka stopa z powodu niedostępności; tak, na pewno żyje się trudniej, ale z drugiej strony może więcej im nie trzeba; jeździmy w takie ostępy, gdzie zdaje się, że nikogo już nie ma, a tu okazuje się dom, obejście gospodarskie, i całkiem niestarzy ludzie tam mieszkają:-) z kolei znaleźliśmy dom na uboczu, opuszczony, ze sprzętami w domu, jak patrzyliśmy przez okno, i gospodarczymi, w które zaopatrzyłby się niejeden skansen:-) fajna plaża, prawda? ruska bania nam się marzy, a pomysł kiełkuje mężowi od jakiegoś czasu:-) pozdrawiam.