Daleko od nas, tuż przy granicy z Serbią na Dunaju, prawie na wysokości Belgradu.
To park narodowy Cheile Nerei-Beusnita, tajemnicze tunele nad Nerą, malownicze wodospady, możliwość spotkania żmii nosorogiej, a nawet niedźwiedzia.
Zresztą mąż powiedział, że przy moim szczęściu spotkam to i to, a nasz znajomy Krzyś skwitował, że żmiję obłaskawię, a z niedźwiedziem zrobię sobie słit focię:-)
Długo jechaliśmy, skracając sobie drogę, a raczej wydłużając ją, by ominąć wielkie miasta. Droga czasami kończyła się "kałabanią" nie do przebycia, trzeba było zawracać, szukać innej, zresztą na pewno znacie to przysłowie: ... kto drogi skraca ..., do tego upał ponad trzydzieści stopni.
Wreszcie dotarliśmy do Sasca Montany, potem do Sasca Romany, aby noclegu poszukać. Zresztą stąd mieliśmy zacząć nasze wędrówki po tajemniczych zakątkach Gór Anienei. Ceny noclegów w tych miejscowościach okazały się mocno niechrześcijańskie, chyba dlatego, że to prawie koniec świata i turysta nie ma innego wyboru. My dokonaliśmy wyboru i zawróciliśmy do Oravity, w zapadających ciemnościach przejechaliśmy całe miasteczko i prawdę mówiąc straciliśmy już nadzieję na przyzwoity nocleg, bo wszędzie odbywały się jakieś przyjęcia, wesela, towarzystwo wesołe ... wreszcie trafiliśmy na drogowskaz do cabany, do której jechało się wysoko szutrową drogą, coraz wyżej i wyżej. Trochę zwątpiliśmy czy w ogóle istnieje ... była, była, i to całkiem przyjemne miejsce, z knajpką na dole, w oddaleniu od rozbawionego miasteczka.
Przez całą noc wiało bardzo mocno, a to wróżyło tylko jedno, zmianę pogody.
Rano jeszcze w porządku, ale potem zaczęło kropić, coraz bardziej, a już w miejscowości Potoc, gdzie zjeżdżaliśmy do tuneli nad Nerą, rozlało się niesamowicie.
Zatrzymaliśmy się przy węźle szlaków, w miejscu Podul Bei.
Przebiegaliśmy w deszczu z jednego tunelu do drugiego, a na początku szlaku taka tablica ... żeby uważać na spadające kamienie i żmije nosorogie:-)
No tak, a my w sandałach trekkingowych, w krótkich spodniach, z gołymi pęcinami:-)
Same tunele nad Nerą są ciekawostką, nie do końca wyjaśnioną, na pewno wykonane ludzką ręką. Wydaje mi się, że po prostu tędy, tą skalna półką, uciekała w góry ludność w razie ataku tureckich najeźdźców.
Żmije schowały się przed nami, nie spotkaliśmy ani jednej, ale żarty żartami.
zdjęcie z netu |
Bardzo chcieliśmy przejść szlakiem do wodospadu Beusnita, jednej z głównych atrakcji tutejszych gór, ale nosa nie można było wychylić spod skalnego schronienia. Wyskoczyliśmy do auta, przed nami spory kawałek leśną drogą, a potem pieszo ... nic z tego, z nieba lało żywym deszczem, waliły pioruny, a grzmoty po wielokroć odbijały echem wśród skalnych ścian, na których zauważyłam dziko rosnące perukowce, lilaki. Niebo nie dawało żadnej nadziei na poprawę pogody, odpuściliśmy ... może kiedyś dane będzie nam tu wrócić? może wiosną, kiedy wszystko kwitnie?
Oto co nas ominęło ... i jeszcze przy trasie jeziorko Ochiul Bei - Oko Byka, i jeszcze jeden wodospad - Vaioaga ...
zdjęcie ze strony Aventura in Romania - wodospad Beusnita |
Po ścianach z mchu spływa woda, w zależności od zasobności źródła, które znajduje się powyżej. Prowadzi tam ścieżka przyrodnicza, pod skalną ścianę, spod której wypływa podziemna rzeka ... odwiedzający ułożyli z kamieni stożki, prawie jak w Himalajach ...
... by spłynąć do rzeki Minis skałą porośniętą mchem. Zdjęcie poniżej pochodzi ze ścianki dla dzieci, można poruszać poszczególnymi elementami, gdzie na innych ścianach znajdują się wesołe historyjki dla dzieci, oczywiście po rumuńsku ...
Oprócz tego, powyżej źródła Bigaru znajduje się jaskinia, i to pewnie dosyć głęboka, bo dalsza jej część zamknięta jest kratą. Trzeba się wspiąć do niej po linie i skalnych stopniach, jest dosyć stromo ...
Tymczasem deszcz przestał padać, tęsknie spojrzałam do tyłu ... może by tak wrócić do Beusnity?
Mąż był jednak stanowczy, za dużo kilometrów, nie lubi zawracać z drogi, niech coś zostanie na przyszłość. Wypatrzyliśmy jeszcze z drogi podobne miejsce, jednak zupełnie suche. Widocznie spływa tędy woda w czasie wiosennych roztopów, albo po obfitych opadach ... wygląda jak paszcza przedpotopowego stwora, wychylająca się ze ściany ...
Ruszyliśmy dalej zaplanowanym szlakiem, nieśmiało napomknęłam, że jest jeszcze jeden wodospad w okolicy, ale droga do niego niewiadoma. To wodospad Moceris.
- Jedziemy? - Jedziemy! -
Dojechaliśmy do miejscowości, stąd jeszcze 3,8 km niewiadomą drogą, co uwidoczniono na szlakowskazie. Droga poprowadziła nas przez czyjeś podwórko, potem popod lasem, korytem potoku, czasami jego brzegiem, a najczęściej w poprzek. Czy to na pewno tu? ja w panice, nie ma kogo spytać ... wreszcie nadjechała kobieta, kiwnęła potakująco głową na nasze pytanie: tak, dobrze jedziecie ...
Nawet czapla nie bała się nas za bardzo, bo akuratnie w dziobie trzepotała jej mała rybka. Odskoczyła na 1,5 metra i spokojnie konsumowała:-)
Droga nieoczekiwanie skończyła się na podwórku równie nieoczekiwanego gospodarstwa ... wyskoczyły do nas groźne psy, za nimi na szczęście pojawił się gospodarz.
Wskazał ręką niewielki przesmyk w krzakach ... przejechaliśmy, trochę kałuż, błota i roztoczył się przed nami niezwykły widok ...
Z wysokiej ściany spadała woda malowniczymi kaskadami, omszone kamienie, materiał skalny nietrwały, kruchy, porowaty ... bajeczny wodospad, a okolica jak w raju:-) Byliśmy tam sami, obeszliśmy wszystkie ścieżki, zakątki ... woda wypłukała w ścianie jaskinie w miniaturze, z prawdziwymi naciekami na ścianach ...
Chcieliśmy spojrzeć na okolicę z najwyższego punktu, wdrapaliśmy się, a tu na górze niespodzianka ... poletko kukurydzy, koń pasący się na łące i owce w zagrodzie. Więc i tu żyją ludzie!
Biegiem zeszliśmy na dół, żeby przypadkiem nie ściągnąć psów, niektóre potrafią być dokuczliwe.
Świetne miejsce na biwak, trzeba jednak uciekać, kiedy zacznie padać, bo wezbrany potok może odciąć odwrót:-) Nie widać tu wielu śladów przebywania turystów, znaleźliśmy tylko jeden papierowy kubek, z oryginalną ozdobą:-)
... i krzaczki też były ozdobione ...
W takich okolicznościach przyrody zjedliśmy bardzo późne śniadanie, za bardzo nie chciało nam się ruszać dalej ...
Kolejną atrakcją był młyn, ale niespotykany u nas, bo z kołem poziomym:-)
Urządzenie bardzo zmyślne w swej prostocie, drewniane "kopytko" zamyka lub otwiera zsyp ziaren, a kamień żarna można zatrzymać tylko przez skierowanie wody na inne tory. Zakupiliśmy kukurydziankę na polentę, jakąś inną mąkę razową, co do nazwy której nie mogliśmy się za bardzo dogadać, a także owczą bryndzę. Do wyboru były jeszcze palinki różnej mocy, jakieś dziergadełka ...
ciekawa jest droga w tej miejscowości, powyżej otworów drzwiowych, przed którymi prowadzi rowek do odprowadzenia wody, pochyłe zejście, no i nieśmiertelna pajęczyna przewodów elektrycznych ...
Ruszyliśmy do Baile Herculane, miejscowości sanatoryjnej, uzdrowiskowej, z gorącymi źródłami.
Po drodze jeszcze ciekawa, czarna ściana skalna w okolicy Mehadia - Rapa Neagra, ponieważ było pod słońce, zdjęcie nie wyszło, pożyczyłam z netu ...
zdjęcie z netu |
Chyba tyle wystarczy na jeden wpis, mimo, że dla nas dzień jeszcze nie skończył się.
Wiele zdjęć, wiele wrażeń, cykl rumuński jeszcze trochę potrwa:-)
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!
C.D.N.
14 komentarzy:
Marysiu!
Cieszymy się, że w końcu zrealizowaliście swoje rumuńskie plany.
Szkoda, że bez nas...
Pozdrawiamy gorąco - g. i k.
Przepiekne krajobrazy!! Rumunie odwiedzilam w tym roku za Twoja sprawa Mario...ale Tobie zazdroszcze tego wloczenia sie wlasnym zamochodem, bo tych niesamowitych zakamarkach! to miasteczko z pajeczyna kabli to wypisz wymaluj wenezueskie prowincjonalne pueblito.
Czekam na cd...
Dziękuję Marysiu za wpis. Dla mnie Rumunia to terra incognita, ale na pewno wara poznania i te tereny, których trzeba szukać prawie ze świeczką. Dobrze, że jeszcze są takie na mapie. My wędrowaliśmy ostatnio po przecywilizowanych niemieckich okolicach Saksonii. Pięknie, ale niestrawnie, to nie moja bajka, wszystko wybetonowane, rozpacz. Tęsknię za dzikością, dlatego szacun Marysiu, mam nadzieję, że dzięki Tobie obejrzę miejsca, do których bym nie dotarła, bo od nas to tak daleko. pozdrawiam hel.
Dziękuję za piękną wycieczkę.!!
Niesamowite wrażenie robią te wodospadziki. A jednocześnie czytając relacje odnoszę wrażenie, że to inny jeszcze świat w porównaniu z naszym krajem, a jednocześnie fascynujący. Jednak, żeby tak zwiedzać to trzeba mieć Waszą kondycję i samozaparcie - podziwiam. Czekam na kolejną relację. Pozdrawiam
Bezsprzecznie malownicza kraina.
Mieliście pecha z tą burzą. Tak daleka wyprawa i w tym momencie niepogoda. Okolica bajeczna z pięknymi widokami i atrakcjami przyrodniczymi. Mnie by się tam bardzo podobało, lubię takie klimaty.
Pozdrawiam.
A mnie wydawało, że widziałam Was w Bolestraszycach :)
J w tym roku musiałam zrezygnować z Rumunii, więc z westchnieniem czytam relację z Waszej wyprawy z nadzieją na ciąg dalszy.
Pozdrawiam serdecznie
Czy to znaczy, że wybieracie się na taką wyprawę do Rumunii bez zarezerwowanych wcześniej noclegów? Czy takie cabany mają rezerwacje?
Wodospady jak na plitwickich jeziorach, zachwycające. Ale nie tak przedeptane jak tamte, bo tam nigdy nie można być samym, tłumy 'wielbicieli' się przewalają.
Cieszę się, że to dopiero pierwsza część.
Ależ pięknie! I te ślimaczki!
Krzyś, udało nam się pojechać na kilka dni, ale w tym podróż, i oczywiście maraton:-) heh! wszystko przed nami:-) pozdrawiam.
Grażyna, jakże cieszę się, że chociaż kilka osób udało mi się przekonać do Rumunii:-) tak, przyjemność bycia wolnym od programu wycieczek, autobusu, ale też uwiązanie do kierownicy; z kolei wolny wybór, dotarcie tam, gdzie wycieczki rzadko docierają, a czasami są to miejsca wyjątkowe; omijamy, jak się da, główne drogi, najlepiej nam na prowincji:-) malutkie osady, wioseczki, zaskoczenie, że w ogóle ktoś tu mieszka; pozdrawiam.
Hel, pokochaliśmy Rumunię miłością wielką, byliśmy już tu tyle razy, a ciągle odkrywamy nowe; przeczytałam komentarz od Ciebie mężowi, bo napomina coś o Alpach, ale właśnie obawiam się tego przecywilizowania, porządku, po prostu "ordnungu":-) może jestem w błędzie i trzeba przekonać się na własnej skórze:-) nam też daleko, no może ciut bliżej od Ciebie, ale tym razem jechaliśmy cały dzień i kawałek nocy:-) ale warto było; pozdrawiam.
Ula, takie słowa to kropelka miodu na me serce:-) pozdrawiam.
Ola, masz rację, to inny świat, a zwłaszcza nie te miejsca nastawione na turystę masowego, a odosobnione, odległe i dzikie naprawdę; tak sobie mówimy z mężem, że u nas nie ma takich miejsc, gdzie w takim oddaleniu żyją sobie ludzie, może nawet lepiej im, i spokojniej od zwariowanego pędu; nie mamy kondycji fizycznej, nie wspinamy się na długie szlaki piesze, bo chcemy zobaczyć jak najwięcej; choć taka wycieczka po połoninach, zdobywanie szczytów ma swój wyjątkowy urok, nam szkoda czasu na te kilka dni:-) pozdrawiam.
Maciej, czasami brakuje mi słów, żeby opisać moje odczucia, zaiste, wyjątkowa to kraina:-) pozdrawiam.
Wkraju, myślałam, że mi serce pęknie z żalu za tymi wodospadami Beusnity, może jednak trzeba było iść w tej burzy i ulewie, w końcu to dla niej pojechaliśmy tak daleko:-) mam szczery zamiar powrócić tam, nie jako cel wyjazdu, ale może przy jakimś powrocie:-) ach, Wkraju, szczęka mi opadała, o oczy robiły się coraz większe na te wszystkie wspaniałości:-)
pozdrawiam.
Mania, pewnie, że byliśmy w Bolestraszycach na święcie derenia, trochę zmarnowani po powrocie z Rumunii, ale jak tylko możemy, to bywamy; i Bylinową Anię tam spotkaliśmy:-) dlaczego nie klepnęłaś mnie w plecy, i nie zagadałaś, ja Ciebie nie znam z wyglądu, kamuflujesz się:-) och, i my wzdychamy już na nowo za Rumunią, to wyjątkowy kraj, może jeszcze uda się jakiś wyjazd na Mocanitę:-) pozdrawiam.
Krystynko, nigdy nie rezerwujemy nic, idziemy na pełny żywioł:-) ale jeszcze nigdy nie zostaliśmy bez noclegu, a w aucie zawsze w razie "w" czeka namiot i potrzebne rzeczy:-) może zdarzyć się jakieś wyjątkowe miejsce, gdzie zechcemy pozostać; na wodospadzie Bigar było sporo ludzi, bo to atrakcja Rumunii, ale na Moceris, och! przecudowne miejsce i byliśmy sami:-) pozdrawiam.
Ania, my ciągle zakochani w Rumunii, a tych krzaczków ze ślimakami było dużo, wyglądały jak egzotyczne kwiaty z białym kwieciem:-) pozdrawiam.
Piękne miejsca. Zachwyca mnie ten świat. Rumunia Karpatami stoi, i nie sposób tego wszystkiego zobaczyć, ale warto tam jeździć. Mnie w tym roku w ostatniej chwili tam zabrakło - wylądowałem ostatecznie na Ukrainie.
Pozdrawiam serdecznie
Mario, kusisz Rumunią, kusisz. Coraz lepiej wiem, że ten kraj jest rajem dla miłośników górskich włóczęg. Tylko bariery języka trochę się obawiam…
Gratuluję widoków i wrażeń.
I troszkę zazdroszczę.
Wodospady po prostu bajeczne.
Tomasz, mamy za sobą wiele wyjazdów, a każdy inny; rumuńskie Karpaty zachwycają, tyle ciekawostek różnej natury, że nie wiadomo co wybrać; w Fogaraszach mnóstwo ludzi, noclegownie po drodze przepełnione; nie martw się, góry pozostaną na swoim miejscu i dotrzesz tam w sposobnym czasie; pozdrawiam.
Krzysztof, kuszę, kuszę, i już parę osób udało mi się skusić:-) o, tak, w Rumunii masz do wyboru przemnóstwo malowniczych pasm, wyższe, niższe, a co najważniejsze, na szlakach nie ma tłoku; my też nie znamy języka, ale udaje nam się porozumieć, ostatnio syn wgrał do komórki męża translator, choć tylko pisane słowa tłumaczył, udało nam się w warsztacie samochodowym wymienić żarówkę w reflektorze, bo trzeba było pół auta rozbierać, a także w wiejskim sklepiku zrobić zakupy; nasze nieporadne czytanie wywołuje uśmiech na twarzy Rumunów, ale zawsze wiadomo, o co chodzi:-) wrażenia przywieźliśmy ze sobą niesamowite, widoki do dziś pod powieką, a zjawiska natury niespotykane; pozdrawiam.
Prześlij komentarz