niedziela, 4 listopada 2018

W zaduszkowy czas do Krzeczkowej ...

Pięknie nam się zaczął listopad.
Pogoda iście letnia, krowy i konie pasą się na łąkach, trawa jeszcze zielona, polatują motyle i inne owady, można popracować w obejściu, a pot perli się na czole, bo naprawdę jest ciepło.
Długo siedzimy wieczorami na tarasie, nasłuchując nocnych odgłosów lasu, naszczekiwania jelonków, wczoraj dziwne odgłosy zwróciły naszą uwagę.
Bardzo rzadko mamy okazję obserwować takie cudowne zjawisko ... po ciemniejącym niebie wolno przeleciał klucz gęsi, kierując się na południe. Nad nami słychać było tylko ich głosy, dopiero na tle łuny zachodu  wieczornego nieba widać było, jak jest ich dużo.
Poranki czasami przejrzyste, czasami przymglone, ale słońce towarzyszy nam prawie w każdy dzień.


Korzystając z tych uroków ostatnich ciepłych dni ruszyliśmy na małą wędrówkę do krypty profesora Węgłowskiego zapalić mu świeczkę. Od kiedy odnaleźliśmy w końcu to miejsce, chętnie ruszamy tą urokliwą leśną drogą w lasy karpackie o różnych porach roku. Jakież tu rosną potężne jodły, droga wznosi się do góry, obok szumi strumień ...



Bardzo nas zaskoczyła dbałość o to miejsce. Jakaś dobra dusza wykosiła podejście do byłej kaplicy, płytki podłogowe bieleją odsłonięte, a resztki murów odczyszczone z krzaków. Takie miejsca napełniają człowieka zadumą, a zwłaszcza kiedy pozna się jego historię.



Potem zeszliśmy za kaplicą, po stromiźnie zbocza, napotykając gruzowisko kamieni po zburzonej budowli. Jakże chciałabym zobaczyć kiedyś na zdjęciu bądź rysunku, jak wyglądała przed zburzeniem ... widać zarysy ścian, murki oporowe przy wejściu, musiała być ładna, zbudowana z kamienia wydobytego z tutejszego potoku ...


Zeszliśmy nad wodę, poniżej znajduje się całkiem ładne jeziorko, powstałe na spiętrzonym strumieniu ...




Widać, jak bobry gospodarzą w terenie:-) po co im całkiem potężny grab, ścięty tak daleko od wody, nawet gałęzie jej nie sięgają. Może przychodzą tu na świeże gałązki ...


Zresztą z wody prowadzi kilka błotnistych ścieżek z ich tropami płetwiastych stóp, zaciągniętymi dodatkowo błotem za ogonem. Już sobie wyobrażam, jak wychodzą tu nocą, otrzepują się z wody i słychać tylko klapanie ich stóp i ogonów:-)


Nad wodą znajduje się wiata z siedziskami i stołem, a my, wiedząc juz o tym, zabraliśmy wreszcie ze sobą termos z herbatą z aromatem czeskiego rumczaju, kanapki i to było nasze śniadanie w takich okolicznościach przyrody. Spotykaliśmy po drodze grzybiarzy, jedni mieli puste kosze, inni coś tam na dnie. Nad wodę zeszło dwóch młodych chłopaków ... no, pokażcie, co tam macie w koszykach ... a trochę rydzów, trochę prawdziwków i dużo świeżego powietrza - zaśmiali się wesoło.
Inni krążyli w lesie nad drogą, też wybierali się do krypty dra Węgłowskiego.
Cieszy, że to miejsce nie ulega zapomnieniu, a zwłaszcza młodzi ludzie interesują się, chodzą, odwiedzają, dbają .. bo nie powiem, bardzo ujął mnie ten gest, że ktoś wykosił, uporządkował ... dziękuję.
Tymczasem na Pogórzu, korzystając z uroków łaskawej jesieni, przygotowujemy się do zimy.
Naprawiliśmy rozlatujący się już komin, a zwłaszcza jego obudowę z kamieni, które pojedynczo zaczęły spadać na dół.
Najpierw mąż oczyścił wszystko, założył deskowanie, a ja na dole przygotowywałam mu beton.
Udało nam się znaleźć w kącie zakładu, produkującego przeróżne rury, spatynowanego, miedzianego "strażaka", ależ nam zapasował do tego komina, bo nie chcieliśmy takiego świecącego, nowego:-)


Teraz beton, zamalowany jakąś izolacją już tak szybko nie skruszeje. Mała rzecz, a cieszy:-)
Zbudowaliśmy też solidna drabinkę pod pnącze. Rdestówka całkiem śmiało sobie poczyna, wespnie się po niej na dach, taki był zamiar, bo widzieliśmy poduchy tego zielska na dachach domów. Trochę ekspansywna, ale będziemy ciąć, jak nas zarośnie całkiem:-)


Ciepłe dni całkiem mieszają w głowach roślinom, które powinny już spać. Widziałam kwitnący bez, wiśnie, kasztany, a moja jagoda kamczacka też zaczyna kwitnąć ...


... i wawrzynek wilczełyko ...


Za to ja zdążyłam wczoraj posadzić jeszcze czosnek, przykrywszy go dla ochrony przed mrozem warstwą zleżałego koziego obornika. I truskawki z doniczek posadziłam, a reszta grządek w wielkim nieładzie, może zdążę przed zimą, a jak nie, to poczekają do wiosny:-)


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, bywajcie w zdrowiu, pa!


17 komentarzy:

Olga Jawor pisze...

Tak, wyjątkowo jest ciepło jak na listopad. Zmienia się klimat i pewnie takie anomalie będą pojawiać sie coraz cześciej. Piękna ta drabinka pod dachem. Już sobie wyobrażam jak sie wszystko rozrośnie. U nas też jeszcze sporo pracy przez zimą. Wczoraj sie tak zmachaliśmy i spociliśmy przez kilka odkopując rów odpływowy z naszej posesji, że dzisiaj bolą nas wszystkie mięśnie i kosteczki w ramionach. Ale trzeba było to w końcu zrobić, tak jak Wy musieliście zadbac o komin.
W Krzeczkowej jeszcze nie byliśmy. Może kiedys sie uda bo widzę, że warto sie tam wybrać...
Pozdrawiam Cię ciepło, Marysiu.

agatek pisze...

Nam obecnie ciut pogoda się popsuła ale naprawdę było bardzo miło pochodzić w listopadzie w samej bluzie... Pięknie tam u Ciebie :D

BasiaW pisze...

A u nas fiołki zakwitły...

Ania pisze...

U mnie kwitł różanecznik. Miał kilka kwiatów ale to przecież ewenement
Innych anomalii nie widziałam. Ja też mam niektóre grządki nie uporządkowane ale trudno . Jeśli nie zdążę, to trudno. Szykujemy się do zimy, Marysiu !

Ania pisze...

Coś dziwnego działo się przy pisaniu tego komentarza. Nie mogłam zapanować nad niektórymi literami, a nawet słowami. Chyba to minęło, więc tylko szybciutko : nie ustaję w podziwianiu Was za tę ciekawość i wręcz konieczność poznawania okolic bliższych i dalszych. Dzięki temu i my korzystamy - poznajemy Wasze strony narasta w nas chęć do zobaczenia tych cudów na własne oczy.
Uściski !

wkraj pisze...

Ładne miejsce na zaduszkowy spacer. W górach wciąż ładnie, ciepła aura budzi rośliny do nowego życia. Ciekawe jak to się dalej potoczy.
Pozdrawiam

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ola, podkoszulek na krótki rękawek wystarcza, tylko gorzej, jak powieje zimnym wietrzykiem, może przewiać spocone plecy:-) mam po drodze płot porośnięty tym pnączem, i poduchy rdestówki na dachu, jeszcze kwitnie i dobrze to wygląda, więc myślę, że i ja dochowam się takiego zacienienia dachu i w chatce będzie chłodniej latem:-) my piłujemy drewno, rąbiemy i składamy na tarasie, kosteczki też bolą, ale chyba starzy już jesteśmy:-) do Krzeczkowej chętnie wracamy, to taka ładna okolica, i turystów niewiele; szkoda tylko, że mamy zawsze auto jako kulę u nogi, bo poszlibyśmy do siebie, przez Cisową, a potem Kopystańkę; może kiedyś ktoś nas tam podwiezie i pójdziemy, gdzie oczy poniosą; pozdrawiam.

Agatek, poranne mgły gęste, zdaje się, że taki cały dzień będzie, ale potem wychodzi słońce i jest naprawdę letnio; tak ma być do końca tygodnia, potem chłodniej, ale też słonecznie; niech tak będzie, mamy jeszcze sporo zajęć przed zimą; pozdrawiam.

Basia, fiołki ... to już prawie wiosna:-) pozdrawiam.

Ania, no widzisz sama, co to się wyprawia w tej przyrodzie:-) może pogoda dopisze, to zdążę z robotami ogrodniczymi, a przede wszystkim muszę zdjąć folię z tunelu, żeby śnieg mi nie połamał, jak zeszłej zimy; nasza okolica jest o tyle ciekawa, że kiedyś to były ludne doliny, mnóstwo domów, po wysiedleniach pustka, i można szukać tych śladów, starych fundamentów, grobów, zatartych napisów na krzyżach, bo to historia, a my lubimy takie poszukiwania; trochę opisuję, może kogoś zachęcę, a pokochałam tę krainę miłością wielką, czujemy się tu dobrze i uciekamy z miasta jak najczęściej; pozdrawiam.

Wkraju, bardzo przyjemna droga, tyle liści, pachnie grzybami i próchnicą, czyli jesienią; idzie się spokojnie, bo szlaban zatrzymuje auta, nie ma warkotu silników, nie trzeba uważać na pojazdy, no i ludzi bardzo mało, albo wcale; jak to się dalej potoczy? ... przyjdzie zima:-) :-) pozdrawiam.

Beskidnick pisze...

Powtórzę się.
Piękne miejsce pięknych ludzi.

Krzysztof Gdula pisze...

Mario, wawrzynek! Przecież miałem zobaczyć go kwitnącego.
Ładny masz dom. Drewno i kamień – najładniejsze połączenie.
Oj, żeby ugryźć garba trzeba mieć zęby nie byle jakie. Te zwierzęta zadziwić potrafią. Co prawda i napsocić też.
Wiosna wyjątkowo ciepła, lato i jesień też, czyżby prawem serii czekała nas zima bez mrozów?

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Maciej, tak nam się przyjemnie szło szurając liśćmi, było cicho, żadnych aut, tylko dzięcioł gdzieś zawołał od czasu do czasu, albo kruczysko, i tak szlibyśmy do naszej chatki, ale co, trzeba było do auta wracać; pozdrawiam.

Krzysztof, widziałeś? wawrzynek się pośpieszył:-) dawno temu, kiedy jeszcze nie myślałam o blogu i nie robiłam dziesiątek zdjęć, była tak sytuacja pogodowa w lutym, że długo nie było śniegu, dosyć ciepło i wawrzynek pokrył się cały różowymi kwiatuszkami; potem spadł śnieg i ten kwitnący krzak na białym tle wyglądał fantastycznie, bajecznie, że powiem - zachwycająco, jak krzew gorejący:-) do dziś żałuję, że nie mam zdjęcia, ale wtedy chyba jeszcze aparatu nie miałam:-) może jeszcze kiedyś powtórzy się taki widoczek; o, to ta nowa przybudówka, piwnica obłożona kamieniem, a góra w drewnie, też lubimy takie połączenie; ot, zagwozdka! przeczytałam komentarz i myślę sobie, co też Krzysztof miał na myśli, pisząc "ugryźć garba"? wreszcie mnie oświeciło ... toż to chodzi o "graba":-) :-) uśmiałam się sama z siebie, ot zwykła literówka:-) różne wieszczą prognozy, a będzie, co będzie, bo i jaki mamy wpływ na pogodę; pozdrawiam.

Lidka pisze...

Witaj po dłuugim czasie, Marysiu :)
Co chcę napisac jakiś komentarz, to mi się komp buntuje, ale już go chyba opanowałam. Objeżdżam rowerowo swoją okolicę i choć grzybów ni huhu, to inne ciekawe rośliny rosną. Kolorowo od liści nadal, i jedyny problem to taki, że tu u mnie przeraźliwie płasko :)
Ale co to ja chciałam napisać? acha: jak czytam czasem Twoje wpisy, to mam wrażenie jakbym Krygowskiego "Tam gdzie diabły hucuły ukraińce" miała przed oczami. Tęsknię za Pogórzem, a za Wami to już nie powiem. Uściski dla wszystkich :))

Pellegrina pisze...

Dobrze, że ktoś dba o stare groby, to miłe i na szczęście zaraźliwe, bo gdy my postawiłyśmy widocznego z daleka znicza przy tablicy upamiętniającej spalenie synagogo razem z wiernymi, zaraz pojawiły się inne światełka. Piękny ten Wasz komin i strażak, muszę i ja poszukać jakiegoś bo deszcz mi wpada do mojego zielonego komina. Kusi mnie puszczenie pnącza na dach ale czy to nie zaszkodzi dachowi?

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Lidka, witaj:-) u nas ruch to przy pracy, mamy spore zaległości pogórzańskie, bo w domu ciągle plac budowy, zmieniają się tylko ekipy:-) grzyby zbiera tylko moja teściowa, dostają mi się na sosik, a suszonych mam sporo z zeszłego, obfitego sezonu; wypuszczamy się na niezbyt długie wyprawy po okolicy, bo nam tego brakuje, pewnie zaczniemy zabierać psy ze sobą, bo nas mocno ograniczają:-) płasko u Was? może jakiś kopiec trzeba usypać czynem obywatelskim:-) mam tę książkę, mam, często wracam do niej, a jak się tak naczytam, to chce mi się ruszyć jego śladami, ot, chociażby do Dobrej Szlacheckiej, Ulucza, w końcu niedaleko:-) a tak w ogóle to chciałabym spotkać się z autorem kiedyś, na jakiejś promocji nowej książki, podpis zdobyć:-) dziś zaczyna się "Trzech Starców" w BN, niestety, nie będzie nas:-( pozdrawiam.

Krystynko, tyle historii w tym zagubionym miejscu, a jak cieszą takie zwykłe, ludzkie gesty, no i to, że ludzie nie zapominają; właśnie dlatego poszukaliśmy ochrony na komin, bo przy wielkich ulewach niestety zalewało trochę komin, aż przez wyczystkę na dole wykapywała czarna maź, zabieraliśmy się do tej pracy już jakiś czas, ale znalezienie "strażaka" zmobilizowało nas:-) nie, nie zaszkodzi, tak samo jak ścianom, a latem ochroni przed upałem; zresztą lubię takie domki zanurzone w zieleni, schowane, a jak urośnie rdestówka za bardzo, przytniemy, przyrosty ma mocne:-) pozdrawiam.


Pellegrina pisze...

Dół komina wykładam gazetą i folią i łatwiej wtedy wybrać przez wyczystkę to coś co spada z komina ale często jest to nieprzyjemnie mokre.
Ściany zarośnięte to rozumiem ale czy pnącze na dachu nie będzie liśćmi zatykać rynien?

Krzysztof Gdula pisze...

Faktycznie, literówka. A przecież sprawdzałem. Diabeł ogonem przykrył, jak czasami mówiła moja babcia.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krystynko, no to bardzo mądrze podeszłaś do sprawy; po ulewnym lecie dopiero zauważyłam, że spod skrzyni mojej mamy wypływa coś czarnego:-) tak, pnącze zatyka rynnę, trzeba wyciągać łodygi i przycinać, tak jak u mojej teściowej dzikie wino; ale inne pnącza zachowują się inaczej, raczej okręcają się i idą w poduchę na dachu; ja nazywam zwykły winobluszcz pięciolistkowy /dzikie wino/ plagą egipską, gdzie nie spojrzysz - rośnie; ale są łagodniejsze rośliny, przyjazne ludziom i owadom, tylko wybierać:-) pozdrawiam.

Krzysztof, to nic, tylko dało mi do zastanowienia:-) też zawsze sprawdzam swoje komentarze czy wpisy na blogu, a i tak poniewczasie znajduję błędy; to w końcu nie "koniec świata"; pozdrawiam.

mania pisze...

Pamięć o zmarłych to też patriotyzm, tak mi się skojarzyło w kontekście dzisiejszego święta. Na facebooku ktoś rzucił pomysł, żeby dziś zapalić świeczki na cmentarzu z pierwszej wojny światowej, piękna inicjatywa.
Pozdrawiam serdecznie