Cel naszej łazęgi zaprowadził nas w to samo miejsce, co ostatnio, z tym, że zostawiając auto na rozstaju dróg, poszliśmy pod górkę, w kierunku kolejnej byłej wsi, która znalazła się w granicach państwa arłamowskiego. To Grąziowa.
Wieś wysiedlona po II wojnie światowej, część ludności wyjechała do ZSRR, resztę wywieziono na ziemie odzyskane, czy jak mówią niektórzy - wyzyskane. W 1959 roku osiedlono tu Greków, a potem we władanie tereny przejął ośrodek rządowy i było tu gospodarstwo pomocnicze na jego potrzeby.
Szło się trochę ciężko, w kierunku na Łomną odśnieżono drogę, tutaj świeży puch znaczył tylko jeden ślad jakiegoś auta. Śnieg rozsuwał się pod butami, trzeba było mocniej pracować, ale było wyjątkowo spokojnie, bezwietrznie, tylko gdzieś pogwizdywały ptaki. Kiedy wyszliśmy na najwyższy punkt wzniesienia, otworzyły się przed nami łąki, gdzieś daleko terkotał silnik ciągnika, a więc w lesie pracowali ludzie przy wywozie potężnych pni. Było tam potężne składowisko, potem rozmawialiśmy z człowiekiem, który wywoził te pnie ... wilki są na porządku dziennym, a niedźwiedź przychodził jeszcze niedawno do ośrodka Caritas, tam gdzie byliśmy w zeszłym tygodniu ... także tam wyżej, na łąki, gdzie myśliwi wysypują zanętę dla zwierząt.
Mijaliśmy dzikie jary z płynącymi na dnie potokami, słychać było ciurkającą wodę pod lodowymi pokrywami, a przez brzeg przerzucone były ogromne pnie złamanych drzew, których nikt nie uprzątał, tworząc naturalne pomosty. Ani ważyłabym się nimi przechodzić, wolałabym zsunąć się po stromiźnie w dół, a potem szukać jakiegoś wyjścia:-)
Patrząc przez wykoszoną łąkę ujrzeliśmy pod lasem, pomiędzy dwoma, jak mi się wydaje, bukami stary drewniany krzyż. To już chyba przysiółek wsi Grąziowa, do samej wsi jeszcze daleko.
Zaczynają odsłaniać się dalekie widoki, a nie mając przy sobie mapy, usiłujemy zgadnąć, jakie to pasma, a potem w chatce skonfrontować z mapą. Widać, że łąki są koszone, a schodząc coraz niżej widzimy również pozostałości starych sadów.
W prześwicie widać uschłe pnie jodeł z wykutymi przez dzięcioły dziuplami, mnóstwo ich w jednym drzewie. Zresztą stukanie ich towarzyszy nam przez całą drogę ...
Droga obniża się coraz bardziej, z lewej strony dobija do niej Wiar i towarzyszy nam przez dalszą wędrówkę. Słychać szum spadającej wody, to przeciska się zaporami zbudowanymi przez bobry. Gdzie indziej pluszcze tylko delikatnie, bo mróz przyciska z góry taflą lodową ... krzyżują się tropy zwierząt.
O! tu raciczki jeleniowatych, zaraz przy nich tropy wilka, ślady prowadzą nad wodę, potem na drugą stronę. Dobrze, że na drugą stronę, bo mógłby ukryć się pod nawisem brzegu:-)
Na łąkach pojedyncze, stare lipy, dęby, grupy jabłoni, widać, że jeszcze nie tak dawno były tu zagrody ...
Jest tu cerkwisko, cmentarz, stare drogi, a najważniejsze - święty spokój.
Drewniana cerkiew stała tu do 1968 roku, potem przeniesiono ją do sanockiego skansenu. Zanim ją przeniesiono, wyposażenie zniszczono bądź rozgrabiono.
zdj.Henryk Bielamowicz Wikipedia |
- Nie mogę głośno, bo fotografujemy żbika -
Żbika fotografują, ja nie mogę! a myśmy tamtędy przejeżdżali przed trzema godzinami:-)
Wydębiłam od Stefana zdjęcia tego kocurrra!, żeby Wam pokazać ... może i mnie uda się kiedyś jeszcze raz spotkać tego pięknisia ... i zrobić mu zdjęcie.
A jak już jestem przy moich znajomych, to pokażę jeszcze ich znalezisko w Górach Sanocko-Turaczańskich, nazwane znaleziskiem botanicznym 2018 roku.
Maleństwo ze storczykowatych - tajęża jednostronna ...
Odkrywcy: Ania i Stefan Kraśniccy
Zdjęcia Stefan
A ja, w wolnych chwilach wydziergałam 100 kwadratów, które połączyłam w kocyk:-)
Zdjęcia komórką, nieładne jakieś, ale ogólny pogląd jest:-)
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, wszystkiego dobrego, pa!
18 komentarzy:
Piękne, prawdziwie zimowe pejzaże u Was. A u mnie znowu bez śladu śniegu…
Zobaczyć w naturze żbika i jeszcze zdążyć zrobić mu zdjęcia, ech!
O kwiatku muszę powiedzieć Jankowi, jest fanem storczykowatych.
Mario, w niedzielę pojedziemy obaj pod Lwówek, gdzie byliśmy parę tygodni temu, ale będzie raczej jesiennie, nie zimowo.
Żbik! Raz w życiu w Tatrach widziałam to kociątko! W pięknym miejscu mieszkasz, ale Ty to wiesz, Mario. Napisałaś, że ludzi ze wsi wysłano w nasze strony. Ciekawe, gdzie dokładnie.
Zazdroszczę Wam tych wypraw. U nas okolica już taka miejska. Żeby jakaś sensowna wycieczka była, to daleko trzeba jechać.
Żbik przepiękny! Ogon niemal jak u lisa. Cudny kocurek.:) Szczęściarze.:)
Roślinka też piękna, a już szczególnie jej nazwa.:) Lubię takie, podobnie jak nasięźrzał.:)
Ja obiecałam synkowi pled robiony tym samym ściegiem. Wprawdzie kwadratów tylko 48, ale duże, bo pled ma być duży. Słowo "koc" ma u nas akcent polityczny, staram się go unikać.:))) Wstawię jeszcze zdjęcie u siebie na blogu.:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Piękny ten kocurek, ale wolałabym spotkać tajężę:-)
Fajowe u Was życie!
A "fanty" przyrodnicze pierwsza klasa!
Krzysztof, śniegu jest sporo, wszędzie biało, mimo lekkiej odwilży; już trzy razy widziałam żbika, z daleka na śródleśnej łące, a raz przeszedł nam drogę bliziutko, ale co, fotograf nie był przygotowany:-) tajęża to perełka w naszych stronach, odkrycie niezwykłe; o, koło Lwówka ładnie, nie szkodzi, że bez zimy; pozdrawiam.
Ania, coraz więcej żbików pojawia się na naszej drodze, mam nadzieję, że i mnie wpadnie taki w obiektyw:-) wysiedlano całe wsie w różne miejsca, na zachód, na północ, mieszając dowolnie mieszkańców, nie żeby razem w jedno miejsce; nie mam pojęcia, gdzie trafili ludzie stąd; pozdrawiam.
Grażyna-M, tutaj dla odmiany bezludzie, nikła baza turystyczna, więc wymagający i wygodny turysta raczej się nie zapuszcza; tak, całkiem okazały kotek, choć na pierwszy rzut oka wygląda jak mój Gucio:-) nasięźrzały też są u nas, postaram się sfotografować na wiosnę, a jest jeszcze podejźrzon:-) Jasiek jest zazdrosny o kocyk dla siostry, upomina się, żeby jemu też zrobić:-) "koc" - akcent polityczny? to już nie "dzban"? :-) pozdrawiam.
Basia, tajęża to rzadkość niezwykła w tutejszych stronach, a maleństwo takie:-) żbik coraz częściej przecina nasze drogi, liczę na spotkanie; pozdrawiam.
Maciej, ha! wczoraj schodziłam z góry z zaprowiantowaniem prawie rowem, bo lustrzanka na drodze, że ciągnęło mnie w dół bez stawiania kroków:-) przyroda kryje w zanadrzu niezwykłe ciekawostki, trochę już poznałam, ale resztę chyba mijam, dopóki ktoś ich nie wskaże:-) pozdrawiam.
Żbika spotkać to szczęście A jeszcze go złapać na zdjęciu to wyczyn! z tymi wysiedleniami to zawsze trudny temat... trasa za to bardzo fajna. no i Twoje wyroby ręczne piękne chwalę :) asia
Zerknij na stronę gminy Bełchatów albo znajdź obecnego wójta gminy, to zrozumiesz o co mi chodzi.:)
Pozdrawiam serdecznie:)
JAki piekny ten kocur!! marzenie spotkac takiego i zrobic mu zdjecie...bedzie wnuczka? pozdrawiam serdecznie
Asia, myślę, że i nam w końcu uda się spotkać ze żbikiem "w cztery oczy", kilka spotkań już było, na drodze, z daleka na łące, ale co, ja nieprzygotowana:-) tak, trudny temat, i jak to mówią "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia"; jednak historię trzeba znać, wyciągać wnioski, aby nigdy nie powtórzyła się; lubię dziergać, teraz coraz mniej, ale jak złapię natchnienie, to okular na nos i nie oderwie mnie od robótki:-) tym bardziej, że w orku mam solidny zapas włóczek; pozdrawiam.
Grażyna-M, ha! rozumiem:-) i pozdrawiam.
Grażyna, dobra pora na robienie zdjęć takim futrzakom, bo potem schudną, wylinieją, ale oczka pozostaną piękne, zielone:-) będzie Tosia:-) pozdrawiam.
Ale pięknie Pani opowiada. Dziękuję .
ooo, to Was widziałem, i samochodzik na rozstaju, i powiem tajemniczo, że czegoś bardzo ciekawego nie wypatrzyliście - a było widać z drogi ;)
Ula, dziękuję bardzo za dobre słowo; pozdrawiam.
Anonimku, czy to może kierowca z czerwonego auta nas wypatrzył? hm! co też to mogło być, że nie zobaczyliśmy? a może tam nie dotarliśmy? zagadaliśmy się z panem na składzie drzewa:-) pozdrawiam.
No tak, bingo! - czerwona kapsuła:) Tam musieliście dotrzeć, a właściwie minąć. Jak pewnie wiele innych osób. Jednak trudno było to dostrzec. Mi się udało. Z kwadrans po tym jak minęliśmy się. Jakby co, mogę fotę na maila przesłać. Pozdrawiam!
Oj Maryniu, też dziergam kocyk bo chcę wreszcie się pozbyć zapasów włóczki :) Tylko nie kwadraty a african flowers, z moim ślimaczym tempem skończę go pewnie za kilka lat :)
Serdeczności
Anonimku, może jakieś imię albo nick, bo głupio mi tak zwracać się:-) bardzo proszę o fotkę, bo zżera mnie ciekawość, co też przegapiliśmy:-) pozdrawiam.
Maniu, poszukałam sobie tego afrykańskiego wzoru w necie, ależ to bardzo ładna rzecz, sama nabrałam ochoty, żeby spruć swetry, w których nie chodzimy, dodać kolorowe resztki i takie cudeńko wydziergać:-) to co, że za kilka lat, ale jakie cudeńko; pozdrawiam.
Uwielbiam stare budynki. One maja duszę!
Janie, moją uwagę zwracają tylko stare domy:-) a na Roztoczu tyle możliwości, jeśli ktoś by szukał; pozdrawiam.
Prześlij komentarz