Przyszedł czas na doroczny, zimowy zlot turystycznej braci na Roztoczu.
Wybór padł na Roztocze Środkowe, okolice Zwierzyńca od strony północnej.
Najechaliśmy Ranczo Turzyniec na dwa dni. W pierwszy wieczór oczekiwanie na uczestników, którzy zjeżdżali się do późnego wieczora z różnych stron kraju, potem śpiewogranie długo w noc, pogaduchy, bo dawno nie widzieliśmy się.
A droga łatwa nie była, na Roztoczu leży mnóstwo śniegu, do tego odwilż, breja na drogach ...
Rano czekały na nas dwie dziewczyny ze Szczebrzerzyńskiego Parku Krajobrazowego, obie w jednolitych, oliwkowych strojach maskujących:-) ...
Ruszyliśmy w poszukiwaniu czarnego szlaku.
Trochę polami, dawnymi terasami porośniętymi krzakami, a niektóre to były wysokie na człowieka i trzeba było z pomocą męską wspinać się do góry. Ileż w tych krzakach było płomienic, zimowych grzybów, nic tylko zbierać:-) Wydostaliśmy się na wzniesienie ponad wsią ...
... mały przystanek, bo trochę zmęczyliśmy się.
Prognozy były nieciekawe, miał padać deszcz, więc wzięłam impregnowaną kurtkę, pod to lekki polar, na głowę włóczkową czapkę, rękawice, spodnie nieprzemakalne ... do licha, chyba ugotuję się:-) Powoli, powoli odparowałam i można było iść dalej, rozchełstawszy pod szyją wszelkie zapięcia, a rękawiczki ubrałam na kijki.
Weszliśmy w stary las, a tu już zaczęła się kraina wąwozów lessowych ... brzegi porośnięte zimozieloną paprotką zwyczajną, ściany w przekroju paskowane jak słoje w drzewach. Licząc je można odczytać, przez ile lat tworzyła się tutaj ta warstwa lessowa, przekopując się oczywiście przez całą grubość pokładu ...
Dziewczyny z Parku pokazały nam jeszcze specyficzne "otoczaki", które można znaleźć w tej miękkiej, pylastej skale osadowej. Drobiny kwarcu są "otorbiane" twardniejącym pyłem, czasami przy potrząsaniu grzechocze w środku minerał, a miejscowi nazywają je "kukiełkami":-)
Kiedy jest sucho, unosi się pylista chmura po przejechaniu pojazdu, a nawet przejściu wycieczki, z kolei jak mokro, to spływa rzadka breja ... wyobrażam sobie to miejsce, jak idą wiosenne roztopy albo złapie kogoś w drodze gwałtowna ulewa ... nie zazdroszczę ...
Poszliśmy dalej, popatrując na odsłaniające się kolejne wąwozy ... dnem niektórych prowadziły drogi, a niektóre były nieużywane, zarośnięte krzakami ...
Potężne lessowe ściany podziurawione, pewnie gnieździ się albo gnieździło się tutaj jakieś ptactwo.
Teraz krzaki porosły wysoko i pewnie utrudniają swobodny wlot i wylot do gniazda ...
Teren lasu, którym przechodziliśmy, cały pocięty głębokimi jarami ... ciemno, tajemniczo ... anim myślała, że będziemy pokonywać całkiem spore wzniesienia.
Dobrze, że ktoś przejechał polną drogą, którą prowadzi szlak, robiąc dosyć szerokie koleiny, z drugiej strony w tych koleinach zaczęła się zbierać woda, śnieg był rozmoknięty, więc i my człapaliśmy w tej mokrości, dodatkowo trudząc się, bo buty rozjeżdżały się w różne strony.
Aniołek w śniegu musi być:-)
... i jaskółka też:-)
Po chwili odpoczynku, przerwie na kanapkę i herbatkę, opuściliśmy czarny szlak, a dołączyliśmy do niebieskiego ... z grzbietu wzniesienia znowu zanurzyliśmy się w leśne ostępy ...
Nosy na świeżym powietrzu były wyczulone na zapachy ... dym, gdzieś w pobliżu pali się ognisko.
Po chwili usłyszeliśmy męskie głosy ... pewnie polowanie było, myśliwi tu się zabawiają, już mi sie jeżył włos na karku, że za chwilę zobaczę te martwe zwierzęta leżące pokotem ...
Ufff! okazało się, że to grupa chłopaków też zrobiła sobie rajd po okolicy, od razu sympatyczne rozmowy, a dokąd, a skąd ... nawet wspólne zdjęcie mamy:-)
Fotograf zawsze pokrzywdzony, bo robi zdjęcia:-)
Młodzież poszła przodem, my po ich śladach trochę rozmyślnie, niech przecierają szlak:-) bo śladu stopy ludzkiej tu nie było ... za chwilę znowu ich spotykamy. Stoją pod wielkim drzewem i coś kontemplują ... wysoko w pniu wydziobana chyba przez dzięcioła ogromna dziupla ...
Wióry na śniegu jakby bóbr wspiął się tam wysoko ...
Może jest tam jakiś mieszkaniec?
Dla chłopaków to nic trudnego, jeden z nich wspiął się po kruchych gałęziach i zrobił zdjęcie wnętrza ...
... a potem zgrabnie zszedł na dół:-) ... eh! młodości ...
Nic tam nie było, a może dopiero wiosną coś zasiedli dziuplę, bo miejscóweczka akuratna.
Zeszliśmy powoli w szeroka dolinę, w twarze zawiał nam ciepły wiatr od Wieprza, zupełnie jak nasz halny. Śnieg topniał w oczach ...
Dzień powoli kończył się, a my zmierzaliśmy jeszcze w kierunku Topólczy, by zobaczyć odnowioną cerkiew, zamienioną w kościół pw. św, Izydora ...
... a także stary budynek po byłej szkole ...
Naprzeciwko kościoła, po drugiej stronie drogi prowadzi w głąb piękny wąwóz lessowy ...
Kiedyś jego dno było naturalne, teraz wyłożono go betonowymi płytami dla ułatwienia, bo tędy z pól zwożono zboże, a z łąk siano, no i pewnie drewno z lasu ...
Mijaliśmy mnóstwo opuszczonych, starych domów, pięknie położonych na lessowych skarpach, zbudowanych z brusa, polepionego gliną, malowaną na niebiesko ...
Z ulgą dotarliśmy do bazy, zmęczeni drogą, rozmokłym śniegiem ... jedni mówili, że przeszliśmy ok. 18 km, inni, że 22 ... ile by to nie było, sól wykrystalizowała się na twarzy:-)
Na drugi dzień, już po śniadaniu pożegnaliśmy wszystkich, wracaliśmy do domu, a po drodze podwieźliśmy jeszcze koleżankę "na kolej".
Na drodze już łatwiej, śnieg wytopiło, choć w lesie jeszcze lodowe koleiny.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie, dziękuję za uwagę, pozostawione słowo, bywajcie w zdrowiu, pa!
P.s. Wiosna już niedaleko, bazie mają się bardzo dobrze:-)
16 komentarzy:
Wąwozy lessowe pobudzają moją wyobraźnię od podstawówki, nigdy ich jednak na żywo nie widziałam. Pięknie na Twoich zdjęciach wyglądają. A śniegu chyba u nas w tym roku więcej, zwłaszcza, że wczoraj dosypało tyle, że pług się zakopał i traktorem go wyciądali!
!8 czy 22 to bardzo duzo, szczegolnie w takich warunkach, ale pewnie po powrocie rozpieralo Was ze szczescia...lubie takie uczucie...Fajna wycieczka, mnostwo pozytywnych wrazen...pozdrawiamserdecznie
Ach te stare ale jeszcze jare opuszczone chaty i domy, chciałoby się je wszystkie przytulić i zaopiekować, przecież są cudniejsze niż większość nowych.
Ania, rzadka ciekawostka, do tego odkryte ściany, w których można czytać jak z mapy:-) chyba i roślinność tam ciekawa, ale śnieg przykrył wszystko; o, tak, Was doświadcza śniegiem chyba najbardziej, u nas miało lać, ale jakoś obeszło bokiem, za to halny huczał w drzewach; nie tęsknię wcale za większym śniegiem, taki wystarczy; pozdrawiam.
Grażyna, byłam zadowolona, że przeszłam trasę, najgorszy był ten mokry śnieg, trzeba było podwójnie pracować nogami, wieczorem czuło się zmęczone mięśnie; najczęściej jeździmy na Roztocze Wschodnie, bo najbliżej, z kolei Środkowe zaskoczyło bogatym urzeźbieniem, sporymi wysokościami; pozdrawiam.
Krystynko, domy z bala, zresztą to nie tylko domy, a całe zagrody, drewniane komory, obórki, stodoły, obok nowe, wypięknione, ale wcale nie ładniejsze; nie wiem, jakimś szczególnym sentymentem darzę stare domy i jak zwykle orzekliśmy z mężem: mieszkalibyśmy tu:-) pozdrawiam.
Super są takie spotkania, kiedyś jak byłam o ileś zim młodsza też coś podobnego robiliśmy. Warunki wędrowania no nie powiem całkiem surwiwalowe. Ciekawe miejsca, spodobały mi się chaty i odnowiona cerkiew. Pozdrawiam
Mario, czytałem i oglądałem zdjęcia z wyjątkową uwagą, ponieważ opisywałaś wycieczkę w miejsca, które już wkrótce planuje poznawać na swoich wędrówkach emeryta.
Nie wiem, czy gdzieś poza Lubelszczyzną są lessowe wąwozy. Ładne miejsca, to prawda, ale faktycznie bywają wyjątkowo błotniste, a less zmieszany z wodą jest równie śliski jak lód :-)
Grażyna dobrze napisała: przejście około dwudziestu kilometrów po nierównościach, błocie i śniegu, jest dużym dystansem. Tylko osoby wprawione w wędrówki są w stanie tyle przejść i nie paść. Gratuluję, Mario.
Ola, niektórzy jadą po 500 km w jedną stronę, na niecałe dwie doby, to się nazywa poświęcenie:-) ciężko było pod butami, pracowało się prawie podwójnie, za to zadowolenie po dotarciu do bazy; szlak bardzo urozmaicony, w końcu nie mamy tam daleko, a jeszcze nie znaliśmy tych terenów; pozdrawiam.
Krzysztof, ha! wiedziałam, że zainteresuje Cię roztoczański temat:-) miejsca naprawdę bajeczne, a już sobie wyobrażam, jak tam jest na wiosnę, latem, kiedy pachnie rozgrzana macierzanka; przy okazji czytałam inne relacje z wąwozów, tak, oklejone opony roweru, że nie dało się jechać, a także buty; co tu dużo mówić, byłam zmęczona, co kładę na karb wieku, niektórzy uczestnicy byli o połowę młodsi:-) dzięki i pozdrawiam.
Jak ja dawno nie robiłam Anioła, u nas się mówiło orła na śniegu
Piękna wycieczka. Podobały mi się te otoczaki, chociaż błoto wywołało hmm... niezbyt miłe skojarzenia.:)
Wąwozy zawsze mi się kojarzą z Nałęczowem i okolicami.:)
Ciekawa dziupla, chciałabym zobaczyć lokatora.:)
U nas się też mówiło "orzeł na śniegu".
U nas resztki śniegu, właśnie zaczynają się ferie. Ale dzieci wyjątkowo nie tęsknią za śniegiem, bo kończą chorowanie.
Pozdrawiam serdecznie:)
W gromadzie raźniej, pięknie spędziliście czas. Zima jest chyba niedoceniana przez turystów a przecież teraz, gdy nie ma liści, można dostrzec więcej szczegółów, wypatrzeć ciekawostki.
Pozdrawiam serdecznie
Krystynko, u nas też był orzeł, ale z Polski przyjechał aniołek:-), jak zwał, tak zwał, fajna to była zabawa na śniegu, pewnie teraz niezbyt chętnie walnęłabym się w śnieg, a Dakota robi to zawsze, jak jest oczywiście śnieg:-) pozdrawiam.
Grażyna-M, dla mnie to żółte błoto skojarzyło się bardzo jednoznacznie:-) nie chciałabym tam iść w deszczu lub po roztopach; dziupla wyjątkowo wielka, może wiewiórki wykorzystają, bo dla ptaków chyba za duża, za łatwy dostęp drapieżników; u nas wczoraj z lekka posypało, z Jaśkiem powłóczyłam się po łące, bo na drodze błoto; pozdrawiam.
Mania, od czasu do czasu miło spotkać się ze znajomymi, ale raczej preferujemy samotne wędrówki, bo trochę nie nadążamy za młodszą bracią:-) w niedzielę zdobyłam Kopystańkę:-) pozdrawiam.
Wąwozy- Ty wyobrażasz sobie to miejsce," jak idą wiosenne roztopy albo złapie kogoś w drodze gwałtowna ulewa ", a ja : widzę wiosenną zieleń, kwiatuszki, listki, słyszę ptaszki... mieszczuch marzy ;)
Te nasze spotkanie darzę uwielbieniem, dają siłę , do kolejnego zobaczyska ;**
Lidka, tak, wyobrażam sobie, oblepione koła roweru, buty, a nie daj Boże pośliznąć się; gdzieś na którymś blogu czytałam o wąwozie naprzeciwko kościółka w Topólczy, ktoś pokonywał go w takich warunkach:-) no, to marzy Ci się, marzy, mnie zresztą też ... ptaszki już wiosennie rankiem podśpiewują, jeszcze trochę i zielono będzie, i kwiatki; kupiłam w antykwariacie "Rumunia Podróże w poszukiwaniu diabła" M.Kruszona, jak gdzieś dostaniesz, wypożycz lub kup, świetnie się czyta:-) pozdrawiam.
Diabełka mam! już kilka lat temu zaległa na stałe koło łóżka :) obok Krygowskiego i aktualnych powieści bibliotecznych. Poczytuję jak tęsknię :)
Lidka, ja z kolei podczytuję relacje innych, zawsze coś nowego znajdę:-) ale tej książki nie znałam, przez przypadek znalazłam ją w antykwariacie, i do tego atlas grzybów:-) a szukaliśmy książek o pszczelarstwie; pozdrawiam.
Prześlij komentarz