poniedziałek, 25 lutego 2019

Między górami a pogórzem ... dolina nad Stupnicą ...

W nocy deszcz bębnił o blaszany dach, chwilami siekł niesiony silnymi podmuchami wiatru.
Oho! nici z jutrzejszej wycieczki, tak sobie pomyślałam. Mąż będzie sobie klecić ramki do uli, ja poczytam, coś upichcę, w końcu nie ma tego złego ...
Nad ranem ucichło, co przyjęłam z zadowoleniem, gorzej było, kiedy po wstaniu jasność niezwykła uderzyła mnie po oczach. Do licha, sypie śnieg, wszędzie biało, już sporo napadało, a zawiewa z dachu klasycznie, po zimowemu:-)


Sporo przed południem chmury przerzedziły się, błysnęło błękitem, a nawet wyjrzało słońce.
Nie, no przecież nie będziemy siedzieć w chatce ... już przy kapliczce "widokowej" wjeżdżaliśmy w lepsza pogodę ...


... a kiedy przyjechaliśmy do Przemyśla, było już całkiem przyjemnie. Po niewielkich zakupach w większości dla psów obraliśmy kierunek na Birczę. Jeszcze zatrzymaliśmy się  przy podwórzu lecznicy-przytuliska ADA, żeby zrobić zdjęcie licznym bocianom, które nie mogły odlecieć na zimę. Ostatnio, przy cieplejszej pogodzie oblegały licznie latarnie nad drogą, gniazda, a nawet spacerowały poza obejściem, teraz grzały się w słońcu po porannej zamieci ...


Nad Sanem zatrzymał nas niezwykły widok, drzewo oblepione czarnymi ptakami z haczykowatym dziobem ... czyściły sobie pióra, wygładzały, machały skrzydłami, a głównie to grzały się w słońcu ...


Ani chybi kormorany ... jak to kormorany? zdziwił się mąż, przecież one na jeziorach ... dziś wyczytałam, że niektóre z nich odlatują na zimę, więc pewnie są teraz w drodze powrotnej ...


W słońcu zatrzymaliśmy się w punkcie widokowym nad Cisową, na Kopystańkę popatrzeć z drugiej strony świata ... przez łąkę przebiegły łanie, wzbijając tumany śnieżnego puchu, bo już zaczynało mrozić ...



Chcieliśmy wstąpić do it w Birczy, mapę Pogórza trzeba by wymienić na nowszą, bo jeden róg zjedzony przez Mimę w dzieciństwie, ale mapy nie dostaliśmy, wiec pojechaliśmy dalej. Tak mnie natchnęło, żeby w Leszczawie skręcić w lewo, kierunek Leszczawa Górna - 5 km, bo jeszcze tam nie byliśmy. Jechaliśmy kolejną, przepiękną, nie znaną nam jeszcze doliną wzdłuż Stupnicy, nieliczne domy, przy drodze stare drzewa, przeważnie lipy ... domy niektóre przystosowane na letnisko, zamknięte teraz okiennicami ... Stupnica to rzeka, która z innymi wyznacza północną granicę pomiędzy Górami Sanocko-Turczańskimi a Pogórzem Przemyskim.


Jak tu ładnie, orzekliśmy obydwoje ... dobry asfalt skończył się za ostatnim domem, zaczęła się chyba szutrówka, ale pod śniegiem za bardzo nie było widać. Najważniejsze, że nigdzie nie było zakazu, można jechać, nie tłumacząc się potem gęsto służbie leśnej. Droga stromo opadała w koryto strumienia, potem z powrotem wyżej, a wokół las.


Bez mapy to tak trochę nie wiedzieliśmy, w jakim kierunku zmierzamy, gdzie dotrzemy, czy w ogóle gdzieś dotrzemy, bo może zamknięty szlaban zagrodzi nam drogę. Prorokowałam, że być może wyjedziemy w  Grąziowej , może na skład drzewa ... las się skończył, zaczęły się rozległe łąki, stare lipy mówiły, że była tu również wieś ...


Pod kołami auta zaczęło rytmicznie stukać, to nawierzchnia drogi zmieniła się na płyty. Babam, babam, bardzo to denerwujące, do tego wystające solidne druty, można nadziać się oponą jak nic ...
gdzie my jesteśmy?
Kiedy nazajutrz opowiadaliśmy Ani i Stefanowi, gdzie byliśmy, uśmiechnęli się tylko ... byli tu już, Pogórze nie ma przed nimi tajemnic ... na dodatek opowiadali, że jadąc rowerami, mijali wygrzewające się żmije prawie na co drugiej płycie :-)


Nieoczekiwanie nieprzyjemna droga z płyt skończyła się, a my wyjechaliśmy na główny trakt z Kuźminy do Ustrzyk Dolnych, w Trzciańcu:-) a więc jeszcze kawalątko i już skręt do Grąziowej i powolny odwrót do chatki. Dziś wyczytałam, że pod Leszczawą Górną doszło do bitwy oddziałów UPA z sowieckimi NKWD, a było to 28 października 1944 roku, tuż po przejściu frontu.
Z Grąziowej jechaliśmy po dziewiczym śniegu, od rana nikt jeszcze tędy nie przejeżdżał, żadnych śladów ...



Nocne opady deszczu mocno podniosły stan wody w Wiarze, płynęła szeroko, bulgocząc i szumiąc głośno na bobrzych tamach, niektóre nie wytrzymają naporu wody i spłyną. Wiar jest rzeką o charakterze górskim, szybko przybiera i szybko opada, ale potrafi być groźny.


Na wąskiej drodze nie wyrobił ciężki pojazd do przewozu drewna, zsunęło go ze stromego brzegu, dobrze, że Wiar tutaj płynie w pewnej odległości, inaczej znalazłby się w wodzie ... Dobrze, że zdążyliśmy przed dźwigiem, który już jechał postawić pojazd na drodze, na pewno przez jakiś czas była zablokowana ...


Skarpy rybotyckie, jak co roku, strawił ogień, ktoś niefrasobliwie podpala je ...


W sobotę poszliśmy na Horodżenne, na "zapotoczne" łąki ... po raz pierwszy na wędrówce zmarzłam, tak przejmujący wiatr wiał. Chcieliśmy od łąk dojść na rybotycki kirkut, ale okazało się, że teren jest cały ogrodzony, pozostało zejście do miejscowości, a potem drałowanie drogą, więc zrezygnowaliśmy, widząc już przed sobą dachy domów. Za to napaśliśmy oczy widokami ...




Na łąkach, na świeżym śniegu widać było tropy wilków ... potok przeszliśmy po nowym mostku, usypanym na potrzeby budowy gazociągu, na powrocie zobaczyliśmy na nim ślady wilcze, czyli były tu po naszym przejściu:-)
Łaziliśmy po miejscach, które widać z naszego okna, skarpa okazała się za stroma do pokonania, do tego porośnięta kłującą tarniną, na łące doły wyryte przez dziki, do tego wypełnione wodą, trzeba było pokonać głęboki jar, którym spływa do potoku niewielki wodospad ... wszechobecna dzikość:-)
Stąd dobrze widać, jak stroma jest droga do nas, a nie można to było łagodniejszym zboczem wyznaczyć jej, tylko prosto do góry, do najwyższego punktu?:-)


W niedzielę wracaliśmy przez Pogórze Dynowskie, dzieli je od naszego tylko rzeka San, a jakże jest odmienne, inne, też ładne. Zapuściliśmy się w drogę do Drohobyczki, potem jakieś zakręty, nowe drogi i nieoczekiwanie znaleźliśmy się całkiem blisko domu.
Dziś wysiałam pomidory, paprykę i bazylię, resztę torebek z nasionami kwiatów za kilka dni. Pojemniki stoją na akwarium, są lekko podgrzewane, więc myślę, że nasionka dosyć szybko wykiełkują:-)


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo w komentarzu, bywajcie w zdrowiu, pa!

17 komentarzy:

BasiaW pisze...

Bajeczne widoki, a bociany najmilsze...

grazyna pisze...

Te bociany na sniegu? jak one to wytrzymuja?ale dobrze, ze daja im jesc...tak pewnie przetrzymuja. I te lanie sliczne, fajny punkt widokowy, a kormorany to prawdziwa niespodzianka. Pewnie to juz ostatnie zdjecia zimy..niedlugo bedziesz pisala o wiosnie...pozdrawiam serdecznie

Olga Jawor pisze...

Fajne sobie robicie przejażdżki po okolicach. Wszystkie wymienione przez Ciebie nazwy miejscowościsą mi znane, ale głownie z mapy, albo z drogowskazów do nich wiodących. Jak człowiek jedzie w Bieszczady, to widzi tyle ciekawych dróg po bokach i rzadko kiedy ma czas by tam zboczyć, poznać coś nowego i zachwycic się, jak Wy.
Tak, Pogórze Dynowskie jest troche inne niz Przemyskie, ale i na nim pełno jest ciekawych widoków i miejsc. Drohobyczka bardzo blisko nas. Ma ładnie usytuowany na górce kosciół. Dalej pewnie jechaliście gdzies w okolicach Huciska Nienadowskiego, bo droga stamtąd wyprowadza na główna szosę Przemyską a stamtąd skręca sie na Birczę.
Na dworze coraz bardziej wiosennie. Śnieg stopniał z dnia na dzień. Jastrzębie krążą od rana nad naszym siedliskiem.
Pozdrawiam serdecznie, Marysiu!:-)

Beskidnick pisze...

Bajeczna kraina i jak fajne ją odkrywać. Takie nowe drogi to wielka radość i satysfakcja. Dobrze je odkrywać, ma to w sobie coś z bycia Kolumbem.

puch ze słów pisze...

witam. zwierzęta zwierzęta... te wilki te ptaki i te żmije których się boję i to chyba jedyny minus górskich terenów!
UPA...ciężki temat, ogólnie interesuje się historia wojenną, obozowe książki nie są łatwe ale czytam je bez większego problemu ale o UPA i o tym co wyprawiali nie mogłam przeczytać w całości jest to ponad moje siły. Bieszczady wiedzą o czym piszę...
Kolejne ciekawe miejsca zaliczacie nie przestawajcie ;) asia

Pellegrina pisze...

Ach wędrownicy, jak się czyta to aż nóżkami się przebiera, siedząc wygodnie w przepastnym fotelu :-) I by złapać troszkę tego nastroju szeroko otworzyłam okno a za nim ... blok.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Basia, na bociany można popatrzeć i w środku zimy, żal ich wtedy, bo skulone z zimna, ale tu mogą przetrwać, kiedy z różnych powodów nie mogą odlecieć do ciepłych krajów; pamiętam, kiedyś wracałam z Pogórza, był luty, leżał śnieg, ale już zaczynały się roztopy, i bokiem asfaltu, tuż przy chodniku, żeby nie przeszkadzać ludziom i pojazdom, szedł sobie bocian i wypatrywał bacznie czegoś w płynącej wodzie; to był budujący widok: wiosna już niedaleko:-) pozdrawiam.

Grażyna, wytrzymują i najgorsze mrozy, mają w przytulisku kurnik, dostają jedzenie i trwają, bo nie mają wyjścia, nie mogą odlecieć zazwyczaj z powodu jakiegoś defektu, uszkodzenia, złamania; z tego punktu widokowego prowadzi ścieżka przyrodnicza w dół do Cisowej, można podziwiać i rośliny, i widoki, i ptactwo, wędrowałam nią, z Bylinową Anią; pozdrawiam.

Ola, tak kręcimy się po różnych zakątkach, czasami starymi ścieżkami, czasami odkrywając nowe, póki prace wiosenne nie zajmą nam czasu; znam troszkę Dynowskie, a w pamięci tkwi mi rajd wiankowy zielonym szlakiem z Bachórza, zachwyciły mnie te paryje, góreczki, rozrzucone po nich zagrody, na Widnem mieliśmy namiotowy nocleg, ognisko do rana, cudności:-) tak, jechaliśmy tamtędy, ale potem skręt na Jodłówkę i do domu "stacjonarnego" w Jarosławiu:-) do nas przyleciały orliki, patrzymy, jak krążą nad doliną; pozdrawiam.

Maciej, właśnie to odkrywanie, jazda w nieznane i nie wie się, dokąd wyjedziemy, czasami miłe zaskoczenie:-) inaczej jeździ się palcem po mapie, a inaczej w terenie, wiele potrafi zaskoczyć, zachwycić; pozdrawiam.

Asia, takie ciekawostki spotyka się nieoczekiwanie, nawet w chatce:-) kiedyś weszła nam żmija, chyba za myszami:-) temat UPA zgłębiam od dzieciństwa, ojciec czytywał książki o tej tematyce, także partyzanckie czy o obozach lub robotach przymusowych, historię trzeba znać; Bieszczady ... i nie tylko; pozdrawiam.

Krystynko, trzeba troszkę poprawić nadwątloną kondycję, grzmot robót przed nami, rozruszać się trzeba, a przy okazji zobaczyć; e, tam blok, zaraz zmienisz okolice i otworzy Ci się perspektywa szeroka nad zalewem, i las będzie, i spacery:-) pozdrawiam.

Lidka pisze...

no własnie, mnie wczoraj w pracy olśniło, że pora by chyba siać już, siać :)
Naczynek od rana poszukuję, bo jakoś słabo jestem przygotowana, ale dam radę, wszak wiosna za oknem, choć to jeszcze luty :)
Pozdrówki serdeczne

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Lidka, swoje nasionka wysiewam na razie w jednym pojemniku, takie pudełko przystosowałam jak do pakowania ciast w cukierni, bo z wieczkiem służy od razu jako mała szklarenka:-) rozgrzanym gwoździem robię w dnie dziurki na odpływ wody, a jak urosną do 2 liści, to pikuję do osobnych doniczek; wczoraj byliśmy na ulubionym Roztoczu, w okolicach bliskich naszym rajdom, po śniegu ani śladu; pozdrawiam.

Grażyna-M. pisze...

Bociany na śniegu szokują. Ale ostatnio wyczytałam, że przez zmiany klimatyczne zmieniają się też zachowania ptaków - coraz więcej u nas zimuje, a te, które na zimę przylatywały, to, niestety, nie przylatują, albo jest ich mniej, bo im też się ociepliło (na przykład jemiołuszki).
Na tym ostatnim zdjęciu to nie wiem już co piękniejsze.:))) Każdą rzecz podziwiam oddzielnie.:)
Pozdrawiam serdecznie:)

Krzysztof Gdula pisze...

Piękne zdjęcie, to z Marią i drogą niknącą na tle zalesionych wzgórz.
Jakże ładnie tam u Ciebie, Mario!
Biedne te bociany, takie skulone, pewnie zmarznięte. Ciekawe, jak to się stało, że tyle ich trafiło do tego ośrodka. Przecież chyba nie łapano ich po łąkach.

Anonimowy pisze...

Wstyd , no wstyd w Leszczawie Górnej byliście a na Bzianę nie poleźliście wstyd. :))
To pisałem ja kulczyk.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Grażyna-M, zima w tym roku łagodna, więc i jemiołuszki nie zleciały do nas z północy, też ich u nas nie było; bociany zazwyczaj uszkodzone, połamane, wyplątane skądeś, mają kurnik, a może raczej" bociannik":-) ciemiernik darowany przez koleżankę, reszta klamociarniane zdobycze:-) pozdrawiam.

Krzysztof, aha! nie zgadłeś, to nie Maria, a jej mąż:-) wydaje mi się, że mieszkamy w ładniejszej części Pogórza, bo bardzo widokowej; bociany zmarznięte, ale nie tak bardzo, bywało zimniej, mroźniej; dobrze, że jest takie przytulisko i mają gdzie przetrwać albo doczekać starości; wyobrażasz sobie nakarmić mięsem tę trzódkę? gdzieś trzeba je zdobyć:-) ptaki poszkodowane, złamana noga, skrzydło, chore, zaplątane w druty ... trafiają tutaj, te które mogą po zimie odlecieć - odlatują, inne zostają; chyba łapano je po polach, jak nastała zima, bo inaczej jakby tu trafiły:-) pozdrawiam.

Adam, rumieńcem oblały się nasze twarze:-) rychło nadrobimy ten poważny błąd, ale tak to jest, jak bez mapy rusza się w teren; dopiero w domu zobaczyłam i szlak czerwony, i Bzianę, i że można ładne kółko zatoczyć:-) a można też z tej drogi znad Kuźminy przyatakować, tam koło krzyża; na starej mapie z 1938 roku widziałam gdzieś tam w okolicy słone wypływy; dziś trochę połamani jesteśmy, bo wypalaliśmy wszystkie gałęzie z sadu, które obłamały się przez klęskę urodzaju, ale na pewno gdzieś ruszymy się; pozdrawiam.

Bylinowy Pan pisze...

Ani chybi kormorany Marysiu. Świetny widok- jak w Rezerwacie wydmowym pod Łebą

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ania, zaskoczenie zupełne, tutaj kormorany:-) poleca pewnie na północ; wczoraj widzieliśmy klucze ptaków w ok. Korczowej, może gęsi, bo nisko dosyć leciały, i całe chmary mniejszych ptaszków, wiosna ani chybi:-) pozdrawiam.

Krzysztof Gdula pisze...

Tak tylko wpadłem na chwilę zobaczyć zdjęcie z mężem Marii. Widzę na nim głębię i przestrzeń.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krzysztof, to miłe, że podoba Ci się to zdjęcie, zdarzy mi się tak raz na 1000 zdjęć:-)