poniedziałek, 14 listopada 2011

Pogórzańskie świętowanie ... seromania ...

Dla nas to był dodatkowy dzień "pogórzańskiego życia".
Wyjątkowo starannie przygotowywałam się do wyjazdu, bo w planie było wędzenie serów , a przy okazji 3 pstrągi trafiły do nas z lady chłodniczej, również do wędzenia. Ponieważ z ubiegłego roku zostało mi trochę podpuszczki, trzeba było wykorzystać całość do momentu nabycia nowej i zakupiłam na początku tygodnia 20 litrów mleka prosto od krowy, a smaku na sery narobił nam huculski z Bieszczadów.


Ten u góry, po lewej, zrobiłam za radą Joli z Jolinkowa, z "osobistym" cząbrem i czosnkiem, na prawo bundz, tylko poleżał w solance, a te dwa u dołu, małe płaskaneczki - do dymu ... tu sobie leniwie ociekają z zalewy solankowej ...


U Mony z Podlasia poczytałam kiedyś o serach korycińskich, na filmiku YT zobaczyłam gotowe, przyprawione i takie też zrobiłam, suszone pomidory swoje, odrobina bazylii z domowych zbiorów, a i garść oliwek też się znalazła ... te sery smakowe, to moje próby, który będzie dobry ...


A tu ociekają z nadmiaru serwatki następne gomółeczki, też do wędzenia.
Cały czas uczę się tej sztuki, im bardziej ocieknięte sery, tym twardsze i trzymają formę, te mniej - pewnie smaczniejsze, mięciutkie ...
Przy okazji oczekiwania w procesie produkcyjnym i mnogości czasu spędzonego w kuchi machnęłam jeszcze murzynka ...


... gdzieś przy okazji czytania blogów przemknął mi słodki widok, ale z polewą ...


... mój przyprószyłam tylko cukrem pudrem, ale smaczny był również. I jeszcze paluchy, bo mam zapas startego, wysuszonego bundzu, jeszcze bryndza rumuńska ostała się w lodówce, smakowita, ostra i to wszystko wrzuciłam do ciasta, tylko zyskało na smaku, trochę ziaren kminku ... dziś ślad po nich nie został.


A jesień na Pogórzu powitała nas resztkami złotych liści, tylko na starych jabłoniach, reszta drzew ogołocona zupełnie, zrobiło się jasno, przejrzyście, pod nogami szeleszczące dywany, nawet w nocy brałam "na ucho", gdzie też wędrują psy, właśnie po szelestach liści ...


Drzewo powoli zmienia się w klocki do palenia, pod dachem chatki prawie pusto, będzie jeszcze jedna przyczepka, a w to miejsce pójdzie to - do suszenia ...
Piątkowy dzień był śliczny, chociaż chłodno; chwilami wychodziło słońce, poszerzyłam mój areał uprawowy na przyszły rok ...


Na razie wygląda to, jakby dziki zaorały kawałek trawy, ale mróz rozsadzi wszystkie grudy ziemi, na wiosną wytrzepię tylko korzenie roślin, bo ziemia w tym miejscu jest czarna i pulchna ...
Ze 3 tygodnie temu kupiłam cebulki botanicznych krokusików i zapomniałam je posadzić, a teraz znajdowaliśmy je pod poduszką, kołdrą, jakieś stworzonko zapasy sobie z nich robiło ... a w domu przypomniałam sobie, że znowu zapomniałam je posadzić ...


I bez liści na drzewach jest fajnie, każda pora ma tutaj swój urok ...
... a łąki zsiwiały zupełnie ...


W domu trwają przygotowania do jutrzejszego wędzenia, sprawione pstrągi czekają na kąpiel całonocną w solance ...


Nie wiem, może odkryję nowe smaki, narwałam z zielnika hyzopu, cząbru i tymianku i mnóstwo liści pietruszki, po gałązce do brzuszka, reszta pocięta pływa swobodnie ...


Niech się aromatyzują ...
Przez okno w kuchni zdjęcie sadu zrobiłam ...


... drzewka owinięte w zeszłym tygodniu ...


... całymi stadami latają teraz jakieś kolorowe, większe ptaki, tu udało mi się złapać w obiektyw trzy sztuki, ale na tych kolorowych liściach pewnie ciężko je wypatrzeć. Czy zimują, czy tylko przelotem, nie wiem, są ich całe stada ...


.... a sójek jest też przemnóstwo, chociaż drapieżne - przepiękne z tym turkusem na skrzydłach, i strasznie brzydko wydzierają się,  ... jakby miały chore gardło ... a jakie kłótliwe ...


Sobotni poranek bardzo mroźny, ale bez chmur ...
Jeszcze słońce do nas nie doszło, a łąki za potokiem już oświetlone, jakoś tak różowo, liliowo na świecie ...


... wschodzące słońce kładzie długie cienie, wszystko osrebrzone ...


Za doliną Wiaru masyw Kanasina, bukowe zbocza ledwo muska słońce ... a ręce już mi zgrabiały z mrozu, uszy też, jeszcze tylko Kopystańka ... z księżycem ...


... bo w chatce czeka już gorąca kawa ...


... a słońce dopiero zaczyna prześwitywać przez drzewa  nad nami ...
Dziś dzień wędzenia, najpierw trzeba rozpalić wewnątrz komory wędzarniczej, aby ją ogrzać i przepędzić wilgoć z kamieni ...


... kamienie pocą się, ale to tylko przez chwilę ...


... a potem wszystko zaczyna schnąć ...


Nad okapem wbudowany kamień, który nazywam Trzy Korony, on też już podsycha ...


Zadymianie idzie, aż miło, pachnie śliwkowym i buczynowym dymem ...


... a pstrągi ociekają z nadmiaru zalewy, muszą być prawie suche przed włożeniem do wędzarni, wyższa temperatura, aby ścięły się na powierzchni i zatrzymały w sobie to, co najlepsze, potem już tylko dym ...
Poszerzają nam się horyzonty ... widokowe ...
Przedtem zielona ściana u sąsiada skutecznie przysłaniała widoki na dolinę potoku i łąki za nią ...
Rankiem ruch w chaszczorach sąsiedzkich, zaczyna lekko dymić ...


 ... pracują piły, wycinane są krzaki, wrzucane w ognisko uschłe gałęzie, pnie ...


... zajechał nawet ciągnik, jak transformer, obudowany, jakiś wysięgnik z przodu, wprasował się elegancko w krzaki, zrobił miejsce do ścinania spróchniałych pni, które stały tylko oparte o sąsiadów, trzask, jakby halny szedł dołem ... drzewa zdrowe, dorodne ostają się, trzebią drobnicę i próchno ...


Pojechaliśmy potem w dolinę do sklepu, Turnica już lekko przymarzła ...
Widoki dookoła równie piękne, jak te wiosną, latem czy kolorową jesienią ...


To widok z drugiej strony Wiaru na nasz las, za lasem chatka, tylko modrzewiom zostały jeszcze kolorowe, miękkie igiełki, które barwią jesiennie jednolitą zieleń lasu ...


Wymrożone, sobotnie niebo, bez jednej chmurki, chociaż ciągnie zimnym, wschodnim wiatrem ...


U sąsiadów już spokój, dymiące ognisko zostało, te gałęzie na lewo - to z orzecha, też pójdzie pod piłę, bo mówił sąsiad, że chorują u niego, odchodzi kora od pnia i usychają. Ten też stoi już mocno pochylony ...


Słońce zachodziło tuż przy lesie, przesunie się jeszcze trochę w lewo w najkrótszych, zimowych dniach, zanim zacznie wędrówkę z powrotem ... ku wiośnie ...


Kombinat wędzarniczy pracował do późnego wieczora, dymy pachnące snuły się między belkami dachu ...
Kiedy trochę wszystko ostygło, wyjęłam  gotowe smakowitości ...


Rumiane, cieplutkie ryby ...
Wędzimy je w tych trzymadełkach do grillowania, powinny być rozpięte na specjalnych drutach, które są łatwe do wykonania, ale przypominamy sobie o nich, kiedy ryby trzeba wkładać do wędzarni ...


... i ser, że tak powiem, prawie huculski, siatka odcisnęła się na nich, tworząc wzorek. Pyszne są te wszystkie domowe jedzonka, dochodzi do tego jeszcze zadowolenie, że samemu się to zrobiło ... dziś już połowy serów nie ma, zjedzone przez domowników, rybka jedna się ostała ...
A ja mam jeszcze jedną porcję podpuszczki i już myślę, jaki ser zrobić następny ...


 W niedzielny poranek zapachniało zimą, chmury dotykały wierzchołków gór, jakoś tak przenikliwie zimno.
Kiedy pakowaliśmy drzewo do przyczepki i sprzątaliśmy obejście, zaczynało coś lekkiego i białego lecieć z nieba, może to tylko zmrożona mgła, ale to tak się zaczyna ...


Z okna chatki mamy teraz rozległy widok, ta jabłoń na prawo jest zupełnie zaatakowana przez jemiołę, która przenosi się do nas, przed świętami będzie również ogołocona z chorych konarów, a przy okazji sąsiedzi oczyszczą również naszą jabłoń ...
Trzeba wracać, w chatce cieplutko i przytulnie, wydziergałam kawałek czapki do długiego szala, który kiedyś pokazywałam, chce się już siedzieć przy kominie ...


Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie, dzięki za odwiedziny w naszej chatce, za ciepłe słowa, udanego tygodnia życzę, pa.


Patrzę za okno, tony liści w ogrodzie, grabicie je przed zimą czy zostawiacie? jakoś nie chce mi się w tym roku walczyć z nimi ...




37 komentarzy:

weszynoska pisze...

Napiszę tak..ajajajajaj....i już nic więcej. A ptaszki to szczygły :)

weszynoska pisze...

Albo napiszę ;) Cudownie zapachniało, aż mnie skręca...przepięknie opowiadasz Mario. Ale zdradź..ta czarna łapka to czyja????

ankaskakanka pisze...

Cudownie, spokojnie, tak jak nam to opisujesz, przygasają kolory jesieni. U nas też przymrozki. A mnie trochę żal tych ciepłych dni ale i tak jest dobrze. Piękna ta natura. Sery, ryby murzynek pycha, normalnie ślina cieknie, choć jestem po śniadaniu. Siedzę tu z miotłą w ręku ( bo sprzątać zamierzam)i zachwycam się jak zwykle.
PS Mario, proszę o pomoc w sprawie ustalenia nazwy rośliny. Zdjęcia na ostatnim moim wpisie. Nie wiem, czy mogę to sadzić na balkonie, czy teraz, czy wiosną. Będę wdzięczna

Moje miejsce na Ziemi pisze...

Za te pstrągi dałabym się pociąć:)))uwielbiam!
Jesień pomału odchodzi, poczułam to dziś na porannym spacerze z psem...czuć zimę!
pozdrawiam!

mania pisze...

Same pyszności :)
Pozdrawiam serdecznie :)

*gooocha* pisze...

Do pięknych zdjęć już się przyzwyczaiłam. Ale nie wiedziałam, że nawet sery i to jak dla mnie, konsumenta Złotego Mazura z marketu, takie wymyślno-egzotyczne potrafisz robić!
Jeśli napiszesz kiedyś, że jeszcze "tańczysz, śpiewasz, recytujesz, krawaty wiążesz, usuwasz ciąże", to ja wcale chyba się nie zdziwię!

Nasza Polana pisze...

Zawsze wzruszona jestem po wizycie u WAS. Ryb i serów zazdroszczę. Bundz to mój ulubiony przysmak choć przyznam, że wolę ten z owczego mleka. Ale wierzę, że krowi też nie gorszy. :-) pozdrowienia

Black Cat pisze...

Lubię Twoje relacje dnia i obazy jakie Was otaczają. Serki pierwsza klasa, z chęcia spałaszowała bym ten z suszonymi pomidorami.
Staram się zgrabić liście w ogrodzie ozdobnym, ale w części użytkowej i przy drzewach owocowych nie grabię, a trawa dobrze sobie radzi pomimo liściowej okrywy.
serdecznie pozdrawiam

Łucja pisze...

mniam,mniam :)

jola pisze...

To ci dopiero smakowitości, ale Ci zazdroszczę tej wędzarni strasznie. Na wiosnę będę Tomka molestować żebyśmy taką zmajstrowali, a wtedy uśmiechnę się do Ciebie o radę :) Wiesz Marysiu ja też ostatnio robiłam ser koryciński i tak kupiłam 5 litrów mleka krowiego od sąsiadki i miałam dwa litry koziego. Z mleka krowiego zrobił mi się bardzo dziwaczny skrzep, tylko na dole - nie wyszło. Natomiast z koziego zrobił się piękny skrzep, dodałam czosnku niedźwiedziego i ser wyszedł przepyszny - taki koryciński kozi :) Do tej pory się zastanawiam, dlaczego z krowiego mi nie wyszedł, robiłam wszystko bardzo uważnie i tak samo jak z kozim. Te pstrągi, az ślinka leci, ja mam możliwość kupienia świeżego pstrąga, ludzie tu mają hodowlę na potoku, tym bardziej marzy mi się ta wędzarnia. Może następnym razem zrób krówskie oscypki, pyszne są próbowałam, jak smakuje bundz krowi, czy też, jak kozi jest słodziutki, ja nie daję bundzu do solanki, jemy go z pomidorami, smakuje jak mozzarella. Własnie zbieram mleko na następny z czosnkiem niedźwiedzim :) ślę buziaki pełne słońca.

Mażena pisze...

Pięknie dookoła i smacznie i zapachniało ej... fajnie macie. Dziękuję, że pozwalasz w tym uczestniczyć. pozdrawiam. :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Węszynosko, aha! zapachniało, a ta czarna łapka - to nowego domownika, mały jeszcze, pozdrawiam serdecznie.

Ankoskakanko, też latałam dziś z miotłą, sierść futrzaków zbiera się w kątach na potęgę, i mnie żal ciepła, może jeszcze będzie choć odrobinę, serdeczności.

Olu_83, chłodki dają się we znaki, trzeba się opatulać, bo na plecach czuć oddech zimy, ciepełko ślę.

Maniu, mam czasami kulinarne zrywy, i ja pozdrawiam serdecznie.

Gooocha, to nic trudnego, trzeba tylko wczytać się w przepis, ja też jestem samoukiem, cieplutko pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Naszapolano, nie mam dostępu do mleka owczego, ale słyszałam, że górole też mieszają mleko, zwłaszcza zimą, a potem mówią, że z owczego. Nie wiem, ile w tym prawdy, a krowi naprawdę niezły, i ma dziurki po zrobieniu, i dojrzewa, ale my nie za dużo czasu mu dajemy, znika szybko, bardzo serdecznie pozdrawiam Was.

CzarnyKocie, dzięki bardzo, o, to muszę zrobić nowy, bo te smakowe poszły w pierwszej kolejności. Też tak pomyślałam o tych liściach, na Pogórzu nigdy nie grabię i na wiosnę nie ma po nich śladu, a trawa rośnie jak oszalała, i ja pozdrawiam cieplutko.

Łucjo, jakże wymowne Twoje mniam! to znaczy, że też lubisz te jedzonka, serdeczności.

Mażeno, a ja nieustająco zapraszam, pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Jolu, a pewnie, jeśli tylko potrafię; robię swoje sery cały czas z mleka krowiego i nigdy nie miałam kłopotów, moje mleko jest zawsze w połowie z wieczornego, w połowie z rannego udoju, podobno to lepiej, może Twoje było za świeże? Taki świeży pstrąg- to majątek, my kupujemy w auchanie, przy okazji. Przymierzam się do oscypków, wiem, że są pyszne i gwiżdżą w zębach jak te z Krupówek, trzeba będzie skrzep mocno odciskać, bo do tych serów sam ociekł, tylko przekładałam w sitach, a próbowałaś robić ricottę z serwatki?
U mnie nie chcą łagodnego serka, obowiązkowo musi być słonawy, ostrzejszy, a skąd teraz czosnek niedźwiedzi? mój cały uschnięty, dopiero wiosną wylezie z ziemi, serdecznośći na Jaworzyny ślę, pa.

kyja pisze...

Marysiu, ale Ciebie smakowicie !! i pracowicie :)
ślinka mi pociekła na widok serów i rybek :)
I ta Kopystańka, ach!
Pozdrowienia!

Aleksandra Stolarczyk pisze...

ALEŻ BYM SIĘ WPROSIŁA NA UCZTĘ!szkoda,ze za późno!:)

weszynoska pisze...

Oj nieładnie nie ładnie...łapką machnęła i nie przedstawiła nowego domownika....buuuuuuu

Unknown pisze...

pyszne te serki, uwielbiam takie !!!! zapraszam do mnie

NieTylkoMeble pisze...

To ja się chyba powtórzę po sobie i po innych: nie kuś, nie kuś, bo Ci pół Polski zjedzie kiedyś na kolację :DDDDD
A może specjalny zjazd zrobimy i każdy przywiezie coś smacznego i miło różne historie poopowiada :)? :)

megimoher pisze...

przepięknie, spokojnie, snuje się opowieść... to już wiesz, liście zostaw... z trawy się zbiorą wiosną, z grabaniem albo pierwszym pokosem. A to nie szczygły, tylko kwiczoły (chyba)- w każdym razie jakieś drozdy, duże. Na przelocie. Z moim czytaniem blogów to jest tak: czytam od początku alfabetycznej listy... a potem zaczynam od końca... i do m,n rzadko dojdę;) ale jak już, to przeczytam wszystko!

Tenia pisze...

Witaj Mario
I tak jest zawsze ,po przeczytaniu Twojego postu.Posiedzę ,pomarzę.
Dopiero po chwili zabieram się,za napisanie komentarza.U was na pogórzu jest ciągle pięknie,w Twojej chatce smakowicie,a ty o wszystkim cieplutko opowiadasz.Pozdrawiam serdecznie:))

Ewa - Margarytka pisze...

Marysiu ależ smakowitości. Dobrze, że nie ma takiej możliwości, żeby tak się do Was przez ekran dostać, bo chyba porwałabym, któryś z tych serów. Wyglądają tak wspaniale, że aż ślinka się toczy :D. Widoki cudne.
I czas na robótki chyba już dobry. ja swój szalik skończyłam już dawno, ale myślę teraz nad jakimś szydełkowym :)

Pozdrawiam serdecznie

Riannon z Dworu Feillów pisze...

O jej, aż mi jęzor na wierzch wyszedł od tych smakowitości :-) Śliczna łapka na fotce.
Ja przed samym domem liście grabię, aby było ładnie, ale na dalszym ogrodzie i w sadzie już nie. Po zimie jest z nich dobry nawóz i nowe rośliny korzystają sobie z nich. Jak Ci się nie chce grabić, to sobie po prostu odpuść i już :-)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Kyja, czasami mam takie zrywy, a jak się uruchamia wędzarnię, to przy okazji jeszcze to, i to, Kopystańka wyjątkowa, bo z księżycem nad, w biały poranek, pozdrawiam serdecznie.

Olqo, przecież to można powtórzyć, nic straconego, bardzo pozdrawiam.

Weszynosko, pokażę, a jakże!

Anniar, witaj, serki tak trochę w fazie eksperymentowania, ale rzeczywiście pyszne, a byłam świtem u Ciebie, włóczykij jesteś, serdeczności.

Aneto, a nie boję się, najfajniejsze jest wspólne przygotowywanie potraw, a nie przywożenie gotowych, a i naleweczka by się znalazła, historie z życia są niesamowite, czasami warto do rana posiedzieć, pozdrawiam ciepło.

Megi, tak zrobię; a te ptaki to rzeczywiście jakieś większe; hej! wpadaj, kiedy masz czas i ochotę, pozdrowienia serdeczne ślę.

Teniu, dziękuję Ci bardzo, serdeczności.

Margarytko, sery zrobiłam trochę z wyrachowania, bo wcale nie są tanie, też zaczęłam robótkować, ciepełko ślę.

Riannon, też przymierzałaś się do serów, próbowałaś już robić oscypki? Kompostuję liście od kilku lat, w tym roku leń mnie ogarnął, niech się rozłożą same, odpuszczam, serdeczności.

jola pisze...

Czosnek niedźwiedzi, suszony zakupiłam na allegro, ale w przyszłym roku będę mądrzejsza i sama sobie nasuszę. Sery z jego dodatkiem są naprawdę pyszne, delikatne w smaku :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Jolu, i ja też, i ja też, miałam w tym roku przenieść go znad Wiaru pod chatkę i znowu zeszło, a tam jest go mnóstwo. Makłowicz nazywał go czeremszą i przyrządzał jak szpinak, taki z beszamelem, pozdrawiam cieplutko.

Ania pisze...

Marysiu i cóż ja mogę napisać. takie u Ciebie klimaty i widoki, że z chęcią spakowałbym manatki poszła na piechotę na to Twoje Pogórze. Tyle pyszności przygotowałaś w swojej przecudnej wędzarni, zapach tych serków i pstrągów to ja czuję po prostu. I jeszcze te widoki emanujące i kojące spokojem. Oj chciałoby się tam być z Tobą. Pozdrawiam cieplutko. Ania:)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Aniu, kto wie, kto wie! może kiedyś zawędrujesz na nasze Pogórze, dziś posypuje mokrym śniegiem i ... co tu dużo mówić ... jest paskudnie, serdeczności ślę.

Magda Spokostanka pisze...

Oj oj, bardzo zazdroszczę 20 litrów mleka! U nas bardzo trudno kupić, bo świat wiejskich gospodarstw powoli ginie. "Wielcy" nie bawią się w sprzedaż detaliczną, a gospodarzy z jedną, dwiema krowami trzeba szukać ze świecą.
Pyszności zrobiłaś niesamowite! I w ogóle, z Tobą to tak, jak Gooocha pisze ( no może bez ciąż:))!
Zachwyciło mnie zdjęcie różowo-liliowych łąk za potokiem.
Wszystkiego dobrego Marysiu!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Magdo, no bo ja mieszkam "stacjonarnie" w mieście, latem po mojej ulicy chodzą krowy, to pewnie o mleko łatwiej. W moim rodzinnym domu zawsze były krowy, a teraz brat do sklepu biega, świat się zmienia, wcale nie na lepsze. Oj tam, oj tam, każdy to potrafi; ja do tych zdjęć też wyleciałam z chatki, jak zobaczyłam przez okno, zmarzłam niesamowicie, i Tobie dobrego, pozdrowienia nad jeziorka ślę.

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

ach, jakie cudne smaki w Twojej kuchni!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Wonne Wzgórze, jakoś tak swoje jadło inaczej smakuje, lepiej, serdeczności.

Stanisław Kucharzyk pisze...

Fakt, że na Waszym Pogórzu już zimą zapachniało, a nie tylko pstrągami. Mimo wszystko serce się rwie aby znów zerknąć na dolinę Wiaru. Jak nie mogę osobiście to przynajmniej prze Twoje okienko popatrzę. Dzięki.

Ania z Siedliska pisze...

Ależ Ty pyszności robisz ! Ja ograniczam się tylko do twarożku z mleka od sąsiadki. Może tez zacznę produkować te twarde, solankowe ? Tylko podpuszczki nie mam. Gdzie ją kupujesz ? Pozdrowienia dla serowarki, dziergaczki, wędzarki w jednym :DDDD

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krzyśku, przejeżdżaliśmy przez Wiar, zamienił się w ledwo cieknącą między kamieniami strużkę, brakuje wody, ale myślę, że przyroda to nadrobi. Wyjeżdżamy czasami, wędrujemy gdzieś, ale wracamy z wielką przyjemnością i zawsze i nieodmiennie Pogórze nas zachwyca, o wszystkich porach roku, pozdrawiam serdecznie.

Aniu, to wszystko jest łatwe do zrobienia, podpuszczkę kupuję na allegro, już poporcjowaną w plastikowych kapsułkach, bo używa jej się niedużo i ciężko byłoby odważać, jeśli masz sąsiadkę z krową, to nie widzę lepiej. Trzeba trochę poczytać o produkcji serów i można zaczynać, spróbuj, a uda się na pewno, serdecznie pozdrawiam.

Go i Rado Barłowscy pisze...

Wędzone rybki i domowy ser! Mmmmmmm. Super!
Smacznego.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Go i Rado, smacznego, ale już nie ma do czego, serdeczności.