Karlików w Beskidzie Niskim to nasz ulubiony ... tam katowaliśmy stok razem z dziećmi, bo ja późno nauczyłam się szusować.
Na początku był tam tylko blaszak od wyciągu, mizerna knajpka, WC w jakimś baraczku, ale szalona radość ze stoku ... orczyk wyciągał nas 1200 m do góry, potem tyleż samo trzeba było zjechać.
Kiedyś było tak cieplutko, że jeździliśmy w samych swetrach, a czasami tak wiało, że przez każdy otwór w kurtce mróz gryzł jak szpilką ... albo mgła zamarzała na okularach, że nie nie sposób było zeskrobać ją, jeździliśmy wtedy prawie po omacku.
Jak my lubimy to miejsce ... przynajmniej ja ... na miarę własnych umiejętności ...
O, i tu mogę napisać: A ta kropka to ja!
Wypuściłam męża pierwszego na dół, masz mi zrobić zdjęcie, że tam byłam.
Tu już nie kropka ... czuję zawsze wielki respekt przed każdym stokiem, nigdy nie jeżdżę po wariacku ... pewnie, pęd upaja, tumany śniegu za nartami, chrobot zbitego śniegu ... szur! szur! kolejne zakosy ... o, nie!
wyhamowuję leciutko, bo od razu mam przed oczami gips ... no, tak mam.
Czasami warto zatrzymać się, popatrzeć po okolicy, na górze szadź pobieliła pięknie świerki ...
... obłędne widoki w każdą stronę, pomimo zamglenia ...
O, tu ... jakby machnął solidnie przez Tokarnię w paśmie Bukowicy, śnieżką, to doleciałaby do Piotrowej Chaty na Wisłokiem ...
... a tu pagóry nad Płonną ... przez moment wyszło słońce, od razu cieplej, wiatr jakby ustał ... czasami tak wieje, że trzeba kulić się, żeby dojechać do końca trasy.
W przerwie na odpoczynek zjeżdżamy do nowiuśkiej knajpki ... z widokiem na stok ... i frytki tam dają w ilości małogarstkowej ... można złapać oddech, trochę odpoczną nogi w robocopowych butach, od których człowiek bardziej się męczy chodząc niż jeżdżąc po stoku.
Dziura na słońce w niebie szybciutko zamknęła się, po niebie szły ciemne chmury, zacinając śniegiem i potęgując wiatr ...
Zjechaliśmy po raz ostatni, czas wracać do domu ... tym razem pojedziemy przez Płonną do Szczawnego, a tam jak zwykle niemożebne zaspy, drogą wycięta przez pług wirnikowy ...
Mam do dziś przed oczami obraz takiej zaspy, ale w poprzek drogi ... jechaliśmy do Karlikowa właśnie od strony Szczawnego ... dalej nie ma przejazdu, nawet wirnikowy nie dał rady ... przed nami doskonale widoczna góra ze stokiem, wyciąg działa, jeżdżą narciarze, a my nic nie możemy ... trzeba wracać objazdem.
W Płonnej zatrzymujemy się, jak zawsze, przy ruinach cerkwi ...
... tutejszy PGR zdewastował ją doszczętnie, zostały ledwo trzymające się mury ... ale coś się dzieje ... dzwonnica odremontowana ...
... na ścianach ruin prowizoryczny ikonostas ...
... a na ukośnych podstawach powiększone zdjęcia dawnych mieszkańców, opisy ...
wszystko zabezpieczone folią przed wilgocią ...
Tylko wiatr gwiżdże w gałęziach, nawiewa od południa suchy śnieg ... gdzieś w starych drzewach opuszczona zagroda ...
Och, Beskyde, Beskyde ...
Byłam zmęczona, kilometry w nogach dały znać o sobie, oczy same zamykały się, coś-niecoś rejestrując z mijanych krajobrazów ... im dalej od gór, tym śniegu mniej ... a u nas, jak zwykle jesień.
Czasami mąż, śmiejąc się, budził mnie: Hej, wszyscy ludzie nam się kłaniają! ... tak mi głowa latała w tym drzemaniu ... jak starej sowie.
Ale tą razą było o wiele lepiej, strach na stoku jakby trochę odpuścił, spięte mięśnie rozluźniły się ... to była przyjemność, którą trzeba powtórzyć.
A już chętniej poszłabym gdzieś ... w piątek chcemy wycinać i palić krzaki pogórzańskie, unijnie ... może w sobotę?
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawiony miły ślad, wszystkiego dobrego, pa!
29 komentarzy:
fajnie Tobie... ja co najwyżej mogę z górki malutkiej zjechać... na sankach ... hihi
ciekawe miejsce z tą cerkwią ... zabytek ?
Jesteś cudowna łącząc przyjemne z pożytecznym. Ja na nartach byłam ponad 20 lat temu, mąż zdecydowany przeciwnik, chodzić lubi ale to wszystko. Tyle ciekawych miejsc wokół Ciebie, takich tajemniczych, ogólnie mało znanych...Pozdrawiam z zasypanej Warszawy, choć temperatura bliska 0 !
Podziwiam Cię i za umiejętności i hart ducha a zdjęcia jak zwykle bajeczne:)
O wędzonkach i galarecie czytał dzisiaj Padre u Ciebie i oczywiście też zapragnął ;-) Ostrożność jest cechą dojrzałości, ja kiedyś nadrabiałam brawurą brak techniki... teraz tak jak Ty jestem zachowawcza i już nie upajam się pędem ;-)
Zimowe widoki piękne, ale zafrapowała mnie ta odnowiona dzwonnica... jedni ludzie zniszczyli, inni próbują coś ocalić.
Ściskam czule ;)
Wiesz Mario, że rok po mastektomii, na pierwszą dłuższą wędrówkę wybrałam się właśnie na Tokarnię. Szliśmy z Woli Piotrowej - był listopad- Święto Niepodległości i 15 stopni ciepła. Było pięknie i cieplutko, wspaniała widoczność i widoki wtedy jeszcze bez wiatraków, których obecność zdecydowanie pogorszyła panoramę. Wyciąg w Karlikowie, też prezentował się nieźle, chociaż nie było śniegu i narciarzy.
Ciekawi mnie historia tej zniszczonej cerkwi.
Serdeczności Mario..
Piekne miejsca. Ja nart nie mialam na nogach od chyba 15 lat i nie zapowiada sie, aby moglo sie to zmienic.
Pozdraiam Nika
Śliczne widoki! Zazdroszczę.. od nart wolę łyżwy, jakoś nie nauczyłam się dobrze jeździć chociaż w dzieciństwie troszkę próbowałam ;)
Piękne okolice! Szłam tamtędy w pewien piękny majowy weekend - z powodu kiepskich połączeń na linii Krosno-Komańcza, z Moszczańca szliśmy na około przez Wisłok, Tokarnię, Rzepedkę do Rzepedzi. Pani na kwaterze była bardzo zdziwiona, że wybraliśmy taka okrężną drogę :)
Pozdrawiam serdecznie
Piękne miejsce na szusowanie po stoku. Jak widzę, na wszystko znajdujecie czas. I bardzo dobrze. Trzeba korzystać, póki zdrowie pozwala. Wspaniałe zdjęcia.
Pozdrawiam.
No cudne widoczki!!!Widzę, że zima wciąż na całego !!!Ja to w Anglii już wiosnę czuć zaczynam. Bardzo fajny ten stok tam macie, i długi zjazd i nie tak bardzo stromo :) Takie lubię!!!Miłego zimowego szaleństwa !!!:) Pozdrawiam
Mimo mgły cudne widoki - zazdraszczam. Jak patrzę w mojej okolicy ile pałacyków i folwarków zostało przez PGR-y zniszczone i teraz dalej niszczeje to się nóż w kieszeni otwiera... Fajnie, że choć troszkę ktoś się tą cerkiewką zajął. Pozdrawiam
Witaj Mario.
Świetna wyprawa dla zdrowia i dla duszy.Bo widoki jak zawsze piękne.
Pozdrawiam serdecznie:))
Joanno, na saneczkach z górki też przyjemnie; cerkiew z 1850, jakby zabytek; pozdrawiam.
Mażeno, trzeba nadrobić stracone, raz na narty, raz na wędrówkę; przy drodze pełno takich miejsc po wysiedlonych wsiach; serdeczności.
Olqo, z tym hartem to słabiej, a Beskid Niski bardzo urokliwy; pozdrawiam.
Inkwizycjo, mężczyźni lubią pojeść tęgo; wraz z upływającym czasem jestem coraz ostrożniejsza, zero ryzykanctwa; w remont włączyła się jakaś fundacja karpacka, dobra i dzwonnica, może roboty pójdą dalej; pozdrawiam serdecznie wraz z Padre.
Zofijanno, kiedy zatrzymaliśmy się tam pierwszy raz, w śniegu po pas, nie mogłam uwierzyć, że to kiedyś była cerkiew, zawalony dach, zwalone banie dzwonnicy, pełno gruzu; teraz uporządkowano wokół, jak i cmentarz po drugiej stronie drogi; historia cerkwi smutna, jak wielu innych, które podzieliły jej los; pozdrawiam cieplutko.
Nika, mówią, że tej umiejętności się nie zapomina; Beskid Niski jest bardzo urokliwy; serdeczności.
Kama, nie miałam łyżew na nogach nigdy, a teraz boję się, bo jak grzmotnęłabym na lód z moich 172 cm, to nie byłoby co zbierać; pozdrowienia ślę.
Maniu, nasze wędrówki budzą zdziwienie, Haneczka z góry też kiedyś pytała: Janek, a po co oni tak chodzą, mają przecież samochód! pozdrawiam.
Wkraju, stok w sam raz na nasze umiejętności, działalność gospodarcza daje możliwości udzielenia sobie urlopu "na żądanie", to jeden z jej blasków, bo są też cienie; właśnie, póki zdrowie, bo statystyki są przerażające;
pozdrawiam.
Malaalu, czyżby łany narcyzów już kołysały się na łąkach? stok przyjemny, jak dla nas; pozdrawiam.
Kasiku, piękności architektoniczne rozsypują się w gruz w majestacie prawa, a obok wyrastają budowlane koszmarki; pozdrowienia ślę.
Teniu, bardzo nam się podobało, chociaż na drugi dzień trochę nogi bolały; Beskid Niski tak ładny jak nasze Pogórze, bo "każda sroczka swój ogonek chwali"; pozdrawiam.
Tak było, jest i będzie w zimie Mario - im wyżej tym więcej śniegu. I dobrze, bo w dolinach już można palić gałęzie i szukać zwiastunów wiosny a w górze poszusować i nacieszyć się białym puchem.
Dobrze że jesteś ostrożna na stoku bo ja drżę gdy wnuk mi powtarza: Nie ma ryzyka, nie ma zabawy.
Zapraszam po wyróżnienie na mojego bloga..te rysie i wilki...
Piękne te ruiny są, mam nadzieję, że nikt nie wpadnie na pomysł, żeby coś odbudowywać, teraz tylko trzeba dbać o te ruiny :) muszę tam kiedyś się wybrać :) .
Ja też bym chętnie zjechała na sankach bo na nartach nie umiem...a ten pomysł z zabezpieczeniem ruin podoba mi się, dobrze że choć tyle zrobiono w tej mierze. Serdecznie pozdrawiam!
Te ruiny są piękne, choć szkoda, że przez czasy PRL-u straciliśmy wiele cennych i pięknych budowli.:( Ja w tym roku też troszkę na nartach "poszalałam", ale pozwolisz, ze podziękuję już Pani Zimie i poproszę, żeby sobie poszła do morza. Ja chcę słońca i ciepła:) Pozdrawiam cieplutko. Ania:)
Chyba jednak dobrze, że PGR zniknęły z naszego krajobrazu, choć to co pozostało pokazałaś bardzo dyskretnie. :)
Może już od nowego tygodnia przyjdzie wiosna. :)
Pozdrawiam. :)
Pozdrawiam dzielną czerwoną Kropkę!
Mario, jezdzisz wspaniale :)
napisalam u siebie - pare slow o nartach turowych; nie taki diabel straszny, a powiem wrecz - ze ten diabel nawet bardzo i wspanialy jest ;) te gory wokolo u Was nadaja sie na cudowne wedrowki narciarskie.
pozdrawiam serdecznie!
Krystyno, ależ masz wnuka! a ja od razu mam przed oczami gipsy, wyciągi, kuśtykanie z laseczką ... to prawda, górą więcej śniegu, ale jak pociągnie marcowym wiatrem i słońcem, rychło zejdzie; a może by tak jeszcze raz na stoczek? pozdrawiam serdecznie.
Agato, dziękuję pięknie za wyróżnienie, za docenienie mojego bloga; pozdrawiam Cię serdecznie.
Zabytki, zabezpieczone są mury, uporządkowany teren przycerkiewny i cmenarz, nie wiem, jakie są zamiary darczyńców - z Polski i Kanady; pięknie tam, rozległe widoki; pozdrawiam serdecznie.
Sukienko, a ja nigdy w życiu nie miałam łyżew na nogach, i już chyba nie zdobędę się na ten wyczyn; pewnie gdyby położono na mury nowy, świecący dach, miejsce straciłoby urok, chociaż niewykluczone, że tak się kiedyś stanie; serdeczności.
Aniu, gorszymy się, gdy na wschodzie spotykamy się z bezmyślnym niszczeniem zabytków, kościołów, cmentarzy, a my? patrząc wszędzie, ile zniszczyliśmy, bo nie nasze, ile rozsypuje się na oczach wszystkich? nieliczne przetrwają; marzy mi się jeszcze marcowe słońce na stoku; ciepełko ślę.
Kris, nie zniknęły, straszą rozwalające się obory, stajnie, opuszczone całe gospodarstwa przy byłych ośrodkach rządowych, tak jest u nas; marcowy wiatr wywieje resztki zimy szybciutko; i ja pozdrawiam.
Magdo, i ja pozdrawiam serdecznie.
Lilka, hm! daleko mi do "wspaniale", ale jakoś udaje się wjechać i zjechać; mam zaległości w czytaniu nowych wpisów, i internet dopiero dziś wrócił, nadrobię; i ja pozdrawiam.
Patrycjo, na pewno odwiedzę, tylko nie mogę spełnić Twojej prośby z tym fan page, bo ja nie mam o tym wszystkim pojęcia, ja tylko piszę bloga i wklejam zdjęcia, a cała reszta to dla mnie najczarniejsza magia; i ja pozdrawiam serdecznie.
Super miejsce, też tam bywam. Szkoda tylko, że wyciąg tak często staje...nie ma komu zainwestować w infrastrukutrę. Bez pieniędzy nie przyciągną turystów...choć tych chyba i tak nie brakuje ;)
Mario, ale ja wcale nie oczekuje, ze wsrod nadrabianych zaleglosci - sa moje wpisy:)) dlatego ta informacja - bo ta moja notka - to troche dla Ciebie specjalnie:) namowie- nie namowie, ale warto, zebys o takiej mozliwosci wiedziala. Ty i inni Pogorzancy. Bo te gorki u Was az sie prosza o wedrowki; Wasze gory maja ten plus- ze isc mozesz niemal wszedzie, gdzie Cie oczy niosa*. Tutaj - albo wzdluz wyciagow, albo trzeba wycieczki bardzo dokladnie planowac ze wzgledu na lawiny.
Zreszta Mario - choc nie z tamtych rejonow pochodzi moja rodzina - to ja urodzilam sie w Sanoku- wiec troche znam Twoje okolice. sentyment pozostal :)
* mowie o gorach Slonnych i tych lagodnych wzgorzach na Twoich zdjeciach. Bo w Bieszczadach - lawiny sie zdarzaja; na wszelki wypadek - wklejam artykul o lawinach w polskich gorach: http://www.goryonline.com/Lawiny_w_polskich_gorach,5727,363,0,0,F,news.html
pozdrawiam!
Piotr, zdaje się, że obiekt wytawiono na sprzedaż, może ktoś kasiasty zainwestuje; lubię ten stok, choć daleko od nas; pozdrawiam.
Lilka, a zaglądam, kiedy tylko czas pozwala; i o nartach turowych przeczytałam, moi znajomi pokonują przestrzenie na biegówkach; też miałam epizod sanocki w życiu, bardzo polubiłam to miasto, a lawiny schodzą, a jakże! najczęściej chyba z Rawek; pozdrowienia ślę.
na biegowkach nigdy nie jezdzilam,
gdyz podobnie jak rowery wyscigowe (bo prawdziwy rower- to goral:)) - uwazam (pewnie nieslusznie) je za pocieszenie, dla tych biedakow, ktorzy nie mieszkaja w gorach:))
a na poważnie z tego co mi wiadomo, jazda na nieprzygotowanych drogach, to ekwilibrystyka:
http://annabucholc.blogspot.de/
zjezdzanie z gory z wolna pieta, na nartach na ktorych nie zakantujesz ani nawet nie zaplużysz - to juz czysta akrobacja. Sport dla mocnych i z mocnymi nerwami:)
A tury - niczym tur sa lagodne i spokojne. Czasem tylko szarzuja:))
ps. jesli zagladasz w moje skromne progi - to jest mi niezwykle milo:)) pozdrawiam!
poprawka - dla przyszlych pokolen :)
zeby link byl wlasciwy, nawet gdy sie nowe wpisy pojawia:
http://annabucholc.blogspot.de/2013/02/weekend-w-kampinosie.html
Dzięki, Lilka, a ja na roweryku pomykam tylko po mieście, w okolicy domu, jednak wędrówki piesze są moje najulubieńsze; serdeczności.
Prześlij komentarz