niedziela, 16 marca 2014

Murarkowe zajęcia, plecionki i Pogórze na niebiesko ...

Ładna pogoda wyciągnęła mnie w końcu do chatki, a priorytetem było przede wszystkim "uwolnić murarki".
W domu stacjonarnym przygotowałam sobie trzcinki w pewne piękne popołudnie, a teraz trzeba było wydobyć kokony z owadami, przesypać je do przewiewnego i otwartego pudełka, żeby mogły swobodnie wygryzać się i odfruwać ... u mnie rolę takiego pudełka spełnia plecionka w kształcie myszy ...


Tutaj widać eleganckie, gliniane przegródki, a między nimi kokony, które wyjmowałam delikatnie patyczkiem do szaszłyków, trafiały się przegrody puste, albo wypełnione tylko pyłkiem kwiatowym, albo spasożytowane ...


Trzcinkowych łodyg z poprzedniego roku było całkiem dużo, zresztą z roku na rok wyjmuję coraz więcej kokonów, znaczy pszczółki rozmnażają się całkiem przyzwoicie ... zajęcie przyjemne, w słońcu na tarasie, na prawie całe popołudnie ...


Jeszcze tylko nowe, przywiezione trzcinki powiązałam w pęczki, zapełniłam drewniany niby-ul, obok myszka z kokonami, a wszystko zabezpieczone metalową siatką i już po robocie. Teraz można zabierać się za inne, przyjemne zajęcia, ale to już jutro ... ponieważ nocny mróz utrzymywał się dosyć długo, zabrałam się za składanie drzewa w wolnych przegrodach pod dachem, rozgrzewająca i bardzo uelastyczniająca praca ...


Ponieważ na podwórzu leżało sporo odrostów leszczynowych, które przycinaliśmy jeszcze przed zimą, zamarzyły mi się plecione płotki na grządkach przy chatce ... nacięłam siekierką grubszych patyków, wbiłam w ziemię, a potem cieńsze gałązki przeplotłam między nimi ...



To zdjęcia już z dzisiaj, kiedy przyszedł chłodny front i pogoda obróciła się o 180 stopni. Niech pada, bo wody ciągle za mało. A miałam wysiać rzodkiewki, marchew, pietruszkę, szczypiorek i sałatę ... tak po rządku, bo mam malutki foliaczek, ale nie zdążyłam, poczekam na lepszą pogodę ... przy tym wysokim płotku posieję nasturcję, niech się wspina ...
Ostało się jeszcze kilka kępek krokusów, jakoś gryzonie nie zdążyły ich zjeść, bo tych posadzonych pod kamienną ścianką tarasu już dawno nie ma ...



I śledziennica urosła za wędzarnią ...


... i czosnek niedźwiedzi, pierwsza wiosenna, naturalna witaminka ...


Odkryłam także ziołowy taras z zimowego stroisza, gałęzie poszły na ognisko, a podeschnięte resztki zostały przycięte ... zapachniało tymiankiem, cząbrem, szałwią i macierzanką ...


A po południu poszłam z psami na łąki, na przylaszczkową polankę, właściwie to jest takie wzniesienie nad potokiem, otoczone drzewami, gdzie najwcześniej zakwitają te niebieskie, wiosenne piękności ...




Niebieskości dokładają rozkwitające właśnie cebulice, jeszcze gdzieniegdzie, ale już otoczenie łapie błękitną mgiełkę ...


Błękitnie na górze, błękitnie na dole, co za błogi czas!


Obeszłam z psami cały teren, futrzaki zmęczone, już bez zwykłej energii wlokły się do góry ze spuszczonymi ogonkami, byle napić się wody i położyć na zimnych kamieniach tarasu ... niebem ciągnęły klucze żurawii ...


Z łąk widać było ponad chatką unoszące się kłęby dymu ...


To za Wiarem płonęła trawa na zboczach góry Filipa, dopiero dziś, w deszczu, zobaczyłam obraz zniszczenia, czarne, osmalone stoki ... czy ogień nie zniszczył łanów lilii złotogłowych, albo zawilca olbrzymiego? ... płonęły również łąki nad Huwnikami, straż jeździła tam bez przerwy gasić ciągle nowe zarzewia ognia ... co roku to samo ...


Podświetlone zachodzącym słońcem wierzby wyglądają jak pokryte puchem ...


Mglące się niebo wróżyło zmianę pogody, sobotnim świtem wiatr uderzył w chatkę, przyszły chmury, a ja pracowałam z sąsiadem w koziarni, pomagałam mu wybierać obornik na przyczepkę, który miał pojechać do mnie, na skompostowanie przy pogórzańskich grządkach ...


Zapakowaliśmy dwie przyczepki tego dobra ogrodniczego, usypaliśmy sporą pryzmę, i teraz co? trzeba to czymś przykrywać, żeby sobie spokojnie przerobiło? proszę o radę ...
Przy okazji zobaczyliśmy nowiuśki przychówek kozi sprzed dwóch dni, o matko, śliczne, białe koźlątka, chłopak i dziewczynka ... usiedliśmy potem z mężem i orzekliśmy, że chyba nie nadajemy się na hodowców kóz, bo wiadomo, jaki los czeka koziołki, nie damy rady wychować i potem ... no, tak mamy i już ... zresztą dotyczy to każdego zwierzaka, czy to kury, kaczki, owcy czy kozy ... zaprzyjaźniamy się na amen.


Cały bambetel w chatce zastawiony sprzętem do pasieki, na chwałę pszczółkom zasadziłam 3 lipki, musimy dopracować się jeszcze pomieszczenia gospodarczego dla owegoż sprzętu.
Nie lubimy niedzieli, musimy wracać tuż po "krużelowych śpiewankach", dziś mąż nawet wcześniej, bo rejestrował pasiekę (hm, dwa ule na razie) i zapisywał się do związku pszczelarskiego, a mnie Kopystańka żegnała takim widokiem ...


Sypał gęsty śnieg, od zachodu jakby bardziej, świat bielał i bielał, ale to chyba ... przelotne, prawda?
Koło nas ruch jak nigdy, sadzą 7 hektarów lasu, rano przyjeżdżają robotnicy, po południu wyjeżdżają, krążą leśnicy, gajowi, mamy nadzieję, że w końcu zakończą się prace leśne i nastanie spokój.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, wszystkiego dobrego, pa!






34 komentarze:

Mażena pisze...

Tak ładnie wszystko zagospodarowałaś i ogarnęłaś. Plotki nadają niesamowitego charakteru całemu otoczeniu, niesamowite, mam sentyment do takiego ogrodzenia. Miód, pszczoły i lipy..Las urośnie za wiele lat. To niesamowite, tworzysz coś fantastycznego, nowego lub obok Ciebie coś powstaje. U mnie najwyżej zbudują nowy blok, a moje prace nie są takie trwałe i twórcze.

mania pisze...

Marysiu, jakie malownicze plecionki! Tak rozczulająco sielsko u Ciebie :) Piękna pogoda pozwoliła nam uwierzyć, że to już wiosna, nawet ja mimo przeziębienia byłam z Florkiem w lesie, od razu się lepiej poczułam a psisko przywlokło pierwszą oznakę wiosny - kleszcza.
Dobrego tygodnia :)

el kowalik pisze...

Bardzo zgrabne płotki, też o takich marzę :) Pogórze przepiękne na Pani zdjęciach. I w ogóle przepiękne...

Zofijanna pisze...

i ja byłam na Pogórzu- siwo było od przylaszczek i dwulistnych cebulic, gdzieniegdzie bieliły się też zawilce.
Było ich jednak mniej, zapewne z powodu suszy.
Obornik przykryłabym ziemią- warstwą ziemi-zapobiegnie to stratom azotu.
Rozumiem Twoją niechęć do hałasujących ludzi, wszak po spokój jeździcie na Pogórze..
Moc serdeczności

Izydor z Sewilli pisze...

Jaka wiosna u Ciebie. Przylaszczki...,płotki uwite, murarki w kokonach.
U nas dziś nieźle pada, z czegom wielce rada, bo sucho było straszliwie. Owieczki na deszczu brały prysznice. Gęś uwiła gniazdo nad stawkiem i znosi jaja. Nie wiem, co z tego będzie.
Uściski i pozdrowienia

Rick Forrestal pisze...

I love your garden.

grazyna pisze...

I love your garden toooooo!...jak Rick!!!!hahaha...bardzo lubie Twoje zajecia...o murarce musialam sie doksztalcic w google, nie znalam tych stworzen, ktore, wyobrazam sobie powiekszaja zbiory tak pracowicie zapylajac wszystko.Podobaja mi sie plotki z patykow, nasturcja bedzie ppieknie sie po nich piela...szczesliwa jestes Mario! buziak!

Ania pisze...

Mam zamiar zrobic takie domki dla dzikich pszczół, bo u nas ostatni pszczelarze zrezygnowali z hodowania miodnych. Nie wiedziałam, że trzeba wydłubywać kokony - czyżby same nie poradziły sobie ? Ten słomiasty obornik rzeczywiście musi dojrzeć. Dobrze przykryć go teraz ziemią, a potem ściętą trawą. Wizja płotku z nasturcjami zachwyciła mnie. Muszę ten pomysł "ściągnąć" od Ciebie :-).
Z tych samych powodów, co Wy, nie hoduję ani kur ani innej "żywiny".
Nie jestem wegetarianką ale w życiu nie podniosłabym ręki na moje zaprzyjaźnione zwierzątka. Sąsiedzkich też nie zjadam.
Serdecznie Cię ściskam, Marysiu i dziękuję za przylaszczki i inne widoki ! Ania z Siedliska

amelia10 pisze...

Jak zwykle tak cudnie u Ciebie i tak niezwykle prosto wszystko co wokół się dzieje opisujesz!
Płotki śliczne, tez takie mi się marzą i chyba sie pokuszę o takie,jak zrobi się cieplej.
A jaka wiosna u Ciebie?
U mnie na północy chłodno, choć już i ciepłe dni tez bywały.
Czekajmy więc na przwdziwą wiosnę!
Uściski posyłam

Magda Spokostanka pisze...

Płotki prześliczne! Wyglądają jakby tam były od zawsze.
U nas też na szczęście pada, bo susza już była wielka. Pewnie trawa powolutku ruszy.
No cóż ... koziołki sprzedaję lub oddaję za darmo. Niektóre z nich żyją szczęśliwie do dziś. Prawie wszystkie małe kózki też sprzedaję, bo niemożliwością jest taki coroczny przyrost stada. Rozstanie z maluchami jest zawsze bardzo smutne i okrzepnięcie w temacie tylko trochę pomaga. Od dwóch lat nie dopuszczam wszystkich kóz do kozła. Część odpoczywa od macierzyństwa. A przy okazji zmniejszam sobie ilość smutków i kłopotów (bardzo trudno jest sprzedać koźlęta)
Pozdrawiam deszczowo

Stanisław Kucharzyk pisze...

Przejeżdżaliśmy z małżonką w sobotę przez Pogórze. Jest takie przylaszczkowe zbocze przed Makową tuż przy drodze i faktycznie już niebieskie. A Góra Filipa opalona dookoła - dość wcześnie, a więc myślę, że lilie i zawilce przeżyły.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Mażeno, tak nie chwaląc się, trochę to pracy kosztuje, zwłaszcza że prawie wszystko robię sama, bo mąż ma swoje obowiązki; obiłam sobie lewą dłoń, kiedy wbijałam patyki do ziemi, i nie za każdym razem udało mi się trafić w patyk; ale lubię, powoli działam, mam nieograniczony, cały dzień, nawet czas na spacer po łąkach się znajdzie, kiedy trzeba kręgosłup wyprostować, a i drzemka południowa regeneracyjna też; te płotki marzyły mi się od dłuższego czasu, bo napatrzę się na inne blogi, i potem też tak chcę; pozdrawiam serdecznie.

Maniu, to był "recykling" leszczynowych patyków, które co najwyżej znalazłyby swe miejsce w ogniu, a tak jeszcze trochę posłużą; coś za szybko pozdejmowałam polary i flanelowe koszule, dziś mnie dźgnęło w bok przewianie i patrzę na świat przez okno, w cieple; kleszcze są w ogromnej ilości, jeden ugryzł mnie w kark, a sporo wyjęłam z psiej sierści, z Amikiem trudniej, a po Miśce widać, jak maszerują; i Tobie dobrego, Maniu, zdrowiej.

El kowalik, płotki przytrzymają trochę ziemię na grządce, a przy okazji troszkę ozdobią otoczenie; o, tak, Pogórze jest ładne o każdej porze, nie chwaląc się, bo przecież żadna to moja zasługa, też mnie zauroczyło przed laty; pozdrawiam.

Zofijanno, niebieszczy się na poboczach dróg i lasów, na nasłonecznionych skarpach, aż oko rwie tym błękitem; cebulice dopiero zaczynają wychodzić, ale mgiełka delikatna już jest, potem dojdą żółte pierwiosnki, fioletowe miodunki i dąbrówki, ale to już będzie prawie maj; o, matko, liczyłam, że wywinę się jakoś od tego przykrywania ziemią, bo to taka ciężka praca, może jakaś folia wystarczy? pracujący w lesie raczej niekłopotliwi, rano zejdą, po południu wracają, tylko kiedyś ani żywa dusza tamtędy nie przechodziła; ale liczę, że jak już zagospodarują wszystko, to znowu nikogo nie będzie widać; dziczeję, oj dziczeję w tych krzakach;
pozdrawiam serdecznie.

Owieczko, wystarczyło parę dni ciepłych i słonecznych, a przyjemne robótki same paliły się w rękach; w chatce wstaję raniutko, nie mam innych obowiązków oprócz nakarmienia psów, i hulaj dusza, tak łażę po tym obejściu, i tak dziubdziam; też mnie cieszą bardzo opady, niech przybywa wody w rzekach, o tej porze w tym obniżeniu, gdzie studnia, płynął strumień ze źródełka, a teraz sucho; jak gęś ma gniazdo i znosi jaja, to pewnie zasiądzie, tylko czy ona ma kawalera? pozdrawiam serdecznie.

Rick, dziękuję za odwiedziny, pogórzański ogród i sad trochę dziki; pozdrawiam ciepło.

Joanna pisze...

brakuje mi płotków na warzywnik... może też takie zrobię jak Ty ?
oryginalnie wyglądają i nadają ogrodowi jeszcze więcej sielskości...
u mnie przedwiośnie... kwiatków mało kwitnie
serdeczności posyłam

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Grażyno, a cieszy mnie to bardzo, że i Tobie podoba się; jak Rick pisze trudniejszy komentarz, to syn mi tłumaczy, z prostymi zwrotami troszkę sobie radzę, coś tam jeszcze zostało ze szkoły; murarka to wielce pożyteczne stworzonko, zaczynałam od malutkiej porcyjki kokonów, zakupionych w necie, teraz rozmnażają się u mnie, a także mają stary, spróchniały pień jodły, i tam jest ich dużo też; a nasturcją natchnął mnie gotujący Okrasa, z nasion robił kapary, a kwiatkami ozdabiał potrawy; serdeczności ślę za wielką wodę.

Aniu, jak oglądałam w necie zdjęcia domków dla murarek, to istne kombinaty, z różnych materiałów, glinianych, dziurawych ścianek, aż miło popatrzeć, bardzo zdobią też ogród; a mój domek to trzy deski w trójkąt, wypełniony snopeczkami trzcinek, i nic więcej, ale to im wystarcza; no właśnie, nie umiemy poradzić sobie z tym, wolimy bezimienne ze sklepu; pozdrawiam serdecznie.

Amelio, płotki to dobry sposób na wykorzystanie różnych gałęzi, oby tylko proste były; znawcy plecionkarstwa moga sobie pozwolić na bardziej ozdobne, moje najprostsze, toporne jakby, ale mi wystarczą; sobotni front przyniósł chłód, ale to dobrze, nie może wegetacja za szybko ruszyć, bo potem, nie daj Boże, przemarzną rośliny; ale wiosna prawdziwa już za progiem, a to cieszy; serdeczności ślę.

Magdo, tak mi się spodobały płotki u dziewczyn blogowych, że sama zapragnęłam takich; wszystko, co naturalne, ładnie odnajduje się w otoczeniu, kamyki, patyki, kłody drzewa, pniaki; oboje z mężem mamy z tym problem, ze zwierzakami, taką skazę, dlatego psy i kot wysterylizowane, bo inaczej zakociłabym się, i zapsiła, i nikomu nie oddałabym szczeniaków; i pewnie nie zmienimy się, więc nie będzie kóz, a tak mi się podobają, i terenu do wypasu tyle; wierzę, że nie jest Ci łatwo rozstać się z maluchami, bo jednak zawiązuje się jakaś więź, i tak radzisz sobie świetnie, Ty, miejska, wrażliwa dziewczyna; pozdrowienia ślę serdeczne.

Krzyśku, suche zbocza paliły się chyba przez dwa dni, ciągle mam wrażenie, że jednak szkody niepowetowane powodują w środowisku zwierząt i roślin; na nasłonecznionych zboczach niebiesko, kwitną przede wszystkim przylaszczki, moje najulubieńsze; zauważyłam, że kwiatostany męskie u leszczyn są zupełnie martwe, wyschłe, nie pylą, pewnie zaszkodziło im to oblodzenie i mróz, a to i chyba orzechów laskowych w tym roku nie będzie, przynajmniej u nas; w sobotę pogoda już popsuła się, raczej nie na wycieczki, ale Ty z żoną pewnie służbowo musieliście, no chyba, że tak ciągnie Was na Pogórze:-) pozdrawiam serdecznie.

Sunniva pisze...

Mario ! Ależ u Ciebie pięknie ! Płotek z garnuszkami przeuroczy ! Chyba u siebie taki zmontuję :). I kwiecie też kolorem rozbłysło ! Cudna wiosna ! Uściski . S.

wkraj pisze...

Dla mnie mieszczucha wszystko co piszesz i pokazujesz budzi okruchy wspomnień. Odwiedziny u babci na wsi, podobne płotki na ogródku, troskę o zwierzęta, życie w bliskości z naturą. Aż dziw, że skąd bierzesz tyle zapału do tych wszystkich prac.
Zawsze się relaksuje czytając twoje posty.
Dziękuję i pozdrawiam.

Magdalena pisze...

Myszka urocza. :)
Bardzo lubię przylaszczki, chociaż widuję je tylko na zdjęciach. :)))
Płotek z garnkami bardzo klimatyczny. Bardzo mile skojarzył mi się z Wolinem. Tam były podobne przy ogródkach. :)
Serdeczności :)

Anna Kruczkowska pisze...

Ależ pracowicie u Ciebie! U nas wieeeejjjjjeeeee.

colorado2811 pisze...

Ojejku, przylaszczki kwitną! Kiedy ja je ostatnio widziałam! Z okna samochodu, jak jechaliśmy przez Dynów do Sanoka.. A kiedyś - kiedyś na ogrodzie u nas rosły, same z siebie. I dziwiłam się, że zrywać nie wolno, jak one na ogrodzie.
Do chóru zachwytów się dołączam. Płotki mi się podobają niezmiernie, ale.. Ale, jak się w końcu wścieknę, to uwiję i mogą mi podskoczyć wtedy. A po ten czosnek niedźwiedzi to się chyba wproszę, bo mam straszną ochotę. Właśnie ogródek ziołowy zaczęłam modzić i czosnek się tam znaleźć musi. Podobno z kozim serem jest super...

Pellegrina pisze...

Ależ to misterna praca z murarkami, w dodatku przeczytałam, że miodku nie dają :-)Ale do miodku będziecie mieć pasiekę. Małe płotki, to coś dla mnie, tylko o leszczynę u nas trudno więc chyba użyję wierzby. Dobre wzory warto kopiować. Zjadłoby się sałatkę z czosnkiem niedźwiedzim ! Błękitne, wiosenne piękności pod błękitnym niebem, to to co tygrysy lubią najbardziej. Ja też

Ania pisze...

Na pewno sama zrobię przytulisko dla pszczół, nie będe kupowała. Pytałam Cię, dlaczego wydłubujesz kokonki - czy one same się nie wygryzą ?
Uściski ! Ania Siedliskowa

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Joanno, te płotki to najprostsze z prostych, nawet łatwo się robi, tylko zapas prostych gałązek trzeba sobie przygotować; ja plotłam z leszczyny i derenia, bo u nas tego dużo; pozdrawiam.

Sunnivo, te garnuszki to też efekt zaglądania na zaprzyjaźnione blogi; s lońce budzi te najpierwsze, podbiały i przylaszczki, na zawilce jeszcze czas; pozdrawiam.

Wkraju, jakie słodkie wspomnienia w sobie nosimy, to dobrze; u nas nie było takich plecionek, za to płoty z dartch sztachet, przeplatanych przez żerdzie, też ładne, teraz takich nie uświadczy; zapał jest, sił odrobinę mniej, ale damy radę; dzięki za dobre słowo, pozdrawiam serdecznie.

Magdaleno, najpierw próbowałam z plastikowymi pudełkami z powycinanymi otworami, ale na dnie zbierała się woda, a w ażurowej myszce wszystko spływa i jest dobrze; nie ma u Ciebie przylaszczek? pamiętam Twoją wyprawę na Wolin, i zauroczenie osadą; pozdrawiam.

Ruda, słońce wyzwala w człowieku niespożyte siły, bo deszcz jednak usypia; a wiatr już ustał, nawet dziś słońce nieśmiało wychodzi, i spory kawał niebieskiego nieba widać; serdeczności ślę.

Iwono, właśnie z okien samochodu widać ich najwięcej, bo rozkwitają na brzegach lasów, nachylonych do słońca, właśnie przy drogach; pewnie, że uwijesz, to nic trudnego, tylko żeby Ci kozy ich nie zjadły; o, tak, serek z czosnkiem niedźwiedzim, dobry jest, robiłam taki, ale krowi, jakby co, to pisz śmiało; pozdrawiam Cię.

Krystyno, nie, nie dają miodku, tylko skupiają się na złożeniu jaj, zbieraniu pyłku dla przyszłego potomstwa, a przy okazji zapylają, łagodne, ale mają mocne szczęki, czasami chwytają palec, ale nieroźnie; muszą mieć szczęki, przecież muszą się wygryźć; płotki z wierzby też mogą być, a jak zabraknie, to koło Ciebie tyle wikliny mają, zakup snopek niekorowanej i opleciesz się wkoło; w domu, pod brzozą też już zielono od listków czosnku, trwają pierwsze zbiory do twarogu; przylaszczki moje najulubieńsze; pozdrawiam serdecznie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Aniu, tak wyczytałam u blogowych koleżanek, wyjmuje się zdrowe kokony, bo niektóre są z jakimiś robaczkami, pszczółki wtedy zdrowe, a poza tym w trzcince ułożone są jedna za drugą, mogą się nawzajem uszkodzić, przegryźć, bo szczęki u nich potężne; tak to było wytłumaczone; same też pewnie sobie poradzą, ale ja układam nowe trzcinki w tym samym domku, koło nich wygryzają się murarki i od razu zasiedlają nowe; pewnie zagrażają im też sikorki, bo one lubią owady, a tak, za siateczką są bezpieczne; na pewno zasiedlą Ci przygotowany domek, bo przecież one są wszędzie, ja im tylko pomagam; U Bubisy można sporo dowiedzieć się, był tam kiedyś bardzo wyczerpujący post o murarkach; pozdrawiam serdecznie.

Ania z Siedliska pisze...

Dziękuję, Marysiu. zajrzę na ten blog. Buziaki !

Olga Jawor pisze...

Marysiu! U Ciebie zawsze mozna sie duzo ciekawych i pozytecznych rzeczy dowiedzieć (murarki, płotki plecione). Ja te wiedze gromadze w sobie i węodpowiednim momencie wykorzystam a jak zapomne, to zajrze na Twojego bloga i będę miała czarno na białym wszystko, co trzeba.
Takie ciepło bije z Twojego pisania, taka miłośc do wszystkiego, co Cię otacza!Lubię do Ciebie zaglądać!
Patrze przez okno. Chyba słonko zdecydowało sie znowu pokazac nam swoje oblicze. I troche błekitu nieba juz widać. Znowu chyba czas do pracy lecieć! Wiosenne cuda czynić.
Pozdrawiam ciepło Marysiu!:-))

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

Urocze domki, chyba też takie zrobię dla owadów.
Płotki też mi się bardzo podobają, tym bardziej, że od jakiegoś czau po prostu choruję na wszelkie ogrodowe plecionki.
Posadziłam właśnie u siebie pod drzewami przylaszczki, mam nadzieję, za jakiś czas też mieć taki błękitny, piękny dywan. Pozdrawiam ciepło i dzięki za garść pogórzańskich wrażeń.

Kris Beskidzki pisze...

Jestem pod wrażeniem tego typu podwórka. Pięknie zagospodarowany. Pozdrawiam serdecznie :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Olu, ja też czerpałam natchnienie z blogów, niektóre pomysły wykorzystywałam od razu, a niektóre czekały w kolejności; dziękuję za dobre słowa, właśnie one sprawiają, że człowiekowi chce się coś napisać od czasu do czasu; to moje "od czasu do czasu" zaczęło właśnie 4-ty rok istnienia, aż sama jestem zaskoczona; poczekam, aż odrobinę obeschnie ziemia i polecę do ogrodu, a jutro pogórzańskie sianie na grządkach, no i trzeba mi jednak zabezpieczyć pryzmę z obornikiem kozim; i ja pozdrawiam serdecznie.

Natalio, dla pożytecznych skorków, tylko mi słomy trzeba tam trochę wcisnąć; przeniosłam z Pogórza kilka krzaczków przylaszczki, rozsiały mi się teraz w przydomowym ogrodzie ładnie, tak też rozsieją się i Twoje; pozdrawiam Cię.

Kris, bo to bardzo dzikie podwórko, nie robię żadnych klombików z kwiatkami, bo nie miałabym już na nic czasu, a i chciałby człowiek nieraz przysiąść bez wyrzutów, że gdzieś tam zielsko rośnie; dwie grządeczki na chatkowe potrzeby, a reszta na zielono, pod kosę; i ja pozdrawiam.

gniazdo rycerskie - odbudowa pisze...

Zaglądam tu coraz częściej. Pozdrawiam tę, jak i wszystkie inne bratnie dusze w tym kraju. Swoją droga w przepięknych okolicach położone jest "nasze pogórze". Super świetne są te płotki z leszczyny. Rodem z renesansu:)
Pozdrawiam serdecznie

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Gniazdo, a mnie miło po wielokroć, że podoba Ci się u nas; śledzę z wielkim zaciekawieniem różne odbudowy, rozbudowy, ratowanie starych siedzib, i kibicuję mocno; i ja pozdrawiam.

Tomasz pisze...

Wiosna się budzi na Pogórzu. Właśnie wróciłem bo dłuższej nieobecności. Pozytywnie nastrajasz tymi foteczkami
Pozdrawiam serdecznie :)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Tomasz, wiosna na całego, tylko ruszać w świat; teraz najfajniej wszystko widać, nic nie przysłania zapomnianych zakątków; i ja pozdrawiam.

Craft done myself... pisze...

Pięknie po prostu:)) Tak jak nam się marzy!!! Pozwolę sobie skrobnąć do Ciebie na prv. Pozdrawiam z niedeszczowej dzisiaj Irlandii;))

Craft done myself... pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.