|
Nad wjazdem stoi jeszcze brama, która zawaliła się w zeszłym roku, zostawiliśmy tylko słupy. Po słupie elektrycznym wspina się dławisz, sięga coraz wyżej, pewnie nam go kiedyś elektrycy zdejmą w ramach oczyszczania terenu, pięknie przebarwia się i ma pomarańczowe owocki. |
Pamiętacie, jak nieoczekiwanie w połowie października 2009 przyszła zima, zasypało cały świat. Jechaliśmy na Pogórze w przeświadczeniu, że tam śniegu też już nie ma, skoro u nas już wytopiło wszystko. Niestety, przy kapliczce powitały nas zaspy, nie mogliśmy zjechać do siebie, bo wszystkie krzaki i mniejsze drzewka położyły się na drogę, cóż było robić? Na dół, piła spalinowa w ruch, przekosiliśmy się do góry, ze 3 godziny roboty i można było zjechać, a co działo się u nas? Popatrzcie sami:
|
W tle zwalona śliwa, zdrowa, tylko miała za płytko korzenie, jak się potem okazało. Z czerwonymi listkami to winorośl, którą szarnęłam żyłką z kosiarki, nad nacięciem uschła, a odbiła z oczka poniżej, z podkładu, bo była naszczepiana /nie przeze mnie/, zobaczymy, co z niej wyrośnie. |
|
Odłupały się gałezie ze starych jabłoni, chociaż spróchniałe, to jeszcze rodzą owoce, są to stare odmiany. |
|
Śliwkom łamały się młode odrosty, które owocują ....... |
|
.... leżały też całe drzewa. |
|
Jakby tego było mało, na to wszystko przyszły jeszcze dziki, zbuchtowały prawie cały sad, można było nogi połamać, takie były góry i doliny. |
|
Obraz nędzy i rozpaczy, jakby jakiś tajfun przetoczył się. |
|
A śliwki latoś obrodziły bardzo obficie, nie myślcie, że zostały porzucone. Zostały zrobione kompoty, masę powidełek, takie z czekoladą też, nastawione nalewki, reszta poszła do beczki, na destylat, pyszny, niczym ta z Łącka. A reszta służyła długo ptakom i innym maluczkim i dużym stworzeniom za pożywienie. A na koniec myszy i inne gryzonie pasły się na pestkach, robiły zapasy. Znajdujemy je teraz z powygryzanymi dziurkami, a to pod pniakiem, pod kamieniem, tudzież w chałupie pod progiem. |
|
A Frasobliwy z kapliczki na śliwce przy chałupie patrzył zmartwiony i zdziwiony , co też tu się wyrabia? Rzeżbkę Chrystusika dostaliśmy od Łysego, z Czarnej, przy drodze jest drogowskaz do niego. Jakiś uczeń terminował u niego i ją zostawił, a on przekazał ją dalej, nam. Szerszenie i osy oskrobują go coraz bardziej, budują gniazda swoje. |
I cóż było robić? Śniegi zeszły, zakasaliśmy rękawy i do roboty, piła jęczała, łańcuch się tępił, a my cięliśmy i sprzątali cały ten bałagan, gałęzie drobniejsze do spalenia, drzewo jabłoniowe i śliwkowe do wędzenia, a o wędzeniu jeszcze będzie. Nasz sad jest bardzo stary, pnie spróchniałe, śliwki rosną bardzo wysoko i trzeba czekać do późna, aż podeschną, zmarszczą się i spadną same lub je strząśniemy, słodziutkie.
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie, cieszę się, że podoba Wam się u nas. Jakiś czas temu internet dla mnie nie istniał, pozaglądałam na kamerki, jak tam w Bieszczadach, jakie imprezy w pobliżu, jakieś encyklopedyczne wiadomości o interesująch mnie rzeczach i tu nagle , bach! odkryłam blogi, zaczytywałam się, zobaczyłam, że ludzie myślą i robią podobnie jak ja. Zaczęłam z lekka komentować, zadzierzgnęłam miłe, wirtualne znajomości, Anulka z Chaty pod wiatrakami radziła mi i podtrzymywała na duchu, jak ktoś nieludzki podrzucił mi w mrozy małego kociaka, za piątą górką mieszka Szary Wilk, za Sanem będzie mieszkać Gosia z Radkiem z Ogarzego, Dorota z Interior of soul - artystyczna dusza, Aneta, Jola z Jolinkowa, Ataner,Inkwizycja, Madzia, wspaniali ludzie z Dolnego Śląska, Piotr z Chaty nad Wisłokiem, ostatnio Weszynoska , nie sposób wymienić tutaj wszystkich. I zachęcili mnie do pisania bloga, zakiełkowało to we mnie , długo nie mogłam się odważyć, i wreszcie, a co tam, nie święci garnki lepią. Pa.
14 komentarzy:
Naszej Kosztowej nie odwiedzaliśmy od jesieni - z maluchem trudniej się pakować w nieszczelny dom ogrzewany, póki co, wyłącznie piecem kuchennym, z wodą z hydroforu spuszczoną itd.. Przeczytawszy Twoją relację, coraz bardziej denerwujemy się tym, co u nas Zima zmalowała... Ale co tam, rękawy do zakasania mamy, łańcuchy do stępienia również się znajdą, damy radę! TEŻ CHCEMY FRASOBLIWEGO NA ŚLIWIE !
Uściski
Go i Rado
Zapomnieliśmy dodać, że blogowanie świetnie Ci idzie :D
Pzdr.
Go i Rado
Na pewno chałupa jest przemarznięta, jaką szafę czy szufladę otworzycie, to wszędzie siedzi mróz, który trzeba przepędzić i ogrzać. Piec nagrzewa pomieszczenie po kilku godzinach, pościel też jest zmarznięta jak licho, na pewno trudniej z maluchem, ale już bliżej jak dalej do wiosny, jak mawia moja Mama. Wiecie co, kupiłam kiedyś jakieś dłutka, to jest chyba łatwa robota - rzezanie w drewnie, takie nieartystyczne, ale nie mam pojęcia, jak się zabrać do tego, chciałabym Babę koło chałupy, może być z Chłopem.
Normalnie zarumieniłam się, takie słowa od starych blogerów, dzięki.
Zapomniałam, Gosiu, zapytać, czy lepisz pączki? Smacznego!
Oj był pogrom, u nas też tamta zima narobiła zamieszania :( Przyroda zawsze jest od nas silniejsza, ale i mądrzejsza...czasami swoimi sposobami zachęca nas do bliższego kontaktu. Dzięki za wymienienie mnie wśród netowych znajomych...może kiedyś się spotkamy....
Oj Maryjko pączków nie smażę, szczerze mówiąc, wydają mi się zbyt kosztownym i pracochłonnym przedsięwzięciem. Na nas troje domowników wystarczy skok do sklepu (właśnie Bąbel vel Prezes zażera się - jest fanem pączków).
Co do stażu blogerskiego, to fakt, nasz blog istnieje dość długo, ale dopiero tej zimy odkryliśmy "blogowe życie towarzyskie", no i tu jesteśmy żółtodziobami. Dopiero uczymy się tych różnych międzyblogowych form grzecznościowych, zwyczajów itp. Na ogół blogi, które odkrywaliśmy i w zachwycie czytali "od deski do deski" pełne już były Twoich komentarzy (równie zresztą ciekawych jak same wpisy blogerów). Spokojnie możesz się więc też uważać za "starą" blogerkę :)))))
A Twoje komentarze baardzo często bywały inspiracją do różnorodnych poszukiwań dla nas :)
Uściski
Go i Rado
Marysiu, szkoda, że mimo blisko to jednak nie na tyle żeby wpaść na pączki :)pewnie był super!!! A mnie jakieś przeziębięnie złożyło:(. Pączków nie było jedynie jakieś ciasto co zamroziłam tak na wszelki wypadek. Nie zdażyłam jeszcze nawet Twojego nowego posta przeczytać, zdażyłam tylko zobaczyć, że coś tam o mnie było .... i serdecznie dziękuję :) Uściski
Anula z Chaty pod Wiatrakami
Anulo, wszystko przed nami, można wymyśleć spotkanie w pół drogi, albo inny termin Tłustego czwartku i wtedy się spotkać. Wokół nas też krąży choróbsko, syn chorował, po nim zawsze przechodziło na mnie, ale się nie dam. Wydałam z domu bańki bezogniowe, bo znajomi chorują, mam jakieś syropki sosnowe, miodek z mniszka jak nakazał Szary Wilk. Mam zmartwienie, Gutek wyszedł w południe i do tej pory nie wrócił, chodzimy, wołamy, ile może nie być kota? Przecież nie żeni się chyba.
Pociesz mnie , Anulko, jak wtedy, kiedy się przyplątał.
ja do ciekawskich naleze, wiec nie moge doczekac sie zdjec wnetrza chatki, bedziesz pokazywac? pozdrawiam goraco :)
Z silami natury trudno wygrac i zazwyczaj jest to nierowna walka. Niestety nie ma wyjscia, trzeba pochylic glowe i naprawiac szkody. Tylko tych polamanych drzew szkoda. Dobrze, ze nie byli to jacys klusownicy, bo ludzie czasami sa gorsza zaraza jak nie jeden zwierzak.
Mario, pisanie bloga wychodzi Ci swietnie, tak trzymaj! Czekam na nastepne opowiesci z Witoldowki:)
Artdeco, pokażę, chociaż chatka jest mała, na dole "bawialnia " połączona z kuchnią, na górze śpimy.Dzięki za odwiedziny.
Ataner, kłusują też i łażą po "naszym", jak nas nie ma.
A przyroda już sobie poradziła ze stratami, jakoś wszystko wyrównało się samo po zimie, pa.
Pani Mario gratuluję, miło będzie do Pani zaglądać, okolica prześliczna, a ja zamiast odpoczywać po Gościach od wczoraj walczę z wirusem rota - okrropne, na nic nie mam siły, więc znikam do łóżka.
I jeszcze jedno muszę powiedzieć, dla mnie dawniej internet był stratą czasu, nie korzystałam z niego praktycznie, a teraz,dzięki niemu odkrywam jakby inny świat i ludzi, ciekawe coby to było, gdybyśmy mogli stworzyć razem taki kawałek własnego świata gdzieś tam.. mam wrażenie, że życie byłoby prostsze i piękniejsze. Taka wioska ludzi kochających i czujących podobnie, bo dzięki Bogu, jak widać jest ich więcej i więcej, tylko ja o tym nie wiedziałam. Jak wyniosłam sie na moją górę, to moja rodzina mówiła, że chyba zwariowałam - taka ciotka wariatka, co to po łąkach chodzi dziurawiec i rumianek zbiera :))
Bardzo fajnie, że Cię namówili. Z przyjemnością Cię czytam a i sama pewnie z chęcią zaglądasz do swoich zapisków :))
Pozdrawiam
Prześlij komentarz