wtorek, 1 marca 2011

Początki

Długo szukaliśmy naszego miejsca, nie interesowały nas działki rekreacyjne, gdzie jeden drugiemu zagląda do garnka i nie można spokojnie słowa zamienić, no i miały być górki. Znaleźliśmy, ok. 65 km od naszego miejsca zamieszkania, punkt informacji znajdował się, jak to zwykle bywa , w sklepie / którego już nie ma/, sołtys mieszkał w sąsiedniej miejscowości, ale tu miał rodzinę, i tym sposobem staliśmy się właścicielami ziemi.
Te białe ślady - to po ptakach, które tutaj nocują.
Nasza chata, w starym sadzie owocowym, dużo śliw węgierek, za nią rosła stara grusza, trzeba było ją ściąć. Była pusta w środku, jedna gałąź złamała się i  spadła na dach, łamiąc go, dobrze, że nie nad mieszkalną częścią.

Wjazd do nas, droga tknięta tylko naszym samochodem-czołgiem i tropy zwierząt. W tym drewnianym Światowidzie mieści się skrzynka elektryczna i szerszenie latem miały tam  gniazdo.

Nad wsią, przy szlaku turystycznym urokliwa kapliczka, skąd roztacza się przepiękna panorama na Kopystańkę. I można sobie zaśpiewać: Przy małej, wiejskiej kapliczce, stojącej wedle drogi.......

Dookoła bezkresne lasy, otulina parku narodowego, który nigdy nie powstał. Niedaleko ośrodek rządowy, gdzie był internowany Lech Wałęsa /nie wiem, czy to taka atrakcja/,  tysiące kilometrów lasów ogrodzone, bez wstępu dla zwykłego śmiertelnika.
Widok z drogi, chatka, a na prawo kombajn wędzarniczo-grillowo-piekarniczy, o czym jeszcze napiszę.
To jest Kopystańka, tam w oddali, najwyższy szczyt pogórza ,często kierujemy tam swoje buty.
Ponieważ mieliśmy wnosić jakieś niemałe opłaty, ile to by się urodziło żyta, ziemniaków i czegoś tam jeszcze, dokupiliśmy jeszcze kawałek i staliśmy się rolnikami. To był teren dawnej wsi, mieszkańcy przenieśli się dużo wyżej, a tutaj wszystko zarastało i dziczało, pierwszy rok - to wycinanie, karczowanie, koszenie, wypalanie, potem budowlańcy postawili zrąb domu, belki dachowe, a resztę robiliśmy już sami, dużo pomagał nam kolega Wiesiek. Dom jest z bali topolowych, potem rozsychał się, trzeszczał, pękał w najmniej oczekiwanych miejscach, więc dociepliliśmy go wełną, a na wierzch deska. Na jednym z rajdów na Noc Kupały przyjaciele zrobili konkurs na nazwę siedziby i tak  powstała WITOLDÓWKA, stosowną tablicę zrobiło małżeństwo plastyków, Beata i Tomek , która zdobi zdobi naszą chatę. Chyba tyle wystarczy na dzisiaj.
No i oczywiście coś naknociłam, zdjęcia wskoczyły nie tam , gdzie trzeba, ale to mój pierwszy raz i jestem w emocjach,  podszkolę się i będzie dobrze. Zapraszam w nasze , skromne progi.

21 komentarzy:

NieTylkoMeble pisze...

Przybiegłam prędziutko.
Jejku, a ja o takiej samotni marzę już tak długo... Ale jak to w życiu bywa nie zwsze ma się to co chce. Pięknie u Ciebie. A pewnie zdjęć potwierdzających to stwierdzenie z każdym postem będzie więcej :) Za każdym razem, gdy jadę do Przemyśla albo dalej, to nadkładam drogi i zaglądam w różne zakamarki Pogórza Przemsykiego :) Ale nie znam jeszcze Pogórza tak dobrze, jak Bieszczad, Roztocza, czy innych w dole Bugu krain. Jaki spokój w Witoldówce musi być. Spokój duszy, bo jak przypuszczam, to i u Was dzieje się, że ho ho. Przy kapliczce to majówki muszą być magiczne :)
Wszytskiego dobrego!

Anula pisze...

No to pierwsze koty za płoty :) Marysiu. Bardzo ładne miejsce, nie dziwię się, że tak nie możesz się doczekać wiosny. No i sadu zazdroszczę (oczywiście pozytywnie :)). Z niecierpliwością czekam na więcej bo pewnie duzo wiesz o tych okolicach i o Bieszczadach.
Buziaczki
Anula

Go i Rado Barłowscy pisze...

NO, REWELACJA, KOCHANA !!! :D Ależ nam sprawiłaś przyjemność zakładając wreszcie bloga! :D Ślicznie u Ciebie! Pogórze górą! Reszta dolinami ! :D Serdeczne cium.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Aneto, dziękuję za pierwszy, historyczny komentarz, tak, zdjęcia będą, i to kolorowe, bo w tych jest szaro i bez słońca. Majówki, oczywiście, są śpiewane przy kapliczce, tylko ja jakoś nie zdążam na nie, zawsze jak wpadam, to jest mnóstwo roboty, a przeważnie koszenie trawy, która rośnie jak oszalała, dlatego potrzebne mi są kozy. Tęsknię już do tej samotni.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Anulko, jakoś poszło, chociaż myślałam, że już po wpisie. Nie mamy w chacie kontaktu ze światem, komórka nie ma zasięgu, internetu tym bardziej, a w tym roku został zamontowany talerz, wykupiony jakiś mini-pakiet, ale TV
dalej nie działa, nie podłączony. Jak chcemy gdzieś zadzwonić, to trzeba iść na górę kawałek i coś się łapie.
Ale tak jest dobrze, pa.
A co Ty szyjesz teraz?

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Gosiu i Radku, dzięki za odwiedziny, to za Waszą sprawą odważyłam się coś napisać, pamiętam ten wpis w okolicach Bożego Narodzenia, zakiełkowało to we mnie. Zawsze z wielką przyjemnością do Was zaglądam, bo lubię, jak ktoś zauważy mój komentarz i odpowie bodaj słowem, a nie jestem tylko kolejną liczbą w statystyce bloga. Pozdrawiam, trzymajcie się cieplutko!

Ataner pisze...

Mario, jesli pozwolisz, to bardzo chetnie bede odwiedzala Twoja Magiczna Witoldowke. Pieknie u Ciebie. Z wielkim zainteresowaniem czytam Twoje komentarze jakie piszesz na innych blogach ktore bardzo cenie, takie jak blog: Anety czy Grey Wolfa.
Mialam nadzieje, ze zaczniesz opisywac te piekne miejsca o ktorych pisalas z taka pasja.
Ciesze sie, ze postanowilas pisac i pokazac nam okolice ktore zamieszkujesz.
Zycze Ci powodzenia i z niecierpliwoscia bede czekala na nastepne wpisy.
Pozdrawiam serdecznie:)))

Anula pisze...

Marysiu z rozpedu ne napisałam, że domek bardzo łądny i ten Świątek na skrzynkę i tabliczka z nazwa bardzo mi się podoba :)Jeszcze jest COŚ co bardzo mi się podoba i pewnie wkrótce pokażesz :) Nie bedę uprzedzać faktów. A co ja szyje? Na razie oswajam maszyne i jakąś podusię tworzę.
Serdeczności przesyłam Anula

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ataner, witaj, bywam u Ciebie, tylko nie zostawiam komentarzy. Na pogórzu pomieszkuję, bo mam jeszcze miejskie życie, ale kiedyś chętnie się tu zaszyję, tylko muszę wybudować ziemną piwniczkę, żeby trochę zapasów na zimę schować, ale to nieprędko. Pozdrawiam Cię, dzieki za odwiedziny i cieszę się,pa!

siedziba nawojów pisze...

Witam na Twoim blogu. Teraz będziemy zerkać z nad Kwisy co w Pogórzu Przemyskim. A wszystko ciekawe!! Pozdrawiamy

Ataner pisze...

Mysle, ze wielu z nas szuka takiej " ziemnej piwniczki".
Ty ja znalazlas i ciesze sie, ze chcesz ja pokazac.
Ja jeszcze jej nie znalazlam, ale dzieki takim ludziom jak Ty wiem, ze jeszcze takie miejsca istnieja.
Pozdrawiam z zimnego i mroznego Chicago :) Byle do wiosny.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Dzięki za odwiedziny, mieszkańcy siedziby Nawojów, podoba mi się u Was, pozdrawiam

weszynoska pisze...

Przybiegam się przywitać z całym naszym stadkiem. Kozy to moje marzenie, ale jeszcze mój Stefan nie dojrzał ..Wasza Witoldówka jest cudowna. Co tam stoi za domkiem??? takie z kamienia i drzewa?? Altana?? Niecierpliwie czekam na dalsze wpisy. No i Światowit ...cuudo. Chyba podkradnę pomysł ;) Mogę?? Mogę??? Pozdrawiam serdecznie.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Weszynosko, witam z całym zwierzyńcem, a tamto - to wędzarnia, grill i piec do pieczenia chleba, pokażę, a ta figuryna, to cztery deski, ozdobione wycinankami z drewna, kradnij, kradnij, aha, czuprynę trzeba mu odświeżyć, bo wyłysiał.

Anonimowy pisze...

http://gosinoweszalenstwa.blogspot.com/
Pomóżmy Gosi, dobrym słowem, warto!!!

*gooocha* pisze...

Z całego serca ale w takim pozytywnym znaczeniu zazdroszczę tego kawałka raju :) Będę zaglądać tutaj, bo spodziewam się kolejnych, pięknych zdjęć i relacji :) Pozdrawiam :)

jola pisze...

A ja tak późno trafiłam do Ciebie Mario - mogę tak mówić? No cóż lepiej późno, niż wcale i cieszę się, że będę mogła Ci składać rewizyty i podglądać..

Magda Spokostanka pisze...

Witam Cię serdecznie w Twoim wirtualnym "gnieździe"! Czekałam (inni pewnie też) aż je sobie umościsz. To będzie dla mnie kopalnia wiedzy o zupełnie nieznanych mi stronach, okraszona Twoimi ciekawymi, pięknymi wspomnieniami!
Dużo szczęścia na Waszym Pogórzu!
Magda

Sunniva pisze...

Witaj Mario ! Pięknie tam u Ciebie ! Piszesz, że chciałaś mieć "hacjendę" ;) na odludziu, bez ciekawskich oczu spoglądających jakby przypadkiem... I bardzo dobrze Cię rozumiem ! Moja chata też jest oddalona od innych , mogę jak Ewa w raju nago biegać;) i nie martwić się, że ktoś mnie podejrzy. Takie miejsca są jak perły ! Pozdrawiam ciepło i zabieram się za czytanie Twego bloga :)

HANNA pisze...

Auuu sliczna ta Wasza Witoldówka. No a miałam isć spac a wsiąknełam w czytanie.

Anonimowy pisze...

Witam serdecznie
Jak czytam tego bloga ,początki to myślę sobie,ze to w tej części poszukiwania domu to tak jak teraz u mnie.Szukamy właśnie domu ,miejsca na ziemi, jezdzimy patrzymy.A ja wiem,że pewnego dnia dojadę w jakieś miejsce i powiem: ja tu zostaję!!!
Tak własnie chcę
a na razie szukam...
Pozdrawiam ciepło