środa, 23 marca 2011

Schody do ..... i o koronkach

Z dołu prowadziła do chatki trawiasta ścieżka, po deszczu nie raz zjechało się na siedzeniu po śliskiej trawie. Napomknęłam o tym przy rozmowie z Jankiem, od którego kupiliśmy tę ziemię, że musimy jakąś ścieżkę zmajstrować, bo można się zabić. Przyjeżdżamy następnym razem, a tu leżą ogromne, płaskie kamienie ,  gotowe do ułożenia schodów i ścieżki, nasapaliśmy się przy nich setnie, a on sam to wszystko załadował i wyładował u stóp pagóra, jest bardzo uczynnym człowiekiem.
Po jakimś czasie ślad po ścieżce zaginął, trawa porosła wszystko, trzeba było z powrotem odsłonić kamienie.

     
                                   Obok ścieżki botaniczne tulipanki, mam nadzieję, że rozlezą się po
                                    podwórzu, jak krokusiki, które kwitną, gdzie chcą.


                               Na pierwszy ogień poszły schody, nożem, motyczką, rękami walczyłam
                               z trawą , jakieś korzonki zostały, na pewno odrośnie w tym roku....


                              .... potem ścieżka, darń odchodziłą z kamienia jak plastry , pomiędzy nimi
                                   znowu nóż i motyczka........


                              ..... aż w końcu odsłoniła się cała, ciekawe, na jak długo.......
                                                      to jest widok z dołu



                                                i z góry, ze schodków do chatki...



 A wszystko odbywało się w przepięknych okolicznościach wiosny, stare jabłonie są mądre, kwitną późno, nie grożą im przymrozki, a owoce wydają raz na dwa lata, ale za to w ilościach grożących klęską urodzaju.

Budowę chatki zaczęłam od zrobienia firaneczek na okna, których jeszcze nie było, w liście i winogrona, wzór z jakiegoś dzierganego czasopisma, a belki topolowe leżały i czekały na budowę.


                        oczywiście, jak w każdej szanującej się chacie - mała kolekcja żelazek i 2 prymusy,
                                                    te po babci męża nam się dostały


                          nad drzwiami do przyszłej łazieneczki maciupkiej - motyw róż, zostało po firankach
                          trochę nici bawełnianych, takich grubszych

             
                      tę paskudną, metalową futrynę wyrzucimy, a będzie z drewna, taka toporna i takież drzwi  

     
Koronkę na komódce wyszperałam  w szmateksie, a tę na drzwiach wejściowych "odrobiłam" od niej , tylko w większym rozmiarze, nazywam ją "zębata koronka".


Dwa okrągłe naczynia na półce powyżej - to ogrzewacze na zimę, do pościeli lub nóg, wlewa się gorącą wodę, w środku jest jakaś płytka metalowa do akumulacji ciepła i można się od biedy ogrzać.
A ten malutki kredensik - to szafeczka na przyprawy, z szufladkami i napisami, stareńka, pamiątka po Mikołaju, w którego domu kiedyś mieszkaliśmy.


 Na potoku utworzył się mały wodospadzik, jego jednostajny szum dociera do chaty, a po potężnej ulewie
 "huczy"......


                       
                                                  ..... a przylaszczki kwitną na potęgę.

Pozdrawiam wszystkich serdecznie, dzięki za komentarze i dobre słowa, pa.

25 komentarzy:

NieTylkoMeble pisze...

Tak to już z ogrodem i zielonością jest. Porasta wszystko w mgnieniu oka. pięknie wyglądają różne ogrody w katalogach, ale żeby tak w ryzach na własnym podwórku utrzymać, to napracować się trzeba ciężko.
Piękną macie ścieżkę i koronki też cudne! Przyjadę do Was po przylaszczki, odkop mi proszę ze dwie sadzonki :)
Pozdrawiam wiosennie

*gooocha* pisze...

To nie jest sprawiedliwe :(Że tyle śliczności jest wokół Ciebie :( Zróbmy tak - Ty mia daj schodki(zostaw sobie ścieżkę) 1 firaneczkę, 1 jabłonkę a ja Tobie pół marketu z parkingiem, który mam przed oknem kuchennym, skrzynkę z poziomkami przystosowanymi do życia i owocowania na blakonie, no i coś Ci jeszcze udziergam :)

*gooocha* pisze...

Sory za literówki - lekki pośpiech, ale nie będę wprowadzać zamieszania z usuwaniem i pisaniem od nowa komentarza.

weszynoska pisze...

Wiosna chyba jest najpiękniejsza porą roku. Budzi w nas zaśnięte zimą marzenia, daje zastrzyk energii i sprzyja realizacji pomysłów. Fajna ścieżka :) i fajne koronki :)

Anula pisze...

Marysiu ta scieżka jest wspaniała!.Też mam uczynione na punkcie kamieni w ogrodzie i ściezkę też niejedna ułożyłam. Jedno układanie kamieni na skarpie przepłaciłam półroczna kontuzja ręki. Koroneczki piękne i jak ładnie wkomponowały się w wystrój wnętrza. U mnie nowe bije sie ze starym :). Ostatecznie strych ma być siermiężny stylu wiejskim, a dół bardziej nowoczesny.
Ściskam mocno
Anula z Chaty
PS. Takich ogrzewaczy nie widziałam - rwelacja!!!

Go i Rado Barłowscy pisze...

W kamieniach masz prawdziwy majątek! :D Przylaszczek u nas jeszcze nie widzieliśmy, ale zawilce wzięły się do roboty. (O podbiale nie wspomniawszy.)Pzdr.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Aneto, przydałby się jakiś młody, przystojny ogrodnik. Przylaszczki masz załatwione, a jeszcze bluszczu dorzucę.
Dziś lezę na pergolę walczyć z kokornakiem i akebią, zrobił się gąszcz, nie umiem poradzić sobie z ładnym przycięciem jabłonki, zawsze którejś gałązki mi żal, pa.

Gocha, to znaczy, że robimy "machniom", jak w 4 pancernych. A z okna masz możliwość obserwacji zachowań ludzkich, to też cenne. Też mieszkałam w bloku, 5 lat, ale chłopakom zaczęły nogi wystawać z łóżka i nie było co z nimi zrobić, pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Weszynosko, wiosna daje energię, tylko coś tak mięśnie bolą, nogi bolą, odpoczywać trzeba, zanim człowiek się rozrusza, pora piękna, ale już trawa zaczyna rosnąć, a z tym wiąże się koszenie , na okrągło, pozdrawiam.

Anulko, nie raz wieczorem ciężko zasnąć, bo krzyż boli i wydaje się, że rano człowiek nie ruszy się. Wiesz sama, żeby coś wyglądało i sprawiało przyjemność, to trzeba się napracować.
I bardzo podoba się , jak nowe jest ze starym, nie lubię nowoczesnych, sterylnych wnętrz, musi być życie w nich. A Bigos właśnie usiłuje dostać się do domu z wygrzebaną kością, większą od niego i patrzy błagalnie: Wpuścić go? Pozdrawiam serdecznie, Anulko, pa.

jola pisze...

Ponieważ kamieni ci u nas dostatek, też mamy ścieżki kamienne i zarastają w tempie błyskawicznym, ja sobie radzę nożem kuchennym wycinając darń z kamieni. Twoja ścieżka piękna, aż chce się na nią wejść. Przylaszczek jeszcze nie widziałam, przebiśniegi i owszem, ja czekam na czosnek niedźwiedzi i jego białe, delikatne kwiaty - rośnie u Ciebie? A koronki - no cóż są cudne, ja też je uwielbiam, w ogóle mamy wiele wspólnych rzeczy do uwielbiania :))

jola pisze...

Acha i widzę, że mamy takie same zbiory żelazek :)) i jeden prymus też mam, dostałam w prezencie od moich Gości :))

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Go i Rado, nie darmo mój miejski sąsiad powiedzał kiedyś do męża: Panie sąsiedzie, pan z tą kobietą na kamieniu się dorobisz! I tak się dorabiamy na tych kamieniach, a to odcisków, a to kontuzji w plecach, paznokieć siny, bo obity, i lepimy, układamy, zwozimy w przyczepce, a jeszcze w ziemi leżą, trzeba je tylko wypukać metalową brehą, bo kiedyś były tu ze dwie zagrody i na kamieniach stały zabudowania. No i najważniejsze, wydobyć je z zawalonej piwnicy, a są tam piękne, duże, płaskie.
Kwitnie podbiał? Znaczy wiosna pełną gębą, pozdrawiam.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Jolu, pijesz poranną kawę? Przylaszczki kwitną w zacisznych miejscach, które najwcześniej były wystawione na słońce, a z kolei nie ma u mnie przebiśniegów, za chwilę będzie cudny żywokost gruczołowaty i groszek wiosenny, i kokorycze potem.
Czosnek niedźwiedzi rośnie w ogromnej masie nad Wiarem, tak jakby woda roznosiła nasiona, na terenach zalewowych, dobrze, że mi przypomniałaś mam go sobie przenieść do nas. Nazywają go "czeremsza", a można go w kuchni traktować jak szpinak. Żelazka muszą być, na jak bez nich? Pozdrawiam serdecznie, pa.

jola pisze...

Marysiu ja już dawno po kawie, mój dzień zaczął się o 6 rano - lubię wstawać do dnia - jestem skowronkiem :)i słoneczko pięknie świeci, ptaszki śpiewają, trzeba iść do ogrodu :))

Iwona pisze...

Schody wyglądają jak w baśniach :)

Magda Spokostanka pisze...

Dobry, uczynny sąsiad, cudowne kamienne schodki i ścieżki w pięknym ogrodzie, otaczającym dom pełen magicznych przedmiotów ...
I to wszystko nie bajka, tylko prawdziwe życie! Niesamowity ogrom Waszej pracy tkwi w każdym zakątku!
Koronki prześliczne!
Strasznie zawykrzyknikowałam cały tekst, ale nie dało się inaczej.
Pozdrawiam serdecznie!
ps. o Roszpuce odpowiedziałam.

Inkwizycja pisze...

Cudne te schody, ta ścieżka... do raju ;-) Wygląda bardzo malowniczo i romantycznie... i tak naturalnie, jakby nie tknięta ręką ludzką ;-)
Wspaniała masz kolekcję żelazek i prymusów, ja mam na razie - na dobry początek - swoje "żelazko" do stołów bilardowych... A te podgrzewacze są po prostu obłędnie piękne! Czy używacie ich czasami?
Wiem, ze się powtarzam, ale: cudnie tam u Was ;-)
Ściskam czule!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Kokotku, chyba nie da się po niej chodzić w szpilkach, bo jak obcas wpadnie między kamienie, to się zniszczy, chyba, że z gracją, hop! z kamyczka na kamyczek, hop!
Pozdrawiam serdecznie.

Magdo, o Roszpunce przeczytałam już wcześniej i ucieszyłam się bardzo, jakoś tak zwierzątek małych jest mi żal. Masz rację, napracowaliśmy się i jeszcze będziemy, bo chcemy piwniczkę blisko domu, ale to sama przyjemność. A teraz bolą mnie ręce, bo obcięłam pnącza na pergoli, wypaliłam je i będę odpoczywać, czego i Tobie życzę, pa.

Inkwizycjo, podgrzewaczy nie używamy, tylko palimy w piecu, jak się porąbie drzewa, pozamiata - to już jest ciepło.
Pozdrawiam serdecznie.

Unknown pisze...

Tak się cieszę, że znalazłam swoją kolejną bratnią duszę do tych klimatów wiejskich...Te Twoje wszechobecne kamienie.... Ja specjalnie będę nanosić otoczaki na ścieżki, pokłady kolejowe na schody... a Ty to wszystko masz na swojej ziemi:-)) piękne ścieżki i te koronki- bosko po prostu. A o tym Twoim wędzarniku to nie mogę normalnie przestać myśleć! Ściskam Cię mocno i pozdrawiam
Lusi

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Witaj, Lusi, myślałam kiedyś o podkładach kolejowych, ale ciężko je u nas zdobyć, bo już chyba wszystkie wymienili na żelbetowe, materiał super, zaimpregnowany, mocny, nie do zdarcia. A gdzie będziesz zbierać swoje otoczaki, też w potoku? Pozdrawiam serdecznie.

Dorota Narwojsz-Szal pisze...

Witaj Mario w kolejny wietrzny dzień. Powinnam się brać i to pędem za usuwanie trawy na naszych kamiennych ścieżkach w ogrodzie, za ogród w końcu... ach. Pracy moc, tylko czasu brak. Siedzę po uszy w wirtualnym świecie, zbudowanym z wnętrz moich klientów. I co jedną nogą wychodzę, to za rękę mnie wciągają.

Ps. Pięknie!!! :o)

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Doroto, wszystko zrobimy, powolutku, a czego nie zrobimy, to tak zostanie, przyroda sobie doskonale radzi i bez nas. Jestem na etapie sadzenia lilii, liliowców, nigdy ich nie miałam, a tak kuszą kolorami, oczywiście w miejskim ogrodzie, na pogórzu pysznią się storczyki dzikie,fioletowe,które muszę omijać przy koszeniu, dąbrówka, miodunka - wszystkie je tam zastałam i tak pozostaną. A klienci męczą Cię, bo chcą mieć pięknie u siebie, albo nie wiedzą, czego chcą, nie dawaj sobie chodzić po głowie. Cieplutko pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

W pięknym miejscu przycupnęła Wasza chałupka i Wy razem z nią. Schody rewelacyjne, takie dzikie! Zarośnięte też będą urocze, tylko szkoda trochę tego siedzenia...Już moja wyobrażnia działa i widzę tą jazdę po trawie, sama nie raz tak jechałam :)))
Kolekcja żelazek i ogrzewacze kapitalne! Firaneczki coś pięknego, szczególnie te w liście i winogrona! Zdolna bestia z Ciebie!
Ile ja bym dała, żeby słyszeć teraz ten Wasz wodospadzik...och!
Pozdrawiam :)))

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Dzięki, Guga, Ty jesteś przeokropnie przyjazny człowiek do świata. A szum potoku nadałby się na seanse wyciszające skołatane nerwy, tak samo jak padający deszcz i oddalająca się burza. Lubię dziergać, mam takie fazy: szydełko, potem druty, najmniej szyję. Teraz jestem na etapie drutowania, pozdrawiam.

Ataner pisze...

Mario, zaraz po koronkach urzeklas mnie widokiem zelazek do podgrzewania poscieli:)
Pieknie u Was!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Ataner, trzeba mieć coś w zanadrzu do ogrzewania, na wielgaśne mrozy, pa.